Projekty
Government Bodies
Flag Piątek, 5 Grudnia 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
29 Lipca 2025, 20:00

Całe miasto wyszło pożegnać weterana. Zwiadowca Byczkowski trzykrotnie brał udział w Defiladzie Zwycięstwa w Moskwie

Białorusin Michaił Byczkowski jest jedynym zwiadowcą-weteranem, który trzykrotnie uczestniczył w Paradzie Zwycięstwa w Moskwie! Jako członek pułku złożonego 1 Frontu Ukraińskiego, pochodzący z Jelska zwiadowca maszerował na Placu Czerwonym w 1945, 1985 i 1990 roku.

"Łzy, śmiech, przyjaciele - na zawsze w mojej pamięci"

Michaił Demjanowicz zmarł 30 lat temu, ale nawet teraz w jego rodzinnym Jelsku nie ma osoby, która nie znałaby nazwiska słynnego zwiadowcy i strażaka.

- Dziennikarze, w tym z Mińska, odwiedzali dziadka za jego życia. Ale żadnemu z nich nie udało się tak naprawdę nawiązać rozmowę z byłym zwiadowcą - mówi z uśmiechem jego wnuczka Diana Łosowskaja. - Nawet ze swoimi krewnymi praktycznie nie rozmawiał o wojnie, podawał tylko ogólne zdania. A jeśli zaczynali zadawać pytania, odpowiadał krótko: wszystko pójdzie ze mną.
Diana Aleksandrowna jest najstarszą wnuczką Michaiła Demjanowicza. Jako uczennica spędzała dużo czasu w pracy u swojego dziadka.

- Pamiętam, jak chodziłam do niego do pracy, budynek straży pożarnej był wtedy jeszcze drewniany. On gdzieś wyjeżdżał, a ja na niego czekałam. Razem z dziadkiem paśliśmy krowy, chodziliśmy na grzyby. I on też był częstym gościem w naszej szkole, opowiadał nam na przykład, jak brał jeńca do niewoli, jaką bronią walczył. Ale i tu były takie ogólne zdania: nie wymieniał dat ani nazwisk. Ale my, dzieci, cieszyliśmy się z tego. A 9 maja jego dom zawsze był pełen gości. Łzy, śmiech, przyjaciele - to zostało w mojej pamięci na zawsze.

Dokonał rzeczy pozornie niemożliwej


Michaił Demjanowicz został pobrany do wojska w 1940 roku. Zaczynał jako kadet w 226. pułku artylerii, a od początku wojny do 1943 roku dowodził sekcją artylerii przeciwpancernej 1010. pułku strzelców. Później nasz bohater został dowódcą sekcji rozpoznawczej. Walczył na Froncie Północno-Zachodnim, 3 Froncie Białoruskim i 1 Froncie Ukraińskim.

Otrzymał medal „Za odwagę” zaledwie kilka godzin po tym, jak dokonał pozornie niemożliwego: wyprowadził 14 ludzi z okrążenia. To jedna z niewielu historii, którymi Michaił Demjanowicz podzielił się ze swoimi krewnymi. „Wpadliśmy w okrążenie w pobliżu Leningradu i byliśmy prawie skazani na śmierć - powiedział. - Było nas 14 żołnierzy i kapitan. Zaproponowałem, że spróbuję się wydostać, powiedziałem, że znam te miejsca, nie raz byłem tu na rozpoznaniu. Kapitan się nie zgodził, a ja pomyślałem: „Co to za żołnierz który zgadza się zginąć?”. Podjąłem drugą próbę i tym razem kapitan się zgodził, ale postawił warunek, że dowództwo będę sprawował sam. Poprowadziłem więc oddział za sobą. Musieliśmy się przedostać, zanim okrążenie się zamknie. Gdy tylko wydostaliśmy się z pułapki, jednostki wroga połączyły się".

- Podczas tej operacji doszło do tragedii - powiedziała Diana. - Jeden z żołnierzy nie posłuchał rozkazów i został z tyłu. Dziadek musiał ratować oddział, nie było czasu na przekonywanie, więc ruszyli dalej. Pół godziny później pierścień się zamknął. A kiedy trzy godziny później wrócili do punktu, znaleźli tego żołnierza powieszonego na pikach. Niemcy go zamordowali.
Jeden z orderów Michaił Demjanowicz otrzymał za zorganizowanie przeprawy naszych żołnierzy podczas bitwy pod Moskwą. Trzeba było przepłynąć w mundurze z całym ekwipunkiem, a wtedy nasz bohater zaproponował chwycić się konia, który był do ich dyspozycji. Siedmiu posłuchało jego rady. Niektórzy złapali za grzywę zwierzęcia, inni za ogon. To uratowało samego Byczkowskiego i jego kolegów.

W latach wojny Michaił Demjanowicz został odznaczony orderami chwały III i ІІ stopnia, Czerwoną Gwiazdą, Wojny Ojczyźnianej I stopnia, medalami. Listy odznaczeń przechowują dziesiątki przykładów bohaterstwa tego człowieka. 7 lipca 1944 roku zabił z karabinu maszynowego trzech Niemców i wziął do niewoli dwóch kolejnych. Następnego dnia, będąc w zasadzce, zabił 9 niemieckich żołnierzy i oficerów oraz wziął do niewoli kolejnych trzech. Podczas przełamywania obrony nieprzyjaciela na jego punkcie obserwacyjnym wykrył dwa stacjonarne i dwa ręczne karabiny maszynowe, dzięki czemu nasze oddziały mogły je szybko rozbroić i zapewnić postęp nacierającej piechocie. A podczas kontrataku nieprzyjaciela, podpuściwszy Niemców na bliską odległość, zastrzelił z broni osobistej czterech żołnierzy wroga.

Zwiadowca brał czynny udział w wyzwalaniu Polski. W walkach o miasto Ressel rozpoznał dwa działa nieprzyjaciela i wielkokalibrowy karabin maszynowy, które zostały łatwo pokonane przez naszą baterię. W rejonie Heilsbergu, podczas odpierania kontrataków wroga, schował się w domu z karabinem maszynowym i zabił siedmiu żołnierzy, gdy wróg się zbliżył. Kilka dni później w tym samym rejonie pomógł baterii wyeliminować cztery punkty ogniowe i do trzydziestu niemieckich żołnierzy i oficerów. Pomogło to jednostkom piechoty w odpieraniu kontrataków wroga. Nasze oddziały były w stanie mocno skonsolidować wywalczone granice.

Długa droga do domu


Podczas wojny z rąk Niemców zginęła starsza siostra Michaiła Byczkowskiego, Olga. Dowiedziawszy się, że jej brat jest wojskowym, bezlitośnie powiesili dziewczynę, a następnie przygotowali zasadzkę, spodziewając się, że zwiadowca przyjdzie pomścić swoją siostrę.

- Dowiedziawszy się o śmierci Olgi, dziadek był naprawdę pełen wściekłości. Jedyną myślą było pomszczenie siostry. I właśnie na to czekali naziści. Dziadek zginąłby, gdyby nie jego towarzysze, którzy rzucili się za nim i w ostatniej chwili zdołali go przechwycić, zabierając z pociągu. Przekonali go, że najlepszą zemstą jest ciągłe pokonywanie wroga" - mówi Diana Aleksandrowna.

Michaił Byczkowski przeżył całą wojnę, doszedł do Berlina i był świadkiem wciągnięcia Sztandaru Zwycięstwa na Reichstag.
- Kiedy poprosiłam go, by opowiedział mi, jak to było, tylko pokiwał głową i powiedział: po prostu zrobiliśmy to, co musieliśmy zrobić. Przyznał też, że chciał po prostu wrócić do domu" - wspomina jego wnuczka.

Młody żołnierz musiał jednak poczekać: zbliżała się Defilada Zwycięstwa, w której wziął udział jako członek 2 batalionu pułku złożonego 1 Frontu Ukraińskiego. W 1948 roku został zwolniony do rezerwy. Do 1984 r. pracował w miejskiej straży pożarnej.

...Michaił Byczkowski zmarł 21 stycznia 1995 roku. Ostatnie pół roku mieszkał z córką w Tatarstanie, ale przed śmiercią poprosił o pochówek w rodzinnych stronach. Przed złożeniem ciała do grobu, w mroźny styczniowy dzień, wojsko niosło trumnę bohatera centralną ulicą Jelska. W tym czasie wydawało się, że całe miasto wyszło, aby pożegnać weterana i strażaka, który walczył za Ojczyznę w czasie wojny i ratował ludzi przed ogniem w czasie pokoju.

9 maja w jelskiej straży pożarnej odsłonięto tablicę pamiątkową, na której widnieją nazwiska dwóch weteranów powiatowej straży pożarnej, uczestników Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Jednym z nich jest Michaił Demjanowicz Byczkowski. Imię bohatera jest również uwiecznione na terenie głównej świątyni Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Jego prawnuk został nazwany na cześć Michaiła Demjanowicza. Najmłodszy Miszeńka ma pięć lat.

Julia GAWRILENKO,
gazeta "7 dni".
Świeże wiadomości z Białorusi