Projekty
Government Bodies
Flag Czwartek, 16 Stycznia 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
16 Stycznia 2025, 09:50

Wasilewskaja na spotkaniu w Grodnie: Ziemia jest małym punktem we Wszechświecie, musimy ją chronić, a nie niszczyć 

16 stycznia, Grodno /Kor. BELTA/. Bohaterka Białorusi kosmonautka Marina Wasilewskaja opowiedziała o wspaniałych momentach swojego lotu, ciężkiej pracy na MSK, potrzebie dbania o Ziemię i o tym, dlaczego lubi spotykać się z ludźmi z różnych regionów na spotkaniu z pracownikami medycznymi w Grodnie, donosi korespondent BELTA. 

„Szczęśliwa okazja” - tak Marina Wasilewskaja nazwała swoją szansę na lot w kosmos w rozmowie z grodzieńskimi lekarzami, którą początkowo zaproponowała zbudować w formie dialogu. Wyjaśniła: „Jeśli człowiek się rozwija, stara się iść naprzód, na pewno pojawią się szanse. Bardzo lubiłam swój zawód, pracę w Belavii. Latałam jako pierwszy numer, jako instruktor. Ale z czasem przestało mi to wystarczać. Na wysokości 10 tysięcy metrów, patrząc przez iluminator samolotu, pomyślałam, że chcę czegoś więcej. „Ziemska” praca z dokumentami nie pociągała mnie. Chciałam wznieść się wyżej. I wyżej okazało się być w kosmosie".  
 
Jak przyznała Marina Wasilewskaja, kiedy zaproponowano jej udział w tym wyjątkowym projekcie, od razu zdała sobie sprawę, że jest to strzał w dziesiątkę, coś, czego potrzebowała. Mówi, że nie była do końca pewna, ponieważ wybrano ponad trzy tysiące kandydatów z całego kraju. Ostatecznie dostała się do pierwszej szóstki, a następnie do projektu. 
„Cieszę się, że nie zawiodło mnie zdrowie, za co jestem wdzięczna moim rodzicom i ich genom. Nie zawiódł mnie mój aparat westybularny na wszystkich etapach lotu. Chociaż, kiedy stało się jasne, że lecimy według schematu zapasowego (nie było to 30 minut lotu, ale dwa dni), zostałam ostrzeżona, że muszę ostrożnie wyglądać przez iluminator, aby moje zdrowie się nie pogorszyło. Pamiętam jednak pierwszy moment, kiedy wyjrzałam przez iluminator i pomyślałam: „Czuję się świetnie”. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że wszystko będzie dobrze. Obiecałam Prezydentowi, że dam z siebie wszystko, jeśli będzie trzeba, nie będę spać, ale zrealizuję cały program. Był on bardzo bogaty i różnorodny, obejmował siedem eksperymentów i projektów badawczo-edukacyjnych. Zadań było bardzo dużo i zdawałam sobie sprawę, że nie ma czasu się nad tym zastanawiać. I kiedy stało się jasne, że czuję się dobrze, byłam pewna, że wykonam wszystko, co zostało mi powierzone".
 
Już na Ziemi, wspomina kosmonautka, kiedy na briefingu po locie powiedziano jej, że bakterie przybyły żywe w ramach powierzonego jej eksperymentu i zostały już wykorzystane do wytworzenia użytecznego produktu, odetchnęła i zdała sobie sprawę, że nie na próżno wstała o czwartej rano, ustawiła odpowiednią temperaturę, przeniosła je do innego termostatu, krótko mówiąc, opiekowała się nimi jak dziećmi. „Oczywiście, nie jestem naukowcem, byłam wykonawczynią, ale jako osoba odpowiedzialna dla mnie to bardzo ważny wynik”, mówi. I dodaje, że na MSK kosmonauci pracują bardzo ciężko: o 6 rano wstają, i do 21.30 każdy ma wszystko zaplanowane co do minuty. 

Lot stał się dla Mariny Wasilewskiej również powodem do myślenia o potrzebie ochrony naszej Ziemi, zachowania pokoju. „Na stacji wszyscy ludzie są otwarci - powiedziała. - Gdyby ludzie na Ziemi komunikowali się tak jak na MSK, nie byłoby nieporozumień, konfliktów. Kiedy patrzysz na naszą planetę z góry, nie widzisz żadnych granic. Po jednej stronie widzimy ogromną Ziemię, a po stronie Wszechświata - otchłań, która nie ma końca ani krawędzi. I zdajesz sobie sprawę, że we Wszechświecie jesteśmy małą kropką. Ziemia jest tak bezbronna w tym ogromnym świecie, że potrzebuje naszej ochrony i wsparcia. To taki cud, a my nie zawsze to doceniamy. Mamy obowiązek ją chronić, a nie niszczyć".

Marina Wasilewskaja bardzo ciepło wypowiadała się o swoich spotkaniach z Prezydentem. „Wcześniej widziałam Aleksandra Grigoriewicza tylko w telewizji i denerwowałam się przed pierwszym spotkaniem. On jest tak przyjazny, komunikuje się w miły sposób, naprawdę jak nasz Baćka. Prezydent po prostu żyje swoim krajem, trudno tego nie zauważyć. Cieszymy się, że mamy takiego szefa państwa". 

Odpowiadając na pytanie o najtrudniejszy moment lotu, kosmonautka opowiedziała o lądowaniu. „ Widziałam, jak przedziały przyrządów i gospodarstwa domowego oddzielają się i spalają w atmosferze. Wtedy zaczyna się przeciążenie. A za burtą ponad 2 tysiące stopni. Ale uratowała nas termoochronna okładzina lądownika, która pomaga utrzymać reżim temperaturowy. Ta okładzina została opracowana w Republice Białoruś i jest to wielka duma”. A zapytana o nowy lot, powiedziała: „Jeśli Ojczyzna każe lecieć, jeśli powie "trzeba!", to oczywiście polecimy. Mam umiejętności i zdrowie. Teraz lubię pracę publiczną, chętnie spotykam się z ludźmi w różnych miejscach Białorusi".

Do czego przydają się takie spotkania? Na jednym z nich kobieta podeszła do Mariny Wasilewskiej i podzieliła się swoją osobistą historią. Opowiedziała o swoim synu, który był niespokojnym nastolatkiem, który nie przebywał w najlepszym towarzystwie. Ale kiedy statek z Białorusinką na pokładzie wystartował, był tak przeniknięty tym wydarzeniem, że całkowicie zmienił swoje podejście do życia. Zaczął się pilnie uczyć, uczęszczać na zajęcia fakultatywne i na poważnie zajął się sportem. „Czas pokaże, czy ten chłopak zostanie kosmonautą - mówi Marina. - Ale na pewno ma przed sobą ciekawą przyszłość, sukcesy i osiągnięcia. Nawet w przedszkolach, do których przyjeżdżamy z darami z Funduszu Pokoju, dzieci wiedzą o białoruskim kosmosie. Właśnie dla tego, dla naszej pomyślnej i szczęśliwej przyszłości, takie spotkania są konieczne”.
 
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi