Po raz pierwszy na "Miss Universe" reprezentantka Białorusi - zdobywczyni tytułów Miss Białorusi 2023 i pierwsza wicemiss "Miss Europy Kontynentalnej 2023" Eleonora Kaczałowskaja. Przez trzy tygodnie najpiękniejsze dziewczyny świata przebywają w Mexico City (Meksyk). Dziś w nocy według czasu mińskiego odbędzie się finał konkursu. Korespondent BELTA skontaktował się z białoruską pięknością, aby zapytać o jej nastrój. Rozmowa odbyła się zaledwie kilka godzin temu, kiedy w Meksyku był wczesny poranek.
- Eleonora, dzień dobry! Jaki jest teraz Pani nastrój?
- Pozytywny, choć odczuwam pewien stres. Jesteśmy tu już od jakiegoś czasu i jesteśmy trochę zmęczone. Ale w żaden sposób mi to nie przeszkadza. Tak więc nastrój jest dość pozytywny, radosny.
- W Mexico City jest wczesny poranek, ale Pani już nie śpi. Jak wygląda codzienny dzień uczestniczek konkursu „Miss Universe”?
- Kładziemy się spać o pierwszej lub drugiej w nocy, czasami o trzeciej, a wstajemy o piątej rano. Ten reżim jest związany z harmonogramem i obciążeniem pracą. Każdy dzień jest czymś wypełniony - próbami, zdjęciami, kursami mistrzowskimi. Były wywiady, wywiady wstępne. Tak naprawdę nie ma w ogóle wolnego czasu. Wszystko jest dość napięte.
- Skąd czerpie Pani energię?
- Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Prawdopodobnie moje ciało weszło w tryb pełnego poświęcenia. I teraz używam wszystkich sił mojego organizmu. Ogólnie rzecz biorąc, otaczają mnie tutaj mili ludzie. Mam szczęście co do mojej współlokatorki. Prawdopodobnie istnieje wzajemna wymiana energii i nastroju. Dlatego pomimo harmonogramu nadal mam pozytywny nastrój. I w ogóle, jestem pierwszą reprezentantką Białorusi na konkursie "Miss Universe w Meksyku". Ta myśl ożywia i dodaje energii.
- Jak radzi Pani sobie z podekscytowaniem?
- Podniecenie, podobnie jak zmęczenie, ma efekt kumulacyjny. Dlatego piję walerianę - bardzo pomaga. Staram się znaleźć wewnętrzną równowagę, jak to mówią, złapać zen, uspokoić się, pomyśleć o czymś dobrym.
- Powiedziała Pani, że ma dobre relacje ze współlokatorką. Kim ona jest?
- Wszystkie dziewczyny są dobierane w pary. Rozmieszczenie było całkowicie przypadkowe. Mieszkam z zawodniczką z Mołdawii.
- Czy poznała Pani wiele uczestniczek? Jakie relacje nawiązały się między wami?
- Jestem tu od 20 dni. Byłam już w kontakcie z każdą z nich. Ale z powodu napiętego harmonogramu każda z nas komunikuje się głównie ze współlokatorką. Ale na placówce mamy dobre relacje ze wszystkimi. Każda osoba jest bardzo pozytywna, rozumie, że jesteśmy w tych samych warunkach i stara się utrzymać przyjazną atmosferę.
- Czy konkurencja jest nadal odczuwalna?
- Po konkursie „Miss Białorusi” w wielu wywiadach mówiłam, że rywalizacja na konkursach piękności to mit, bo ja czegoś takiego nie czułam. Ale tutaj jest.
- Jak radzi Pani sobie ze stylizacjami bez pomocy zespołu?
- Jestem sama na konkursie. Owszem, jest reprezentantka Białorusi, ale nie mam do niej dostępu. Uczestnicy nie mogą się z nikim spotykać. Mamy ochroniarzy, którzy chronią nas przed obecnością osób trzecich. Mogę się z kimś spotkać dosłownie na trzy sekundy: żeby coś odebrać lub przekazać. Ale porozmawiać, pójść gdzieś - to jest pod dużym zakazem. Jak radzę sobie ze zdjęciami i makijażem? Sama jestem zaskoczona!
- O ile wiem, na przykład suknia wieczorowa jest zaprojektowana tak, aby można ją było założyć samodzielnie, bez pomocy. Czy to prawda?
- Zgadza się. Strój w tradycyjnym stylu został złożony przeze mnie po transporcie, w niektórych miejscach nawet sklejony. Oczywiście jest pomoc ze strony dziewczyn. Każdą z nich można poprosić o zapięcie guzików i wszystkie pomogą. Styliści od organizatorów również kontrolują wizerunek, upewniając się, że wszystkie guziki są zapięte i wszystko jest piękne.
- Nawiasem mówiąc, strój narodowy mnie zadziwił. Wizerunek był naprawdę szykowny. Jak publiczność to doceniła?
- Jeśli obejrzeć półfinał, widać, że nie jest to konkurs strojów narodowych, ale raczej festiwal kostiumowy. Dla jury wizerunek był normą. Wszyscy uczestnicy mieli ogromne projekty, wszyscy robili kostiumy na podobnym poziomie.
W naszym rozumieniu jest to niezwykła reprezentacja stroju narodowego. Nasz strój narodowy jest dość spokojny, elegancki, nie sugeruje ekstrawagancji, szaleństwa. Ale zaczęliśmy grać zgodnie z warunkami konkursu, więc projektant i cały zespół opracowali właśnie taki kostium, aby zadziwić wszystkich podczas naszej pierwszej obecności na Miss Universe.
- A jak Pani się podobało miasto Meksyk? Miała Pani okazję pospacerować po mieście?
- Nie. Chyba że podczas kręcenia byliśmy na głównym placu w historycznym miejscu. Tak więc, podróżując autobusem, staramy się uchwycić niektóre interesujące miejsca naszymi oczami. To kraj bardzo silnych kontrastów. Nie bez powodu mamy tak poważne bezpieczeństwo. To niebezpieczne miasto pod wieloma względami. Ale nigdy nie widziałem ani nie spotkałem się z żadnym zagrożeniem. Dlatego zachowam to miasto w pamięci jako wiecznie zielone. Jest tu wieczna wiosna: rano chłodno, ale po południu bardzo ciepło, jak to w maju. Mnóstwo samochodów, ludzi. Miasto jest szybkie. Szybko się rozwija. Jest nowoczesne. Jednocześnie zachowuje swoje stare tradycje i święta. Te kontrasty są bardzo interesujące do obserwowania.
- Kto będzie pierwszą osobą, do której zadzwoni Pani po ogłoszeniu wyników finałów?
- Przede wszystkim chciałabym zauważyć, że kiedy rozmawiałam z dziewczynami z różnych krajów, zdałam sobie sprawę, że nie wszyscy mają tak duże wsparcie. Ja mam duże wsparcie i czuję to. Dużo do mnie piszą, życzą mi zwycięstwa. Ale dla mnie zwycięstwo jest już teraz. Tak wielu Białorusinów zebrało się, by wesprzeć swoją uczestniczkę! Nawet ci, którzy nigdy nie interesowali się konkursami, piszą, kibicują. Zainteresowanie mojego kraju jest dla mnie ogromnym, spektakularnym zwycięstwem.
A po finale zadzwonię do rodziny. Do wszystkich naraz. Kiedy przyjadę do Mińska, oczywiście pierwszą osobą, którą uścisnę, będzie moja mama.