Projekty
Government Bodies
Flag Niedziela, 27 Października 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
27 Października 2024, 15:00

"Kiedy pracuję nad kolejnym projektem, analizuję swoje uczucia". Malarka o tym, jak naprawdę powstają obrazy 

Kiedy Jekaterina Żuczenko planuje kolejną wystawę, przede wszystkim myśli o tym, jak i czym jej obrazy mogą pomóc ludziom. Malarka nie ma wątpliwości, że to prawda. W końcu sztuka kiedyś wyleczyła ją z trudnego doświadczenia straty i zainspirowała do odkrycia w sobie zupełnie nowych stron. Dlaczego pójście na wystawę może zastąpić spotkanie z psychologiem, jak można "czytać" obrazy i dlaczego warto zabrać ze sobą do muzeów sztuki dyktafon, opowiada malarka.

"Trzeba było pozwolić sobie na malowanie farbami olejnymi"

Przez wiele wspomnień z dzieciństwa projektantki i malarki Jekateriny Żuczenko linia przerywana przechodzi przez sztukę. Oto ona, wciąż dziecko, przegląda kolorową książkę z ikonografią Białorusi, tutaj bierze w ręce album z reprodukcjami dzieł Karla Bryullova. Na parapecie znajduje się litrowy słoik z pędzlami, z których nie można już umyć starej farby. W stoliku nocnym - zestaw akwareli "Leningrad" w białym pudełku. W rogu zapomniany szkicownik z farbami olejnymi. Kiedyś ojciec Kati pisał na nim, ale wraz z pojawieniem się dzieci czas wolny stał się mniejszy. A oto sam tata – z wciąż pachnącym farbą obrazem w dłoniach.

"Pracował w fabryce "Lucz". Czasami malował swoje obrazy tam, w gabinecie, w porze lunchu. Tata miał świetne prace olejne i wydawało mi się, że to bardzo trudny materiał, z którym poradzą sobie tylko profesjonaliści. W tym i dlatego chyba przez długi czas nie odważyłam się tego podjąć" – sugeruje  Jekaterina.
Jest jeszcze jedno wytłumaczenie: ojciec zmarł bardzo wcześnie. Farby olejne zbyt wyraźnie przypominały stratę, z którą córka nie mogła się pogodzić przez wiele lat.

Nasza bohaterka poszła do szkoły artystycznej po wiedzę, ale wiele lat później, kiedy już zdążyła popracować zarówno jako projektant mody, jak i nauczyciel tej dyscypliny, oraz spełniła się jako projektant stron internetowych. Ale pewnego dnia nagle poczuła silną potrzebę nauki malowania farbami olejnymi.
"Wielu znajomych nie rozumiało, po co mi szkoła artystyczna w tym wieku. Myśleli, że planuję zarabiać na obrazach. Nawet ja nie mogłam w tym momencie wytłumaczyć swojego pragnienia. Po prostu czułam, że trzeba to zrobić. Teraz rozumiem: kurs z malowania farbami olejnymi był konieczny, aby pozwolić sobie na pracę z nimi. W ten sposób ponownie połączyłam się z ojcem, pogodziłam się z jego wczesnym odejściem i odkryłam w sobie nowe strony" – jest pewna malarka.
"Tata zawsze mnie wspierał. Pamiętam, że po 9 klasie postanowiłam studiować na projektanta mody w koledżu technologicznym, w tym celu musiałam zdać egzamin z rysunku akademickiego. Tata sam zrobił sztalugę, abym mogła pisać w domu z natury. A w tym czasie stał za mną i wydawało się był ze mnie bardzo dumny" – wspomina  Jekaterina.

Nie dostała się na studia za pierwszym razem. Zawaliła ten samy rysunek akademicki. Minął kolejny rok ciężkiej pracy z korepetytorem, aby dziewczyna mogła w końcu uczyć się zawodu projektanta mody.

"Zdałam sobie sprawę, że mogę teraz umrzeć"

Jekaterina Żuczenko przyznaje: na początku, po ukończeniu szkoły artystycznej, miała syndrom oszusta.
"Wtedy nawet nie przedstawiałam się jako malarka. Kiedy przygotowywałam swoją pierwszą wystawę, bardzo się martwiłam. Mamy dość wysoką poprzeczkę w dziedzinie sztuki, więc nowicjuszowi nie jest łatwo wyrobić sobie markę. Martwiłam się, jak prace będą odbierane przez publiczność. Syndrom oszusta zniknął, gdy postanowiłam nie tracić czasu na siedzenie i strach, ale zacząć działać. Dlatego właśnie zaczęłam szukać miejsca na pierwszą wystawę. W końcu znalazłam go w kawiarni" - opowiada.

