W powiecie żłobińskim faszyści popełnili jedną z najgorszych swoich zbrodni: zabrali rodzicom prawie 2 tysiące dzieci, wysłali je najpierw do punktu zbiorczego w Krasnym Bieriegu, a stamtąd - do Niemiec. Prawie wszyscy mimowolnie zostały dawcami: krew wypompowaną z dzieci przetaczano rannym faszystom.
"Spośród 176 żołnierzy batalionu do Zwycięstwa przeżyło tylko kilku"
Żłobińczycy starszego pokolenia wiedzą o nadziei jak nikt inny: w latach wojny to miasto powiatowe było uwalniane od faszystów aż trzy razy.
- Hitlerowcy wkroczyli do naszego miasta 3 lipca 1941 roku. Trzy dni później w trakcie prowadzenia rozpoznania walką bojownikom 117. dywizji strzeleckiej udało się wybić okupantów. Niestety, nie na długo: ponosząc duże straty, musieli wycofać się na rubieże wyjściowe za Dniepr. Pod koniec dnia miasto zostało ponownie zajęte - zauważa starszy pracownik naukowy Żłobińskiego Muzeum Historyczno-Krajobrazowego Ekaterina Tisiecka.
Ale ten fakt bez wątpienia dodał pewności siebie naszym żołnierzom. Po raz drugi długo oczekiwaną wolność miasto uzyskało 13 lipca 1941 roku. Bojownicy 63. korpusu strzeleckiego pod dowództwem Leonida Pietrowskiego przeprowadzili pierwszą udaną kontrofensywę Armii Czerwonej, wyzwalając Rogaczew i Żłobin i utrzymując je przez cały miesiąc, dzięki czemu 56 przedsiębiorstw i tysiące ludzi zostało wywiezionych z obszarów przyfrontowych na tyły. Więcej o wyczynach żołnierzy Pietrowskiego powiedzieliśmy w materiale "Dwukrotnie wyzwolony", który ukazał się 8 sierpnia.
Na trzeci raz trzeba było czekać bardzo długo: miasto było okupowane od sierpnia 1941 roku do czerwca 1944 roku. Zdając sobie sprawę, że jest on strategicznie ważny dla dowództwa radzieckiego, lotnictwo hitlerowskie zaczęło bombardować węzeł kolejowy Żłobin już piątego dnia wojny. Faszystowscy najeźdźcy niemal całkowicie zniszczyli miasto. W odpowiedzi miejscowi mieszkańcy zaczęli łączyć się w oddziały i grupy milicji ludowej.
- Działał u nas również Żłobiński batalion myśliwski, którego żołnierze zatrzymywali i neutralizowali dywersantów, pomagali ewakuować rannych, demontowali wyposażenie parowozowni i zajezdni wagonów, które następnie wysyłano na tyły radzieckie. Byli też tacy, którzy odchodzili do wywiadu, dostarczając najcenniejszych informacji o planach wroga. Niestety spośród 176 żołnierzy batalionu do Zwycięstwa przeżyło tylko kilku - mówi Ekaterina Tisiecka, wskazując na nazwiska bohaterów.
"Ukrywała obcego żydowskiego chłopca w beczce z podwójnym dnem"
Wiosną 1942 roku hitlerowcy zaczęli przeprowadzać na terenie powiatu akcje masowej eksterminacji ludności żydowskiej. Pierwszą ofiarą byli mieszkańcy Szczedrina. Na obrzeżach byłego miasteczka 8 marca rozstrzelano ponad 2 tysiące Żydów wraz z schwytanymi komunistami, radzieckimi aktywistami i partyzantami. Naziści rozstrzelali kolejne 2 tysiące ludzi 12 kwietnia w fosie czołgowej między Żłobinem a Lebiedziewką. Dwa dni później ten sam los spotkał ponad 400 Żydów mieszkających na terenie byłego powiatu streszyńskiego. Jedna z dziewcząt, które zginęły w chwili tragedii, miała zaledwie osiem miesięcy. Tylko nielicznym udawało się uratować.
