Projekty
Government Bodies
Flag Piątek, 3 Stycznia 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
31 Grudnia 2024, 15:28

Orzeźwiający „Oresznik”, amerykańska dystopia i odwrotna strona Igrzysk Olimpijskich. Czym zapadł w pamięć rok 2024? 

Mijający rok 2024 w pełni uzasadniał status roku przestępnego. W ogromnym kotle zwanym „światem” cały rok wrzało, bulgotało, potem trochę cichło, a potem próbowało przelać się przez krawędź. Gdyby pokrótce opisać istotę i ducha mijającego roku, na myśl przychodzi słowo „transformacja”. Transformacja świata i światopoglądu. Znalazło to odzwierciedlenie w wydarzeniach, które miały miejsce na naszej planecie w ciągu roku. 

Dalekosiężne plany Zachodu i „orzeźwiająca” odpowiedź Rosji, upadek Damaszku i nieludzkie okrucieństwo w Krokusie, wybory za drutem kolczastym w USA i walka o prawo do marzeń w małej Gruzji, prześladowania prawosławia na Ukrainie i parodia Boga na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, siła przyciągania BRICS i upadek idoli w Europie. 

Dziś BELTA proponuje przypomnienie najważniejszych wydarzeń 2024 roku.

Konflikt ukraiński na progu nuklearnym. Kto dostał na orzechy?

Trzeci rok konfliktu w Ukrainie. A może lepiej powiedzieć - trzeci rok wojny światowej? Od pierwszych dni konfliktu mówi się, że na ukraińskiej arenie toczy się wojna proxy Zachodu z Rosją. Ale podczas gdy wcześniej zachodni aktorzy utrzymywali niski profil, podrzucając broń do Kijowa i bombardując Rosję sankcjami, w tym roku Zachód zdecydował się zrzucić maski.

W styczniu temat możliwego starcia między NATO a Rosją był aktywnie dyskutowany w krajach zachodnich. W lutym w pobliżu granic Rosji rozpoczęła się aktywna faza największych od 30 lat manewrów wojskowych Sojuszu, symulujących wybuch III wojny światowej.

Prezydent Francji Emmanuel Macron dolał oliwy do ognia ogłaszając możliwe wysłanie zachodnich wojsk do Ukrainy. W ten sposób francuski Prezydent faktycznie dopuścił możliwość bezpośredniego starcia wojsk NATO z armią rosyjską. Wygląda jednak na to, że Macron nie zebrał w Europie koalicji ludzi o podobnych poglądach. Teraz francuski Prezydent promuje nowy pomysł - wysłanie europejskich sił pokojowych do Ukrainy po zakończeniu działań wojennych.

I chociaż wojska NATO oficjalnie nie wkroczyły na terytorium Ukrainy, najemnicy z krajów zachodnich wkroczyli na terytorium Rosji. W sierpniu SZU rozpoczęły operację w obwodzie kurskim. Nieoczekiwaną i logicznie niewytłumaczalną, jeśli spojrzymy na sytuację z wojskowego punktu widzenia. Do tego czasu wojska rosyjskie znacznie posunęły się naprzód, główny front pękał w szwach, a armia ukraińska borykała się z niedoborem broni i żołnierzy. W tych warunkach ukraińskie siły zbrojne wysłały dziesiątki tysięcy ciężko uzbrojonych żołnierzy na terytorium wroga.

Operacja ta nie bez powodu nazywana jest awanturą kurską. Nie przyniosła ona ukraińskiej armii ani taktycznych, ani strategicznych sukcesów. Pozwoliła jednak administracji Joe Bidena odtrąbić sukces na kierunku ukraińskim. Mówi się, że wysiłki Waszyngtonu na rzecz wsparcia Ukrainy nie poszły na marne. Jednak efekt „peremogi” nie wystarczył do listopadowych wyborów w Stanach Zjednoczonych. 

Fakt, że świat stoi na krawędzi nawet nie wojny światowej, ale wojny nuklearnej, stał się oczywisty w listopadzie, kiedy Biden upoważnił Kijów do użycia amerykańskiej broni dalekiego zasięgu do uderzenia na terytorium Rosji. Kijów otrzymał również od Waszyngtonu informacje satelitarne i misje lotnicze. W końcu bez nich uderzenia dalekiego zasięgu są niemożliwe. 

SZU zaatakowały Rosję najpierw amerykańskimi pociskami ATACMS, a następnie brytyjskimi pociskami Storm Shadow. Poziom eskalacji osiągnął swój kres. 

Ze strony Rosji nastąpiły jednocześnie dwie odpowiedzi - nuklearna i orzeźwiająca. W pierwszym przypadku Kreml przedstawił nową doktrynę nuklearną, która znacznie obniżyła próg użycia broni jądrowej. Następnym krokiem było uderzenie na Ukrainę najnowszym pociskiem hipersonicznym Oresznik. Ten sam niejądrowy, ale orzeźwiający Oresznik, który pod względem siły rażenia może być porównywalny z bronią jądrową.

