Pytanie, czego chce Polska, brzmi jak pytanie, czy na Marsie istnieje życie. Już czwarty rok polscy urzędnicy kręcą dramat migracyjny. Gatunek czasami się zmieniał. Były elementy thrillera z Wojskiem Polskim na granicy, elementy horroru - z zamordowanymi i pokaleczonymi uchodźcami, elementy komedii - z polską podróżą do Chin. Ale bez względu na to, jak zmieniała się fabuła, bez względu na to, jak zmieniali się główni bohaterowie, Warszawa wciąż twierdziła, że zrobi wszystko, co w jej mocy, aby rozwiązać kryzys migracyjny na granicy z Białorusią.
Cezary Tomczyk, sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, powiedział agencji Reuters o tym, że „wszystko jest możliwe” jeszcze w zeszłym tygodniu. „Jesteśmy gotowi na każde rozwiązanie w tej kwestii, ponieważ nie pozwolimy, aby kryzys migracyjny spowodowany przez Białoruś trwał w nieskończoność” - zapewnił urzędnik.
Według niego Warszawa wysłała również wyraźny sygnał polityczny, że obecna sytuacja „nie może trwać wiecznie”.
I tu nastąpił wydawałoby się kulminacyjny moment w polskim dramacie. Mińsk oświadczył, że jest otwarty na dialog i zaprosił Polaków do wspólnego opracowania planów rozwiązania problemów. „Piłka jest po polskiej stronie. Jesteśmy gotowi do dialogu, a Prezydent jest do niego nastawiony” - powiedział w tym tygodniu białoruski minister spraw zagranicznych Maksim Ryżenkow.
Szef MSZ przypomniał, że na Zachodzie rozpowszechnia się wiele fałszywych informacji, mówiąc, że na Białorusi istnieją obozy szkolące migrantów do nielegalnego przekraczania granicy. Ale stanowisko białoruskiego kierownictwa jest jednoznaczne: wszystkie fakty na stół.
„ Proponujemy wszystkim innym organizacjom, przedstawicielom krajów UE, którzy są tutaj, aby również przyjechali na granicę, popatrzyli, porozmawiali, przedyskutowali, nakreślili jakieś plany” - dodał białoruski dyplomata.
Wydawałoby się, że sprawa zmierza ku rozwiązaniu, a polskie kierownictwo, zgodnie z obietnicą, zrobi „wszystko, co możliwe”. Ale tak nie jest. Po kilku dniach namysłu Warszawa nagle mówi, że ma „warunki”.
Oznacza to, że jeśli Mińsk chce pomóc Polakom w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego, musi spełnić ich warunki. Logika jest bardzo ciekawa.
Najwyraźniej za odpowiedź na propozycję Mińska można uznać słowa rzecznika polskiego MSZ Pawła Wrońskiego. Jako warunki wymienił „zakończenie ataku hybrydowego” i „ściągnięcie migrantów na granicę”. Później jednak przyznał: „Jest tu pewien postęp, napływ migrantów ostatnio się zmniejszył”.
„Drugą kwestią jest zbadanie zabójstwa polskiego żołnierza i ekstradycja osoby, która popełniła tę zbrodnię” - kontynuował Wroński. Według niego istnieją „ pewne sygnały” świadczące o tym, że Białoruś wie, kto może być przestępcą.
Wroński zaznacza także, że znane jest stanowisko Polski w sprawie skazanego na Białorusi Andrzeja Poczobuta. „Czekamy na pierwszy realny krok ze strony białoruskiej” - podsumował rzecznik MSZ.
Doszukiwanie się sensu w polskich warunkach jest niemożliwe, bo go po prostu nie ma. Widocznie taki był zamysł. Warszawa doskonale rozumie, że nie ma ataków hybrydowych, nie ma przemytu migrantów. Według Frontexu (agencji UE ds. bezpieczeństwa granic zewnętrznych), obecnie przepływ migracyjny przez białorusko-polską granicę jest słabszy niż przed 2020 rokiem. W tym czasie nikt w Warszawie nie mówił o problemach migracyjnych na naszej granicy. A sama Polska oficjalnie potwierdziła, że napływ migrantów zmniejszył się.
Jeśli chodzi o śmierć polskiego żołnierza na granicy, o zabójstwo którego Polacy oskarżają migranta, Państwowy Komitet Graniczny Białorusi już wcześniej zadeklarował gotowość do przeprowadzenia zarówno jednostronnego, jak i dwustronnego dochodzenia w sprawie tego incydentu. Jednak aby to zrobić, strona polska musiała podać konkretne informacje o okolicznościach tragedii.
Krytyce nie poddaje się również warunek dotyczący Poczobuta. Przypomnijmy, że decyzją Sądu Obwodowego w Grodnie Poczobut, który posiada paszporty Białorusi i Polski, został skazany na osiem lat pozbawienia wolności. Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka już wcześniej dał jasno do zrozumienia: Białoruś nie ma zamiaru wymieniać Poczobuta w zamian za zniesienie ograniczeń na punktach kontrolnych na granicy białorusko-polskiej. „Osobiście, jako człowiek, nie akceptuję tego - odpowiedział Prezydent. - Nie wymieniam kawałka granicy na człowieka".
Można bez końca dyskutować o tym, czego chce Warszawa. Polskie elity mają wiele pragnień i ambicji - zarówno na zewnętrznej, jak i wewnętrznej arenie politycznej. Jedno jest pewne - na tym etapie Polska nie jest zainteresowana rozwiązaniem kryzysu migracyjnego. Wydaje się, że scenariusz polskiego dramatu został namalowany na kilka sezonów do przodu. I dopóki historia jest aktualna, Warszawa będzie starała się ją wykorzystać.