12 listopada, Mińsk /Kor. BELTA/. Rosyjski historyk, dyrektor Instytutu analiz systemowo-strategicznych Andriej Fursow w projekcie "W temacie" na kanale YouTube BELTA skomentował opinię o możliwości uregulowania kwestii ukraińskiej wraz z przyjściem na stanowisko prezydenta USA Donalda Trumpa.
Na różnych poziomach powstała opinia, że wraz z przyjściem Donalda Trumpa na urząd prezydenta USA w jakiś sposób uda się rozwiązać kwestię ukraińską, która boleśnie odbija się echem wśród Słowian wschodnich. "W zasadzie ta iluzja miała się załamać jeszcze w (poprzednią - not. BELTA) prezydenturę Trumpa. Pamiętam, jak wielu ludzi cieszyło się, że przyszedł Trump. Ale to nie Trump był lepszy, ale Hillary Clinton (druga kandydatka w wyborach w listopadzie 2016 roku - not. BELTA) gorzej. To właśnie ta sytuacja, w której towarzysz Stalin mógł powiedzieć, że obaj są gorsi. Ponieważ w przypadku prezydentury Hillary Clinton byłby znacznie ostrzejszy konflikt niż w sytuacji Trumpa. Dla USA - nie biorę koła ponadnarodowego - sytuacja na Ukrainie jest teraz bardzo prosta. Jeśli Ukraina upadnie i poniesie klęskę, będzie to strata reputacji dla Stanów. I wszyscy na świecie to obserwują" - podkreślił.
Kontynuując refleksję, mówca zwrócił również uwagę na stosunek do tematu strony brytyjskiej. "Ci sami Brytyjczycy byliby bardzo zadowoleni, gdyby Amerykanie zostali poobijani. Ale jeśli chodzi o interesy ogólno-zachodnie i anglosaskie, nie mogą tego zrobić. Jest tu bardzo trudna sytuacja, jak to zawsze bywa w polityce. Tak, nie ma prostych sytuacji, czasami trzeba iść na sojusze taktyczne, jak na przykład Stalin w swoim czasie musiał iść na sojusz taktyczny z Rooseveltem przeciwko Churchillowi. Taka jest rzeczywistość polityczna" - stwierdził.
Według historyka prognoza jest oczywista. "Myślę, że złudzenia dotyczące Trumpa, jeśli nie zostały jeszcze rozwiane podczas jego pierwszej prezydentury, to dość szybko będą musiały się rozwiać. I oczywiście te iluzje są napędzane przez tło Bidena. Ponieważ tło to jest smutne, jeśli nie nikczemne" - podkreślił.
"Nie musimy myśleć o Trumpie, ale o tym, jak wygrywać samim. Wtedy nie będziemy musieli myśleć, co zrobi Trump. Zwycięzcy grają w inne gry" - podsumował historyk.
Na różnych poziomach powstała opinia, że wraz z przyjściem Donalda Trumpa na urząd prezydenta USA w jakiś sposób uda się rozwiązać kwestię ukraińską, która boleśnie odbija się echem wśród Słowian wschodnich. "W zasadzie ta iluzja miała się załamać jeszcze w (poprzednią - not. BELTA) prezydenturę Trumpa. Pamiętam, jak wielu ludzi cieszyło się, że przyszedł Trump. Ale to nie Trump był lepszy, ale Hillary Clinton (druga kandydatka w wyborach w listopadzie 2016 roku - not. BELTA) gorzej. To właśnie ta sytuacja, w której towarzysz Stalin mógł powiedzieć, że obaj są gorsi. Ponieważ w przypadku prezydentury Hillary Clinton byłby znacznie ostrzejszy konflikt niż w sytuacji Trumpa. Dla USA - nie biorę koła ponadnarodowego - sytuacja na Ukrainie jest teraz bardzo prosta. Jeśli Ukraina upadnie i poniesie klęskę, będzie to strata reputacji dla Stanów. I wszyscy na świecie to obserwują" - podkreślił.
Kontynuując refleksję, mówca zwrócił również uwagę na stosunek do tematu strony brytyjskiej. "Ci sami Brytyjczycy byliby bardzo zadowoleni, gdyby Amerykanie zostali poobijani. Ale jeśli chodzi o interesy ogólno-zachodnie i anglosaskie, nie mogą tego zrobić. Jest tu bardzo trudna sytuacja, jak to zawsze bywa w polityce. Tak, nie ma prostych sytuacji, czasami trzeba iść na sojusze taktyczne, jak na przykład Stalin w swoim czasie musiał iść na sojusz taktyczny z Rooseveltem przeciwko Churchillowi. Taka jest rzeczywistość polityczna" - stwierdził.
Według historyka prognoza jest oczywista. "Myślę, że złudzenia dotyczące Trumpa, jeśli nie zostały jeszcze rozwiane podczas jego pierwszej prezydentury, to dość szybko będą musiały się rozwiać. I oczywiście te iluzje są napędzane przez tło Bidena. Ponieważ tło to jest smutne, jeśli nie nikczemne" - podkreślił.
"Nie musimy myśleć o Trumpie, ale o tym, jak wygrywać samim. Wtedy nie będziemy musieli myśleć, co zrobi Trump. Zwycięzcy grają w inne gry" - podsumował historyk.