14 października, Mińsk /Kor. BELTA/. Przed wyborami parlamentarnymi w Polsce doszło do głośnej dymisji rzecznika MSZ, a były prezydent kraju Lech Wałęsa złożył oświadczenie o ryzyku wojny domowej. Informują o tym polskie media.
Były prezydent Polski Lech Wałęsa w wywiadzie dla francuskiej publikacji «Le Point» wyraził opinię, że w tej chwili kontrowersji w polskim społeczeństwie są bardzo poważne, więc nie wyklucza - istnieje ryzyko wojny domowej. "Z czasem ludzie wyjdą na ulice w jeszcze większej liczbie" - powiedział polityk, prawdopodobnie odnosząc się do niedawnego «Marszu Miliona Serc» zorganizowanego przez opozycyjną «Platformę Obywatelską». "Obawiam się nawet, że zostanie użyta broń" - dodał Wałęsa.
Tymczasem «Polska News» napisała, że rządząca partia «Prawo i Sprawiedliwość» (PiS) zbiera dane od uczestników «Marszu Miliona Serc» i przesyła je do prokuratury. Z redakcją skontaktowała się czytelniczka, która pracuje w urzędzie miasta Tczewa, liczącego około 60 tys. mieszkańców. Jest ona w posiadaniu dokumentu zaadresowanego osobiście do prokuratury okręgowej w Warszawie w imieniu prezydenta miasta Tczewa Mirosława Pobłockiego.
Dokument zawiera informacje o ponad 6 tys. osób, które wzięły udział w niedawnym "Marszu Miliona Serc" Donalda Tuska. Załącznik zawiera dane osobowe (imię i nazwisko, numer telefonu oraz adres e-mail). "Zgodnie z Państwa uchwałą z dnia 3 października 2023 r. informuję, że Urząd Miejski w Tczewie przeprowadził prace mające na celu wyłonienie uczestników marszu organizowanego przez «Platformę Obywatelską» w dniu 1 października. Na dzień 10 października zidentyfikowano 6 006 mieszkańców Tczewa, którzy wzięli udział w marszu i mają negatywny stosunek do partii rządzącej" - czytamy w piśmie. Nie jest jasne, dla czego te dane zostaną wykorzystane, ale jasne jest, że PiS zbiera tak zwaną czarną listę dysydentów, zauważa «Polska News». Możliwe, że podobne listy zostały wysłane z biur prezydentów innych polskich miast. Innym głośnym wydarzeniem przedwyborczym była niespodziewana dymisja Łukasza Jasiny, rzecznika polskiego MSZ. "Rzecznik to saper, a każdy saper może wybuchnąć na minie. Kończąc pełnienie obowiązków rzecznika MSZ, dziękuję wszystkim" - napisał dyplomata w serwisie społecznościowym X (dawniej Twitter). W oświadczeniu polskiego MSZ, prowadzonym przez Rzeczpospolitą, napisano, że ministerstwo zdecydowało się zwolnić Jasinę, ponieważ "podał nieprawdziwe informacje" na temat zakresu przygotowań do wyborów parlamentarnych przez komisje wyborcze za granicą. Krótko przed tym, w rozmowie z korespondentem Polskiego Radia RMF FM, rzecznik Łukasz Jasiny wyraził obawy, że "na pewno znajdą się komisje za granicą, które nie będą w stanie policzyć wszystkich głosów oddanych w wyborach w wyznaczonym 24-godzinnym terminie". Według niego udział w wyborach zapowiedziała rekordowa liczba Polaków mieszkających poza granicami kraju - około 600 tysięcy osób. W odpowiedzi Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła, że nie ma ryzyka, że nie zdąży uwzględnić wszystkich głosów. Szef polskiej komisji wyborczej Sylwester Marciniak zaznaczył, że komisje za granicą poradzą sobie z tym obciążeniem. Warto zauważyć, że w maju Łukasz Jasina osobiście wezwał Kijów i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego do przeproszenia Polski za rzeź wołyńską. Wybory parlamentarne w Polsce odbędą się 15 października. Główna walka toczy się między rządzącą partią «Prawo i Sprawiedliwość» a opozycyjną «Platformą Obywatelską» byłego premiera Donalda Tuska.