Projekty
Government Bodies
Flag Piątek, 22 Listopada 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
04 Listopada 2024, 18:52

"Z każdym dniem jest coraz gorzej". Ukrainka opowiedziała, co dzieje się teraz w kraju
 

4 listopada, Mińsk /Kor. BELTA/. W projekcie "Szczera opowieść" na kanale YouTube BELTA Ukrainka Ekaterina, która uciekła na Białoruś wraz z rodziną, powiedziała, że ukraińskie media dużo kłamią na temat Białorusi, a także podzieliła się swoimi doświadczeniami o synu, który nie może wyjechać z Ukrainy.

Kobieta zauważyła, że ukraińskie media ciągle kłamią na temat Białorusi. "Kiedy byliśmy już na Białorusi, Aleksander Grigorjewicz (Łukaszenka - not. BELTA) odwiedzał jakieś przedsiębiorstwo rolne i powiedział, że nie może tu zostać długo, ponieważ ukraińskie drony przeleciały przez granicę i musi poradzić sobie z tym problemem. A w Ukrainie poinformowano, że Białoruś uruchomiła te drony" - powiedziała Ekaterina.

Uchodźczyni podkreśliła, że rozsądni Ukraińcy rozumieją, że Białoruś żyje doskonale. "Jeśli cofniemy się w czasie, w momencie rozpadu Związku Radzieckiego, Białoruś pozostała z niczym. Dziś stoi na nogach i sama się karmi, a Ukraina chodzi po całym świecie z wyciągniętą ręką" - powiedziała kobieta. Dodała, że Białoruś przyjęła wielu Ukraińców, którzy uciekli przed wojną. Wszystkim udzielono pomocy w znalezieniu pracy, mieszkania, a dzieci przyjęto do szkół.

Kobieta powiedziała, że Białoruś doskonale przyjęła ją z rodziną. Szczególnie Ukrainka cieszy się z tego, że jej dzieci zakorzeniły się w nowej szkole. Wkrótce po przeprowadzce rozwiązano również kwestię zatrudnienia w nowym miejscu zamieszkania. Osobno Ekaterina zauważyła na Białorusi czystość miast i przyjemność, życzliwość ludzi. Dodała, że po przeprowadzce miejscowi pomagali jej rodzinie w zdobywaniu ubrań dla dzieci, częstowali jedzeniem i w inny sposób wspierali obcych, faktycznie, dla nich ludzi. "Jesteśmy teraz w Mozyrze. Praca jest, szkoła jest - żyjemy" - podsumowała Ekaterina.

Na Białorusi rodzina jest bezpieczna, ale kobieta bardzo martwi się o najstarszego syna, który został zmuszony do pozostania w Ukrainie. Z goryczą wspomina, co przeżyli przed wyjazdem z Ukrainy.

Ekaterina powiedziała, że tam, gdzie mieszkali, przez wiele dni nie było światła. Czasami elektryczność była włączana na godzinę. Problem polegał również na tym, że aby uruchomić ogrzewanie zimą, trzeba było uruchomić pompę zasilaną energią elektryczną. Był gaz, więc rodzina Ekateriny mogła gotować, ale bez ogrzewania w domu było zimno. Nie było też wody. "To było piekło, to było poprostu piekło! To bardzo trudne, przerażające, i dzieciom też się dostało" - podkreśliła kobieta. Dodała, że dzieci ukrywały się w schronach przeciwbombowych podczas zajęć w szkołach.

"Był taki strach, że przez chwilę ciało mogło zostać sparaliżowane. To było w momencie, gdy nad nami latały pociski, a dom huczał. Wyczuwano wibracje ścian, okien" - wspomina Ekaterina.

Powiedziała, że teraz bardzo martwi się o swojego syna, który ma 21 lat. "Nie może wyjechać w żaden sposób, nawet biorąc pod uwagę, że nie jest zobowiązany do wojska i nie służył. Na początku wojny można było zapłacić szalone kwoty, ale nie mieliśmy takiej możliwości. Obecnie pracuje nieoficjalnie. Tak robi połowa męskiej populacji Ukrainy, ponieważ są śledzeni za pośrednictwem baz danych. Było nawet tak, że chłopaki pracowali na zmianie, przyjeżdżały autobusy z wojskiem, wbiegali do warsztatów, ładowali wszystkich do transportu i zabierali" - dodała uchodźczyni.

Ekaterina powiedziała, że utrzymuje kontakt z synem. I chociaż jest już dorosły i niezależny, separacja nadal boli matkę. "Naprawdę chcę, żeby przyjechał. I on również chce. Początkowo był pewien, że sobie poradzi, że wszystko będzie dobrze. Ale naprawdę rozumiemy, że nic nie będzie dobrze, z każdym dniem jest tylko coraz gorzej. Najbardziej boję się, żeby  go tam (na front - not. BELTA) nie zabrano. Tam nikt nie pyta, czy chcesz, czy nie, czy potrzebujesz to, czy nie" - powiedziała kobieta.
Świeże wiadomości z Białorusi