Rosyjski pocisk wywołał ogromny rezonans na świecie. Na Zachodzie wystrzelenie Oresznika było postrzegane jako demonstracja prawdziwej siły Rosji, uznającej, że nawet zaawansowane amerykańskie systemy Patriot nie są w stanie przechwycić takiego pocisku.

Po użyciu Oresznika uwaga powoli zaczęła przesuwać się z eskalacji na temat porozumienia pokojowego. Nie mniejszą rolę odgrywa w tym zbliżająca się data inauguracji kolejnego Prezydenta USA Donalda Trumpa. Ostatnie wypowiedzi Republikanina sugerują, że nadal jest on skłonny ograniczyć „ukraiński projekt”, ale pod pewnymi warunkami. Jednak Rosja również ma swoje warunki. Dlatego w najbliższej przyszłości możemy spodziewać się, że obie strony zaangażują się w niewypowiedziany dialog, próbując znaleźć wspólną płaszczyznę.

Chciałoby się wierzyć, że ostatnie kroki w kierunku eskalacji zostały podjęte w tym roku. I nie ma już dokąd iść - przed nami jest tylko otchłań. Możemy mieć tylko nadzieję, że rok 2025 przyniesie wreszcie pokój i bezpieczeństwo w naszym regionie.

Amerykańska dystopia i gruzińskie marzenie. Jaki był pamiętny rok super-wyborów?

Rok 2024 był rekordowy pod względem liczby kampanii wyborczych. Wybory odbyły się w prawie 80 krajach na całym świecie. Ale być może wybory prezydenckie w USA były na szczycie pod względem spektakularności i nieprzewidywalności. Świat przyzwyczaił się już do tego, że amerykańskie wybory zamieniają się w reality show. Tym razem show zamieniło się w blockbuster z elementami kina akcji i dystopii.

Obecny cykl wyborczy w Stanach Zjednoczonych tak naprawdę rozpoczął się od słynnego szturmu na Kapitol. Choć miał on miejsce jeszcze przed inauguracją Bidena, wywarł ogromny wpływ na życie polityczne w USA. A potem czego tylko się nie wydarzyło. Najpierw polityka „odwoływania” Trumpa, próby postawienia go przed sądem, a następnie zabicia go. Co w sumie tylko przyczyniło się do wzrostu popularności Republikanina. Potem plotki o niezdolności Bidena i zastąpienie go w kampanii wyborczej przez Kamalę Harris.
Kulminacją tych działań były listopadowe wybory, do których najbardziej „demokratyczny” kraj świata przygotowywał się jak do wojny. Wokół Białego Domu i Kapitolu wyrosły wysokie na osiem stóp metalowe ogrodzenia. Lokale wyborcze w niektórych stanach otoczono drutem kolczastym, na dachach ustawiono snajperów, a nad budynkami krążyły drony. Do pełnego obrazu brakowało tylko czołgów. Chociaż w niektórych stanach władze zmobilizowały Gwardię Narodową.

Cywile również przygotowywali się do powyborczej „nocy sądu”. W Waszyngtonie, obawiając się grabieży i pogromów, właściciele biurowców, sklepów, hoteli i kawiarni zabili deskami okna na parterze i zablokowali drzwi. Obserwujący wydarzenia mieszkańcy Waszyngtonu porównywali to, co się działo, do dystopii strachu i niepokoju.

Administracja Bidena postawiła sprawę jasno: szalejąca „demokracja uliczna” nie będzie tolerowana w Stanach Zjednoczonych. Nawiasem mówiąc, Demokraci mieli powody do zmartwień. Jak pokazały sondaże exit polls, Amerykanie są poważnie wściekli na politykę obecnych władz. W ciągu czterech lat od szturmu na Kapitol gniew ludzi tylko wzrósł, a rozłam w amerykańskim społeczeństwie stał się jeszcze bardziej zauważalny.

Tym razem jednak nie popadł on w skrajności. Niezatapialny Trump odniósł zwycięstwo, a Demokraci pogodzili się z porażką. Teraz zarówno Stany Zjednoczone, jak i reszta świata czekają na inaugurację Trumpa, która zaplanowana jest na 20 stycznia.

Czego jednak spodziewać się po kolejnym Prezydencie USA? W swoich wypowiedziach z kampanii wyborczej Trump dał jasno do zrozumienia, że zamierza dokonać korekt w polityce zagranicznej USA, niezależnie od tego, czy chodzi o konflikt na Ukrainie, sytuację na Bliskim Wschodzie czy stosunki z europejskimi sojusznikami. Ogólnie rzecz biorąc, Trump obiecał światu pokój, a Ameryce wielkość. Nie sprecyzował jednak swoich planów. Sądząc jednak po ostatnich wypowiedziach o potrzebie uczynienia Kanady 51. stanem, wykupienia Grenlandii i przejęcia kontroli nad Kanałem Panamskim, można założyć, że Trump zamierza uczestniczyć w redystrybucji świata.

