Projekty
Government Bodies
Flag Czwartek, 4 Lipca 2024
Polityka
01 Lipca 2024, 17:42

Agentura IT i „martwe dusze”. Jak Białorusini w Polsce wpadli w skandal wizowy

Skandal wizowy w Polsce nabiera tempa. W zeszłym roku wyszło na jaw, że polskie władze, rozgrywając dramat migracyjny na granicy z Białorusią, po cichu sprzedają wizy po 5 tys. dolarów za sztukę. W tym roku saga wizowa przybrała nowy obrót. Okazało się, że w oszustwo zaangażowane były polskie uczelnie, dzięki którym przedsiębiorczy „studenci” z Azji i Afryki otrzymali możliwość przedostania się do „Ogrodów Edenu” Europy. Warszawa już ogłosiła, że wiza Eldorado dobiegła końca. W całym kraju doszło do masowych aresztowań rektorów uczelni prywatnych, a władze ogłosiły zaostrzenie zasad wydawania wiz obcokrajowcom.

Innowacje dotknęły także Białorusinów. Doświadczyli ich już białoruscy informatycy. Mało tego, zamknęli program Poland. Business Harbor, i polski premier Donald Tusk faktycznie zaklasyfikował białoruskich informatyków jako zagranicznych agentów. Następni w kolejce są białoruscy studenci w Polsce, którym zaczęto odmawiać wiz. A sądząc po retoryce polskich władz, polityka wizowa będzie nadal zaostrzana.

Cena – to 5 tysięcy dolarów. Jak zaczął się skandal wizowy

Władze Polski od kilku lat nagłaśniają problematykę kryzysu migracyjnego. Warszawa samozwańczo ogłosiła się tarczą wschodnią, której celem jest ochrona nie tylko Polski, ale całego kontynentu europejskiego przed inwazją uchodźców. Doszło do tego, że władze polskie ściągnęły wojska na granicę z Białorusią. Tymczasem w kraju wdrożono szeroko zakrojony system oszustw, który pozwala zarabiać na migrantach.

We wrześniu 2023 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi, w Polsce wybuchł być może jeden z największych skandalów korupcyjnych w historii kraju. Okazało się, że ośrodek wizowy w Łodzi sprzedawał wizy obywatelom kilkudziesięciu krajów, m.in. Pakistanu, Bangladeszu i Iranu. Cena – to około 5 tysięcy dolarów.

Warto dodać, że sprzedaż szła pełną parą. Dla porównania: w okresie przedpandemicznym 2019 polską wizę otrzymało 6986 obywateli Bangladeszu, a w 2023 – 27 896 (dane Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej). Jeśli porównamy podobne lata, liczba posiadaczy polskich wiz wśród obywateli Nepalu wzrosła z 9 175 do 35 287, Filipin – z 6 317 do 29 154, a Indii – z 8 063 do 45 998.

Sytuację tę można przypisać „duchowi przedsiębiorczości” poszczególnych pozbawionych skrupułów Polaków. Gdyby nie dwa „ale” – skala handlu wizowego i zaangażowanie w oszustwo wiceministra MSZ Piotra Wawrzyka. Po nagłośnieniu urzędnik został zwolniony z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a jego nazwisko zostało natychmiast skreślone z listy kandydatów w wyborach rządzącej wówczas partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS).

Dopóki PiS był u władzy, próbowali zatuszować sprawę Wawrzyka. Co w sumie nie jest niczym dziwnym. Po pierwsze, historia sprzedaży wiz na szczeblu MSZ postawiła pod znakiem zapytania całą politykę partii – zarówno w zakresie zagrożeń migracyjnych, jak i w zakresie dyskredytacji Białorusi, która rzekomo wywołała kryzys migracyjny. Po drugie, oszustwo, które wyszło na jaw, to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Jest wysoce wątpliwe, aby Wawrzyk mógł dokonać takich rzeczy za plecami tych, którzy wówczas stali na czele władzy – Prezydenta Andrzeja Dudy, byłego Premiera Mateusza Morawieckiego i „szarego kardynała” całej Polski Jarosława Kaczyńskiego.

A oto jak obecny Premier Polski, ówczesny lider zjednoczonej opozycji Donald Tusk, skomentował sytuację: „Rozpętać antyimigrancką histerię, przyciągnąć rekordową liczbę migrantów, zarobić miliony na wizach i wreszcie ogłosić referendum w sprawie migracji. Łukaszenka jest w porównaniu z nimi amatorem” – powiedział Tusk.

