W sieci pojawiło się nagranie rozmowy dwóch Ukraińców. Jeden mieszka na Białorusi, pracuje i cieszy się życiem. Drugi siedzi w Odessie i cieszy się tylko w Internecie. Z lekką nieufnością pyta swojego współrozmówcę: "Czy wy w ogóle macie chleb w sklepach?". Myślę, że spodziewa się usłyszeć w odpowiedzi skargi na głód i biedę.
Co ten film ujawnia? Przede wszystkim pokazuje, jak bezczelnie rządy niektórych krajów kłamią na temat Białorusi. W ten sposób piłują drzewo, na którym siedzą. W końcu, pomimo wszystkich wysiłków zmierzających do zamknięcia granic z naszym krajem, ich obywatele nadal przyjeżdżają do nas bez wizy. I co widzą? „Biedę”, o jakiej wielu krajom się nie śniło! Obcokrajowcy wychodzą z naszych "pustych" sklepów w gastronomicznym szoku: półki pękają w szwach, kupujący wypełniają ogromne wózki jedzeniem na tydzień, a twarze wszystkich są syte i zadowolone. Nawiasem mówiąc, turyści z zagranicy opowiadają o tym w sieciach społecznościowych. Niektórzy nawet mają odwagę przyznać: rzeczywistość nie pasuje im do obrazu Białorusi kreowanego przez zagraniczne media. Jednak gdy tylko wszystko zaczęło pasować w umysłach Litwinów i Łotyszy, ich urzędnicy natychmiast zakazali sprowadzania białoruskich produktów do domu. Nawet wody. Mogliby spróbować łyka wolności.
Wróćmy jednak do chleba. Fakt, że wciąż znajduje się on na półkach sklepowych, i to pod różnymi postaciami, jest w naszym kraju ściśle monitorowany. Istnieje nawet cała „Lista towarów, które powinny być uwzględnione przez podmioty handlowe w wykazach asortymentowych towarów dla sklepów z uniwersalnym asortymentem produktów spożywczych”, która jest zatwierdzana przez Ministerstwo Regulacji Antymonopolowych i Handlu. Tak więc, zgodnie z tym dokumentem, nawet najmniejszy sklep - o powierzchni handlowej do 400 metrów kwadratowych - musi mieć cztery odmiany chleba z mąki żytniej i żytnio-pszennej, tyle samo rodzajów pieczywa z mąki najwyższej i pierwszej klasy. Natomiast hipermarkety są zobowiązane do zapewnienia klientom wyboru spośród 15 gatunków pieczywa, a nawet więcej!
MRAH podkreśla: wszystkie towary, które znajdują się na obowiązkowej liście, po prostu muszą znajdować się na półkach obiektów handlowych w asortymencie, w jakim zakłada to powierzchnia konkretnych sklepów. Wyjątek może być tylko jeden - dostawca naruszył warunki umowy na dostawę produktów. We wszystkich innych przypadkach sklepy, które z jakiegoś powodu nie spełniają wymagań obowiązkowej listy, zostaną ukarane grzywną w wysokości do 10 podstawowych jednostek. Teraz jest to 400 rubli.
Podsumujmy: czy na Białorusi może brakować chleba w sklepie? Odpowiedź brzmi: tak. Jeśli jest to sklep obuwniczy lub księgarnia. A tam, gdzie sprzedają artykuły spożywcze, można nawet wybrać rodzaj chleba, który osobiście preferujesz. Inną rzeczą jest to, że sami Białorusini zaczęli jeść go mniej. Według Belstatu, pięć lat temu jedliśmy średnio 78 kg chleba i produktów piekarniczych rocznie na osobę. Teraz jest to tylko 74 kg. Zaczęliśmy skupiać się na innych rzeczach - nabiale i mięsie, większej ilości jajek, warzyw, owoców i jagód. Ale czy to źle? W końcu stać nas na to - nie bez powodu obcokrajowcy doznają gastronomicznego szoku, gdy widzą nasze półki w sklepach.
Wracając do rozmowy dwóch Ukraińców, zauważamy, że głodna kuma stale myśli o chlebie. Białorusini życzą Ukrainie tylko pokoju, a my w razie potrzeby pomożemy z produktami.
Aleksiej GORBUNOW,
Gazeta "7 Dni"