- W kwietniu 1942 roku, kiedy faszyści zabrali więźniów getta na rozstrzelanie, jedna z kobiet potrafiła przekazać dwuletniego syna Borysa byłej sąsiadce. Tina Makowska, ryzykując życiem, uratowała chłopca i umieściła go w swoim domu, a w najniebezpieczniejszych momentach ukrywała go w beczce z podwójnym dnem - opowiada Ekaterina Tisiecka. - Kobieta była łączniczką oddziału partyzanckiego. We wrześniu 1943 roku odeszła do ludowych mścicieli, pozostawiając Borysa pod opieką swojej matki Aleksandry Rewiakowej. Policjanci, o czymś dowiadując, zorganizowali zasadzkę w domu Makowskiej. Aleksandrze Iwanownej z Borysem cudem udało się uciec i dotrzeć do obozu partyzanckiego.
W czasie wojny Tina Wasiljewna pomogła również innym Żydom. Ukrywała w swoim domu 15-letnią Olgę Sorkinę, która uciekła z Żłobińskiego getta, zapewniła bezpieczne schronienie żonie Żyda-frontowca Nadieżdy Gorewej i ich synowi Walerijowi.
- Po wojnie Tina Makowska oficjalnie adoptowała Borysa i wychowała chłopca jak krewnego. Olga Sorkina, która straciła całą rodzinę, również uważała ją za swoją drugą matkę. 11 czerwca 1996 roku Yad Vashem uhonorował Tinę Makowską i jej matkę Aleksandrę Rewiakową honorowym tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" - opowiada Ekaterina Tisiecka.
"Ostrzelano wioskę z pociągu pancernego, a potem dobito ocalałych"
Wobec ludności cywilnej okupanci masowo praktykowali przymusowe rekrutacje pracownicze do Niemiec, brali zakładników, zajmowali się mobilizacją do oddziałów policyjnych. Jedną z najgorszych była akcja rozminowywania ziemi. Ludzie byli zmuszani do przeczesywania lub ręcznego bronowania obszarów zaminowanych przez partyzantów. Podczas takich prac w okolicy zginęło około 20 osób.
- We wrześniu 1943 roku, kiedy wojska radzieckie przygotowywały operację przekroczenia Dniepru, niemiecki pociąg pancerny z odległości jednego kilometra ostrzelał wioskę Wierny, po czym esesmani otoczyli ją, poganiając część ludności do stodoły i rozstrzeliwując. A potem splądrowali wioskę i podpalili. To samo w grudniu powtórzyło się ze wsią Zuper - opowiada Ekaterina Tisiecka.
O dywersji partyzantów dowiedział się cały kraj
W latach wojny na terytorium powiatu działało około 3 tysięcy partyzantów i działaczy podziemia. Pierwsze próby utworzenia oddziału partyzanckiego podjęły jednostki Czerwonej Armii, które znalazły się w otoczeniu jeszcze na początku wojny.
We wrześniu 1942 roku na Żłobińszczyznę wysłano dwie grupy bojowe, na podstawie których powstał oddział partyzantów "Śmierć faszyzmowi". Wiosną 1943 roku od formacji oddzielił się i stał się samodzielnym oddziałem "Żeleźniak", a we wrześniu - oddział "Śmierć faszyzmowi" został uzupełniony i przekształcony w brygadę partyzancką im. P. K. Ponomarenko.
Mściciele ludowi wysadzali mosty, pociągi i fabryki, niszczyli wieże ciśnień, gromili niemieckie garnizony. Krótko mówiąc, robili wszystko, co mogli, aby osłabić wroga. Szczególnie aktywnie grupy dywersyjne działały na kolei. Tylko wiosną i początkiem lata 1943 roku w powiecie żłobińskim dokonano 15 dywersji. O jednej z nich 8 czerwca dowiedział się cały kraj. "Oddział partyzantów "Żeleźniak", który działa w jednym z powiatów obwodu homelskiego, wysadził dwa eszelony przeciwnika. Rozbito lokomotywę parową, 11 wagonów z wojskami, 2 platformy z działami przeciwlotniczymi" - przekazywało Sowinformbiuro.
- Żłobiński węzeł kolejowy miał najważniejsze znaczenie na tyłach niemieckiego zgrupowania "Centrum". Tylko w kierunku Żłobin - Homel codziennie przechodziło około 40 pociągów wojskowych. Dlatego w prowadzeniu wojny szynowej oddział nie mógł pozostać na uboczu. Pierwszego dnia operacji, 3 sierpnia, partyzanci zajęli pozycje na terenie między Żłobinem, Saltanówką, Szatilkami, Bobrujskiem. W nocy doszło tu do wielu eksplozji, i ruch przez węzeł kolejowy został sparaliżowany na kilka dni. W kolejnych miesiącach dywersje na kolei tylko rosły. Tak więc w sierpniu i wrześniu na odcinkach od Żłobina do Homla i Kalinkowiczów wysadzono około półtora tysiąca szyn - opowiada Ekaterina Tisiecka.
