Ten człowiek nie lubi rozgłosu. Woli pozostać w cieniu swoich dobrych uczynków. Jest skromny, ma wysoki intelekt i umiejętność znalezienia odpowiednich słów dla każdego, kto przychodzi do niego na rozmowę, po dobrą radę. Jednak ten reportaż nie będzie nawet o nim, arcykapłanie Olegu Kuncewiczu. Ale przede wszystkim o owocach jego pracy. O tym, co powstało z wiary i poczucia obowiązku. O tym, czego wymagała dusza i czym żyło serce. Za wielki osobisty wkład w sprawę oświecenia duchowego i wychowania patriotycznego rektor parafii cerkwi Podwyższenia Krzyża Świętego w Mińsku otrzymał Nagrodę Prezydencką „Za odrodzenie duchowe”.
Od ponad czterech lat w niewielkim wolnostojącym budynku kompleksu cerkiewnego funkcjonuje Muzeum Wyczynów Jeńców Radzieckich - więźniów Stalagu-352. Zdjęcia jeńców, oddzielonych drutem kolczastym, drewniane krokwie z nazwiskami jeńców wojennych, które przetrwały po zburzeniu baraków, ułożone w stosy guziki żołnierzy Armii Czerwonej, którzy znaleźli miejsce ostatecznego spoczynku i nie tylko oni - te i wiele innych artefaktów zgromadzono w dwóch salach.
„Obraz muzeum, który widzicie teraz, został ukształtowany do 26 września 2020 r., kiedy cerkiew została oświęcona. Faktem jest, że ostatnie etapy budowy cerkwi obok obecnego pomnika w Masiukowszczynie i prace nad organizacją muzeum w świątyni były prowadzone równolegle. Cały proces przeszedł przez duszę, a inaczej nie można. Tak narodziła się koncepcja muzeum, pozwalająca przynajmniej częściowo zanurzyć się w nieludzkich warunkach jeńców wojennych” - powiedział ojciec Oleg Kuncewicz.
Uważał za swój obowiązek stworzenie muzeum w świątyni. Wśród przyszłych parafian znaleźli się podobnie myślący ludzie. „To byli ludzie, którym ten temat nie był obojętny. Jeszcze przed utworzeniem parafii wokół pomysłu zebrała się grupa historyków. Poznałem ich już wtedy, gdy organizowaliśmy to muzeum. Harmonijna współpraca zaowocowała konkretnymi efektami” - zaznaczył kapłan.
Odpowiadając na pytanie, po co mu takie muzeum, ojciec Oleg wskazał na potrzebę zachowania pamięci o ponad 80 tysiącach ludzi, którzy zginęli w tym obozie zagłady.
„Wśród moich krewnych nie ma takich, którzy trafili do obozu koncentracyjnego. Ani do tego, ani do innych. Chociaż moi dziadkowie, babcie wszyscy walczyli. Dostawali medale, ordery. Moje pokolenie było wychowywane od dzieciństwa na przykładzie wyczynów naszych dziadów i ojców. I kiedy zaproponowano mi budowę świątyni w pobliżu tego tragicznego miejsca, powstał pomysł stworzenia muzeum. Dzięki zjednoczeniu wysiłków wszystkich zainteresowanych, dzięki Bogu, świątynia została zbudowana, a muzeum zorganizowane” - powiedział arcykapłan.
Dziś ekspozycja opiera się na archiwalnych zdjęciach dotyczących obozu jenieckiego „Stalag 352”: część z nich pochodzi z niemieckich archiwów, część z książek. Niewiele z nich się jednak zachowało. Niemcy zniszczyli zdjęcia - dowody popełnionych tam okrucieństw. Dla większej informacji i widoczności na ścianach muzeum umieszczono również zdjęcia z innych obozów zagłady, które działały na Białorusi i w innych krajach byłego Związku Radzieckiego.
Kociołki, kubki, łyżki, skrawki niemieckich gazet, niemieckie kule, kawałki drutu kolczastego, fragmenty ołówków przechowują pamięć o dziesiątkach tysięcy wziętych do niewoli żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej, którzy zginęli w Stalagu 352. Artefakty te zostały znalezione przez poszukiwaczy podczas wykopalisk kilka lat temu. Zostały one przekazane do muzeum.