Po zmianie rządu i dojściu Tuska do władzy, zgodnie z oczekiwaniami, kwestia wiz ponownie wyszła na światło dzienne. W styczniu siły bezpieczeństwa zatrzymały Wawrzyka. Powołano komisję śledczą, w skład której weszli Komitet Śledczy, Prokuratura, Centralne Biuro Antykorupcyjne i Najwyższa Izba Kontroli Sejmu RP. Tymczasem sprawa zaczęła nabierać nowych szczegółów.
 
Łatwo dostępna wiza. Jak „martwe dusze” wypełniły polskie uniwersytety

Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RP przedstawiły w zeszłym miesiącu „Białą Księgę”, w której nakreślono przyczyny kryzysu migracyjnego w kraju. W dokumencie wskazano, że od 2015 roku Polska doświadcza bezprecedensowej presji migracyjnej. Wynika to m.in. z faktu, że poprzedni rząd podjął szereg nieskoordynowanych działań, które doprowadziły do utraty kontroli nad przepływami migracyjnymi.

Tym samym zezwolenia na pracę w Polsce wydawane były cudzoziemcom w sposób niekontrolowany – bez uwzględnienia priorytetów polskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz realnych potrzeb polskiej gospodarki – czytamy w „Białej Księdze”. W dokumencie szczególną uwagę zwrócono na kwestię wydawania wiz studenckich obcokrajowcom, którzy rzekomo przyjeżdżają do Polski na studia, ale w rzeczywistości ich celem jest emigracja do innych krajów strefy Schengen.

Okazało się, że na niektórych uczelniach odsetek studentów zagranicznych przekracza 70%. Co ciekawe, już na drugim roku liczba obcokrajowców studiujących na polskich uczelniach gwałtownie maleje. Dla przykładu, według polskiego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w 2022 roku liczba studentów zagranicznych pierwszego roku studiów wyniosła 59 439. Z tego połowa pozostała w 2023 r. – 31 517. Sugeruje to, że wielu obcokrajowców przyciąga nie polski dyplom, ale możliwość legalnego wjazdu do strefy Schengen przez Polskę.

Jak zauważa Dziennik Gazeta Prawna, do Polski pod pretekstem studiów mogło przyjechać kilkadziesiąt tysięcy osób. „Studenci z Rwandy, Turcji i Zimbabwe chętnie studiują w Polsce, ale już na pierwszym roku tracą zapał. Na uczelnię idą po wizę. Chodzi o to, aby przekroczyć granicę Schengen. Wiza studencka pozwala na pobyt w UE i legalną pracę. W praktyce większość cudzoziemców w ogóle nie rozpoczyna studiów, a tylko płacą za naukę” – pisze Dziennik Gazeta Prawna.

Jednocześnie niektóre prywatne instytucje edukacyjne traktują studentów zagranicznych jako źródło dochodu. „Nie sprawdzają poziomu kwalifikacji obcokrajowców, którzy chcą studiować w Polsce. Nie sprawdzają np. nawet, czy kandydat rzeczywiście ukończył szkołę średnią” – powiedział wicekonsul RP w Indiach Mateusz Rezczyk, przemawiając na posiedzeniu komisji badającej skandal wizowy.

Rok studiów menedżerskich w języku angielskim na polskiej uczelni kosztuje 3120 euro. A dla obcokrajowców chcących wjechać do strefy Schengen jest to cena przystępna. Co znajduje odzwierciedlenie w statystykach: w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu 61% studentów to obcokrajowcy. Większość z nich nie przekroczy pierwszego roku.

„W wielu krajach trzecich panuje powszechne przekonanie, że polska wiza jest łatwo dostępna i stosunkowo tania” – czytamy w ustaleniach MSZ i MSW Polski. Uzyskanie polskiej wizy, a raczej jej zakup, jest wielokrotnie tańsze niż szukanie innych sposobów migracji i legalizacji pobytu w krajach Schengen.

Tymczasem przez Polskę przetoczyła się fala aresztowań rektorów uczelni prywatnych oskarżonych o przestępstwa korupcyjne. Takie przypadki odnotowano w Katowicach, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Wrocławiu, Toruniu. Zakrojone na szeroką skalę śledztwo w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej toczy się także na jednej z warszawskich uczelni niepaństwowych. Na razie oficjalnie nie ogłoszono, czy zatrzymanie rektorów ma związek z oszustwem wizowym.