Równolegle z partyzantami działały grupy konspiracyjne. Pierwsze z nich powstały w październiku 1941 roku w parowozowni, drukarni, szpitalu okręgowym. Konspiratorzy słuchali, nagrywali i rozpowszechniali raporty Sowinformbiuro o sytuacji na frontach i działaniach rządu radzieckiego. Zbierali też leki i broń, informacje wywiadowcze dla partyzantów i działającej armii, pomagali jeńcom.
Najgorsza zbrodnia
Z Żłobina ruszamy do Krasnogo Bierega, 20 km od miasta powiatowego. W dniu naszego przyjazdu małe przytulne agromiasteczko tonęło w zieleni. Jednak 80 lat temu, w czerwcu 1944 roku, stało się miejscem prawdopodobnie najgorszej zbrodni nazistowskiej. Faszyści utworzyli tu punkt zbiorczy, do którego wywożono dzieci z okolicznych miast i wsi, a następnie przewiożono je do Niemiec. Darczyńcami dla hitlerowców było 1990 małych Białorusinów. Los większości z nich jest nieznany do dziś.
- Krew dziecka miała ratować życie rannym niemieckim żołnierzom i oficerom, których było coraz więcej - zaznacza Ekaterina Tisiecka. - Laboratoria mieściły się w dwóch małych salach przylegających do dawnej sali gimnastycznej sowchozu-technikumu, a w samej sali gimnastycznej pobierano krew.
Wzdłuż pomieszczenia, od ściany do ściany, umieszczono przegrodę z otworami na ramiona i siedzeniami dla dawców.
Według Ekateriny Tisieckiej, miejscowy burmistrz był związany z partyzantami, starał się ratować jak najwięcej dzieci. Matki, kiedy to się udawało, przerzucały chłopcom przez drut czosnek lub specjalne kwiaty, którymi trzeba było posmarować czesane części ciała, tworząc pozory choroby - Niemcy potrzebowali tylko zdrowych dawców. Ale tylko nieliczni uratowali się w ten sposób.
W internecie często pisze się, że dzieci tutaj były torturowane, wieszane do góry nogami lub przecinane im pięty. Nic takiego nie było. Ale zamiast tych okropności były inne, nie mniej przerażające: przestraszone dzieci siłą odłączone od matek, okaleczone dzieciństwo, głód, długa droga do Niemiec, gdzie musiały albo pracować dla Niemców, albo oddawać im krew. Niektóre dzieci stały się pełnymi dawcami, oddając nie tylko krew, ale także życie.
Miejsce urodzenia - obóz śmierci
Pod koniec wojny hitlerowcy zaczęli używać ludzi jako ludzkiej tarczy. Mieszkańcy całych wsi byli spędzani i podążani za wycofującymi się Niemcami. Czasami zarażano ich chorobami i umieszczano w specjalnych obozach koncentracyjnych.
W marcu 1944 roku, po przekazaniu przez radio groźb o rozprawie, mieszkańców Żłobina przymusowo zebrano na stacji i w wagonach towarowych przewieziono pod Ozarycze. Ludzie zostali wrzuceni za drut kolczasty do trzech obozów, z których dwa znajdowały się bezpośrednio na bagnach. Przywieziono tu także chorych na tyfus z kilku obszarów. Tylko ze szpitala kolejowego Żłobina przewieziono około 200 sypnotifozowych.
Więźniowie byli na zimnie pod otwartym niebem, bez zapasów wody i żywności, nie wolno było rozpalać ognisk. Dziesiątki ludzi umierało każdego dnia.
Ale byli też tacy, dla których obóz koncentracyjny stał się miejscem narodzin.
- 16 marca 1944 roku zmarła kobieta, która urodziła tu chłopca. Przez całą noc szalała burza, i inni jeńcy byli pewni, że noworodek nie dożyje poranka. Ale kiedy chcieli go zanieść do stosu zwłok, dziecko się poruszyło. To był prawdziwy cud - opowiada rozmówczyni. - Ten chłopiec, w którego świadectwie miejscem urodzenia był obóz koncentracyjny Ozarycze, żył długo. Pozostawił żonę i córkę, które utrzymują z nami kontakt.