I wyjaśnia, że pokazywanie prac w takich miejscach jest znane artystom. To prawda, że nie ma zbyt wielu odpowiednich kawiarni, więc "lista oczekujących na wystawę" może być tam długa.
"Na przykład czekałam około 10 miesięcy na możliwość zrobienia drugiej wystawy. Jest kilka miejsc, w których można pokazać swoje prace, ale są. Jeśli podejdziesz nieszablonowo do wyboru miejsca, możesz nie czekać miesiącami. Na przykład jeden malarz zorganizował wystawę w zakładzie fryzjerskim, drugi - w oknach centrum handlowego - mówi Jekaterina. - Chociaż oczywiście są też bardziej tradycyjne miejsca: szereg galerii, Pałac Sztuki, Narodowe Centrum Sztuki Współczesnej".
Jekaterina również bardzo nietypowo podeszła do wyboru galerii na nową wystawę. Jej projekt "Węzełki na pamięć" do 15 listopada będzie można zobaczyć w Republikańskim Teatrze Białoruskiej Dramaturgii.

Pomysł na wystawę przyszedł do niej przypadkowo. Pewnego dnia malarka zaczęła usuwać zbędne zdjęcia w telefonie i... nie mogła kontynuować.
"Zdałam sobie sprawę, że te dziwne na pierwszy rzut oka zdjęcia – część budynku, tabliczka na otwartych drzwiach "Nie ma przejścia" i inne - czymś mnie mocno pociągają. Za każdym z tych zdjęć była jakaś myśl, ważna świadomość. W rzeczywistości te zdjęcia stały się moimi "węzełkami na pamięć". Badanie zjawiska natychmiastowej percepcji było podstawą projektu. Przez cały rok zbierałam zdjęcia sytuacyjne, zdawałam sobie sprawę z ich przesłania i dla utrwalenia wyniku pisałam szybkie etiudy – w porze lunchu w biurze, jak kiedyś tata" - porównuje Jekaterina.
"Wystawa jest wynikiem projektu. Mam z nią prawie tragiczną historię. Na dziedzińcu budynku, w którym pracuję, aktywnie trwa remont. Była ciepła jesień, otworzyliśmy okna, a tego dnia, jak się później okazało, budowniczowie pokrywali coś czarną hydroizolacją. Wieczorem zdałam sobie sprawę, że źle się czuję. Wkrótce okazało się, że to alergia, zaczyna się obrzęk krtani. Kiedy wracałam do domu, myślałam, że teoretycznie mogę teraz umrzeć. I okazało się, że martwię się tylko o dwie rzeczy: zostawię syna bez matki i nie będę miała czasu na ukończenie nowej wystawy. Kiedy wróciłam do domu, pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było powiedzenie mężowi, gdzie są pieniądze, które odłożyłam na wakacje, i poprosiłam, żeby jednak zrobił tę wystawę. Więc zrozumiałam, co jest dla mnie ważne w tej chwili" - wyjaśnia Jekaterina.
"Obrazy znają odpowiedź"

Malarka jest przekonana, że sztuką można leczyć duszę. A zanurzenie się w obrazie może nawet zastąpić wizytę do psychologa.

"Sztuka jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie nasze pytania. Trzeba tylko nauczyć się zanurzać w obrazach. Jak ja to robię? Wybieram na wystawie ten, który przyciąga najwięcej. Zatrzymuję się przed nim i zadaję sobie pytanie: czym on chwyta, kim lub czym jestem na tym płótnie? Dlaczego identyfikuję się z tą konkretną postacią lub rzeczą? A gdyby ten obraz był kadrem z filmu, to co by się stało dalej? Cicho odpowiadam sobie na te pytania, nagrywając na dyktafonie. Potem ponownie słucham w spokojnej atmosferze i zawsze znajduję potrzebne odpowiedzi, zdaję sobie sprawę z czegoś ważnego" – zapewnia Jekaterina.
Wspomina, jak kiedyś w Narodowym Muzeum Sztuki jeden z obrazów przyciągnął uwagę tak bardzo, że po raz drugi musiała kupić bilet na tę wystawę – wyłącznie ze względu na jedno płótno.

