Projekty
Government Bodies
Flag Sobota, 27 Lipca 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
31 Marca 2024, 15:00

 "Po raz pierwszy jeździłem z córką na desce, gdy miała 8 miesięcy". Mieszkaniec Mińska jeździ na deskorolce od 36 lat i poświęcił jej całe muzeum

Gleb Benciowskij po raz pierwszy zaczął jeździć na deskorolce w wieku 13 lat. Przyznaje, że ten dzień był jednym z najjaśniejszych w jego życiu, który zadecydował o jego przyszłości. 36 lat później Gleb jest nie tylko pewny siebie na desce, ale także twórcą muzeum poświęconego deskorolce. Korespondenci "7 dni" odwiedzili właściciela imponującej kolekcji, aby dowiedzieć się o najrzadszych eksponatach i filozofii deskorolkarzy.

"Nauczyliśmy się naszej filozofii na ulicach miasta"

Gleb z uśmiechem wraca myślami do lata 1988 roku, jakby to było wczoraj, choć w rzeczywistości od tego czasu w jego życiu wydarzyło się wiele ważnych wydarzeń:
- Pamiętam, jak odwiedzałem babcię w Nalczyku podczas wakacji. Jak bardzo marzyłem wtedy o rowerze! Ale mojej rodziny nie było na niego stać, więc babcia kupiła deskorolkę, która była dwukrotnie tańsza.


To właściwie odmieniło moje życie. Byłem prawdopodobnie jedynym nastolatkiem w mieście, który jeździł na deskorolce. W końcu to Północny Kaukaz, a tam panuje nieco inna mentalność. Wszyscy moi rówieśnicy jeździli na rowerach. Całkiem możliwe, że byłem pierwszym, który nauczył się tam jeździć na desce.


Gleb pamięta również kultowy radziecki film "Kurier", który w pierwszym roku dystrybucji obejrzało ponad 50 milionów widzów. Film, jak powiedział, wywarł silne wrażenie. Szczególnie zapamiętał scenę, w której główny bohater i jego przyjaciel jeżdżą na deskorolce. Nawiasem mówiąc, na legendarnym "Tair", których w ZSRR było tylko siedem modeli, a drugi na koncie błysnął na ekranie.

- Główny bohater Iwan spóźnia się na pierwszy dzień pracy i spotyka przyjaciela, któremu przywieziono deskorolkę. Proponuje mu przejażdżkę, ale Iwan odpowiada, że musi dostarczyć rękopis pod właściwy adres. Na co jego przyjaciel sprzeciwia się: "Cóż, jeździj i to zrobisz", - cytuje część dialogu z filmu Gleb Benciowskij. - Deskorolka dała mi możliwość wyrażenia siebie, znalezienia podobnie myślących ludzi i nowych przyjaciół.

Za pierwszym razem nie udało się opanować filozofii jazdy na deskorolce, ale po kilku próbach i poważnym upadku na asfalt, Gleb zdał sobie sprawę, że chce to robić przez całe życie.


Po wakacjach nastolatek wrócił do Mińska, ponieważ rozpoczynał się rok szkolny. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że w klasie jest nowicjusz - chłopak z Tadżykistanu, który również ma deskorolkę. Chłopcy szybko się zaprzyjaźnili i wieczory spędzali na wspólnych wyścigach na deskach. Opuszczali lekcje, dostawali reprymendy od rodziców, ale byli tak entuzjastyczni, że nic nie mogło ich powstrzymać.

- W pobliżu szkoły znajdował się park leśny ze wspaniałą ścieżką zdrowia, która zachęcała do doskonalenia nowych trików na desce. Potem obejrzeliśmy film "Osiągając niemożliwe" o amerykańskich skateboardzistach. Myślę, że ten film miał poważny wpływ na radziecką młodzież, w tym na mnie. Zobaczyliśmy, na czym jeżdżą nasi rówieśnicy, jak się ubierają, jakiej muzyki słuchają, jak się zachowują... - opowiada rozmówca. - Wtedy na ulicach Mińska zaczęło pojawiać się coraz więcej chłopaków z deskorolkami. Okazało się, że miasto ma nawet swój własny zespół, do którego z powodzeniem dołączyłem.