Pracownicy Muzeum znaleźli niedawno dokumenty potwierdzające, że w dniu wyzwolenia obozu koncentracyjnego urodziło się tam kolejne dziecko. Być może wkrótce jego nazwisko stanie się częścią jednej z ekspozycji.
Ciekawy los u wsi Malewicze powiatu żłobińskiego. Podczas operacji Homelsko-Reczyckiej wyzwolono tylko część tej osady. Druga część pozostawała pod okupacją aż do czerwca 1944 roku. Walki toczyły się dosłownie o każdy skrawek ziemi.
Operacja wyzwolenia Żłobina rozpoczęła się 24 czerwca 1944 roku, a już 26 czerwca miasto zostało oczyszczone z wroga. Wieczorem radio przekazało rozkaz Głównodowodzącego z podziękowaniem wyzwolicielom Żłobina. Moskwa salutowała wojskom I Frontu Białoruskiego 12 salwami artyleryjskimi na 124 działa.
Ul. Batałowa
13 lipca 1941 roku 2. batalion 437. pułku strzeleckiego pod dowództwem kapitana Fedora Batałowa podczas ogólnego ataku 63. korpusu strzeleckiego z powodzeniem przekroczył Dniepr, złamał uparty opór przeciwnika, zajął Północne i Pąołudniową zajezdnie stacji Żłobin. 17-18 lipca wybił hitlerowców z wiosek Zagradje, Pridorożje, Zawodnoje Malewickiej rady wiejskiej. Sześć razy Batałow podnosił bojowników do ataku, i zwycięstwo zostało osiągnięte. Wykonując dekret Prezydum Rady Najwyższej ZSRR z 9 sierpnia 1941 roku, kapitanowi Batałowowi przyznano tytuł Bohatera Związku Radzieckiego i kolejny tytuł - majora. Nie zdążył odebrać nagród – jesienią zaginął.
Imieniem Batałowa w Żłobinie nazwana jest ulica, a na budynku komitetu wykonawczego umieszczono tablicę pamiątkową.
Ul. Karibskiego
Na początku wojny Piotr Karibski wstąpił do Żłobińskiego batalionu myśliwskiego. Został włączony do wywiadu. Od sierpnia 1941 roku - na froncie. Kształcił się w szkole piechoty w Aszchabadzie, po czym został wysłany na front północno-kaukaski jako komandor plutonu 34. oddzielnej brygady piechoty morskiej. Za wyzwolenie miasta Stalino (dziś Donieck) jego dywizja otrzymała nazwę "Stalinska". Wyzwalała obwód doniecki, Zaporoże, południe Ukrainy. W tym czasie starszy lejtnant Karibski dowodził kompanią karabinów maszynowych. W sierpniu 1944 roku dywizja uczestniczyła w operacji Jasko-Kiszyniowskiej. Zdarzyło się Karibskiemu wyzwalać również ojczystą Białoruś, potem była Polska. Zakończył wojnę w Berlinie. Uczestnik parady Zwycięstwa na Placu Czerwonym w czerwcu 1945 roku.
Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic Żłobina.
Ul. Kozłowa
Od pierwszych dni Wielkiej Wojny Ojczyźnianej decyzją Komitetu Centralnego KP(b)B Wasilij Kozłow został pozostawiony na tyłach wroga w celu organizacji ruchu partyzanckiego na terytorium obwodu mińskiego. W lipcu 1941 roku został mianowany pierwszym sekretarzem Mińskiego podziemnego komitetu okręgowego KP(b)B. Z utworzeniem Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego jednocześnie został mianowany komandorem Mińskiego zgrupowania partyzanckiego. Latem 1942 roku brał udział w operacji rozbicia dużego punktu oporu w powiecie gluskim. Od września 1942 roku przebywał w Moskwie, pracował w Centralnym Sztabie Ruchu Partyzanckiego. W lipcu 1943 roku wrócił na Białoruś i ponownie stanął na czele Mińskiego zgrupowania partyzanckiego, którym kierował do wyzwolenia obwodu.
Imieniem Bohatera Związku Radzieckiego nazwano ulice w Mińsku, Żłobinie i Soligorsku, a także gimnazjum nr 8 w Żłobinie oraz kilka innych obiektów.
