Wielodzietny ojciec urządza kemping na malowniczym brzegu Wilii. Nasz bohater zafascynował tym pomysłem nie tylko krewnych i przyjaciół. Dobre intencje przyciągają podobnie myślących ludzi - tych, którzy również kochają i cenią naturę rodzinnych stron i chcą ją zachować dla swoich dzieci i wnuków.
Wszystkie ścieżki są znane od dzieciństwa
Region wilejski jest bogaty w rajskie zakątki i malownicze miejsca, do których przyjeżdżają mieszkańcy miasta, aby odpocząć na łonie natury, powędkować, rozkoszować się pyszną zupą rybną z dymkiem, szczerymi rozmowami po północy przy ognisku. Było takie miejsce przyciągania również dla rodziny Jegorowów - na brzegu Wilejskiego zbiornika wodnego. Wszystkie ścieżki są dobrze znane naszemu bohaterowi od dzieciństwa - jeździli na rowerach z przyjaciółmi, spędzali tam dużo czasu podczas letnich wakacji.
A już do dorosłych wycieczek rodzinnych zaangażował go starszy brat Dmitrij, który jako pierwszy uzależnił się od takich wypraw na łono natury z żoną i dziećmi.
- Przez ponad dziesięć lat chodziliśmy z rodziną mojego brata na wędrówki w to samo miejsce. Zaczęliśmy, gdy nasza pierwsza córka, Jana, miała dwa lata. Potem narodziła się Waria, a za nią Wiera. Nawet najmłodszym udało się przyzwyczaić do odpoczynku nad wodą, każdy z nas ma swoje miłe wspomnienia, filmy i zdjęcia na pamiątkę. Jest na przykład zdjęcie, na którym Wiera siedzi na swoim ulubionym miejscu – dwóch zrośniętych drzewach - i płacze, żegna się z nim, gdy dowiaduje się, że już tam nie przyjedziemy - mówi Aleksander.
Podczas opowieści taty u średniej córki Wari pojawiają się łzy. Wycierając oczy, dzieli się swoimi wspomnieniami:
- A pamiętasz, tato, jak chodziliśmy tam ciuchcią - trzymaliśmy się siebie zarówno dzieci, jak i dorośli, to była świetna zabawa! Korogody prowodziliśmy po plaży - i już nie powstrzymuje łez.
Z ulubionym miejscem musieli się pożegnać po zbudowaniu tam kempingu z płatnymi usługami. Małżonkowie Jegorowowie policzyli i doszli do smutnego wniosku, że taki odpoczynek dla budżetu dużej rodziny, która do tego czasu została uzupełniona o kolejne dziecko, jest kosztowną przyjemnością.
Wiele dzieci w rodzinie - decyzja dla Aleksandra jest wyważona i odpowiedzialna, jeszcze przed ślubem ostrzegł pannę młodą, że chce co najmniej trzech dzieci. Nie miała nic przeciwko:
- Byłam jedynaczką u rodziców i zazdrościłam mojej kuzynce, z którą się przyjaźniłam: w domu jest nudno, a oni mają czworo dzieci, ciągle coś wymyślaliśmy, bawiliśmy się - dzieli się Liza.
- Sam dorastałem w takiej rodzinie, mam starszego brata i siostrę oraz rodziców z dużych rodzin. Brat ma trzy córki - kontynuuje mężczyzna.
Po urodzeniu trzeciej córki starszy brat Dmitrij i jego żona zdecydowali, że mają dość. Ale Aleksander nie przestawał czekać na syna: ma wyraźną słowiańską postawę - rodzina musi mieć spadkobiercę, następcę rodu i nazwiska. Ale też bardzo ceni swoje dziewczynki, wszystkie ukochane, ma z nich pociechę. Jana i Wiera zostały nazwane na cześć babć, Waria otrzymała imię, które bardzo podobało się rodzicom. A długo oczekiwany syn został nazwany Władimirem.
- Istnieje stereotyp, że wielodzietne rodziny rodzą dzieci dla pieniędzy. Ale my na przykład nawet nie wiedzieliśmy, że możemy uzyskać pomoc w przebudowie domu. Kiedy zobaczyliśmy, że buduje się dużo wielodzietnych, postanowiliśmy zapytać. I również zwróciliśmy się o pomoc. Okazało się, że mamy też dotację. Tak właśnie się zbudowaliśmy! - kontynuuje historię Aleksander.
„Liza jest moją kotwicą”
Pierwszy na Wołkowszczyznę (dziś jest to obrzeże Wilejki) dawno temu przybył ze Smoleńska dziadek naszego bohatera. Zbudował tu dom, ożenił się z miejscową dziewczyną, z którą mieli czworo dzieci. Dzieci dorosły i wyprowadziły się, głównie w Rosji mieszkają teraz ich dzieci i wnuki. Tylko ojciec Aleksandra Wiktor pozostał w swojej ojczyźnie, ożenił się, zbudował swój dom obok ojca.
- Miejsca u nas, sami widzizcie, jakie piękne. Po co gdzieś wyjeżdżać, skoro masz swoje piękno, swoją rzekę! - mówi rozmówca.
