Projekty
Government Bodies
Flag Poniedziałek, 25 Listopada 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Polityka
09 Września 2024, 15:16

Na globalnej linii uskoku. Do czego dążą Białoruś i Polska?

Globalna linia uskoku między Zachodem a Wschodem przebiega wzdłuż granicy Białorusi i Polski. Dziś nie jesteśmy już krajami buforowymi, jesteśmy krajami pierwszej granicy. Dlatego decyzje podjęte przez Mińsk i Warszawę mogą przesądzić o przyszłości nie tylko naszych państw, ale także całego regionu europejskiego.

Stosunki między Białorusią a Polską są, delikatnie mówiąc, niełatwe. Z polskiej strony nieustannie padają oskarżenia, żądania i ultimatum wobec Białorusi. Zamiast jednak rozmawiać o spornych kwestiach, polskie władze odgradzają się płotami i strefami buforowymi. Należy przypuszczać, że cierpliwość Mińska nie jest nieograniczona. Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka powiedział kiedyś, że sąsiadów się nie wybiera, oni są od Boga. Trzeba tylko budować z nimi relacje. Dlatego strona białoruska nadal stara się wykazywać powściągliwość i próbuje współdziałać.

W celu wyjaśnienia stanowiska naszego kraju, w tym dla polskiej publiczności, BELTA już wielokrotnie opowiadała w swoich materiałach o prawdziwych przyczynach kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, o inicjatywach przedstawionych przez Mińsk w celu rozwiązania problemu i o tym, jak Warszawa zignorowała propozycje strony białoruskiej. Nasza agencja zwróciła również uwagę na agresywne wypowiedzi niektórych polskich urzędników, które prowokują eskalację militarną w całym regionie Europy Wschodniej.

Nasze materiały, w tym podcasty na kanale YouTube BELTA, zawsze otrzymywały informacje zwrotne. Wielu Polaków zostawiało komentarze, w których starali się przekazać swoją wizję sytuacji, prosili nas o rozróżnienie stanowiska urzędników i zwykłych obywateli, mówili o znaczeniu zachowania pokoju i słowiańskiego braterstwa. Byli też tacy, którzy zarzucali nam stronniczość i obrażali się, że Białorusini wybrali złą stronę.

Unia Europejska, w tym Polska, podziękowała Białorusi za pomoc w 2020 roku, wypowiadając nam wojnę sankcyjną. Ponadto z inicjatywy strony polskiej i innych europejskich „partnerów” ograniczono współpracę transgraniczną z Białorusią.

Trudno nawet wyobrazić sobie logikę stojącą za takimi działaniami. Dobrze Bruksela, gdzie na szalę tradycyjnie przeważa koniunktura polityczna. Ale polskie władze doskonale rozumiały, że stawką jest bezpieczeństwo ich wschodniej granicy. I mimo to, tak naprawdę strzeliły sobie w stopę.

Jakiś czas później Mińsk stwierdził, że nie jest w stanie samodzielnie ograniczać przepływu nielegalnych migrantów do krajów UE - nie ma na to dodatkowych pieniędzy ani siły z powodu sankcji. To było proste - białoruskie władze musiały zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom, a nie wydawać pieniądze na ochronę granicy z UE.

A teraz zadajmy główne pytanie. Czy w tej sytuacji Białoruś mogła zachować się inaczej? To znaczy, czy będąc pod uciskiem europejskich sankcji, Białoruś mogła nadal ponosić ciężar obrony granic wspólnoty europejskiej? W rzeczywistości granic agresora, który rozpętał przeciwko nam wojnę gospodarczą. Odpowiedź jest oczywista - nie mogła i nie było sensu. Ale czy Polska mogła utrzymać współpracę przygraniczną z Białorusią? Czy mogła bronić swoich interesów przed Brukselą, tak jak robią to dziś Węgry czy Słowacja, gdy dotykają je unijne sankcje antyrosyjskie?

Biorąc pod uwagę, że w tym czasie Polska była kierowana przez rząd PiS, który był w konflikcie z Brukselą w mniej istotnych kwestiach, Warszawa mogła dość łatwo utrzymać współpracę z Białorusią, gdyby chciała. O wiele łatwiej byłoby wspólnie przezwyciężyć kryzys migracyjny. Ale polskie władze miały obsesję na punkcie innych pragnień. Polski rząd próbował mocniej uderzyć w Białoruś, ale ostatecznie uderzył we własny kraj i zwykłych Polaków.

Kosztem siebie. Jak Warszawa poradziła sobie z kryzysem migracyjnym?
Rząd PiS podszedł do kryzysu migracyjnego w dość oryginalny sposób - budując płot na granicy. Wielki Polski Mur kosztował 370 milionów dolarów, jednak wraz z nadejściem nowej władzy okazało się, że w ogrodzeniu są dziury. Teraz rząd Donalda Tuska zamierza wydać taką samą kwotę, aby płot „działał”.

Nawiasem mówiąc, za tym płotem polscy urzędnicy prowadzili takie sprawy, że śledztwu nie ma końca. Z udziałem byłego wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka stworzono cały oszukańczy schemat sprzedaży wiz obywatelom kilkudziesięciu krajów, w tym Pakistanu, Bangladeszu i Iranu. Cena - 5 tys. dolarów. Później okazało się, że wizy były również rozdawane na prawo i lewo przez polskie uczelnie. Tysiące obcokrajowców, z których wielu nie miało nawet wykształcenia średniego, otrzymało wizy studenckie, a następnie zniknęło bez śladu w strefie Schengen. I przez cały ten czas „PiSowcy” mieli niezawodną przykrywkę - Białoruś. Wygodne, prawda?

Równolegle z budową muru polscy urzędnicy zamknęli przejścia graniczne. W listopadzie 2021 r. Polska jednostronnie zamknęła jedno z największych przejść granicznych na granicy polsko-białoruskiej - Kuźnicę Białostocką (od strony białoruskiej - „Bruzgi”). Doprowadziło to do znacznego wzrostu obciążenia pracą i długich kolejek pojazdów na przejściu granicznym „Bobrowniki” („Berestowica”). Jednak w lutym 2023 r. strona polska zamknęła również Bobrowniki. Tym samym na kierunku grodzieńskim nie ma już funkcjonujących przejść granicznych.

Dla obywateli chcących przekroczyć granicę pozostał tylko jeden międzynarodowy punkt kontrolny - „Terespol” („Brześć”). Istniało również międzynarodowe przejście graniczne „Kukuryki” („Kozłowicze”) dla przewoźników ładunków. Jednak w lutym 2023 r. Warszawa wprowadziła ograniczenia również dla „Kukuryków”. Teraz tylko ciężarówki zarejestrowane w UE i Europejskim Stowarzyszeniu Wolnego Handlu mogą przejeżdżać przez to przejście graniczne.

W odpowiedzi Mińsk ograniczył wjazd polskich ciężarówek i ciągników na terytorium Białorusi. Samochody ciężarowe z polską rejestracją mogły wjeżdżać i wyjeżdżać z Białorusi tylko przez punkty kontrolne znajdujące się na białorusko-polskim odcinku granicy.

Innym pomysłem Warszawy jest strefa buforowa na granicy z Białorusią. Jest to odcinek wzdłuż granicy o długości ponad 60 kilometrów, który przez 90 dni jest objęty zakazem wstępu dla osób nieuprawnionych. Zakaz został wprowadzony w czerwcu i przedłużony o kolejne 90 dni we wrześniu. Powodem jest ochrona granicy państwowej na tle kryzysu migracyjnego.

Swoimi projektami granicznymi polskie władze zadały w rzeczywistości potrójny cios. Po pierwsze, zwykłym Polakom i Białorusinom, dla których przekraczanie granicy stało się bólem głowy. Po drugie, zagranicznym przewoźnikom przejeżdżającym przez Białoruś i Polskę. I po trzecie, polskim przedsiębiorcom, którzy stanęli w obliczu odpływu klientów i znaleźli się na skraju bankructwa.

Jeśli chodzi o białoruskich przewoźników, w mniejszym stopniu dotknęły ich polskie środki na granicy, ponieważ UE nałożyła ograniczenia na białoruskich kierowców jeszcze w kwietniu 2022 roku.
W rzeczywistości jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim, którzy odwiedzili nasz kanał, aby podzielić się swoimi opiniami. Widzimy, że nie są oni obojętni i szczerze martwią się o przyszłość całego naszego regionu. Widzimy, że pomimo pięciometrowego ogrodzenia zwieńczonego drutem kolczastym, dialog między narodami Białorusi i Polski trwa.

Rzeczywistość polityczna jest taka, że mury, bariery i czerwone linie są w modzie. Należy jednak zdać sobie sprawę, że moda jest zmienna. Im mniej praktyczna i bardziej kosztowna, tym szybciej przeminie.