Julia GAWRILENKO,
zdjęcia - Tatiana MATUSIEWICZ, udostępnione przez Muzeum,
gazeta "7 dni".
"Spośród 176 żołnierzy batalionu do Zwycięstwa przeżyło tylko kilku"
Żłobińczycy starszego pokolenia wiedzą o nadziei jak nikt inny: w latach wojny to miasto powiatowe było uwalniane od faszystów aż trzy razy.
- Hitlerowcy wkroczyli do naszego miasta 3 lipca 1941 roku. Trzy dni później w trakcie prowadzenia rozpoznania walką bojownikom 117. dywizji strzeleckiej udało się wybić okupantów. Niestety, nie na długo: ponosząc duże straty, musieli wycofać się na rubieże wyjściowe za Dniepr. Pod koniec dnia miasto zostało ponownie zajęte - zauważa starszy pracownik naukowy Żłobińskiego Muzeum Historyczno-Krajobrazowego Ekaterina Tisiecka.
Ale ten fakt bez wątpienia dodał pewności siebie naszym żołnierzom. Po raz drugi długo oczekiwaną wolność miasto uzyskało 13 lipca 1941 roku. Bojownicy 63. korpusu strzeleckiego pod dowództwem Leonida Pietrowskiego przeprowadzili pierwszą udaną kontrofensywę Armii Czerwonej, wyzwalając Rogaczew i Żłobin i utrzymując je przez cały miesiąc, dzięki czemu 56 przedsiębiorstw i tysiące ludzi zostało wywiezionych z obszarów przyfrontowych na tyły. Więcej o wyczynach żołnierzy Pietrowskiego powiedzieliśmy w materiale "Dwukrotnie wyzwolony", który ukazał się 8 sierpnia.
Na trzeci raz trzeba było czekać bardzo długo: miasto było okupowane od sierpnia 1941 roku do czerwca 1944 roku. Zdając sobie sprawę, że jest on strategicznie ważny dla dowództwa radzieckiego, lotnictwo hitlerowskie zaczęło bombardować węzeł kolejowy Żłobin już piątego dnia wojny. Faszystowscy najeźdźcy niemal całkowicie zniszczyli miasto. W odpowiedzi miejscowi mieszkańcy zaczęli łączyć się w oddziały i grupy milicji ludowej.
- Działał u nas również Żłobiński batalion myśliwski, którego żołnierze zatrzymywali i neutralizowali dywersantów, pomagali ewakuować rannych, demontowali wyposażenie parowozowni i zajezdni wagonów, które następnie wysyłano na tyły radzieckie. Byli też tacy, którzy odchodzili do wywiadu, dostarczając najcenniejszych informacji o planach wroga. Niestety spośród 176 żołnierzy batalionu do Zwycięstwa przeżyło tylko kilku - mówi Ekaterina Tisiecka, wskazując na nazwiska bohaterów.
"Ukrywała obcego żydowskiego chłopca w beczce z podwójnym dnem"
Wiosną 1942 roku hitlerowcy zaczęli przeprowadzać na terenie powiatu akcje masowej eksterminacji ludności żydowskiej. Pierwszą ofiarą byli mieszkańcy Szczedrina. Na obrzeżach byłego miasteczka 8 marca rozstrzelano ponad 2 tysiące Żydów wraz z schwytanymi komunistami, radzieckimi aktywistami i partyzantami. Naziści rozstrzelali kolejne 2 tysiące ludzi 12 kwietnia w fosie czołgowej między Żłobinem a Lebiedziewką. Dwa dni później ten sam los spotkał ponad 400 Żydów mieszkających na terenie byłego powiatu streszyńskiego. Jedna z dziewcząt, które zginęły w chwili tragedii, miała zaledwie osiem miesięcy. Tylko nielicznym udawało się uratować.
- W kwietniu 1942 roku, kiedy faszyści zabrali więźniów getta na rozstrzelanie, jedna z kobiet potrafiła przekazać dwuletniego syna Borysa byłej sąsiadce. Tina Makowska, ryzykując życiem, uratowała chłopca i umieściła go w swoim domu, a w najniebezpieczniejszych momentach ukrywała go w beczce z podwójnym dnem - opowiada Ekaterina Tisiecka. - Kobieta była łączniczką oddziału partyzanckiego. We wrześniu 1943 roku odeszła do ludowych mścicieli, pozostawiając Borysa pod opieką swojej matki Aleksandry Rewiakowej. Policjanci, o czymś dowiadując, zorganizowali zasadzkę w domu Makowskiej. Aleksandrze Iwanownej z Borysem cudem udało się uciec i dotrzeć do obozu partyzanckiego.
