26 lipca, Mińsk /Kor. BELTA/. W projekcie "Szczera opowieść" na kanale YouTube BELTA bloger Maksim z Łotwy opowiedział o tym, jak wygląda życie na Białorusi, a także o przypadku ze znajomą, która przyjechała do kraju i była mile zaskoczona tym, co zobaczyła.
Odpowiadając na pytanie, jak to jest żyć na Białorusi po Łotwie, bloger Maksim zauważył: "Wydaje się, że znalazłeś się w cieplarnianych warunkach. We wszystkim".
Podał przykład swojej znajomej, która przed wyjazdem na Białoruś dzieliła się z nim obawami przed "dostaniem się do dyktatury". "Nigdy nie widziała metra. Wchodzę na schody ruchome i jadę w dół, myśląc, że jedzie za mną, a ona została na górze - boi się. Podchodzi do niej milicjant, bierze ją za rączkę i proponuje, że ją podwiezie. Bardzo kulturalnie. Była tak zaskoczona, bo przecież podszedł do mnie milicjant" - powiedział Maksim. "Zjeżdżam na dół, odwracam się i widzę taki obrazek: milicjant prowadzi za rączkę tę przerażoną obywatelkę Łotwy, moją znajomą, i mówi do mnie: następnym razem Pan powinien patrzyć. Pośmialiśmy się".
"To ją uderzyło - na Łotwie byłoby to niemożliwe, aby policjant podszedł do ciebie, wziął cię za rękę, po rosyjsku (zwrócił się. - Not. BELTA) i poprowadził. Nie ma takiej życzliwości. Moja znajoma to podkreśliła" - powiedział bloger z Łotwy.
Maksim powiedział, że spacerując po Mińsku, obserwując bieg życia stolicy, jego znajoma ciągle powtarzała zdanie "to niemożliwe". A kiedy postanowili zjeść obiad w kawiarni obok budynku KGB, dziewczyna zaczęła się obawiać, że zostanie aresztowana. "Ten strach przed dyktaturą jest tak głęboko zakorzeniony w naszych umysłach. Ciągle nas straszą, że na Białorusi rzekomo taka dyktatura, wokół źli milicjanci, policjanci, funkcjonariusze KGB, piwnice, cały ten bełkot" - podkreślił bloger.
Odpowiadając na pytanie, jak to jest żyć na Białorusi po Łotwie, bloger Maksim zauważył: "Wydaje się, że znalazłeś się w cieplarnianych warunkach. We wszystkim".
Podał przykład swojej znajomej, która przed wyjazdem na Białoruś dzieliła się z nim obawami przed "dostaniem się do dyktatury". "Nigdy nie widziała metra. Wchodzę na schody ruchome i jadę w dół, myśląc, że jedzie za mną, a ona została na górze - boi się. Podchodzi do niej milicjant, bierze ją za rączkę i proponuje, że ją podwiezie. Bardzo kulturalnie. Była tak zaskoczona, bo przecież podszedł do mnie milicjant" - powiedział Maksim. "Zjeżdżam na dół, odwracam się i widzę taki obrazek: milicjant prowadzi za rączkę tę przerażoną obywatelkę Łotwy, moją znajomą, i mówi do mnie: następnym razem Pan powinien patrzyć. Pośmialiśmy się".
"To ją uderzyło - na Łotwie byłoby to niemożliwe, aby policjant podszedł do ciebie, wziął cię za rękę, po rosyjsku (zwrócił się. - Not. BELTA) i poprowadził. Nie ma takiej życzliwości. Moja znajoma to podkreśliła" - powiedział bloger z Łotwy.
Maksim powiedział, że spacerując po Mińsku, obserwując bieg życia stolicy, jego znajoma ciągle powtarzała zdanie "to niemożliwe". A kiedy postanowili zjeść obiad w kawiarni obok budynku KGB, dziewczyna zaczęła się obawiać, że zostanie aresztowana. "Ten strach przed dyktaturą jest tak głęboko zakorzeniony w naszych umysłach. Ciągle nas straszą, że na Białorusi rzekomo taka dyktatura, wokół źli milicjanci, policjanci, funkcjonariusze KGB, piwnice, cały ten bełkot" - podkreślił bloger.