Po wojsku przed ślubem Aleksander, kafelkarz z zawodu, pracował na różnych budowach w Moskwie. Nie mający trudności z poruszaniem się, był gotowy do jazdy po świecie wraz z rodziną. Ale żona nie chciała opuszczać rodzinnego miejsca. „Liza jest moją kotwicą” - mówi o żonie Aleksander.
Kiedy rodzina się powiększyła, zdecydowali, że nadszedł czas, aby założyć własne gospodarstwo: nabyli trzy krowy, świnie, kury. Właściciel dużej rodziny odpracował na kolei przez 14 lat. Do niedawna był administratorem kempingu Kazantip - bardzo przytulne miejsce wśród lasu, otoczone ze wszystkich stron wodami zbiornika Wilejskiego.
- Tata był tam bardzo lubiany! - wyjaśnia Waria.
I to prawda, opinie wczasowiczów o Aleksandrze można nadal przeczytać w Internecie. Wszystkie są tylko pozytywne.
Właśnie wtedy narodził się pomysł, aby z czasem zorganizować swoje miejsce na odpoczynek: wyobrażał sobie i zastanawiał się, jak by wszystko urządził, w tym biorąc pod uwagę wady, które zauważył, pracując jako administrator.
- Doświadczenie było bardzo przydatne, uświadomiłem tam sobie: to jest sprawa, do której leży dusza, coś, co chcę robić! - mówi nasz bohater. - Wiedziałem, że małżonka z dziećmi oraz krewni będą wspierać, ale rolę inspiratora i organizatora trzeba będzie przejąć. Zawsze tak było: od dzieciństwa jestem prowodyrem, i chłopcy częściej spotykali się u mnie w domu, i nasze towarzystwo łączyłem przed wyjazdem do wojska. W związku z tym również tutaj spełniam tę rolę: mój pomysł, moja wizja, sam decydowałem, od czego zacząć, jak wszystko zorganizować.
Wszystko było dla niego nowe. Przed zarejestrowaniem działalności gospodarczej prowadzonej indywidualnie studiował ustawodawstwo w dziedzinie leśnictwa. Zwracał się o pomoc do komitetu wykonawczego, do leśnictwa, do tych, którzy mają takie doświadczenie. I zawsze byli ludzie, którzy podpowiadali, jak najlepiej postępować, gdzie się zwrócić. Stwierdzenie działa dokładnie: kiedy naprawdę wybrałeś swój kierunek, wszystko się ułoży. I przyjdą potrzebni ludzie i właściwe decyzje.
I tak się stało: pomysłem naszego bohatera zapalili się i brat Dmitrij i przyjaciel z dzieciństwa Denis i kum Siergiej, ich rodziny również się podłączyły. Stopniowo znaleźli się inni podobnie myślący ludzie, dla których wypoczynek na łonie natury jest najlepszym ujściem, wśród nich jest dużo wielodzietnych rodziców. We wszystkim wspiera małżonka też Liza, rozumie, jak ważne jest to dla niego. I wierzy, że im się uda.
„Łukawina Wilii”: ostry zakręt rzeki i życia
Piękno pierwotnej natury jest ważnym warunkiem dla naszego bohatera. Aleksander koniecznie chciał wybrać specjalne miejsce, które natchniłoby do tworzenia rzeczy wielkich, dałoby siłę do poważnych zmian w życiu. Początkowo marzenie łączył ze zbiornikiem Wilejskim, tam myślał o wyposażeniu kempingu. Ale rejonowy komitet wykonawczy poradził zwrócić uwagę na Wilię: na zbiorniku jest mnóstwo miejsc do odpoczynku, ale na rzece należy rozwinąć ten kierunek.
Zbadał na mapach internetowych pobliskie miejsca wzdłuż Wilii i wstępnie zaznaczył cztery punkty.
- Zabraliśmy kumowi „Niwę”, zimą po bezdrożach pojechaliśmy sprawdzić teren - wspomina nasz bohater. -Dwa miejsca nie spodobały mi się, trzecie, bliżej wioski Cholianino, wydawało się, że wszystko mniej więcej pasuje, ale czuję - nie to, nie chwyta. Przyjechaliśmy tutaj, zostawiliśmy samochód na zboczu. Podszedłem do brzegu, stanęłem na tym wzniesieniu – i aż głowa się zawróciła. I teraz przypominam sobie ten moment i mam gęsią skórkę - mówi Aleksander ze szczęśliwym uśmiechem. - Od razu odezwało się – to jest to, moje! Wyjąłem telefon i zacząłem filmować, wysyłać do żony i brata.
Wysoki brzeg przypomniał również szczególne uczucia, które przetrwały od młodości, po tym, jak z matką odwiedził krewnych w Kraju Krasnojarskim. Wędrowali po wzgórzach, po lasach, zbierali szyszki, wspinając się na cedry. To było niesamowite lato... A tutaj jeszcze widok jest wspaniały - zakole rzeki, w tym miejscu Wilia robi ostry zakręt, okrąża brzegi, przyjmując kształt podkowy. Okazało się symboliczne: dla Aleksandra był to również ostry zakręt w życiu. A kiedy wybierali nazwę kempingu, postanowili nazwać „zakole”, tylko po białorusku, pięknym rodzimym słowem – „Łukawina Wilii”.