W czasie wojny Tina Wasiljewna pomogła również innym Żydom. Ukrywała w swoim domu 15-letnią Olgę Sorkinę, która uciekła z Żłobińskiego getta, zapewniła bezpieczne schronienie żonie Żyda-frontowca Nadieżdy Gorewej i ich synowi Walerijowi.
- Po wojnie Tina Makowska oficjalnie adoptowała Borysa i wychowała chłopca jak krewnego. Olga Sorkina, która straciła całą rodzinę, również uważała ją za swoją drugą matkę. 11 czerwca 1996 roku Yad Vashem uhonorował Tinę Makowską i jej matkę Aleksandrę Rewiakową honorowym tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" - opowiada Ekaterina Tisiecka.
"Ostrzelano wioskę z pociągu pancernego, a potem dobito ocalałych"
Wobec ludności cywilnej okupanci masowo praktykowali przymusowe rekrutacje pracownicze do Niemiec, brali zakładników, zajmowali się mobilizacją do oddziałów policyjnych. Jedną z najgorszych była akcja rozminowywania ziemi. Ludzie byli zmuszani do przeczesywania lub ręcznego bronowania obszarów zaminowanych przez partyzantów. Podczas takich prac w okolicy zginęło około 20 osób.
- We wrześniu 1943 roku, kiedy wojska radzieckie przygotowywały operację przekroczenia Dniepru, niemiecki pociąg pancerny z odległości jednego kilometra ostrzelał wioskę Wierny, po czym esesmani otoczyli ją, poganiając część ludności do stodoły i rozstrzeliwując. A potem splądrowali wioskę i podpalili. To samo w grudniu powtórzyło się ze wsią Zuper - opowiada Ekaterina Tisiecka.
O dywersji partyzantów dowiedział się cały kraj
W latach wojny na terytorium powiatu działało około 3 tysięcy partyzantów i działaczy podziemia. Pierwsze próby utworzenia oddziału partyzanckiego podjęły jednostki Czerwonej Armii, które znalazły się w otoczeniu jeszcze na początku wojny.
We wrześniu 1942 roku na Żłobińszczyznę wysłano dwie grupy bojowe, na podstawie których powstał oddział partyzantów "Śmierć faszyzmowi". Wiosną 1943 roku od formacji oddzielił się i stał się samodzielnym oddziałem "Żeleźniak", a we wrześniu - oddział "Śmierć faszyzmowi" został uzupełniony i przekształcony w brygadę partyzancką im. P. K. Ponomarenko.
Mściciele ludowi wysadzali mosty, pociągi i fabryki, niszczyli wieże ciśnień, gromili niemieckie garnizony. Krótko mówiąc, robili wszystko, co mogli, aby osłabić wroga. Szczególnie aktywnie grupy dywersyjne działały na kolei. Tylko wiosną i początkiem lata 1943 roku w powiecie żłobińskim dokonano 15 dywersji. O jednej z nich 8 czerwca dowiedział się cały kraj. "Oddział partyzantów "Żeleźniak", który działa w jednym z powiatów obwodu homelskiego, wysadził dwa eszelony przeciwnika. Rozbito lokomotywę parową, 11 wagonów z wojskami, 2 platformy z działami przeciwlotniczymi" - przekazywało Sowinformbiuro.
- Żłobiński węzeł kolejowy miał najważniejsze znaczenie na tyłach niemieckiego zgrupowania "Centrum". Tylko w kierunku Żłobin - Homel codziennie przechodziło około 40 pociągów wojskowych. Dlatego w prowadzeniu wojny szynowej oddział nie mógł pozostać na uboczu. Pierwszego dnia operacji, 3 sierpnia, partyzanci zajęli pozycje na terenie między Żłobinem, Saltanówką, Szatilkami, Bobrujskiem. W nocy doszło tu do wielu eksplozji, i ruch przez węzeł kolejowy został sparaliżowany na kilka dni. W kolejnych miesiącach dywersje na kolei tylko rosły. Tak więc w sierpniu i wrześniu na odcinkach od Żłobina do Homla i Kalinkowiczów wysadzono około półtora tysiąca szyn - opowiada Ekaterina Tisiecka.
Równolegle z partyzantami działały grupy konspiracyjne. Pierwsze z nich powstały w październiku 1941 roku w parowozowni, drukarni, szpitalu okręgowym. Konspiratorzy słuchali, nagrywali i rozpowszechniali raporty Sowinformbiuro o sytuacji na frontach i działaniach rządu radzieckiego. Zbierali też leki i broń, informacje wywiadowcze dla partyzantów i działającej armii, pomagali jeńcom.
Najgorsza zbrodnia
Z Żłobina ruszamy do Krasnogo Bierega, 20 km od miasta powiatowego. W dniu naszego przyjazdu małe przytulne agromiasteczko tonęło w zieleni. Jednak 80 lat temu, w czerwcu 1944 roku, stało się miejscem prawdopodobnie najgorszej zbrodni nazistowskiej. Faszyści utworzyli tu punkt zbiorczy, do którego wywożono dzieci z okolicznych miast i wsi, a następnie przewiożono je do Niemiec. Darczyńcami dla hitlerowców było 1990 małych Białorusinów. Los większości z nich jest nieznany do dziś.
- Krew dziecka miała ratować życie rannym niemieckim żołnierzom i oficerom, których było coraz więcej - zaznacza Ekaterina Tisiecka. - Laboratoria mieściły się w dwóch małych salach przylegających do dawnej sali gimnastycznej sowchozu-technikumu, a w samej sali gimnastycznej pobierano krew.
Wzdłuż pomieszczenia, od ściany do ściany, umieszczono przegrodę z otworami na ramiona i siedzeniami dla dawców.
Według Ekateriny Tisieckiej, miejscowy burmistrz był związany z partyzantami, starał się ratować jak najwięcej dzieci. Matki, kiedy to się udawało, przerzucały chłopcom przez drut czosnek lub specjalne kwiaty, którymi trzeba było posmarować czesane części ciała, tworząc pozory choroby - Niemcy potrzebowali tylko zdrowych dawców. Ale tylko nieliczni uratowali się w ten sposób.
W internecie często pisze się, że dzieci tutaj były torturowane, wieszane do góry nogami lub przecinane im pięty. Nic takiego nie było. Ale zamiast tych okropności były inne, nie mniej przerażające: przestraszone dzieci siłą odłączone od matek, okaleczone dzieciństwo, głód, długa droga do Niemiec, gdzie musiały albo pracować dla Niemców, albo oddawać im krew. Niektóre dzieci stały się pełnymi dawcami, oddając nie tylko krew, ale także życie.
Miejsce urodzenia - obóz śmierci
Pod koniec wojny hitlerowcy zaczęli używać ludzi jako ludzkiej tarczy. Mieszkańcy całych wsi byli spędzani i podążani za wycofującymi się Niemcami. Czasami zarażano ich chorobami i umieszczano w specjalnych obozach koncentracyjnych.
W marcu 1944 roku, po przekazaniu przez radio groźb o rozprawie, mieszkańców Żłobina przymusowo zebrano na stacji i w wagonach towarowych przewieziono pod Ozarycze. Ludzie zostali wrzuceni za drut kolczasty do trzech obozów, z których dwa znajdowały się bezpośrednio na bagnach. Przywieziono tu także chorych na tyfus z kilku obszarów. Tylko ze szpitala kolejowego Żłobina przewieziono około 200 sypnotifozowych.
Więźniowie byli na zimnie pod otwartym niebem, bez zapasów wody i żywności, nie wolno było rozpalać ognisk. Dziesiątki ludzi umierało każdego dnia.
Ale byli też tacy, dla których obóz koncentracyjny stał się miejscem narodzin.
- 16 marca 1944 roku zmarła kobieta, która urodziła tu chłopca. Przez całą noc szalała burza, i inni jeńcy byli pewni, że noworodek nie dożyje poranka. Ale kiedy chcieli go zanieść do stosu zwłok, dziecko się poruszyło. To był prawdziwy cud - opowiada rozmówczyni. - Ten chłopiec, w którego świadectwie miejscem urodzenia był obóz koncentracyjny Ozarycze, żył długo. Pozostawił żonę i córkę, które utrzymują z nami kontakt.