„Podczas wykopalisk odkryto szczątki jeńców wojennych i od kilku lat z rzędu trwają prace nad ich ekshumacją. A rzeczy, o których teraz mówimy - guziki, gwiazdki, klamry, sprzączki, kolby itd. - wszystko to zostało odkryte podczas kolejnych wykopalisk. Jakimś cudem zachowały się skrawki ówczesnej gazety, medaliony z danymi osobowymi żołnierzy. Wkładki są w takim stanie, że są prawie nieczytelne z powodu zniszczenia. Mimo to na niektórych medalionach udało się zidentyfikować nazwiska jeńców, a nawet ich krewnych. Kilka lat temu udało nam się w ten sposób odnaleźć kilka osób, które przyjechały na ponowny pochówek szczątków” - powiedział ojciec Oleg Kuncewicz.
Muzeum bardzo pomogli ludzie, zwykli Białorusini, którzy nie byli obojętni. Kiedy dowiedzieli się, że przy pomniku-cmentarzu ofiar obozu koncentracyjnego „Stalag-352” powstaje muzeum, przynosili tu różne artefakty. Przede wszystkim tablice, na których jeńcy zostawiali napisy. Po przebudowie wiele rzeczy zostało zniszczonych, w tym baraki, w których przetrzymywano ludzi. Lokalnym mieszkańcom udało się uratować tylko niektóre belki, tablice z napisami.
„Podczas wykopalisk znaleziono i buty jeńców wojennych - w muzeum przekazali je poszukiwacze. Jest też kawałek chleba, takiego, który dawano na dzień. Ale ten chleb był ze słomą, zgniłą mąką i mysimi odchodami" - powiedział ojciec Oleg Kuncewicz.
Przez długi czas poszukiwacze nie mogli zrozumieć, w jaki sposób władze obozowe rozliczały i identyfikowały jeńców wojennych. Dowiedzieli się tego stosunkowo niedawno dzięki potomkowi jednego z byłych więźniów obozu. Były jeniec wojenny, Włoch z pochodzenia, opowiedział swojemu wnukowi o żetonach - drewnianych tabliczkach o wymiarach 5 na 5 cm. Na jednej stronie takiego żetonu znajdowało się imię i nazwisko więźnia, a na drugiej pieczęć obozowa z numerem więźnia. Po otrzymaniu tej informacji poszukiwacze podczas ekshumacji szczątków zaczęli zwracać uwagę na takie tabliczki - wcześniej mylono je z resztkami wiórów lub śmieciami.
Jeśli chodzi o włoskich jeńców wojennych, przebywali oni w obozie Stalag 352 od 1943 roku. Po oficjalnym wycofaniu się Włoch z koalicji z nazistowskimi Niemcami i zajęciu prawie całego terytorium tego kraju przez Wehrmacht, włoskim żołnierzom i oficerom zaproponowano kontynuowanie wojny po stronie nazistów. Ci, którzy odmówili, zostali aresztowani i wysłani do obozów koncentracyjnych.
„Wiem o tym, że ambasada włoska w pewnym momencie poprosiła o dane dotyczące jeńców Stalagu 352. Ponieważ udało się wiarygodnie ustalić, gdzie pochowano większość włoskich jeńców wojennych, a było ich tam kilka tysięcy, ich szczątki zostały ekshumowane i przewiezione do Włoch - zaznaczył duchowny. - Szczątki kilkuset osób wciąż leżą przemieszane z radzieckimi. Kilka lat temu zwróciłem się do ambasady włoskiej z prośbą o udostępnienie danych na ich temat, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Prawdopodobnie z powodów politycznych. Myślę jednak, że dla krewnych ważne jest, aby wiedzieć, gdzie pochowani są ich przodkowie”.
Uwagę przyciąga również część ekspozycji, w której około tysiąca nazwisk jest wydrukowanych w rzędach na czarnym tle. Wymieniono tu tylko niewielką część jeńców wojennych obozu zagłady. Ich nazwiska wydobyto z zapomnienia po wojnie dzięki kopiom kart medycznych i innych dokumentów, które znaleziono zakopane na terenie ambulatorium.
„Po wiośnie 1942 roku, kiedy naziści zdali sobie sprawę, że wojna się przeciąga, zaczęli leczyć jeńców wojennych przynajmniej w minimalnym stopniu. Nikt ich nie szczędził, ale byli leczeni w celu wykorzystania ich jako siły roboczej. Część personelu medycznego spośród jeńców radzieckich na własne ryzyko, choć było to surowo zabronione przez Niemców, powielała karty medyczne i ukrywała je na terenie ambulatorium. Po wojnie dokumenty te zostały odnalezione. Dzięki temu znamy niektóre nazwiska więźniów” - powiedział proboszcz parafii.
Wśród więźniów jest mężczyzna o nazwisku Ozgan Dmitrij Szaripowicz. „Około dziesięciu lat temu do Mińska przyjechali ludzie o wschodnim wyglądzie. Jeden starszy mężczyzna był nawet z osobistym strażnikiem. Powiedział, że tutaj został pochowany jego stryj. Tym człowiekiem był Konstantin Konstantinowicz Ozgan, w tym czasie przewodniczący Rady Starszych Abchazji. Znalazłszy w archiwach informacje o swoim krewnym, przyszedł złożyć kwiaty. Nie było go na otwarciu świątyni w 2020 roku - zmarł. Zaprosiliśmy jego córkę Kristinę Ozgan, ale z powodu ograniczeń związanych z COVID nie mogła przyjechać” - powiedział ojciec Oleg Kuncewicz.
I to, według niego, tylko jedno z nazwisk, które są dziś w powszechnym obiegu. A ilu takich ludzi, których przodkowie zginęli w obozach śmierci na białoruskiej ziemi! A ilu ludzi szuka swoich dziadów i pradziadów w całej przestrzeni postsowieckiej, można się tylko domyślać. Przedstawiciele wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego znaleźli swoje miejsce spoczynku w Stalagu-352, co wyraźnie widać po nazwiskach na czarnych tablicach.
Z reguły ludzie przyjeżdżają do Muzeum Wyczynu Jeńców Radzieckich - jeńców Stalagu-352 po wcześniejszym uzgodnieniu. Dzwonią pod numer telefonu świątyni i pytają o wycieczkę. O umówionej godzinie przyjeżdżają grupy - duże i małe. Czasami prywatnie. Czasami obcokrajowcy, którzy przejeżdżają przez Mińsk. „Ludzie zapoznają się z muzeum - odpowiadamy na pytania. Ale tutaj w zasadzie nie ma pytań. To, co widzą, zmusza ich do myślenia o wielu rzeczach i przewartościowania wielu rzeczy” - powiedział proboszcz parafii.
„Kiedy moja najstarsza córka była w trzeciej klasie, zaprosiłem jej klasę wraz z wychowawczynią do naszego muzeum. Dzieci wyszły głęboko zaskoczone tym, co zobaczyły. Zadawały pytania, które nie były dziecinne: „Dlaczego ludzie zabijali się nawzajem, dlaczego musieli być torturowani w ten sposób, dlaczego jeńcy nie byli karmieni?”. Dzieciom w wieku szkolnym trudno jest odpowiedzieć na te pytania. Niemniej jednak dzieci wyszły stąd zaniepokojone i pod wielkim wrażeniem” - powiedział ojciec Oleg Kuncewicz.
Do 9 maja, kiedy kraj obchodzi 80. rocznicę Wielkiego Zwycięstwa, muzeum powinno zostać przekształcone. Według proboszcza, istnieje już projekt pewnych zmian, które zostaną wdrożone, jeśli dostępne będą środki finansowe. Ojciec Oleg wypowiada się jednak o tych planach ostrożnie. Uważa, że najpierw należy wcielić zamiary w życie, a dopiero potem opowiadać o rezultatach.
Podzielił się jednak kilkoma swoimi pomysłami. „Przede wszystkim chcemy stworzyć model obozu koncentracyjnego w formacie 3D dla większej przejrzystości, co pozwoli odwiedzającym zrozumieć wielkość terytorium w odpowiednich proporcjach - powiedział. - Chcemy zmienić wystawę na ścianach, synchronizując ją z ogólnym duchem muzeum. Planujemy umieścić tablice i dostarczyć im informacji, które nie są obecnie odzwierciedlone, w tym znane listy zmarłych jeńców wojennych”.
Tymczasem obecnie znanych jest nie więcej niż 10% nazwisk tych, którzy zginęli w obozie zagłady „Stalag 352”, jednym z największych na okupowanym terytorium byłego Związku Radzieckiego. Naziści stosowali tu szczególnie okrutny system tortur i upokorzeń. Ludzie byli przetrzymywani w stodołach, barakach, stajniach. Nie było wystarczająco dużo miejsca dla jeńców wojennych, a jesienią i zimą 1941-1942 wielu z nich przetrzymywano w obozie pod gołym niebem, gdzie umierali z zimna, głodu i chorób.
Mikołaj Gawriłow, autor opowiadania „I Bóg otrze każdą łzę”, nazwał historyczną sprawiedliwością budowę cerkwi ku czci Podwyższenia Krzyża Świętego w Mińsku w pobliżu masowego grobu ofiar obozu koncentracyjnego. Taka nazwa, według niego, jest bardzo symboliczna, ponieważ ta ziemia jest przesiąknięta krwią i łzami dziesiątek tysięcy torturowanych ludzi. Za ich dusze modlą się w świątyni i opłakują w cichej zadumie, gdy przychodzą do muzeum i patrzą na zdjęcia jeńców Stalagu-352.
Swietłana Wasilewskaja,
BELTA