29 września, Mińsk /Kor. BELTA/. W swoim wystąpieniu podczas ogólnej dyskusji 79. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ białoruski minister spraw zagranicznych Maksim Ryżenkow bronił zasad określonych w Karcie Narodów Zjednoczonych, podaje korespondent BELTA.
„Od 79 lat nasze kraje spotykają się w tej sali, aby przekazywać prawdę, dzielić się najlepszymi praktykami i wspierać ważne inicjatywy. Wszystko pod hasłem uczynienia świata lepszym. Czy świat naprawdę staje się lepszy? Bardziej przewidywalny, bezpieczniejszy, stabilniejszy? Są wśród nas seniorzy, którzy pamiętają czasy, gdy platforma ONZ odgrywała w tym szczególną rolę. My - młodsi - znamy to niestety tylko z podręczników. Wtedy, wiele lat temu, Karta Narodów Zjednoczonych była czymś nienaruszalnym, prawdziwym gwarantem kompromisu i przyszłościowych rozwiązań” - powiedział Maksim Ryżenkow.
Zauważył, że wiele osób wciąż pamięta o ofiarach i okropnościach II wojny światowej i nikt nie chce powtórki tej strasznej tragedii. „Dlatego wspólnie stworzyliśmy unikalny instrument zbiorowego rozwiązywania sporów i wzmocnienia architektury współpracy międzynarodowej. Tak, jak pokazała historia, instrument ten nie jest we wszystkim doskonały. Ani my wszyscy. Ale bez wątpienia jest to najlepszy instrument, jaki świat miał wcześniej i ma teraz” - podkreślił szef białoruskiego MSZ.
Zauważył jednak, że nie wszystkie kwestie, nawet te, co do których zapadły jednoznaczne decyzje, zostały zrealizowane i nadal krwawią. Przykładem może być Palestyna, gdzie dziś rozpętała się prawdziwa katastrofa humanitarna, w której giną dziesiątki tysięcy cywilów.
„Nie umniejsza to jednak osiągnięć ostatniego stulecia. System kolonialny został złamany. Wiele narodów uzyskało prawo do niezależnego rozwoju. Na wszystkich kontynentach pojawiły się punkty wzrostu gospodarczego, przemysłowego i finansowego. Całe regiony zaczęły wychodzić z cienia głodu i epidemii. Siły pokojowe ONZ były w stanie zapobiegać krwawym konfliktom lub pomagać w ich zakończeniu. Niebieski kolor ONZ był wszędzie tam, gdzie z powodzeniem rozwiązywano problemy na rzecz rozwoju” - powiedział Maksim Ryżenkow.
W tym kontekście minister zwrócił uwagę na to, co dzieje się obecnie i dlaczego konieczne było utworzenie Grupy Przyjaciół w obronie Karty Narodów Zjednoczonych. „Dlaczego jesteśmy dziś zmuszeni bronić dokumentu, który ma już najwyższą moc prawną dla wszystkich? Dlaczego nie możemy w pełni wykorzystać narzędzi ONZ do zaprowadzenia porządku na świecie? Odpowiedź jest oczywista. Ponieważ wiele krajów nie przestrzega norm określonych w Karcie. I nie zamierzają tego robić. Ponieważ dla nich życie zgodnie z prawem międzynarodowym jest równoznaczne z powolnym upadkiem - powiedział minister spraw zagranicznych. - Tak, na tej mównicy wszyscy, łącznie z nimi, przypominają o Karcie. Ale nie w kategoriach uniwersalnych, a jedynie w odniesieniu do własnych egoistycznych interesów i roszczeń. Często w odniesieniu do innych".
Przypomniał, że uniwersalne prawo ONZ daje wszystkim bez wyjątku równe prawa do rozwoju i równy, niedyskryminujący dostęp do wspólnych dóbr, technologii i zasobów. „Ale czy takie podejście jest do zaakceptowania przez Zachód? Oczywiście, że nie - stwierdził białoruski minister. - Ich głównym interesem jest utrzymanie dominacji na planecie i zapewnienie dobrobytu swoim elitom. W tym celu eksploatowane są całe narody i zasoby innych ludzi, a rozwój reszty świata jest ograniczany. Stara jak świat zasada „dziel i rządź” jest stosowana wszędzie, co w rzeczywistości stanowi podstawę wszystkich konfliktów zbrojnych naszych czasów".
Maksim Ryżenkow zauważył, że obecnie, z punktu widzenia kolektywnego Zachodu, i informacje te pochodzą ze źródeł amerykańskich, 72% światowej populacji żyje w tak zwanych autokracjach. A 20 lat temu liczba ta, według ich własnych szacunków, wynosiła 46%. „Czy zatem polityka Zachodu polegająca na zmuszaniu światowej społeczności do życia zgodnie z ich formą jest skuteczna? Odpowiedź jest oczywista. Zdecydowanie nie” - podkreślił minister.
Według niego, gdyby ONZ cieszyła się dziś większym zaufaniem, większość globalnych inicjatyw pokojowych rodziłaby się i „gotowała” wewnątrz samej organizacji, a nie poza nią. A światu nie groziłby ponowny podział na bloki polityczne i gospodarcze.