"Przez pół godziny stałam i płakałam przy tym obrazie. Cały czas starałam się zrozumieć, dlaczego, ponieważ temat na nim nie był dla mnie bardzo bliski – oddzielenie dzieci i rodziców podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. I dopiero wtedy okazało się, że w naszej rodzinie jest historia: moja babcia trafiła do obozu koncentracyjnego zamiast matki, one zostały rozdzielone. Babcia nigdy o tym nie mówiła, podobnie jak o wielu innych rzeczach. Myślę, że ludzie, którzy przeżyli wojnę, w ten sposób chronią nas przed bolesnymi przeżyciami" – argumentuje Jekaterina.
Wierząc w terapeutyczność sztuki, robi swoje ekspozycje, aby każdy, kto na nie przyjdzie, mógł się "wyleczyć". Na przykład obecny projekt "Węzełki na pamięć" oferuje zabawę, aby znaleźć odpowiedzi na aktualne pytania w podświadomości.
"Postępując zgodnie z instrukcjami, każdy będzie mógł zawiązać swój "węzełek" metaforycznie, a nawet fizycznie. Każdy obraz nazywam tym samym "przesłaniem", gdy osoba w trudnym czasie prosi wyższe siły o znak. Na przykład mam pracę, która przedstawia uchylone drzwi, na klamce których znajduje się napis "Nie ma przejścia!". Gdyby ten obraz mnie przyciągnął, zapytałabym siebie: co widzisz - otwarte drzwi lub znak z zakazem pójścia naprzód? To jest jak w życiu: jeden widzi możliwości, gdzie drugi - ograniczenia. Za każdą moją pracą kryje się historia, którą można przeczytać. Ale są ukryte, aby każdy widz mógł najpierw podążać za swoimi myślami i odczuciami. Co ciekawe, według opinii odwiedzających, projekt i wystawa, zgodnie z zamierzeniami, stają się przestrzenią terapeutyczną. U około 80 proc. osób, które na nią przyszły, historia związana z lubianą etiudą zbiegła się z ich stanem i dała wskazówkę na poruszający temat" – zauważa autorka prac.
Jekaterina uzupełniła tę wystawę nowym, bardzo osobistym obiektem artystycznym "Artefakty". Jej zdaniem stał się kontynuacją i równoległym kierunkiem badań nad pamięcią i życiem tu i teraz, wartością prostych chwil, bliskich i zrozumiałych dla wszystkich.

"Poprzez prace zawsze staram się przekazać jakąś ważną myśl. Chcę dać ludziom możliwość nie tylko spojrzenia na obrazy, ale także zastanowienia się nad czymś, zrozumienia czegoś o sobie. To prawdopodobnie moja osobista potrzeba. Kiedy pracuję nad kolejnym projektem, równolegle analizuję swoje uczucia" - mówi Jekaterina Żuczenko.
Zauważa, że malarze każdego roku z wielką niecierpliwością czekają na dwa wielkie wydarzenia kulturalne - Festiwal sztuki "Art-Mińsk" oraz wystawę i sprzedaż prac młodych mistrzów "Salon jesienny":"Wiele osób chciałoby pokazać swoje obrazy na tych festiwalach. Ale konkurencja jest ogromna, poziom prac, które kuratorzy wybierają, jest bardzo wysoki. W tym roku złożono ponad tysiąc zgłoszeń, a uczestnikami było tylko 210 malarzy. W międzyczasie zastanawiam się nad nowymi projektami, badam i poszerzam swój zasięg jako malarka. Na przykład, wracając do mojej pierwszej edukacji projektanta mody, dodaję tkaniny i szycie jako medium w moich pracach. W szczególności w "Węzełkach na pamięć" pojawiła się lina – jako odniesienie do czerwonej nici-amuletu na nadgarstku i nici życia".

Jednocześnie Jekaterina interesuje się pokrewnym zawodem – kurator wystaw. W dwóch wystawach zbiorowych "Głębia 2.0" i "Stworzenie" wystąpiła nie tylko jako malarka, ale także jako jeden z organizatorów.
"Nie mogę się nazwać kuratorem - przyznaje Jekaterina. - Ale praca nad organizacją wystaw dała mi możliwość oceny ilości pracy, która spada na barki kuratorów na dużą skalę. Po prostu nie masz pojęcia, ile różnorodnych opcji musisz mieć w głowie! To bardzo satysfakcjonujące doświadczenie, które pomogło mi przejść przez niektóre bariery i obawy. Kiedy odpowiadasz nie tylko za siebie, ale także za innych malarzy, nie ma wyboru – musisz iść tam, gdzie jest to niewygodne".

"Sztuka jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie nasze pytania.
Trzeba tylko nauczyć się zanurzać w obrazach".
Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego

Jelena IWASZKO,
zdjęcia - Ramil NASIBULIN,
BELTA
Świeże wiadomości z Białorusi