Pracownicy IT stali się agentami. Jakie niespodzianki czekają na re-lokatorów

Według polskiego posła na Sejm Michała Szczerby, który przewodniczył komisji ds. zbadania afery wizowej, pierwsze sygnały o nieprawidłowościach w wydawaniu wiz pojawiły się w służbach wywiadowczych już w połowie 2022 roku. Ponieważ jednak w sprawę zaangażowany był wysoki rangą urzędnik PiS, śledztwo zostało zatuszowane. Historia niespodziewanie wypłynęła na powierzchnię przed wyborami parlamentarnymi w Polsce. Chociaż w tym przypadku słowo "niespodziewanie" należy zastąpić słowem "w odpowiednim czasie". Rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość poniosła znaczne straty wizerunkowe, co w odpowiednim czasie trafiło w ręce jej przeciwników.

Innowacje dotknęły również Białorusinów. Białoruscy IT-relokanci już je odczuli. Nie tylko odcięto ich od programu Poland. Business Harbour, a polski premier Donald Tusk faktycznie zaklasyfikował białoruskich IT jako zagranicznych agentów. Następni w kolejce są białoruscy studenci w Polsce, którym zaczęto odmawiać wiz. A sądząc choćby po retoryce polskich władz, polityka wizowa będzie nadal zaostrzana.

Nowy rząd pod przewodnictwem Tuska obiecał zakończyć sprawę wizową i postawić winnych przed sądem. Nie ma wątpliwości, że tak się stanie. Po pierwsze, dla Tuska jest to doskonała okazja, by wyrolować pisowców i oczyścić pole polityczne ze swoich odwiecznych przeciwników - Kaczyńskiego i Morawieckiego. Po drugie, Tusk musi się jakoś zrehabilitować przed swoimi europejskimi partnerami. Po informacjach o oszustwach wizowych Niemcy wprowadziły kontrole graniczne na granicy z Polską, a niemieckie służby bezpieczeństwa zaczęły zmuszać migrantów do powrotu do Polski. W rzeczywistości Niemcy przyjmują praktykę swoich polskich kolegów na granicy z Białorusią.

Na początku czerwca, podsumowując wstępne wyniki prac komisji, Szczerba powiedział: "Dla mnie afera wizowa była zdradą polskich ideałów, zdradą europejskich wartości. To był kontrakt, zgodnie z którym łapówka decydowała o tym, kto ma wjechać do Polski czy do strefy Schengen".

Według jego oceny wizy były wydawane "w absolutnie ogromnych liczbach różnymi kanałami". Mowa tu nie tylko o wizach pracowniczych i studenckich, ale także o wizach dla określonych programów. Jako przykład Szczerba podał program Poland.Business Harbour, który zapewnia uproszczoną procedurę uzyskiwania wiz dla specjalistów IT bez konieczności uzyskiwania pozwolenia na pracę.

Początkowo program był przeznaczony dla obywateli Białorusi, a następnie został rozszerzony na inne kraje - Ukrainę, Gruzję, Mołdawię, Armenię i Rosję. Jednak, jak dowiedziała się polska gazeta Rzeczpospolita, wizy wydano również obywatelom kilkudziesięciu krajów, których nie ma na powyższej liście, w tym obywatelom Indii, Iranu, Japonii, Azerbejdżanu. Jednocześnie, według danych za listopad 2023 r., 90 tys. osób otrzymało polskie wizy w ramach Poland.Business Harbour. Ale w rezultacie tylko co siódmy zaproszony pracownik IT przyjechał do Polski. Nie wiadomo, dokąd pojechała reszta.

Pod koniec stycznia 2024 r. program został nagle przerwany. Teraz polscy urzędnicy zaangażowani w Poland.Business Harbour zeznają przed Komisją Wizową.

Była minister rozwoju i technologii Jadwiga Emilewicz, która stała u podstaw Poland.Business Harbour, powiedziała, że program był rodzajem eksperymentu i "nie został sformułowany w formie ustawy Rady Ministrów czy rozporządzenia ministra". Czyli pojawia się pytanie, czy miał podstawę prawną.

Emilewicz przyznała również, że nie wie, ile wiz wydano obywatelom Białorusi w ramach Poland.Business Harbour. Niemniej jednak podkreśliła, że program miał wyjątkowo dobry cel, ponieważ pomógł zaspokoić potrzeby polskiego rynku IT.

Obecny polski rząd ma jednak inne zdanie. Najpierw polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych stwierdziło, że program IT nie spełnił oczekiwań. Następnie pojawiło się pytanie, czy takie inicjatywy zagrażają bezpieczeństwu narodowemu Polski.

Premier Donald Tusk poszedł jeszcze dalej. Oskarżył poprzedni rząd o stworzenie obcej agentury na terytorium Polski. "Sprowadzili setki tysięcy imigrantów z Azji i Afryki, zarabiając na wizach, a także rosyjskich i białoruskich "pracowników IT", pomagając budować obcą agenturę" - powiedział Tusk.

Należy się zastanowić, w jak mistrzowski sposób polskiemu premierowi udało się połączyć afrykańskich migrantów, białoruskich specjalistów IT i wrogich agentów. Wygląda na to, że teraz w równym stopniu stanowią oni zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Polski. I można tylko przypuszczać, jakich niespodzianek można się spodziewać w najbliższej przyszłości dla relokowanych pracowników IT w Polsce, którzy zostali wrzuceni w sam środek krajowych bitew politycznych.

Koniec wizowego el dorado. Czy ograniczenia wizowe dotkną studentów

Podczas gdy komisja wizowa prowadzi dochodzenie, polski rząd nie marnuje czasu i już pracuje nad środkami mającymi na celu zaostrzenie polityki migracyjnej. W tym roku Polska znacznie zmniejszyła liczbę wydawanych wiz i podniosła opłaty wizowe.

"Koniec wizowego eldorado - pisze polska Rzeczpospolita. - Rząd Donalda Tuska przeciął kurek z wydawaniem wiz cudzoziemcom - zmniejszenie wynosi od 50% do 90% w zależności od rodzaju wizy".

Od 1 stycznia do 14 czerwca tego roku Polska wydała 98 tys. wiz pracowniczych. Dla porównania, rok wcześniej cudzoziemcy otrzymali ponad 284 tys. wiz pracowniczych.

Ograniczenia wpłynęły również na wydawanie tzw. wiz humanitarnych. W latach 2020-2023 wydano ich około 55 tys., czyli średnio ponad 13 tys. rocznie. Od początku 2024 r. wizy humanitarne otrzymały tylko 542 osoby.

Ponadto od 1 czerwca wzrosły opłaty za przyjęcie i rozpatrzenie wniosku o wizę krajową (typ D). Teraz wynoszą one 135 euro. Według polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wzrost opłat wizowych pozwoli wykluczyć z kolejki wizowej wnioskodawców, których cel przyjazdu do kraju różni się od deklarowanego.

Kolejną ważną zmianą jest to, że Polska rozważa ograniczenie dostępu zagranicznych studentów do polskiego rynku pracy. Proponowane jest również wprowadzenie wymogu posiadania przez studentów określonej kwoty pieniędzy na koncie.

"Ministerstwo Spraw Wewnętrznych prowadzi prace analityczne, które określą priorytety polskiej polityki migracyjnej, co będzie miało również wpływ na zaostrzenie systemu wydawania wiz" - pisze Rzeczpospolita.

Ograniczenia wizowe dotkną również studentów. W związku z tym polskie władze obiecały zaostrzyć procedurę przyjmowania zagranicznych studentów. Białorusini, którzy mieli nadzieję na uzyskanie polskiego dyplomu, już spotkali się z odmową wydania wizy. Ponadto Białorusini, którzy już studiują w Polsce, spotkali się ze skróceniem okresu wydawania wiz. Wcześniej otrzymywali wizę na rok, a teraz na sześć miesięcy. W rezultacie studenci rezygnują z zajęć i nie wiedzą, jak radzić sobie z przepustkami. Oprócz tego białoruscy studenci w Polsce borykają się z niewypłacaniem stypendiów. Rzekomo "z przyczyn technicznych", które nie zostały rozwiązane od pół roku.

Ani dziekanaty uczelni, ani polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie chcą zajmować się tą sytuacją. Dla nich białoruscy studenci to tylko migranci. Kiedyś potrzebni, dziś właściwie bezużyteczni.

Byli potrzebni w czasach, gdy Warszawa starała się stworzyć piękny obraz telewizyjny - godna Polska, a obok niej - słaba Białoruś. Lata propagandy poszły jednak na marne. A dziś "przydatność" wyemigrowanych Białorusinów stoi pod znakiem zapytania. Białoruscy specjaliści IT stali się więc nagle "agentami", a studenci - migrantami, którzy pragną odebrać chleb polskiej młodzieży.

Wygląda na to, że Warszawa jest gotowa pozbyć się i jednych, i drugich. I zrobić to ładnie - kosztem afery wizowej. Sytuacja z Białorusinami, którzy mieli nadzieję stać się swoimi w obcym kraju, pozostaje niepewna. Ale byłoby skrajną naiwnością oczekiwać, że ktokolwiek w Polsce przejmuje się ich przyszłością.
Świeże wiadomości z Białorusi