Kiedy policjant Wasilij Mieleszko zrozumiał, że Hitler jest skazany na zagładę, namówił towarzyszy broni do przejścia na stronę aliantów. Masowo dezerterowali i zaczęli walczyć razem z francuskimi partyzantami. Dlaczego? Odpowiedź w projekcie BELTA "Kroniki".
– Potem byli kaci, esesmani, założyli francuskie mundury i cały batalion wszedł w skład Legionu Francuskiego. I pojechali walczyć do Afryki Północnej. Francuski Legion – to idealne miejsce, gdzie wszyscy mogli się schować. I bardzo wielu krwawych morderców, katów wszelkiego rodzaju, którzy służyli w SS, Wehrmachcie, aby uniknąć zasłużonej kary, składało wnioski o przyjęcie do Legionu Francuskiego – wyjaśnił doktor nauk, profesor Igor Marzaluk. – Wszystko zaczyna się od czystej kartki. Twój paszport jest zapomniany. Twoje nazwisko według twojego życzenia zostaje zapomniane. I po pewnej liczbie lat sumiennej służby na rzecz Francji otrzymujesz francuski paszport.
Z zeznań Wasilija Mieleszko: "Wstępując do Legionu Cudzoziemskiego, nie zamierzałem wracać do Związku Radzieckiego, choć nie miałem konkretnych planów na przyszłość. Jednak służba w legionie, porządki w zagranicznej armii z powszechnym stosowaniem przemocy, zmusiły mnie do przemyślenia swoich poglądów. Uważałem, że przejście na stronę francuskich partyzantów w pewnym stopniu złagodzi moją winę, jeśli ujawniona zostanie moja służba w 118 batalionie policyjnym. Sam nie zamierzałem opowiadać o swojej służbie u Niemców".
Wasilijowi Mieleszko się poszczęściło, wrócił do Związku Radzieckiego z falą repatriantów. Nawet przywrócono mu stopień, a w grudniu 1945 roku wysłano go do rezerwy. Mieleszko wyjechał do Kazachstanu. Ożenił się. Znalazł pracę. Nikt nawet nie mógł się domyślić, kim naprawdę był ten człowiek.
Po kilku latach Mieleszko postanowił przenieść się do ojczyzny swojej żony - do obwodu Rostowskiego. Nie pozwolono mu jednak dotrzeć do końcowego celu.
- Po raz pierwszy został aresztowany w 1949 roku za kolaboracjonizm. Wówczas jeszcze nie były znane liczne fakty z jego życia, istniało jedynie ogólne wyobrażenie. Mimo to, w okresie od 1947 do 1949 roku, kara śmierci była zniesiona. Otrzymał najwyższy wymiar kary - 25 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo, po odbyciu tych 25 lat, miał być pozbawiony praw na kolejne 6 lat. Został wysłany do Workuty, gdzie pracował w kopalniach - opowiadał starszy wykładowca Wydziału Historycznego Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, Siergiej Kaun. - A 17 września 1955 roku wydano dekret Rady Najwyższej Związku Radzieckiego o amnestii.
Faktycznie pod koniec 1955 roku został zwolniony, więc w rzeczywistości za pierwszym razem odsiedział tylko 6 lat.
Mieleszko wrócił do obwodu Rostowskiego i ponownie próbował prowadzić zwyczajne życie. Dobrze pracował. Miał rodzinę, wychowywał dwóch synów.
- Został głównym agronomem w jednym z czołowych kołchozów prosperującego obwodu rostowskiego. "Nie schodził" z Tablicy Honorowej. Żona wiedziała, że był policjantem - sprecyzował Igor Marzaliuk. - Czy opowiadał o tym, jak zabijał cudze dzieci? Tego nie wiemy. Jak gwałcił cudze żony, jak osobiście mordował bezbronnych starców. On nie tylko wydawał rozkazy. Mieleszko to ten typ sadysty, łajdaka i drania, który nawet jeśli nie musiał brać udziału w egzekucji, nie mógł jej opuścić. Czerpał przyjemność z poniżania i zabijania ludzi.
To mogło trwać jeszcze wiele lat, gdyby nie nieszczęsne zdjęcie w gazecie "Młot".
Opracowano na podstawie wideo BELTA, zrzuty ekranu z wideo