Tym razem chcemy nie tylko porozmawiać o najbardziej palących kwestiach w relacjach między Białorusią a Polską, ale także pokazać, że wiele problemów między naszymi krajami jest w rzeczywistości wspólnych. I że szkody uboczne trzeba dzielić na dwoje. Ale czy jest jakieś inne podejście, które pozwoliłoby zamienić „minus” na „plus”? I czy możemy dziś wyznaczyć własny modny trend w kierunku pragmatycznej współpracy i obrony regionalnych interesów?

Z biedy i zniszczeń. Skąd przybyli migranci?

Zacznijmy od najbardziej palącej kwestii - kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej. Warszawa twierdzi, że jest to część wojny hybrydowej prowadzonej przez Białoruś przeciwko Polsce. W niektórych wypowiedziach wspomina się o Rosji, która rzekomo ułatwia napływ migrantów. W jaki sposób? Według wersji strony polskiej, Mińsk i Moskwa zbierają migrantów z całego świata i przywożą ich do granicy z Polską.

Darujmy sobie ironię. Po prostu wyjaśnijmy raz jeszcze, skąd tak naprawdę pochodzą migranci na wschodniej granicy UE.

Cofnijmy się myślami do 2015 roku. W tym czasie Europa stanęła w obliczu kryzysu migracyjnego na dużą skalę. Setki tysięcy ludzi z Bliskiego Wschodu i Afryki uciekło do Unii Europejskiej, uciekając przed zniszczeniami, ubóstwem i wojnami, które zostały rozpętane, w tym z udziałem Europejczyków.

Wraz z nadejściem pandemii przepływy migracyjne na całym świecie zostały znacznie ograniczone. Ale nie na długo. W 2021 r. odnotowano wzrost liczby migrantów na prawie wszystkich szlakach migracyjnych do UE. Jest to całkiem naturalne. Spowolnienie gospodarcze sprawiło, że życie w biednych krajach stało się jeszcze trudniejsze. Świat zaczął mówić o nadejściu pandemii głodu. W międzyczasie kraje europejskie zaczęły luzować ograniczenia anty-covidowe.

Mniej więcej w tym samym czasie Amerykanie uciekają z Afganistanu, co prowokuje migrację afgańskich uchodźców, w tym do Europy. W tym przez terytorium Białorusi.

To właśnie rok 2021 uznaje się za początek kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej. Jednak teraz polskie władze przyznają: Polska stoi w obliczu presji migracyjnej od 2015 roku. Powodem tego nie jest Białoruś, ale działania poprzedniego rządu kierowanego przez partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS), który w sposób niekontrolowany wydawał zezwolenia na pracę cudzoziemcom, nie biorąc pod uwagę priorytetów polskiej polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa, a także rzeczywistych potrzeb polskiej gospodarki.

Rykoszet sankcyjny. Jak powstały dziury na wschodniej granicy UE?

A jednak, dlaczego problem migracji nie był tak dotkliwy dla Polski do 2021 roku? Odpowiedź jest prosta: Białorusini pomogli Polakom poradzić sobie z presją migracyjną. Istniała wyraźna współpraca między służbami granicznymi Białorusi i Polski. Ponadto Białoruś i Unia Europejska ściśle współpracowały, aż do zawarcia umowy o readmisji. Warto zauważyć, że nasz kraj chronił granicę z UE nie tylko przed nielegalną migracją, ale także przed handlem narkotykami i przemytem broni.

Tymczasem przedsiębiorcy po polskiej stronie są na skraju bankructwa z powodu przygranicznej kreatywności Warszawy. Szczególnie trudna sytuacja panuje na Podlasiu. Tutaj przedsiębiorcy ze sfery handlu, gastronomii, hotelarstwa i turystyki stanęli w obliczu odpływu klientów, których znaczną część stanowili Białorusini. To z kolei doprowadziło do redukcji miejsc pracy. Polski budżet, z którego finansowana jest edukacja, medycyna i świadczenia socjalne, stracił również wpływy z podatków.