Pracownicy Muzeum znaleźli niedawno dokumenty potwierdzające, że w dniu wyzwolenia obozu koncentracyjnego urodziło się tam kolejne dziecko. Być może wkrótce jego nazwisko stanie się częścią jednej z ekspozycji.
Ciekawy los u wsi Malewicze powiatu żłobińskiego. Podczas operacji Homelsko-Reczyckiej wyzwolono tylko część tej osady. Druga część pozostawała pod okupacją aż do czerwca 1944 roku. Walki toczyły się dosłownie o każdy skrawek ziemi.
Operacja wyzwolenia Żłobina rozpoczęła się 24 czerwca 1944 roku, a już 26 czerwca miasto zostało oczyszczone z wroga. Wieczorem radio przekazało rozkaz Głównodowodzącego z podziękowaniem wyzwolicielom Żłobina. Moskwa salutowała wojskom I Frontu Białoruskiego 12 salwami artyleryjskimi na 124 działa.
Ul. Batałowa
13 lipca 1941 roku 2. batalion 437. pułku strzeleckiego pod dowództwem kapitana Fedora Batałowa podczas ogólnego ataku 63. korpusu strzeleckiego z powodzeniem przekroczył Dniepr, złamał uparty opór przeciwnika, zajął Północne i Pąołudniową zajezdnie stacji Żłobin. 17-18 lipca wybił hitlerowców z wiosek Zagradje, Pridorożje, Zawodnoje Malewickiej rady wiejskiej. Sześć razy Batałow podnosił bojowników do ataku, i zwycięstwo zostało osiągnięte. Wykonując dekret Prezydum Rady Najwyższej ZSRR z 9 sierpnia 1941 roku, kapitanowi Batałowowi przyznano tytuł Bohatera Związku Radzieckiego i kolejny tytuł - majora. Nie zdążył odebrać nagród – jesienią zaginął.
Imieniem Batałowa w Żłobinie nazwana jest ulica, a na budynku komitetu wykonawczego umieszczono tablicę pamiątkową.
Ul. Karibskiego
Na początku wojny Piotr Karibski wstąpił do Żłobińskiego batalionu myśliwskiego. Został włączony do wywiadu. Od sierpnia 1941 roku - na froncie. Kształcił się w szkole piechoty w Aszchabadzie, po czym został wysłany na front północno-kaukaski jako komandor plutonu 34. oddzielnej brygady piechoty morskiej. Za wyzwolenie miasta Stalino (dziś Donieck) jego dywizja otrzymała nazwę "Stalinska". Wyzwalała obwód doniecki, Zaporoże, południe Ukrainy. W tym czasie starszy lejtnant Karibski dowodził kompanią karabinów maszynowych. W sierpniu 1944 roku dywizja uczestniczyła w operacji Jasko-Kiszyniowskiej. Zdarzyło się Karibskiemu wyzwalać również ojczystą Białoruś, potem była Polska. Zakończył wojnę w Berlinie. Uczestnik parady Zwycięstwa na Placu Czerwonym w czerwcu 1945 roku.
Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic Żłobina.
Ul. Kozłowa
Od pierwszych dni Wielkiej Wojny Ojczyźnianej decyzją Komitetu Centralnego KP(b)B Wasilij Kozłow został pozostawiony na tyłach wroga w celu organizacji ruchu partyzanckiego na terytorium obwodu mińskiego. W lipcu 1941 roku został mianowany pierwszym sekretarzem Mińskiego podziemnego komitetu okręgowego KP(b)B. Z utworzeniem Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego jednocześnie został mianowany komandorem Mińskiego zgrupowania partyzanckiego. Latem 1942 roku brał udział w operacji rozbicia dużego punktu oporu w powiecie gluskim. Od września 1942 roku przebywał w Moskwie, pracował w Centralnym Sztabie Ruchu Partyzanckiego. W lipcu 1943 roku wrócił na Białoruś i ponownie stanął na czele Mińskiego zgrupowania partyzanckiego, którym kierował do wyzwolenia obwodu.
Imieniem Bohatera Związku Radzieckiego nazwano ulice w Mińsku, Żłobinie i Soligorsku, a także gimnazjum nr 8 w Żłobinie oraz kilka innych obiektów.
Julia GAWRILENKO,
zdjęcia - Tatiana MATUSIEWICZ, udostępnione przez Muzeum,
gazeta "7 dni".