Projekty
Government Bodies
Flag Piątek, 20 Września 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
26 Maja 2024, 15:00

Białorusin przywraca do życia stare auta i uczy młodzież szkolną rozumieć samochody

W wieku 13 lat naprawił swój pierwszy motocykl, a w wieku 17 lat zdobył prawo jazdy i zainteresował się renowacją starych samochodów. Teraz Władimir Protasienia przywraca do życia stare auta, które już odrestaurowane można oglądać w filmach i na festiwalach. Odwiedziliśmy jego warsztat, porozmawialiśmy o hobby dla prawdziwych mężczyzn i zobaczyliśmy rzadkie egzemplarze starych pojazdów.

Pierwszy w "stajni" ma już 90 lat


"Kiedyś sąsiad zawołał nas, chłopaków ze wsi, żebyśmy obejrzeli stary motocykl i powiedział: "Jeśli potraficie go odrestaurować, jest wasz". Jakże byliśmy wtedy szczęśliwi, zwłaszcza ja! Długo pracowałem nad tym motocyklem i w końcu udało mi się go uruchomić! W rzeczywistości była to pierwsza maszyna, którą sam odrestaurowałem", - mówi Władimir Protasienia.

W wieku 13 lat zaczął ścigać się po wiosce na tym właśnie motocyklu. Częściej na przedmieściach, aby nie wpaść w ręce milicji. Pan Adam - ojciec Władimira - beształ syna, czasem karcił, żeby nie jeździł, ale po cichu był dumny: głowa chłopca jest na swoim miejscu, a ręce wyrastają tam, gdzie powinny!

Wkrótce Władimir ukończył szkołę techniczną, technikum przemysłowo-pedagogiczne, a następnie uniwersytet - nie techniczny, ale swoje życie związał z techniką, która była jego duszą. Prawo jazdy zdobył w wieku 17 lat.

"Mój ojciec pracował jako szofer, a ja lubiłem samochody, a nawet bardziej niż motocykle. Więc związałem swój los ze sprzętem samochodowym, pracowałem na stacji obsługi przez wiele lat", - przyznaje nasz bohater.

Kiedy Władimir Protasienia został zdemobilizowany z wojska, jego pasja do samochodów przerodziła się w coś więcej. Zaczął szukać samochodu retro, aby go odrestaurować, i znalazł go. Był to Mercedes-170 V z 1936 roku. Przez wiele lat stał na podwórku właściciela, ale ten rozstał się z nim bez żalu, widząc w oczach Władimira prawdziwe zainteresowanie techniką. Samochód ten do dziś znajduje się w "stajni" naszego bohatera.

"Od tego czasu renowacja samochodów stała się dla mnie hobby, które uważam za prawdziwie męskie", - mówi rozmówca i zabiera nas do warsztatu, który zbudował na podwórku domu swoich rodziców w agromiasteczku Kozłowicze.

Sam Władimir Protasienia mieszka w Słucku, a w Kozłowiczach spędza czas na odrestaurowywaniu starych samochodów.
"Kiedy zacząłem interesować się starymi samochodami, nikt ich jeszcze nie restaurował. Uważano je za samochody do wyrzucenia, minionej epoki, ale ja je naprawdę lubiłem! Obecnie w kraju jest kilku restauratorów zabytkowych samochodów. Nie należy ich mylić z kolekcjonerami, którzy po prostu kupują zabytkowe samochody, a właściwie w nie inwestują. Są też tacy, którzy kupują rzadki samochód, by później sprzedać go trzy do pięciu razy drożej. Są ludzie, którzy naprawiają takie samochody, i tacy, dla których renowacja samochodów retro jest najwyższym pilotażem", - mówi Władimir Protasienia.

W ulubionych - "emka"

Jakie samochody, oprócz Mercedesa z 1936 roku, udało się uratować renowatorowi? Wchodzimy do miejsca najświętszego - warsztatu.