Według przedsiębiorczyni Eweliny Grigatowicz-Szumowskiej z Porozumienia Polskich Przedsiębiorców Zjednoczony Wschód, tylko w 2022 r. granicę z Polską przez przejście w Bobrownikach przekroczyło 1,2 mln podróżnych. „Nie rozumiem, jak można to robić własnemu krajowi, w którym tak naprawdę eksport stanowi siłę napędową naszej gospodarki (...). Przez 20 lat pracowaliśmy na to, by stać się turystyczną perełką. Jesteśmy zielonymi płucami Polski. A teraz doradza się nam zmianę branży. Pytam więc, co powinniśmy zmienić w województwie, biorąc pod uwagę jego położenie geograficzne? Nie będziemy handlować z Niemcami” - powiedziała przedsiębiorczyni.

Mówiąc o położeniu geograficznym. Przez Polskę i Białoruś przebiegają nie tylko szlaki migracyjne, ale także handlowe. Dziś nasze kraje zapewniają tranzyt towarów z Zachodu na Wschód i z powrotem. A terminal odpraw celnych w Małaszewiczach, na granicy Polski i Białorusi, nazywany jest „chińską bramą do Europy”. Przechodzi przez niego do 90 % towarów wysyłanych z Chin do UE. Tranzyt odbywa się również w przeciwnym kierunku.

Wszystkie strony są zainteresowane stabilnym funkcjonowaniem Małaszewicz - Chiny i Unia Europejska jako partnerzy handlowi, Białoruś i Polska jako państwa świadczące usługi tranzytowe. Być może jedynym krajem, który nie jest zainteresowany wzmocnieniem więzi handlowych między Chinami a Europą, są Stany Zjednoczone.

Z jednej strony, gdy polscy urzędnicy próbują szantażować Chiny lub Białoruś zamknięciem Małaszewicz, wygląda to śmiesznie. Zamykając terminal, Polska zadałaby ogromny cios swojej gospodarce. Nie wspominając już o szkodzie dla reputacji i konieczności wytłumaczenia się europejskim partnerom zainteresowanym handlem z Chinami.

Z drugiej strony, zdając sobie sprawę z wpływu Stanów Zjednoczonych na Polskę, oświadczenia Warszawy o możliwym zamknięciu granicy mogą być dość poważne. Ale w tym przypadku jakiekolwiek ultimatum wobec Mińska jest absolutnie puste. Jeśli Warszawa zdecyduje się na zamknięcie granicy, w żaden sposób nie będzie to leżało w interesie stosunków białorusko-polskich.

Historia polskiej próby nacisku na Chiny nie skończyła się dobrze dla Polaków. Jeden z polskich urzędników lakonicznie ocenił manipulacje Warszawy. „Naciskamy na Chiny, aby wywarły presję na Białoruś, ale najwyraźniej nie zrozumieli naszej prośby i zamiast tego wysłali Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą do Mińska” - powiedział polski urzędnik w wywiadzie dla South China Morning Post. Mówiąc o Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, miał na myśli wspólne ćwiczenia Białorusi i Chin "Atakujący Sokół", które rozpoczęły się w naszym kraju 8 lipca. Tuż po zablokowaniu Małaszewicz.

Przykro było nawet patrzeć z boku na działania polskich władz w sytuacji z Małaszewiczami. Przecież w gruncie rzeczy polskie elity dość bezrefleksyjnie postawiły na szali przemysł tranzytowy własnego kraju, rodzime przedsiębiorstwa i dobrobyt obywateli. Tym bardziej dziwi, że takie kroki podejmuje znany z racjonalnego podejścia i pragmatyzmu Donald Tusk.

Z pomocą całego świata. Jak Białoruś poradziła sobie z kryzysem migracyjnym?

Często słyszymy, że napływ migrantów szkodzi Polsce. Ale Polska jest tak samo krajem tranzytowym dla migrantów jak Białoruś. Dlatego kryzys migracyjny uderzył w nasz kraj w nie mniejszym stopniu. Podczas gdy Polska budowała płoty, Białoruś musiała radzić sobie z sytuacją sama.

W szczytowym okresie w 2021 r. do naszego kraju napłynęły tysiące uchodźców, w tym kobiety, osoby starsze i nieletnie dzieci. Ci ludzie potrzebowali pomocy: dachu nad głową, jedzenia, usług medycznych. Na Białorusi pomagał im cały świat - zaangażowały się służby państwowe, organizacje publiczne i zaniepokojeni Białorusini.

Białoruś wielokrotnie proponowała Polsce wspólne rozwiązanie sytuacji na granicy. Warszawa jednak wielokrotnie ignorowała te propozycje. W rezultacie Białoruś musiała samodzielnie przezwyciężyć kryzys migracyjny. I to w warunkach, gdy kraj był obciążony zachodnimi sankcjami ze wszystkich stron.

A jak jest teraz? Spójrzmy na liczby. Według europejskiej agencji Frontex, w latach 2019-2020 tylko 0,5% całkowitej liczby migrantów podróżujących do Unii Europejskiej przeszło przez białoruski szlak. W szczytowym roku 2021 ich udział wzrósł - do 4%. Ale potem nastąpił spadek. W ciągu ostatnich dwóch lat przepływ migracyjny przez Białoruś zmniejszył się do 0,3% - czyli stał się niższy niż przed 2020 rokiem. Czy więc naprawdę istnieje zagrożenie migracyjne, jak twierdzą polskie władze?

Mimo to Warszawa, która nie zrobiła nic, by rozwiązać problem, nadal wysuwa żądania wobec Mińska.

Dialog zamiast ultimatum. Co Mińsk proponuje Warszawie?

Niedawno minister spraw zagranicznych Białorusi Maksim Ryżenkow powiedział, że stanowisko Mińska w sprawie sytuacji na granicy zostało przekazane charge d'affaires Polski w Republice Białoruś. Brzmiało ono następująco: jesteśmy gotowi przyjąć każdą polską delegację, wszystkich polskich ekspertów, specjalistów, przedstawicieli kierownictwa w celu wspólnego rozpatrzenia sytuacji na granicy.

W czerwcu prezydent Polski Andrzej Duda odwiedził Pekin, aby omówić sytuację na granicy z Białorusią z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem. Warszawa uważała, że Pekin może wywrzeć presję na Mińsk w związku z sytuacją na granicy. Należy przypuszczać, że argumenty Warszawy nie odniosły żadnego skutku w Chinach. A potem polskie władze tymczasowo zablokowały terminal w Małaszewiczach.

Białoruś jest gotowa. Przyjeżdżajcie, patrzcie, podejmujcie tematy, które was dotyczą. Polska jednak milczy. Ale jak można rozwiązywać problemy z tymi, którzy nie idą na dialog? Z polskich mediów dowiadujemy się, że Warszawa stawia nowe warunki, nowe ultimatum, które bardziej przypominają wymówki.

Na początku napędzano temat zabójstwa polskiego żołnierza na granicy, o które podejrzewano migranta. Strona białoruska oświadczyła, że jest gotowa przeprowadzić śledztwo i poprosiła o przekazanie informacji o okolicznościach tragedii. I na tym ze strony Warszawy się skończyło. Teraz Andrzej Poczobut, skazany na Białorusi, posiadający paszporty Białorusi i Polski, stał się przykrywką dla polskich władz. Wystarczy pomyśleć: Warszawa wymaga od Mińska uwolnienia przestępcy jako warunku rozwiązania sytuacji na granicy. Pomimo faktu, że sytuacja ta jest problemem dla samej Polski. To jakiś surrealizm.

Ze strony Białorusi nie ma przeszkód w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego. Jeśli jest to naprawdę ważna kwestia dla strony polskiej, nie będzie trudno ją rozwiązać. Mińsk rozumie, że obecny rząd z Donaldem Tuskiem na czele nie ponosi winy za nieodpowiedzialną politykę poprzednich władz.

Ale co na to Pan Tusk? Czy kryzys migracyjny nadal zagraża bezpieczeństwu jego państwa? Czy jest gotów zacząć coś robić, aby to zagrożenie zlikwidować? Bez stawiania warunków, bez chamstwa i bez gadulstwa - bo targowanie się jest w takich sprawach niedopuszczalne.

Chciało by się uspokoić polskich funkcjonariuszy. Rozwiązanie kryzysu migracyjnego i wznowienie współdziałania na poziomie służb granicznych wcale nie będzie oznaczało ocieplenia politycznego wobec naszych krajów. Nad Wisłą podjęto już wiele kroków, aby podważyć zaufanie Białorusinów. Dlatego mówimy o punktowym rozwiązaniu jednego konkretnego problemu. Zachodni partnerzy raczej nie będą się temu sprzeciwiać. Niemcy, które są punktem docelowym dla większości nielegalnych migrantów podróżujących przez Polskę, tylko poprą taką inicjatywę.