Dwa razy w tygodniu zbieraliśmy się w pobliżu Akademii Nauk. Dojazd z dzielnicy Sucharewo, gdzie mieszkałem, zajmował kilka godzin.

Na początku lat 90. wydarzenia związane z upadkiem Związku Radzieckiego, które doprowadziły do kryzysu gospodarczego, dotknęły również młodych ludzi. Gleb i jego przyjaciele mieli wtedy po 17-18 lat. Wielu z nich miało pilne pytania nie o to, czym i gdzie jeździć, ale w co się ubrać, jak pomóc rodzicom wyżywić rodziny.

- Mieliśmy w naszym zespole od pięciu do dziesięciu osób, które starały się nie poddawać. Później, dzięki nim, w różnych miastach byłego ZSRR narodziła się postsowiecka niezależna deskorolka. Stało się możliwe podróżowanie za granicę, odwiedzanie skateshopów, uczestniczenie w zawodach, a tym samym zdobywanie nowej wiedzy, doświadczenia i postępu, - mówi.


"Po 70 latach podróży deskorolka zadebiutowała na igrzyskach olimpijskich"

Na początku XXI wieku Gleb Benciowskij pracował w skateshopie. W rzeczywistości był to początek tworzenia jedynego na świecie muzeum jazdy na deskorolce. Kolekcja zawiera ponad 500 eksponatów: od desek z lat 50-tych, unikalnych próbek z czasów radzieckich po bardziej nowoczesne deskorolki, które wpadły w ręce naszego bohatera w różnym czasie. Ponadto przechowywanych jest tu wiele innych artefaktów: odznaki, sprzęt, plakaty, akcesoria, dokumenty ilustrujące rozwój tego sportu na świecie. Nawiasem mówiąc, w przyszłym roku muzeum obchodziło 20-lecie istnienia. Trudno będzie przejść obok tego miejsca: 10-metrowy gigant deskorolkowy przy wejściu przyciąga uwagę, mimo że ulica Oktiabrskaja jest pełna przytulnych kawiarni, kreatywnych przestrzeni i jaskrawych graffiti.


- Pomysł narodził się w 2005 roku. Widziałem, jak obecne pokolenie deskorolkarzy traktuje to, co z szacunkiem nazywamy "skateboardingiem". Młodzi ludzie kupują deskę, robią na niej kilka trików, niszczą ją i wracają kupić nową. W moich czasach podejście było zupełnie inne, prawdopodobnie z kilku obiektywnych powodów. Na przykład wysoki koszt deskorolek i ich brak w sklepach, - mówi. - Moje pokolenie podchodziło do deski z wielkim szacunkiem, byliśmy z nią jednością. Do dziś mam w sobie to uczucie. Chciałem podzielić się nim z młodszym pokoleniem.

Początkowo Gleb planował zbierać deski używane przez radziecką młodzież. Ale w końcu zdał sobie sprawę, że opowieść o historii deski rolkowej nie może być opowiedziana bez odniesienia do światowego skateboardingu. Dlatego ekspozycja jest warunkowo podzielona na dwie części: radziecką i zachodnią.


- Zaledwie tydzień temu przywiozłem kilka unikalnych desek z Kazachstanu. Moi przyjaciele pomogli mi je kupić na pchlim targu. Transport do Mińska jest bardzo drogi. Dlatego spotkałem się z moimi towarzyszami na Syberii, gdzie sędziowałem zawody snowboardowe, i dałem deski jednemu ze sportowców, który tam występował. Właściwie to on dostarczył je na Białoruś. Przebyły więc długą drogę, - mówi Gleb i wspomina, jak deskorolka olimpijska pojawiła się na jego ekspozycji. - Podróżując przez ponad 70 lat, deskorolka zadebiutowała na igrzyskach olimpijskich w 2020 roku. W muzeum znajduje się wyjątkowy eksponat upamiętniający to doniosłe wydarzenie. Członkini reprezentacji Brazylii Dora Varella jeździła na tej desce w Tokio. Osobiście przekazała nam ten artefakt.

Podczas zwiedzania muzeum można zobaczyć, na czym jeździli pionierzy światowej deskorolki do czasu pojawienia się pierwszej przemysłowej deskorolki w 1958 roku. W rękach Gleba Benciowskiego znajduje się deska przypominająca płot z dwiema połówkami rolek poczwórnych. W muzeum znajduje się również pierwsza radziecka deskorolka "Ruła", która jest uważana za model przedolimpijski z 1980 roku. Można również zobaczyć brata bliźniaka tej samej deski Koli Bazina z "Kuriera", który zajmuje honorowe miejsce w sekcji "SovSkateProm".

"Pierwsza białoruska deska została wyprodukowana w Pińsku"


Szczególną dumą kolekcjonera jest pierwsza białoruska deskorolka "Asfaltowy Surfer "TNP 010", którą fabryka " Kuzlitmasz" (dawniej "Kuzmasz") wyprodukowała masowo w 1984 roku. Gleb Benciowskij osobiście udowodnił, że to właśnie w Pińsku rozpoczęła się produkcja pierwszych desek rolkowych na Białorusi.

- Wspólnie z przedstawicielami zakładu "Kuźlitmasz" zbadaliśmy archiwa i udało nam się udowodnić: pierwsza białoruska deska została wyprodukowana właśnie w tym przedsiębiorstwie w Pińsku. Sam pomysł zrodził się u jednego z pracowników zakładu trzy lata przed jego realizacją podczas zagranicznej podróży służbowej, - wyjaśnia Gleb.
Wszystkie eksponaty w muzeum są na swój sposób cenne dla jego twórcy. Każda deskorolka to osobna historia, których kolekcjoner ma bardzo wiele. Utrzymanie przestrzeni, uzupełnianie ekspozycji o nowe artefakty spada na budżet rodzinny, ponieważ projekt nie ma wsparcia finansowego z zewnątrz. Nie powstrzymuje to jednak entuzjastycznego człowieka, który poświęcił swoje życie deskorolce: nowe artefakty z lat 60. wkrótce pojawią się na ekspozycji.

Dziś 49-letni Gleb Benciowskij jest nie tylko pierwszorzędnym deskorolkarzem z wieloletnim doświadczeniem, ale także chętnie uczy jazdy na deskorolce młodych ludzi.

- W rzeczywistości wszystko zależy od specjalizacji deskorolki. Dla początkujących w klasyce ważna jest ochrona łokci, nadgarstków, kolan. Jeśli mówimy o jeździe na rampie z wykonywaniem trików, kask jest obowiązkowy. W najszybszym stylu - downhill - potrzebna jest kurtka motocyklowa, ponieważ deskorolkarze przyspieszają od 70 do 150 km/h, - wyjaśnia Gleb.


Podkreśla: jeśli dziecko zdecyduje się na jazdę na deskorolce, rodzice muszą pomyśleć o zakupie dobrej deski:

- Średnia cena to 250 rubli białoruskich. Dla profesjonalisty - 400 rubli. Ważne jest, aby zrozumieć, że tanio nie oznacza jakości.
Mówiąc o żywotności deski, nasz ekspert zauważa: w czasach radzieckich 3 lata (lub 500 kilometrów przebiegu) podawano analogicznie do innych dóbr konsumpcyjnych. Dziś nie ma takiej koncepcji.

- Ważne jest, aby pokład, tj. sama deska, która jest wykonana z kanadyjskiej okleiny drewnianej, była świeża. Jeśli przychodzisz do sklepu po nową deskorolkę, koniecznie określ, z którego roku jest deska. Powinna ona wydawać głośne kliknięcie, gdy odbija się od podłoża, - wyjaśnia Gleb. - Sucha deska, która została przygotowana dawno temu, nie będzie w stanie tego zrobić. Jest bardziej krucha, co jest bardzo niebezpieczne dla deskorolkarza.

Dziś muzeum, które Gleb Benciowskij stworzył prawie 20 lat temu, ma ponad 850 eksponatów, z czego ponad 500 artefaktów to deskorolki z różnych epok i krajów.

Projekt został stworzony kosztem celowej zbiórki na produkcję treści narodowych.

Marina WALACH, zdjęcia Witalija PIWOWARCZYKA i dostarczone przez bohatera publikacji
 
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi