Projekty
Government Bodies
Flag Piątek, 20 Września 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
02 Czerwca 2024, 15:00

"Opowiadają wstrząsające historie". Bloger z Mozyrza pomaga przenieść się na Białoruś uchodźcom m.in. z Ukrainy

Siergiej Tereszczenko nie tylko wyjaśnia zainteresowanym, jak uzyskać zezwolenie na pobyt stały na Białorusi, ale także prowadzi wszystkich za rękę do potencjalnych pracodawców, którzy mogą zaoferować im dach nad głową. Wśród tych, którzy z pomocą Siergieja chcą zacząć życie od nowa, są mieszkańcy szeregu krajów europejskich, Izraela, USA, Kanady i Argentyny. Bloger opowiada, dlaczego wszyscy chcą wyjechać na Białoruś, co szokuje ich w naszym kraju i jakie historie uchodźców z Ukrainy nazywa "horrorem - bez żywych trupów, ale z diabelstwem"?

"Białorusini to najlepsi ludzie na ziemi"

Siergiej Tereszczenko nie tylko nie jest obojętny na smutek innych ludzi, ale także jest pracoholikiem. Udaje mu się pracować w dwóch sklepach internetowych i aktywnie prowadzić swojego bloga. Obala w nim fałszywe informacje o naszym kraju, opowiada o jego naturalnym pięknie i dzieli się sprawdzonymi przepisami. Osobny temat - historie tych, którzy przeprowadzili się na Białoruś na pobyt stały. Ukraińcy są tam najczęstszymi bohaterami.
Pierwszą rodziną, której pomógł Siergiej, była rodzina ukraińska. Ludmiła z dwójką dzieci mieszkała w domu blogera przez miesiąc.

- Teraz jest dla nas jak członek rodziny, - uśmiecha się nasz bohater. - Często nas odwiedza, a my odwiedzamy ją. Widzimy, jak powoli urządza się w domu ze wszystkimi udogodnieniami, który dostała od państwowego gospodarstwa rolnego "Zaria". Ludmiła otrzymuje tam dobrą pensję. W miarę możliwości wyposaża dom: kupuje kuchnię lub coś innego. Na początku Białorusini, którzy zobaczyli mój film o niej, bardzo pomogli: ktoś przysłał dywan, ktoś żyrandol, lampę. Dzieci Ludmiły stały się z różowymi policzkami! Chodzą do szkoły, gdzie uczą się i są karmione za darmo. A ich mama też stała się ładniejsza. Jest bardzo zadowolona ze wszystkiego.

Inna ukraińska rodzina, która przybyła z rekomendacji Siergieja Tereszczenko, osiedla się w domu z przedsiębiorstwa rolnego "Osowiec". Swietłana, Jarosław i ich dzieci zapoznali się już ze wszystkimi sąsiadami we wsi, z niektórymi nawet się zaprzyjaźnili. Teraz uważają Białorusinów za najlepszych ludzi na ziemi.

- Bo są wspaniali, bardzo otwarci. Wszyscy nam pomagali, jak tylko mogli, - wspomina Swietłana.

Jej rodzinne górnicze miasto Lisiczańsk jest nieco mniejsze od białoruskiego Mozyrza, w pobliżu którego mieszka teraz jej rodzina. Swietłana ukończyła Narodowy Uniwersytet Rolniczy im. Dokuczajewa w Charkowie i wyszła za mąż jeszcze jako studentka. Nowożeńcy wkrótce przeprowadzili się do własnego domu. Swietłana zaczęła rozwijać swoją karierę - została kierownikiem działu w sieci supermarketów, urodziła dwoje dzieci.

Jeszcze przed narodzinami syna para zaczęła zauważać, że sytuacja w kraju pogarsza się. Po wydarzeniach politycznych w 2014 r. gospodarka zaczęła gwałtownie spadać: przedsiębiorstwa zaczęły upadać na ich oczach, ceny rosły niemal każdego dnia, a oni musieli płacić nawet za to, co kiedyś było darmowe - medycynę i edukację. Życie z pensji stawało się coraz trudniejsze. Ponadto kwestia językowa stawała się coraz bardziej dotkliwa: osoby rosyjskojęzyczne były traktowane z góry i wymagano od nich porozumiewania się wyłącznie w języku ukraińskim. Wszystko to skłoniło Swietłanę i Jarosława do przeprowadzki do innego kraju.

Zdecydowali, że będzie to Polska. Znaleźli tam pracę i zakwaterowanie. W zasadzie wszystko szło dobrze przez około 5 lat - dokładnie do momentu, gdy po rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej do Polski napłynęła fala ukraińskich uchodźców. Dzieci Swietłany i Jarosława jako pierwsze odczuły zmianę w nastawieniu miejscowych. Skarżyły się, że są obrażane i znieważane. Wkrótce para sama się z tym spotkała: zaczęto im zarzucać, że "żyją jak pasożyty w obcym kraju". Swietłana i Jarosław ponownie spakowali walizki...

Było kilka możliwości przeniesienia się do bardziej przyjaznego środowiska, ale zdecydowali się na Białoruś. Przez kilka tygodni bezskutecznie próbowali znaleźć pracę w Mińsku. I wtedy w jednej z sieci społecznościowych Swietłana natknęła się na blogera Siergieja Tereszczenko, który obiecał pomóc uchodźcom, którzy zgodzili się osiedlić w rejonie mozyrskim.

"Chciałem zrezygnować z tego wszystkiego, ale potem zdecydowałem, że będę nadal pomagać, ale wybiórczo"


Siergiej Tereszczenko podkreśla, że zwracają się do niego głównie osoby z trzech krajów - Białorusi, Rosji i Ukrainy, ale mieszkańcy wielu innych krajów - USA, Kanady, Izraela, członków UE, Portugalii, a nawet Meksyku - również proszą o poradę w sprawie relokacji.

- Wszyscy ci ludzie są rosyjskojęzyczni. Opuścili swoje kraje z różnych powodów. Niektórzy z nich zrobili to jeszcze w latach 90-tych, a teraz chcą wrócić na terytorium byłego ZSRR. Choć oczywiście najczęściej zwracają się do mnie o pomoc ci, którzy po rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej przenieśli się z Ukrainy do Europy Zachodniej. Mają dość wychwalanej tam demokracji i teraz chcą jechać na Białoruś, żeby po prostu pracować, rodzić i wychowywać dzieci. Jeśli policzymy, ile osób zasiliło nasz kraj dzięki mojej pomocy, to wyjdzie nam około 50 osób, - podkreśla z satysfakcją bloger.

Zaprasza do Mozyrza lub rejonu mozyrskiego osoby, które chcą uzyskać zezwolenie na pobyt stały. Nie tylko dlatego, że sam tu mieszka i jest zakochany w swojej ojczyźnie, o której kręci liczne filmiki. Powód jest znacznie bardziej oczywisty.

- Mam tu odpowiednie znajomości, więc mogę pomóc. Polega to na asystowaniu: mogę powiedzieć, że biorę wszystkich za rękę, prowadzę ich najpierw do Departamentu Obywatelstwa i Migracji, potem dzwonimy do wszystkich organizacji i przedsiębiorstw, gdzie oprócz pracy mogą zaoferować mieszkanie, czasem idziemy razem porozmawiać z przewodniczącymi rad wiejskich, szefami przedsiębiorstw rolnych, - mówi Siergiej Tereszczenko i zauważa, że zawsze doprowadza do końca to, co zaczął.

Być może również dlatego numer telefonu blogera jest rozpowszechniany wśród tych, którzy planują przeprowadzić się na Białoruś. "Poczta pantoflowa" działa bez zarzutu. Chociaż taka sława, jak się okazało, ma swoje minusy.

- Niedawno dowiedziałem się, że ludzie z marginesu zaczęli używać mojego nazwiska. Przychodzą do Departamentu Obywatelstwa i Migracji, robią skandal, twierdząc, że zaprosiłem ich do kraju, chociaż nie znam tych ludzi. Niektórzy zaczęli być bezczelni - dzwonią z Polski i innych krajów europejskich, stawiając warunek: przyjadę na Białoruś, ale do tego czasu pan znajdzie mi pracę i mieszkanie. Tłumaczę, że ja tylko pomagam, a ludzie sami szukają tego, czego potrzebują. W odpowiedzi słyszę: "Masz obowiązek mi pomóc, jestem uchodźcą!". Byli też tacy, których interesowało tylko to, czy wypłacane są tu zasiłki dla uchodźców. Kiedy dowiadywali się, że będą musieli pracować, zmieniali zdanie na temat przyjazdu. Z powodu takich przypadków miałem nawet zamiar zrezygnować z tego. Ale kiedy trochę się uspokoiłem, zdecydowałem, że zacznę pomagać na poważniejszym poziomie i wybiórczo. Nie chcę, by do naszego kraju przyjeżdżali ludzie z marginesu i ludzie z "zawiniętymi" mózgami, - wyjaśnia Siergiej.

"Pierwsze słowa brzmiały: "Jestem w szoku"

Teraz wśród tych, którym bloger pomaga, nie ma osób zmarginalizowanych czy "zombifikowanych". Ludzie, którzy doceniają proste, ale ważne radości: wiarę w przyszłość, życzliwy i pełen szacunku stosunek do siebie, produkty wysokiej jakości, komfortowe warunki życia, przenoszą się na Białoruś za radą Siergieja Tereszczenko.

- Około tydzień temu z Woroneża przyjechała matka z synem. Zdecydowali już, że przeprowadzą się do agromiasteczka Opol w obwodzie brzeskim. Czeka tam na nich pani Galina Woroszyłowa, przewodnicząca rady wiejskiej - wspaniała kobieta i życzliwa osoba. Po przyjeździe do nas matka i syn byli zaskoczeni wieloma rzeczami: czystością w miastach, podejściem ludzi - kogokolwiek poprosisz, każdy pomoże, a także szerokim asortymentem w naszych sklepach. Zauważyli, że produkty są w większości białoruskie, co oznacza, że są wysokiej jakości. Jak mogłoby być inaczej, skoro mamy samowystarczalne państwo? - mówi nasz bohater.

Kolejnym z tych, którzy przyjechali do nas na pobyt stały po obejrzeniu filmu o Białorusi na kanale YouTube Siergieja Tereszczenko, jest mężczyzna, który mieszkał w Portugalii przez 20 lat. Według blogera jest biznesmenem, wykształcony i zna sześć języków.

- Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałem, gdy go spotkałem, było "Jestem w szoku", a dopiero potem się przywitał. Okazało się, że mężczyzna nie spodziewał się, że tak wiele osób postronnych weźmie udział w jego losie i zaoferuje pomoc. W sprawę zaangażowanych jest wiele osób, bo najczęściej ludzie przyjeżdżają tu z jedną torbą, w której są tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Białorusini wysyłają ubrania i inne rzeczy tym, którzy tu przyjechali. Pracownicy Departamentu Obywatelstwa i Migracji Mozyrskiego Rejonowego Wydziału Spraw Wewnętrznych oraz Mozyrskiej Rejonowej Organizacji Białoruskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża udzielają ogromnej pomocy. Chciałbym powiedzieć, że pracują tam naprawdę fajni specjaliści. Pan Feliks Galuk, zastępca przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Rejonu Mozyrskiego, pomógł mi wiele razy. Ani razu nie odmówił zadzwonienia do przedsiębiorstw i uzgodnienia zatrudnienia. Nawiasem mówiąc, wiele osób, które się ze mną kontaktowały, mówiło mi ciekawą rzecz: bez względu na to, ile i do jakich białoruskich przedsiębiorstw dzwonili ze swojego kraju, aby dowiedzieć się o wolnych miejscach pracy, nie mogli się skontaktować. Wygląda na to, że komunikacja jest zablokowana. Dlatego kwestię pracy można rozwiązać tylko na miejscu, - wyjaśnia Siergiej Tereszczenko.

Zwykle kwestia zatrudnienia jest rozwiązywana w ciągu trzech dni z przyjazną pomocą strony białoruskiej. Jednocześnie trwa poszukiwanie zakwaterowania. Wcześniej ludzie, z których większość ma przy sobie bardzo mało pieniędzy, albo wynajmują dziennie mieszkanie, albo pokój w hotelu.

Kiedy ludzie pytają Siergieja, dlaczego poświęca tyle czasu obcym, wyjaśnia: chodzi o zwykłe ludzkie współczucie.

- Kiedy żyjesz we własnym kraju i masz gospodarstwo domowe, mieszkanie, dom, potrzebujesz bardzo poważnych powodów, aby je opuścić i zacząć od zera w obcym kraju. Na Ukrainie dzieją się straszne rzeczy. Uchodźcy opowiadają wstrząsające historie. Wszyscy bardzo się boją, w tym o swoje życie i zdrowie, ponieważ mogą tam zostać pobici tylko dlatego, że są osobami rosyjskojęzycznymi. Mówi się im: to znaczy, że nie jesteście z nami, ale przeciwko nam. Jest wiele przykładów, których po prostu nie chcę podawać. Ale gdyby je zebrać, byłby to horror - bez chodzących trupów, ale z diabelstwem, - zapewnia bloger. - Jednocześnie nie wszyscy na Ukrainie popierają banderowców. Są też rozsądni ludzie, przyzwoici, dobrze wykształceni, którzy chcą po prostu normalnie żyć i wiedzieć, że ich dzieci są w bezpiecznym miejscu. Dlaczego im nie pomóc?
Świeże wiadomości z Białorusi