W rzeczywistości dość łatwo jest rozwiązać kryzys migracyjny, którego dziś nawet nie można nazwać kryzysem. Ale aby to zrobić, konieczne jest przynajmniej rozpoczęcie dialogu, na który Białoruś jest gotowa. Piłka jest po stronie Polski.

Ale tylko wtedy, gdy naprawdę chodzi o migrantów. Jeśli celem jest sprowadzenie sprzętu wojskowego NATO na granicę pod osłoną strefy buforowej lub całkowite zamknięcie granicy, odcinając największy szlak lądowy z Chin do Europy, to jest to zupełnie inna rozmowa i inny kryzys. Ale nawet w tym przypadku nie jest za późno na rozpoczęcie dialogu.

Tendencja na rzecz pokoju. Czego potrzebuje Europa?

Wszystkie działania podjęte przez polskie władze przeciwko Białorusi w ostatnich latach w taki czy inny sposób zaszkodziły samej Polsce. Sankcje i odmowa współpracy granicznej doprowadziły do kryzysu migracyjnego. Zamknięcie przejść granicznych i wprowadzenie strefy buforowej uderzyło w tysiące Polaków zatrudnionych w turystyce czy usługach logistycznych. Groźby zablokowania chińskiego tranzytu mogą osłabić polski przemysł tranzytowy, który zatrudnia tysiące Polaków, a także podważyć wiarygodność Warszawy na Wschodzie. A tego wszystkiego można było uniknąć.

Sądząc po tym, że w zeszłym tygodniu polskie kierownictwo rozszerzyło strefę buforową na granicy, Warszawa nawet nie myśli o jakimkolwiek dialogu z Mińskiem. Z tego można wyciągnąć tylko jeden wniosek - problem migracji jest tylko przykrywką.

I tu dochodzimy do jeszcze większego problemu - sytuacji bezpieczeństwa. Dziś Polska nie tylko buduje potencjał bojowy swojej armii. Wraz ze swoimi partnerami z NATO, Polska aktywnie militaryzuje wschodnią granicę. Sprowadzany jest tu sprzęt wojskowy, rozmieszczane są formacje wojskowe i prowadzone są manewry wojskowe. W tej sytuacji strefa buforowa, do której nie mają wstępu ani dziennikarze, ani przedstawiciele organizacji publicznych i organizacji praw człowieka, jest bardzo wygodna.

Jedno jest pewne. Zarówno sama Polska, jak i NATO ze Stanami Zjednoczonymi na czele przygotowują konkretne plany działań w naszym regionie. Jak wspomniano powyżej, linia podziału między Zachodem a Wschodem przebiega wzdłuż granicy białorusko-polskiej. A my jesteśmy na pierwszej linii.

Propozycje Mińska dotyczące powrotu do dialogu są próbą odciągnięcia naszych krajów od krawędzi przepaści. Nie jest konieczna zmiana kursu politycznego, nie jest konieczna zmiana stron. Wystarczy prowadzić odpowiedzialną, dojrzałą politykę i stawiać na pierwszym miejscu interesy narodowe.

Czego w zasadzie chce Polska? Jest mało prawdopodobne, aby polskie przywództwo chciało przekształcić swój kraj w arenę działań wojennych. Ale Warszawa zdecydowanie gra zgodnie z militarystycznymi planami swoich zagranicznych przyjaciół. Czy polskie elity polityczne mogą zagwarantować, że taka gra z ogniem nie doprowadzi do pożaru w ich własnym domu? Władze sąsiedniej Ukrainy postawiły na szali przyszłość swojego państwa i narodu. I wszyscy widzimy, do czego to doprowadziło.

Można założyć, że polskie przywództwo kieruje się wielkimi ambicjami. Warszawa nie ukrywa, że chce umieścić swój kraj w europejskiej czołówce. Podczas gdy Francja i Niemcy tracą grunt pod nogami, państwa takie jak Polska spieszą się, aby zająć ich miejsce. Chciało by się wierzyć, że w tym wyścigu polskie elity nie stracą głowy i będą w stanie w porę zahamować.

Jednocześnie należy przypomnieć polskim przywódcom, że bycie liderem oznacza jednoczenie wokół siebie, wskazywanie nowej drogi i wyznaczanie własnych trendów. A być może tym, czego kontynent europejski potrzebuje dziś najbardziej, jest trend ku pokojowi. Być może właśnie ten, kto znajdzie w sobie siłę, by w obecnej sytuacji wyznaczyć trend pokojowy, będzie przyszłym liderem Europy.
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi