Projekty
Government Bodies
Flag Piątek, 5 Grudnia 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
27 Maja 2025, 20:00

„450 lat później historia się powtórzyła”. Ten Białorusin, podobnie jak jego przodek, bronił Wyborga przed wrogiem

„Droga mamo! Nadchodzą dni, które będą najcięższą próbą dla całej naszej rodziny i dla mnie. Znasz konsekwencje walk, ale cokolwiek się stanie, mamusiu, bądź pewna, że zrobiłem dla ciebie, dla Ojczyzny to, czego wymaga się od członka Komsomołu. Niech żaden smutek nie przyćmi bliskości zwycięstwa, bliskości pokonania niemieckiego faszyzmu” - napisał do swoich krewnych 9 czerwca 1944 r. telefonista Władimir Posse. Następne tygodnie naprawdę stały się dla niego sprawdzianem: krwawe bitwy o Wyborg, rany, hospitalizacja... Ale sierżant Posse miał rację w innych sprawach: niecały rok dzielił jego list od długo oczekiwanego Zwycięstwa.

Ludzie, łzy, strach i krew

Władimir Siergiejewicz Posse był z wykształcenia historykiem, a po wojnie przez wiele lat pracował najpierw w Instytucie Historii Akademii Nauk BSRR, a następnie w Instytucie Historii Partii przy Komitecie Centralnym Komunistycznej Partii Białorusi, Mińskim Instytucie Kultury. Zmarł w czerwcu 2017 roku, pozostawiając po sobie setki stron wspomnień. Obejmują one lata szkolne, przyjaciół z dzieciństwa i tragedie rodzinne, ale większość jego wspomnień poświęcona jest Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

Opisując ostatnie spokojne miesiące 1941 roku, Władimir Posse przyznał, że w jego pamięci pozostały miejskie zawody szachowe, zamiłowanie do teatru i Komsomołu, do którego wstąpienia zachęciła go przyjaciółka matki, Marina Malakowicz. W latach wojny kierowała ona partyjnym i komsomolskim podziemiem we wsi Kołodiszczi, a w 1943 r. zmarła bolesną śmiercią od hitlerowców w mińskim więzieniu.

Kiedy rozpoczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana, Władimir Posse zdążył ukończyć tylko 9 klas. „4 lipca 1941 roku zaczęli opuszczać Orszę, kiedy stało się oczywiste, że ani eskadry TB-3, ani eskadra bojowa orszańskich uczniów, studentów i robotników, ani legendarna Pierwsza Dywizja Proletariacka nie powstrzymają wroga. Przez Dniepr płynęły strumienie ludzi, łez, strachu i krwi. Ci, którzy przeżyli, schronili się w cieniu starych lip na stacji Dubrowka. Kobiety wciągały do wagonów towarowych małe dzieci, starców i staruszki” - opisywał okropności pierwszych dni wojny nasz bohater.

- Mój dziadek i jego rodzina zostali ewakuowani na Ural, w obwodzie czelabińskim. On sam pracował w państwowym gospodarstwie rolnym jako kierowca traktora, a jego mama, moja prababcia, została dyrektorką sierocińca” - mówi Anastasia Porożniuk, wnuczka Władimira Posse, opowiadając historię swojej rodziny.
Wszystko zmieniło się w 1942 roku. „Przybiegł mały chłopiec. Wezwanie! Zatrzymał traktor. Mama wyhaftowała na kitlu: „Idę w bój nie po to, by zginąć, ale by zwyciężyć i żyć” - napisał Władimir Posse.

Historia Pułkowego Kociaka

Na początku czerwca 1944 r. pułk strzelecki, w którym Posse służył jako telefonista, został przeniesiony na Przesmyk Karelski. Czytając zapisy zrobione przez niego w przededniu operacji ofensywnej w Wyborgu, która miała miejsce od 10 do 20 czerwca 1944 r., można być zdumionym odwagą naszych żołnierzy i okropnościami, które musieli znosić.

Ale na wojnie znalazło się miejsce i na zwykłe ludzkie szczęście. Władimir Posse również opisał to w swoich wspomnieniach. „Wśród cegieł, wypalonych polan, w kącie otworu pieca, zwinięty w kłębek, drżał i wołał o pomoc rudy kociak. I teraz nie we śnie docierało do każdego z nas ciepło rodzimego domu, gdy przekazywaliśmy sobie z rąk do rąk „maleństwo”, nadając mu najbliższe imię. Dominującymi imionami były oczywiście Murka i Waśka. A dowódca kompanii Krawczenko określił go jako Pułkowego Kociaka. Poszedł z nami przełamywać linie, pasy, na naszą zgubę, szturmować Wyborg”.

Dla Władimira Siergiejewicza operacja ofensywna pod Wyborgiem była bardzo ważna. Faktem jest, że jego przodek, konung-komendant Knut Posse, bronił tego samego terytorium przed wrogiem w XV wieku. Cztery i pół wieku później historia się powtórzyła.

W swoim dzienniku z pierwszej linii frontu czerwonoarmista Posse szczegółowo opisał wydarzenia początku lata 1944 roku.

„9 czerwca. Nalot artyleryjski na naszą lokalizację. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy na linię frontu. Po drodze zostaliśmy ostrzelani przez artylerię i schroniliśmy się nad brzegiem jeziora, ale i tu co chwila wybuchały miny. W powietrzu były setki samolotów - toczyła się bitwa rozpoznawcza. W końcu znaleźliśmy się na linii frontu”.

„10 czerwca. Coś strasznego, takiego ognia jeszcze nie widziałem. Od lotu naszych pocisków nieznośne wycie i gwizdanie, wiatr, unoszony przez nie, powala. Finowie próbują odpowiedzieć, ale nieskutecznie... Brak łączności z dowództwem, poszedłem na linię, koło mostu wózek z trupami rozerwał kabel, połączyłem go. Teraz wszystko jest w porządku, teraz do mojego schronu”.

„20 czerwca. Trwa zacięta bitwa. Ponosimy ciężkie straty od ostrzału artyleryjskiego. Ostrzał artyleryjski i snajperski nie ustaje ani na chwilę. Wyszliśmy na linię kolejową, Finowie są po drugiej stronie. Nie odzywamy się. Nie ma łączności telefonicznej. Radio w porządku. Brak amunicji, a zadanie nie wykonane... Batalionowi łącznościowcy odnaleźli nas i podali sznurek. Hurra! Jest łączność”.

„21 czerwca. Wspinam się na kamienie, uderzam w Finów. Ranni przez jedną minę Zinnat, Filczagin, ja, Barteniew, operator radiowy i jeszcze jeden. Łączność zerwana. Pod ostrzałem wczołgaliśmy się do oddziału. Wyborg zajęty”.

Prawie operacja wojskowa

Po tym, jak został ranny w nocnej bitwie z 20 na 21 czerwca, Władimir Posse został wysłany na leczenie do Leningradu. Ale nawet tam nie rozstawał się z papierem i atramentem. O szpitalu pisał: „Po prawej - spalony pancerny, po lewej - żołnierz Czerwonej Marynarki. Leży ubrany w tielniaszkę. Matka długo przy nim siedzi. Płacze. Cały pokój szpitalny pociesza: jego ręce i głowa są w porządku, a ojczyzna nie zapomni. Pancerny jest beznadziejny, ale ją też pociesza. W ten sposób pomaga sobie".
Kiedy Władimir Posse wyzdrowiał, żołnierz Armii Czerwonej został najpierw wysłany do 82. pułku na trzymiesięczną służbę niebojową, a następnie - na studia w Moskiewskiej Wojskowo-Technicznej Uczelni Łączności Wojsk Granicznych ZSRR. Najlepsi uczniowie tej uczelni wzięli udział w Defiladzie Zwycięstwa na Placu Czerwonym 24 czerwca 1945 roku. Władimir Posse był wśród nich w szeregu straży granicznej.

Opisując defiladę, przyznał, że przygotowania do uroczystości niewiele różniły się od przygotowania operacji wojskowej: data defilady nigdzie się nie pojawiła, stosowano dezinformację. Przyszli uczestnicy defilady zostali potajemnie przetransportowani i zakwaterowani w koszarach pod Moskwą. Decyzje dotyczące amunicji, mundurów i racji żywnościowych były wielokrotnie zmieniane.

„Według niektórych informacji, pierwsi marszałkowie Budionny i Woroszyłow zaproponowali zastąpienie podków na butach ostrogami kawaleryjskimi. Znaleziono je w arsenałach pod Moskwą, ale nie wyglądały dobrze na mundurach paradnych i dlatego nie wzięły udziału w Defiladzie Zwycięstwa, z wyjątkiem butów wielkich marszałków Georgija Żukowa i Konstantina Rokossowskiego..... Ale sprawili nam przyjemność podczas rzadkich spacerów po Moskwie. Wydawało się, że sami dołączyliśmy do romantycznej i bohaterskiej klasy wojskowej wspaniałych huzarów. Cieszyliśmy się z zaciekawionych spojrzeń młodych mieszkanek Moskwy i byliśmy z tego dumni jak młodzi chłopcy (a przecież byliśmy żołnierzami!)”.

- W 1994 roku dziadek przeprowadził się z rodziną do USA, gdzie mieszkał aż do śmierci. Ale cały czas utrzymywaliśmy z nim kontakt. Bardzo tęsknił za domem i często pisał o tym, jak drogi był mu nasz kraj. Dla niego było bardzo ważne, że ja i moje dzieci zostaliśmy w Mińsku - mówi wnuczka weterana i dodaje: - Tak, on sam był w Ameryce, ale sercem i duszą do ostatnich dni był na Białorusi.

Wśród odznaczeń otrzymanych przez Władimira Posse są Order Wojny Ojczyźnianej I stopnia, medale „Za męstwo” i „Za zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945”.

Jeśli są Państwo krewnymi lub znajomymi żołnierza frontowego, który brał udział w Defiladzie Zwycięstwa na Placu Czerwonym w czerwcu 1945 roku i są Państwo gotowi podzielić się z nami jego historią i zdjęciami, prosimy o kontakt telefoniczny +375 (33) 613-03-45 lub przesłanie wiadomości e-mail na adres ygavrilenko@belta.by. Opowiedzmy razem historię naszych Zwycięzców!

Julia GAWRILENKO,
zdjęcia udostępnione przez rodzinę Władimira POSSE,
„7 dni”.
Świeże wiadomości z Białorusi