Aktualności tematyczne
"Defilada Zwycięzców: historie i twarze "
Białorusin Lew Chodanowicz jeszcze podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej zyskał miano legendarnego zwiadowcy. Pracując za linią frontu, zdołał zdobyć 15 języków – niespotykana liczba! Za swój heroizm i odwagę już w wieku 21 lat został odznaczony wszystkimi trzema stopniami Orderu Sławy.
Cudem ocalony
„Ojciec często opowiadał o wojnie – mówi najmłodszy syn weterana Aleksander, co mnie niezmiernie dziwi, ponieważ pokolenie zwycięzców zazwyczaj nie lubiło wspominać Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Ale Lew Siergiejewicz był wyjątkiem nie tylko pod tym względem: – Często zbieraliśmy się całą rodziną, słuchaliśmy, jak ojciec chodził za linią frontu i zdobywał jeńców, jak był odznaczany. W wieku 21 lat został już pełnym kawalerem Orderu Sławy, mimo że ukończył tylko 8 klas. Przed wojną starał się pomagać rodzicom we wszystkim: pracował jako dzwonnik, pasterz i pomocnik kowala”.
W lipcu 1941 roku, kiedy Niemcy szybko posuwali się naprzód na terytorium naszego kraju, rodzina Chodanowiczów, podobnie jak setki innych mieszkańców powiatu kormiańskiego, udała się na ewakuację w głąb Rosji. Zatrzymali się w mieście Jeliec w obwodzie orłowskim, gdzie w tym czasie stacjonował 45. rezerwowy pułk strzelców, wchodzący w skład frontu briańskiego. Kiedy 17-letni Lew Chodanowicz dowiedział się o tym, dodał sobie brakujące miesiące i zwrócił się do dowództwa pułku z prośbą o przyjęcie go do armii czerwonej. A 15 września 1941 roku został powołany do służby wojskowej i skierowany do batalionu szkoleniowego, który stacjonował w Orle.
Tymczasem wojska niemieckie szybko zbliżały się do obwodu orłowskiego, więc czas szkolenia żołnierzy Armii Czerwonej skrócono do kilku dni, po czym przeniesiono ich do batalionów strzeleckich 45. pułku. Na początku października sztab i stały skład pułku zostały przeniesione do Uralskiego Okręgu Wojskowego.

W trakcie orłowsko-briańskiej operacji obronnej pułk, w którym służył Lew Chodanowicz, znalazł się w kotle wroga. Żołnierze wyszli z okrążenia po ciężkich walkach i ogromnych stratach. Lew Chodanowicz i niewielu jego towarzyszy miało szczęście, udało im się przeżyć, ale nie udało im się dotrzeć do swoich. Wtedy, po dotarciu w walkach do lasów briańskich, żołnierze Armii Czerwonej utworzyli oddział partyzancki i kontynuowali walkę z wrogiem.
W maju 1942 roku żołnierze włączyli się do oddziału partyzanckiego im. Woroszyłowa, działającego na terenie obwodu briańskiego i wchodzącego w skład pierwszej brygady partyzanckiej w Gomelu. Lew Chodanowicz został przydzielony do grupy dywersyjnej plutonu rozpoznawczego, która zniszczyła siedem eszelonów z techniką i siłą roboczą. W sierpniu 1943 roku za odwagę i bohaterstwo wykazane w działaniach bojowych partyzant-saper Chodanowicz został zgłoszony do odznaczenia Orderem Czerwonej Gwiazdy.

Najwyższe odznaczenie wojskowe
Partyzanci spotkali się z oddziałami 139. Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej 17 września 1943 roku. Kilka tygodni później Lew Chodanowicz został ponownie powołany do Armii Czerwonej i wpisany na listę 718. Pułku Strzeleckiego tej dywizji. Wiosną 1944 roku żołnierz został przeniesiony do plutonu rozpoznania pieszo.
„Ojciec brał udział w dużych operacjach, wielokrotnie wyruszał na tyły, gdzie zdobywał nie tylko informacje, ale także najważniejsze mapy wroga. Pewnego razu udało mu się nawet zdobyć przyczółek. Każda operacja to historia odwagi i męstwa – z dumą mówi jego syn Aleksander. – Pamiętam, jak tata ubolewał nad tym, że często musiał zabijać wroga. Ale wojna to wojna. Ojczyzna potrzebowała obrony. Aby wykonać powierzone mu zadanie, trzeba było być człowiekiem o wyjątkowej odwadze”.
Główną cechą wyróżniającą służbę zwiadowców była ich niezależność podczas wykonywania zadań bojowych. Opuszczając pozycje pułku, polegali tylko na sobie i swoim doświadczeniu.

... 22 czerwca 1944 roku 718 pułk przygotowywał się do ataku, ale dowództwo bardzo potrzebowało tłumacza. Do grupy poszukiwawczej włączono Lwa Chodanowicza, który jako jeden z pierwszych dotarł do okopów niemieckich. Ogłuszył on z broni automatycznej siedzącego tam wroga, wziął go na siebie i zaciągnął do naszych okopów, podczas gdy przybyli z pomocą zwiadowcy odpierali ataki nazistów, którzy rzucili się na pomoc. Uzyskano cenne informacje, a Lew Chodanowicz 19 lipca 1944 roku na rozkaz dowódcy pułku został odznaczony medalem „Za odwagę”.
Brał udział w operacji „Bagration”. Żołnierze 718. pułku strzelców wchodzącego w skład 2. Frontu Białoruskiego toczyli ciężkie walki w rejonie Molodeczna. Było jasne, że ogień artylerii był dobrze korygowany, dlatego zwiadowcom powierzono zadanie wykrycia korektorów i zniszczenia ich. Sierżant Сhodanowicz jako pierwszy ustalił najbardziej prawdopodobne miejsce ich pobytu, wskazując wysokie sosny rosnące na wzgórzu – i nie pomylił się. W nocy 23 lipca wraz z dwoma towarzyszami przedostał się na wzgórze i zlikwidował wroga, a następnie przekazał cenne informacje dowództwu. Rano punkty ogniowe wroga zostały stłumione, a pułk kontynuował natarcie. Za swój wyczyn Lew Chodanowicz został odznaczony Orderem Sławy III stopnia.
Order Sławy II stopnia starszy sierżant Chodanowicz otrzymał już po wyzwoleniu Białorusi. W nocy z 1 na 2 grudnia 1944 roku wraz ze swoją grupą przeprowadził nalot, przedostając się na linię frontu obrony wroga. Niemcy nie zdążyli nawet zorientować się, co się dzieje, gdy do ich okopów poleciały granaty. Podczas tego nalotu Lew Chodanowicz osobiście zniszczył karabin maszynowy i schwytał dwóch jeńców.
A już 29 czerwca 1945 roku, w wieku 21 lat, został pełnym kawalerem Orderu Sławy. W liście pochwalnym z 21 lutego 1945 roku, podpisanym przez dowódcę pułku, czytamy: „W bitwie, która miała miejsce 13 lutego, starszy sierżant Chodanowicz jako dowódca grupy zwiadowczej przedostał się na terytorium wroga i schwytał tłumaczy, a także zdobył cenne informacje o linii obrony Niemców. Zasługuje na rządowe odznaczenie Orderem Sławy I stopnia”.