"To słynna "emka" z 1934 roku - drugi seryjny samochód Związku Radzieckiego. Nigdy nie został sprzedany bez powodu. Dostawali go tylko wysocy urzędnicy i honorowi ludzie. Niektórym z nich w 1937 roku skręcono ręce drutem i zabrano w tej samej "emce" do NKWD", - nasz bohater prezentuje samochód GAZ M-1 i zauważamy, że nie jest on czarny, jak w oryginale, ale niebieski.

Dwie kolejne lokalne piękności to słynna "Pobeda", czyli marzenie każdego mężczyzny ZSRR, oraz milicyjny VAZ-2111.

"Na tym odrestaurowanym radzieckim samochodzie z lat 80. uczę zasad ruchu drogowego dzieci ze szkoły średniej w Kozłowiczach", - wyjaśnia pan Władimir. - Na tym samym samochodzie brałem udział w uroczystościach poświęconych rocznicom milicji drogowej".

Na podwórku stoi jeszcze jeden "paradny" samochód - GAZ-69.

"Na nim jeździmy na parady w Słucku, odwiedzamy wystawy, festiwale, w tym "Dażynki", - mówi właściciel. - A na tym modelu GAZ-69, który nie ma dachu i nie został jeszcze odrestaurowany, jeździmy z dziećmi po polnych drogach, bagnach, lasach i poligonach".

Nieco dalej znajduje się kolejna "emka" - GAZ M-1.

"To 1942 rok produkcji. Kupiłem ją w zeszłym roku w Lidzie, - przyznaje rozmówca. - Gdybym nie odkupił, samochód trafiłby na złom i kolejna piękna historia odeszłaby w zapomnienie. Na innych placach stoi jeszcze kilkadziesiąt samochodów - na podwórku domu rodziców wszystkie się nie zmieściły. Przez całe moje życie - około 40 samochodów. Teraz nie jeżdżę oglądać samochodów, gdy dzwonią do mnie zbieracze złomu, bo chcę kupić..."

Pod szopą zauważamy samochód-amfibię, który może jeździć po drodze i pływać po rzece.

"Jest tu dużo samochodów. Nie próbuję robić rzeczy niemożliwych. W tym roku zadaniem jest odrestaurowanie obu egzemplarzy GAZ M-1, wkrótce przestudiuję jego cechy technologiczne i konstrukcyjne. Jeden z samochodów zostanie odrestaurowany w muzealnej, droższej wersji. Drugi zostanie po prostu naprawiony, aby być w ruchu i uczestniczyć w wystawach, rekonstrukcjach i kinie", - podzielił się swoimi planami rozmówca.

Czołgiem do kina

Niezorientowanej osobie trudno jest rozpoznać niemiecki czołg z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej bez znaków identyfikacyjnych. Ale to właśnie z krzyżami na kadłubie nasz rozmówca nie raz jeździł na umowne pola rekonstrukcji bitew. Wśród ostatnich - w kompleksie pamięci "Przełom" w rejonie uszackim. "Walczył" również w naturalnych miejscach studia filmowego "Belaruśfilm", gdzie kręcono filmy o wojnie: "Katiusza", "Uzbieczka", "Miras" i inne.

"Czołg jest dostarczany na miejsce rekonstrukcji bitwy i filmowania na wozie. Na miejscu przyklejamy faszystowskie krzyże. Kiedy ja i chłopaki ze stacji kreatywności technicznej znaleźliśmy odpowiednie podwozie podczas zbierania złomu, pomyśleliśmy o zrobieniu modelu radzieckiego czołgu. Okazało się jednak, że podwozie nie nadaje się do takiego modelu. Wtedy postanowili stworzyć taki model czołgu, który mógłby pokazać całą podłość faszystowskiej armii. Więc zmontowaliśmy tę maszynę, która, nawiasem mówiąc, nie ma ani jednej oryginalnej części, - przyznaje Władimir Protasienia i określa specyfikę własnego udziału w rekonstrukcjach, gdzie jego czołg jest zawsze trafiony. - Zanim założę niemiecki mundur i wsiądę do czołgu, który prowadzę tylko ja, zawsze przepraszam obu moich dziadków. Przecież oni walczyli za Ojczyznę na frontach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, a jeden z nich - Nikifor Fadiejewicz - nie wrócił z frontu".

Hobby dla prawdziwych mężczyzn


Wielu entuzjastów motoryzacji chciałoby mieć w swoim garażu samochód z historią. Niektórzy są gotowi "podnieść z ruin" nawet starożytne rupiecie. Do czego powinien się przygotować taki entuzjasta, zapytaliśmy pana Władimira.

"Nie każdy może przeprowadzić prace renowacyjne zgodnie ze wszystkimi zasadami. Po pierwsze, wymagana jest wiedza i umiejętności. Po drugie, potrzeba dużo cierpliwości i wytrwałości, aby doprowadzić prace do końca. Dobra renowacja zajmuje od trzech do pięciu lat. Potrzeba wielu różnych materiałów, pieniędzy i czasu, - mówi rozmówca. - Zacząłem restaurować jako młoda, aktywna osoba, więc miałem czas na wszystko: w pracy, na hobby, w domu. Moja żona Wiera Aleksiejewna zawsze wspierała mnie w moim hobby. Ale wielu restauratorów rezygnuje z niego właśnie z powodu braku zrozumienia w rodzinie. Większość wolnego czasu spędzam w warsztacie, gdzie odpoczywam duszą".

"Renowacja to hobby, - wyjaśnia specjalista. - Kiedy wyjeżdżałem służbowo za granicę, zauważyłem, że prawie wszyscy mężczyźni mają jakieś hobby. Jeden - pożarnictwem, drugi - nurkowaniem, trzeci - jeździectwem, czwarty - samochodami, motocyklami, samolotami, helikopterami... A wielu naszych mężczyzn z jakiegoś powodu nie ma żadnych zainteresowań. A szkoda!"

Przez 30 lat Władimir Protasienia zdołał odrestaurować około 10 samochodów. Wciąż jest wiele do zrobienia: tylko na podwórku jego rodziców znajdują się dziesiątki dwóch cennych pojazdów, które pan będzie musiał naprawić.

Mężczyzna powiedział - mężczyzna zrobił

Kiedyś nasz bohater miał własną stację obsługi, ale stanął przed problemem kadrowym. Aby zainteresować chłopców motoryzacją, od 20 lat Władimir Protasienia pracuje jako nauczyciel przedmiotów dodatkowych w Słuckim Centrum Twórczości Technicznej i Użytkowej Uczniów.

"Chcę zaangażować więcej dzieci w kreatywność techniczną. Na zajęcia przychodzą dzieci w różnym wieku, a moim zadaniem jest zachęcenie, ujawnienie zdolności każdego z nich i wspieranie ich. Angażują się w prawdziwą męską pracę i zmieniają się wewnętrznie na lepsze. Większość dzieci, z którymi pracowałem, jest zaznajomiona z technologią! Obecnie większość dzieci interesuje się gadżetami, a fascynacja samochodami może je od tego odciągnąć. Jeśli twoje dziecko ma bzika na punkcie samochodów lub motocykli, musisz pomóc mu wsiąść za kierownicę i nauczyć go prowadzić. W ten sposób zaczyna rozumieć, czego chce i jak to osiągnąć, - uważa nauczyciel i przypomina popularne powiedzenie "Mężczyzna powiedział - mężczyzna zrobił!", które dziś brzmi inaczej: - Teraz jest to zwykle dwóch różnych mężczyzn: jeden powiedział, drugi zrobił... Chcę, żeby moi uczniowie mniej mówili, a więcej robili. Powinien być jeden człowiek, wiecie?".

Marzeniem Władimira Protasieni jest muzeum techniki. Gdyby takie muzeum pojawiło się w naszym kraju, pan mógłby przekazać cały swój sprzęt retro na wieczne przechowanie.

Tamara MARKINA,
zdjęcia Ramila NASIBULINA,
gazeta "7 dni".

Świeże wiadomości z Białorusi