Malowniczy brzeg znajduje się 9 kilometrów od trasy R28 Mińsk – Mołodeczno - Narocz, w pobliżu wsi Osipowiczy. Oraz 22 kilometry od domu Jegorowów.
- Oczywiście wzięlibyśmy każdą działkę i urządzilibyśmy ją. Ale chciałem, żeby miejsce było inspirujące. A potem wszystko się zbiegło... Załatwiłem dzierżawę w leśnictwie, a także pozwolenie na oczyszczenie terenu ze wszystkich drzew awaryjnych. Brat się podłączył: jest u mnie drwalem, umiejętności nie zapomniał, a tu się przydały - dzieli się właściciel kempingu.
Umiejętności i zdolności wszystkich innych również się przydały.
Bungee i bajkowy zamek dla dzieci
Już drugi sezon Jegorowowie i podobnie myślący ludzie uszlachetniają terytorium: zbudowali domek administracyjny, zainstalowali biotualety, wygodne drewniane zadaszone altany, w pobliżu - grille i wyposażone ogniska, na których można gotować szaszłyk lub uchę, precież miejsca są tu rybne.
Aleksander pokazuje nam również zorganizowane miejsce do pływania - ta część kempingu znajduje się w dole rzeki:
- W zeszłym roku wypróbowaliśmy to terytorium, przyjechaliśmy tutaj na tygodniową wędrówkę do dolnej części, wszystkim się spodobało. Teraz mamy plażę. W płytkiej wodzie jest wspaniałe miejsce dla dzieci - i matki są spokojne.
Są przebieralnie, boisko sportowe, a nawet mobilna łaźnia. Wszędzie ustawiono kosze na śmieci. W przypadku pożaru dostępne są wszystkie środki niezbędne do gaszenia: motopompa, gaśnice, węże strażackie, piasek. Nawyk odpowiedzialnego stosunku do natury u Aleksandra i jego żony jest zaszczepiony od dzieciństwa, tego samego uczą swoje dzieci. Wszyscy razem utrzymują czystość nie tylko na wynajętym terenie, ale także na 300 metrów dookoła.
Aleksander jest zainteresowany planowaniem i zastanawianiem się, co i gdzie umieścić, aby było wygodne i bezpieczne. Z czasem on i jego bratnie dusze chcą organizować wyprawy dla wczasowiczów, być może także wycieczki edukacyjne - w okolicy jest wystarczająco dużo pamiętnych miejsc oraz ciekawych obiektów, które można odwiedzić podczas wypoczynku, na przykład skansen w wiosce Zabrodzie.
W urządzenie terytorium zainwestowano już dużo pieniędzy. Jegorowowie i gospodarstwo domowe sprzedali, i odłożone pieniądze wykorzystali. Właściciel kempingu podkreśla, jak pierwotnie i planowano - jest to przede wszystkim miejsce dla siebie, wypoczynku swojej rodziny, krewnych, przyjaciół. Ale oczywiście chcieliby też zarobić. Od razu zdecydowali, że dla wielodzietnych rodzin na pewno będą zniżki na wszystkie usługi. I ceny są zasadniczo niższe niż na innych kempingach.
- I znowu planuję zainwestować zysk w dalszy rozwój. Plany są duże dla tego miejsca, chcę zrobić wszystko pięknie, specjalny nacisk - dla dzieci. Jako ojciec wiem, czego potrzebują moje dzieci, rozumiem, co będzie interesujące dla innych dzieci w różnym wieku. Zaplanowaliśmy dużo rozrywki, będziemy powoli pracować - mówi Aleksander i pokazuje miejsce, w którym zbudują miasteczko dla dzieci w postaci bajkowego zamku.
Planują również wyposażyć bungee i wykorzystać stromy piaszczysty brzeg do zejścia do wody, urządzając go jak w parku wodnym. Ale oczywiście najpierw trzeba uzyskać pozwolenie i wybrać odpowiedni sprzęt. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Pomysłów jest coraz więcej, przyciągają się nowi ludzie o podobnych poglądach: zastanawiliśmy się o questach - znalazła się osoba z doświadczeniem w ich opracowywaniu, jest też znajomy, który może uczyć umiejętności przetrwania w dziczy - mówi Aleksander Jegorow.
W ten sposób stopniowo jego marzenie staje się rzeczywistością. Mężczyzna jest przekonany, że jego dzieci będą chciały kontynuować rodzinny biznes. Dziewczynki już pomagają i wspierają rodziców we wszystkim. I spadkobierca dorasta.
„Planuję zainwestować zyski w dalszy rozwój. Plany są duże, chcę zrobić wszystko pięknie, specjalny nacisk - na wypoczynek dla dzieci. Jako tata wiem, czego potrzebują moje dzieci, rozumiem, co będzie interesujące dla innych dzieci”.
Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego.
Anna MASLIAKOWA