Prosty facet, partyzant, agronom... kat, zdrajca i morderca. W ciągu swojego niezbyt długiego życia Wasilij Mieleszko zdążył zmienić wiele wizerunków. Lubił być pierwszy we wszystkim i sprytnie wychodził z pozornie beznadziejnych sytuacji, aż pewnego dnia szczęście go nie opuściło. Jak zwykły facet stał się jednym z najbardziej znanych zbrodniarzy wojennych? Opowiadamy o tym w projekcie "Kroniki".
Wasilij Mieleszko urodził się w 1917 roku we wsi Nyżni Sirohozy w obwodzie chersońskim. Po ukończeniu szkoły ukończył technikum rolnicze ze specjalnością "agronom". W 1938 r. wstąpił do Armii Czerwonej. W 1940 r. Mieleszko ukończył szkołę piechoty w Kijowie i otrzymał stopień lejtnanta. Od 1939 r. był członkiem Wszechzwiązkowego Leninowskiego Komunistycznego Związku Młodzieży.
- Zwykły radziecki ukraiński chłopak, z profilu agronom. Potem kursy w szkole wojskowej. Potem dowodził plutonem karabinów maszynowych. W takim stopniu złapała go wojna. Zwykły prosty człowiek, - dodał doktor nauk, profesor Igor Marzaluk.
Na początku Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Wasilij dowodził plutonem 140. Batalionu Karabinów Maszynowych. Pierwszego dnia wojny zostali otoczeni, a od września 1941 roku Mieleszko został uznany za zaginionego w akcji. Później okazało się, że został zabrany do obozu w Hammelburgu.
- Przetrzymywano tam generałów Armii Czerwonej, dowódców dywizji i brygad. Niektórzy z nich poszli na współpracę z nazistami. Kilka osób z tego szeregu zostało powieszonych na Placu Czerwonym w 1946 roku za zdradę, - powiedział badacz Centrum Historii Wojskowej Białorusi Walerij Nadtaczajew. - Przez cały okres istnienia obozu przebywało w nim około 18 tysięcy osób. Wasilij Mieleszko był jednym z nich.
Naziści nie przestrzegali żadnych umów międzynarodowych dotyczących jeńców wojennych. Wysyłali ich do ciężkiej pracy: w kamieniołomach, przy usuwaniu gruzu.
- Dla "rasy białych panów" jeńcy wojenni Armii Czerwonej byli untermensch ("podczłowiek"), w stosunku do których wolno było robić wszystko, co chciał lub preferował komendant obozu lub strażnik. Nie ma więc żadnych praw, - opisuje Walerij Nadtaczajew. - Jedzenie również jest znikome. Nawet to, co dostawali, było raczej namiastką jedzenia z dodatkiem niejadalnych zanieczyszczeń: trocin, mięsa z martwych koni lub innych zwierząt. Jeńcy wojenni byli po prostu metodycznie niszczeni jako odpady. Dopóki mogli pracować, pracowali. Gdy się zużyli, byli po prostu utylizowani.
Obozy jenieckie były narzędziem ludobójstwa narodu radzieckiego. Ludzie stawali przed wyborem: umrzeć lub przejść na stronę okupanta.
- Wielu przypłaciło to życiem, ale nie zdradzili ojczyzny, honoru, obowiązku ani samych siebie. Wybór jest niezwykle trudny, jest bardzo ciężki. Dzisiaj, kiedy mówimy o tym w czasie pokoju, nie czujemy tego przerażenia, które czuli tamci ludzie, - dodał Walerij Nadtaczajew. - Było wielu ludzi, którzy zewnętrznie zgodzili się służyć okupantowi, ale w głębi serca pielęgnowali nadzieję, że albo dołączą do partyzantów przy pierwszej okazji, albo, jeśli zostaną rzuceni na linię frontu jako agenci Abwehry lub SD, poddadzą się. To znaczy, na zgłoszenie się do najbliższej jednostki wojskowej lub organów NKWD i przyznanie się do winy.
Najbardziej znanym przykładem jest Aleksander Kozłow. Szef wywiadu pułku został ranny i schwytany latem 1942 roku. Zgodził się na współpracę z niemieckim wywiadem. Przez lata wojny agent pierwszej linii "Smiersz" zebrał dane o ponad stu wrogach, z których część zwerbował. Są też inne przykłady.
- Filko to także Ukrainiec, który podobnie trafił do niewoli. Walki toczyły się już na terytorium obwodu orłowskiego. Będąc w niewoli zgodził się na współpracę z okupantami. Został wcielony do batalionu "Dniepr", który stacjonował w Bobrujsku, - kontynuował opowieść Walerij Nadtaczajew. - Filko był czekistą, o czym oczywiście nie powiedział, - oficerem kontrwywiadu wojskowego w 25. Dywizji Czołgów. Spośród tych "dnieprowców" zwerbował szereg ochotników. Przy pierwszej nadarzającej się okazji przeszli oni do partyzantów. Następnie został zastępcą dowódcy brygady partyzanckiej ds. wywiadu i kontrwywiadu.
Wasilij Mieleszko postanowił ratować się za wszelką cenę. Nie chciał się narażać i zgodził się na współpracę z faszystami.
- Dobrowolnie wyraził chęć współpracy i został przeszkolony do pełnego, jak to się nazywa, standardu, - mówi Igor Marzaluk. - Był szkolony na ukraińskiego nacjonalistę.
Założycielem ukraińskiego integralnego (holistycznego) nacjonalizmu jest Dmytro Doncow. W latach 20. sformułował ideę "świadomych Ukraińców" - grupy ludzi, którzy powinni przewodzić narodowi. Wierzył w hierarchię narodów "dominujących" i "plebejskich". Sprzeciwiał się współpracy z Rosją. Wspierał model faszystowskich dyktatur.
- Niemcy doskonale rozumieli, kim są Ukraińcy, kim Rosjanie, Białorusini, Kazachowie, Kirgizi, Kałmucy, Dagestańczycy. Doskonale znali historię i praktykę nacjonalizmu każdego z narodów Związku Radzieckiego, każdego narodu tytularnego, - opisywał sytuację Igor Marzaluk. - Ukraińcy byli na specjalnym koncie, ponieważ ukraiński ruch narodowy podczas wojny domowej, ukraiński nacjonalizm wykazał kolosalny potencjał. I dlatego Rosenberg generalnie uważał, że należy postawić na ukraiński nacjonalizm.
W 1942 r. rozpoczęła się krwawa służba Mieleszko w pierwszej "elitarnej" kompanii 118. Batalionu Bezpieczeństwa. Został zugführerem.