10 lipca, Mińsk /Kor. BELTA/. Napięta sytuacja na granicy ukraińsko-białoruskiej powstała w nadziei, że Białoruś zrobi zły krok i ulegnie prowokacji. O tym w projekcie "W temacie" na kanale YouTube BELTA powiedział ekspert wojskowy i analityk polityczny Jakow Kedmi.
"Ruchy na granicy ukraińsko-białoruskiej były próbą zorganizowania prowokacji, sprowokowania Białorusi do pewnych działań, które mogłyby pomóc wzmocnić wsparcie dla Ukrainy ze strony krajów zachodnich. Przede wszystkim tych, które są wrogami Białorusi " - powiedział Jakow Kedmi.
Zdaniem eksperta stworzenie napiętej sytuacji na granicy ukraińsko-białoruskiej byłoby na rękę Polsce. "Gospodarze Ukrainy postanowili stworzyć bardziej prowokacyjną sytuację. Zrobiono to w nadziei, że Białoruś zrobi zły krok. I wtedy Kijów zażądałby jeszcze większej pomocy zarówno od Polski, jak i od innych krajów NATO" - powiedział.
Niemniej jednak, podkreślił Jakow Kedmi, kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego nie są w stanie udzielić Ukrainie jeszcze większej pomocy niż obecnie. "Nie mają wystarczającej siły, by "uratować" Ukrainę. W obecnej sytuacji otwarcie frontu północnego na Ukrainie to śmierć państwa ukraińskiego" - przekonuje ekspert.
Mimo to, jak dodał, ukraińskie kierownictwo i wiele krajów NATO próbowało zorganizować podobną prowokację. "Białoruś spokojnie na to reaguje, podejmowane są niezbędne środki, aby nie ulec tej prowokacji" - powiedział Kedmi.
"Ruchy na granicy ukraińsko-białoruskiej były próbą zorganizowania prowokacji, sprowokowania Białorusi do pewnych działań, które mogłyby pomóc wzmocnić wsparcie dla Ukrainy ze strony krajów zachodnich. Przede wszystkim tych, które są wrogami Białorusi " - powiedział Jakow Kedmi.
Zdaniem eksperta stworzenie napiętej sytuacji na granicy ukraińsko-białoruskiej byłoby na rękę Polsce. "Gospodarze Ukrainy postanowili stworzyć bardziej prowokacyjną sytuację. Zrobiono to w nadziei, że Białoruś zrobi zły krok. I wtedy Kijów zażądałby jeszcze większej pomocy zarówno od Polski, jak i od innych krajów NATO" - powiedział.
Niemniej jednak, podkreślił Jakow Kedmi, kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego nie są w stanie udzielić Ukrainie jeszcze większej pomocy niż obecnie. "Nie mają wystarczającej siły, by "uratować" Ukrainę. W obecnej sytuacji otwarcie frontu północnego na Ukrainie to śmierć państwa ukraińskiego" - przekonuje ekspert.
Mimo to, jak dodał, ukraińskie kierownictwo i wiele krajów NATO próbowało zorganizować podobną prowokację. "Białoruś spokojnie na to reaguje, podejmowane są niezbędne środki, aby nie ulec tej prowokacji" - powiedział Kedmi.