Defilady Wielkiego Zwycięstwa
Kiedy dowiedziano się o przygotowywanej Defiladzie Zwycięstwa, młodszy porucznik Chodanowicz został wybrany spośród żołnierzy 718. pułku strzelców do udziału w tym wielkim wydarzeniu.
„Selekcja była bardzo surowa. Sprawdzano nie tylko liczbę odznaczeń, choć było to warunkiem nadrzędnym, ale nawet wzrost, wagę i przygotowanie sportowe żołnierzy Armii Czerwonej. Wybrano niewielu, ale nasz tata spełniał wszystkie wymagania. Przez cały miesiąc uczestnicy odbywali próby, a w wolnym czasie aktywnie zajmowali się przygotowaniem fizycznym” – opowiada Aleksander Lwowicz.
W przyszłości Lew Chodanowicz miał jeszcze dwukrotnie przejść przez Plac Czerwony, choć już w składzie paradnej grupy weteranów. Brał udział w defiladach Zwycięstwa, które odbyły się w Moskwie 9 maja 1985 i 1990 roku.
Po powrocie z wojny Lew Siergiejewicz wybrał pokojowy zawód. Po ukończeniu technikum żeglugi rzecznej w Homlu został skierowany do Pińska do pracy w flocie rzecznej na odcinku technicznym Dniepr-Bug. Ożenił się i wychował trzech wspaniałych synów. Korespondentka nie mogła się powstrzymać od zadania im pytania, dlaczego po Zwycięstwie ojciec nie pozostał w siłach zbrojnych.
„Tata mówił, że wojna go zmęczyła. Nie chciał już więcej walczyć i zabijać” – przyznaje syn Wiktor. „Ludzie, którzy przeszli przez wojnę, zostali pozbawieni bardzo wielu rzeczy. Pamiętam, że tata zawsze chciał jeść, mimo że wojna już dawno się skończyła. Był dobrym człowiekiem, ale jednocześnie pryncypialnym, wymagającym, kochającym dyscyplinę”.
„Gdziekolwiek byliśmy, synowie, 9 maja zawsze przyjeżdżaliśmy do Pińska. To bardzo ważny dzień dla naszej rodziny. Weterani obowiązkowo spotykali się w parku przy Wiecznym Ogniu i składali kwiaty, a potem rozmawiali między sobą i z mieszkańcami. Tata zawsze był bardzo wszystkim potrzebny – dodaje Aleksander. – Tata już dawno odszedł, ale zawsze będziemy pamiętać jego miłość i mądre rady”.
W archiwach Muzeum Białoruskiego Polesia przechowywanych jest kilkanaście unikalnych fotografii, które weteran przekazał osobiście. Starszy pracownik naukowy Aleksander Orżechowski kilkakrotnie rozmawiał z Lwem Chodanowiczem. Według niego był to człowiek o niezwykłym losie: „Był odważny i miał naprawdę szczęście. Wyobraźcie sobie: noc, strefa neutralna najczęściej jest zaminowana, po niej czołgają się nasi zwiadowcy. Wróg nieustannie wystrzeliwuje rakiety oświetlające, jest jasno jak w dzień. Przed niemieckimi okopami rzędy drutu kolczastego, na którym wiszą puszki po konserwach. Dotkniesz – i wróg natychmiast strzela tam z karabinów maszynowych i moździerzy... Tylko nieliczni zwiadowcy byliby w stanie przetrwać w warunkach, w jakich znalazł się ten legendarny człowiek”.

W mieście Pińsk w obwodzie brzeskim nazwano ulicę imieniem Lwa Chodanowicza, a w powiecie kormiańskim w obwodzie homelskim – szkołę średnią.
Julia GAWRILENKO,
zdjęcie z archiwum Muzeum Białoruskiego Polesia,
gazeta „7 dni”
Cudem ocalony
„Ojciec często opowiadał o wojnie – mówi najmłodszy syn weterana Aleksander, co mnie niezmiernie dziwi, ponieważ pokolenie zwycięzców zazwyczaj nie lubiło wspominać Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Ale Lew Siergiejewicz był wyjątkiem nie tylko pod tym względem: – Często zbieraliśmy się całą rodziną, słuchaliśmy, jak ojciec chodził za linią frontu i zdobywał jeńców, jak był odznaczany. W wieku 21 lat został już pełnym kawalerem Orderu Sławy, mimo że ukończył tylko 8 klas. Przed wojną starał się pomagać rodzicom we wszystkim: pracował jako dzwonnik, pasterz i pomocnik kowala”.
W lipcu 1941 roku, kiedy Niemcy szybko posuwali się naprzód na terytorium naszego kraju, rodzina Chodanowiczów, podobnie jak setki innych mieszkańców powiatu kormiańskiego, udała się na ewakuację w głąb Rosji. Zatrzymali się w mieście Jeliec w obwodzie orłowskim, gdzie w tym czasie stacjonował 45. rezerwowy pułk strzelców, wchodzący w skład frontu briańskiego. Kiedy 17-letni Lew Chodanowicz dowiedział się o tym, dodał sobie brakujące miesiące i zwrócił się do dowództwa pułku z prośbą o przyjęcie go do armii czerwonej. A 15 września 1941 roku został powołany do służby wojskowej i skierowany do batalionu szkoleniowego, który stacjonował w Orle.
Tymczasem wojska niemieckie szybko zbliżały się do obwodu orłowskiego, więc czas szkolenia żołnierzy Armii Czerwonej skrócono do kilku dni, po czym przeniesiono ich do batalionów strzeleckich 45. pułku. Na początku października sztab i stały skład pułku zostały przeniesione do Uralskiego Okręgu Wojskowego.
W trakcie orłowsko-briańskiej operacji obronnej pułk, w którym służył Lew Chodanowicz, znalazł się w kotle wroga. Żołnierze wyszli z okrążenia po ciężkich walkach i ogromnych stratach. Lew Chodanowicz i niewielu jego towarzyszy miało szczęście, udało im się przeżyć, ale nie udało im się dotrzeć do swoich. Wtedy, po dotarciu w walkach do lasów briańskich, żołnierze Armii Czerwonej utworzyli oddział partyzancki i kontynuowali walkę z wrogiem.
W maju 1942 roku żołnierze włączyli się do oddziału partyzanckiego im. Woroszyłowa, działającego na terenie obwodu briańskiego i wchodzącego w skład pierwszej brygady partyzanckiej w Gomelu. Lew Chodanowicz został przydzielony do grupy dywersyjnej plutonu rozpoznawczego, która zniszczyła siedem eszelonów z techniką i siłą roboczą. W sierpniu 1943 roku za odwagę i bohaterstwo wykazane w działaniach bojowych partyzant-saper Chodanowicz został zgłoszony do odznaczenia Orderem Czerwonej Gwiazdy.

Najwyższe odznaczenie wojskowe
Partyzanci spotkali się z oddziałami 139. Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej 17 września 1943 roku. Kilka tygodni później Lew Chodanowicz został ponownie powołany do Armii Czerwonej i wpisany na listę 718. Pułku Strzeleckiego tej dywizji. Wiosną 1944 roku żołnierz został przeniesiony do plutonu rozpoznania pieszo.
„Ojciec brał udział w dużych operacjach, wielokrotnie wyruszał na tyły, gdzie zdobywał nie tylko informacje, ale także najważniejsze mapy wroga. Pewnego razu udało mu się nawet zdobyć przyczółek. Każda operacja to historia odwagi i męstwa – z dumą mówi jego syn Aleksander. – Pamiętam, jak tata ubolewał nad tym, że często musiał zabijać wroga. Ale wojna to wojna. Ojczyzna potrzebowała obrony. Aby wykonać powierzone mu zadanie, trzeba było być człowiekiem o wyjątkowej odwadze”.
Główną cechą wyróżniającą służbę zwiadowców była ich niezależność podczas wykonywania zadań bojowych. Opuszczając pozycje pułku, polegali tylko na sobie i swoim doświadczeniu.

... 22 czerwca 1944 roku 718 pułk przygotowywał się do ataku, ale dowództwo bardzo potrzebowało tłumacza. Do grupy poszukiwawczej włączono Lwa Chodanowicza, który jako jeden z pierwszych dotarł do okopów niemieckich. Ogłuszył on z broni automatycznej siedzącego tam wroga, wziął go na siebie i zaciągnął do naszych okopów, podczas gdy przybyli z pomocą zwiadowcy odpierali ataki nazistów, którzy rzucili się na pomoc. Uzyskano cenne informacje, a Lew Chodanowicz 19 lipca 1944 roku na rozkaz dowódcy pułku został odznaczony medalem „Za odwagę”.
Brał udział w operacji „Bagration”. Żołnierze 718. pułku strzelców wchodzącego w skład 2. Frontu Białoruskiego toczyli ciężkie walki w rejonie Molodeczna. Było jasne, że ogień artylerii był dobrze korygowany, dlatego zwiadowcom powierzono zadanie wykrycia korektorów i zniszczenia ich. Sierżant Сhodanowicz jako pierwszy ustalił najbardziej prawdopodobne miejsce ich pobytu, wskazując wysokie sosny rosnące na wzgórzu – i nie pomylił się. W nocy 23 lipca wraz z dwoma towarzyszami przedostał się na wzgórze i zlikwidował wroga, a następnie przekazał cenne informacje dowództwu. Rano punkty ogniowe wroga zostały stłumione, a pułk kontynuował natarcie. Za swój wyczyn Lew Chodanowicz został odznaczony Orderem Sławy III stopnia.
Order Sławy II stopnia starszy sierżant Chodanowicz otrzymał już po wyzwoleniu Białorusi. W nocy z 1 na 2 grudnia 1944 roku wraz ze swoją grupą przeprowadził nalot, przedostając się na linię frontu obrony wroga. Niemcy nie zdążyli nawet zorientować się, co się dzieje, gdy do ich okopów poleciały granaty. Podczas tego nalotu Lew Chodanowicz osobiście zniszczył karabin maszynowy i schwytał dwóch jeńców.
A już 29 czerwca 1945 roku, w wieku 21 lat, został pełnym kawalerem Orderu Sławy. W liście pochwalnym z 21 lutego 1945 roku, podpisanym przez dowódcę pułku, czytamy: „W bitwie, która miała miejsce 13 lutego, starszy sierżant Chodanowicz jako dowódca grupy zwiadowczej przedostał się na terytorium wroga i schwytał tłumaczy, a także zdobył cenne informacje o linii obrony Niemców. Zasługuje na rządowe odznaczenie Orderem Sławy I stopnia”.

Defilady Wielkiego Zwycięstwa
Kiedy dowiedziano się o przygotowywanej Defiladzie Zwycięstwa, młodszy porucznik Chodanowicz został wybrany spośród żołnierzy 718. pułku strzelców do udziału w tym wielkim wydarzeniu.
„Selekcja była bardzo surowa. Sprawdzano nie tylko liczbę odznaczeń, choć było to warunkiem nadrzędnym, ale nawet wzrost, wagę i przygotowanie sportowe żołnierzy Armii Czerwonej. Wybrano niewielu, ale nasz tata spełniał wszystkie wymagania. Przez cały miesiąc uczestnicy odbywali próby, a w wolnym czasie aktywnie zajmowali się przygotowaniem fizycznym” – opowiada Aleksander Lwowicz.
W przyszłości Lew Chodanowicz miał jeszcze dwukrotnie przejść przez Plac Czerwony, choć już w składzie paradnej grupy weteranów. Brał udział w defiladach Zwycięstwa, które odbyły się w Moskwie 9 maja 1985 i 1990 roku.
Po powrocie z wojny Lew Siergiejewicz wybrał pokojowy zawód. Po ukończeniu technikum żeglugi rzecznej w Homlu został skierowany do Pińska do pracy w flocie rzecznej na odcinku technicznym Dniepr-Bug. Ożenił się i wychował trzech wspaniałych synów. Korespondentka nie mogła się powstrzymać od zadania im pytania, dlaczego po Zwycięstwie ojciec nie pozostał w siłach zbrojnych.
„Tata mówił, że wojna go zmęczyła. Nie chciał już więcej walczyć i zabijać” – przyznaje syn Wiktor. „Ludzie, którzy przeszli przez wojnę, zostali pozbawieni bardzo wielu rzeczy. Pamiętam, że tata zawsze chciał jeść, mimo że wojna już dawno się skończyła. Był dobrym człowiekiem, ale jednocześnie pryncypialnym, wymagającym, kochającym dyscyplinę”.
„Gdziekolwiek byliśmy, synowie, 9 maja zawsze przyjeżdżaliśmy do Pińska. To bardzo ważny dzień dla naszej rodziny. Weterani obowiązkowo spotykali się w parku przy Wiecznym Ogniu i składali kwiaty, a potem rozmawiali między sobą i z mieszkańcami. Tata zawsze był bardzo wszystkim potrzebny – dodaje Aleksander. – Tata już dawno odszedł, ale zawsze będziemy pamiętać jego miłość i mądre rady”.
W archiwach Muzeum Białoruskiego Polesia przechowywanych jest kilkanaście unikalnych fotografii, które weteran przekazał osobiście. Starszy pracownik naukowy Aleksander Orżechowski kilkakrotnie rozmawiał z Lwem Chodanowiczem. Według niego był to człowiek o niezwykłym losie: „Był odważny i miał naprawdę szczęście. Wyobraźcie sobie: noc, strefa neutralna najczęściej jest zaminowana, po niej czołgają się nasi zwiadowcy. Wróg nieustannie wystrzeliwuje rakiety oświetlające, jest jasno jak w dzień. Przed niemieckimi okopami rzędy drutu kolczastego, na którym wiszą puszki po konserwach. Dotkniesz – i wróg natychmiast strzela tam z karabinów maszynowych i moździerzy... Tylko nieliczni zwiadowcy byliby w stanie przetrwać w warunkach, w jakich znalazł się ten legendarny człowiek”.

W mieście Pińsk w obwodzie brzeskim nazwano ulicę imieniem Lwa Chodanowicza, a w powiecie kormiańskim w obwodzie homelskim – szkołę średnią.
Julia GAWRILENKO,
zdjęcie z archiwum Muzeum Białoruskiego Polesia,
gazeta „7 dni”

ENERGIA ATOMOWA