Wybory parlamentarne w Gruzji, które odbyły się w październiku, mogą konkurować z amerykańskimi pod względem żaru namiętności. Ponad połowa wyborców zagłosowała na rządzącą partię Gruzińskie Marzenie - Demokratyczna Gruzja. Wynik ten nie zadowolił jednak zachodnich elit. Gruzińskie Marzenie popadło w niełaskę. Zachód zażądał ponownych wyborów, zaczął nakładać sankcje na Tbilisi, zagroził zerwaniem stosunków gospodarczych i zamrożeniem procesu przyjmowania Gruzji do UE. 

Skąd wzięła się taka wrogość? Faktem jest, że Gruzińskie Marzenie odważyło się bronić interesów narodowych. Stanęło w obronie wartości rodzinnych, odrzucając propagandę LGBT. Zaczęło demaskować zagranicznych agentów wpływu. A co najważniejsze, odmówiło poparcia antyrosyjskich sankcji i otwarcia drugiego frontu przeciwko Rosji.

Rozgrywkom politycznym Zachodu w Gruzji towarzyszą protesty i zamieszki z udziałem zwolenników opozycji. Protesty są aktywnie wspierane przez byłą Prezydent kraju, Salome Zurabiszwili, która przed wyborami otwarcie wzywała do głosowania na opozycję, a teraz grozi rządowi zamachem stanu.

Ale jeśli chodzi o łamanie prawa, a nawet uzurpację władzy przez „kieszonkowych” polityków, zachodnie elity udają, że wszystko jest normalne. Ogólnie rzecz biorąc, ten rok dobitnie pokazał światu podwójne dno zachodniej demokracji. Weźmy na przykład wybory prezydenckie w Rumunii, gdzie pierwszą turę wygrał niezależny kandydat Calin Georgescu, który krytykuje NATO i wspiera Rosję. Georgescu został natychmiast „skompromitowany”, a wyniki wyborów unieważniono.

W sąsiedniej Mołdawii wybory prezydenckie odbyły się na tle masowych przeszukiwań i aresztowań działaczy partii opozycyjnych, nacisków na dziennikarzy i zawieszenia nadawania przez niektóre kanały telewizyjne. Jednak zachodni strażnicy demokracji nie byli tym zażenowani.

W wyniku wyborów Maia Sandu został ponownie wybrany na Prezydenta. I to pomimo faktu, że większość wyborców mieszkających w Mołdawii głosowała na jej przeciwnika. Diaspora w ostatniej chwili wyciągnęła kandydata potrzebnego Zachodowi. Taka sama sytuacja miała miejsce podczas referendum w sprawie przystąpienia Mołdawii do UE. Nawet zwolennicy integracji europejskiej w Mołdawii uznali wyniki głosowania za dyskusyjne.

Tegoroczne wybory parlamentarne we Francji były nie mniej interesujące. Aby zapobiec zwycięstwu prawicowej partii Zgromadzenie Narodowe, centryści Macrona zmówili się z sojuszem sił lewicowych. Wycofując ponad 200 swoich kandydatów przed drugą turą, uniknęli podziału głosów przeciwników Zgromadzenia Narodowego. We francuskich wyborach było miejsce na odwagę, spryt i manipulację. Brakowało natomiast szacunku dla wyboru dokonanego przez obywateli. A jeśli Macron i jemu podobni na Zachodzie ignorują opinię obywateli we własnych krajach, to co możemy powiedzieć o ich szacunku dla praw Gruzinów czy Mołdawian.

Upadek idoli. Jak Europa pozostała bez przywódców?

Europa pozostała bez przywódców. Kiedyś ton polityki europejskiej nadawały Francja i Niemcy. Dziś kraje te ugrzęzły w kryzysie politycznym i gospodarczym.

Wszystko, co dziś dzieje się z Europą, jest bezpośrednią konsekwencją wojny antyeuropejskiej, rozpętanej przez USA. Pozbywając się konkurentów - UE i Rosji, Amerykanie uruchomili "ukraiński projekt". A potem europejskie elity zrobiły wszystko same - wypowiedziały wojnę sankcyjną Rosji i odcięły swoją gospodarkę od tanich rosyjskich zasobów energetycznych, zastępując je bardzo drogim amerykańskim LNG. W rezultacie mają kryzys energetyczny, deindustrializację, bankructwo przedsiębiorstw i masowe zwolnienia. Kryzys gospodarczy w taki czy inny sposób prowadzi do politycznego.

Sytuacja w Niemczech jest wyraźnym przykładem. Jeszcze kilka lat temu niemiecka gospodarka była nazywana lokomotywą Europy. Dziś Niemcy są oskarżane o to, że ich gospodarka ciągnie na dno całą Unię Europejską. Kierowane obcymi interesami władze niemieckie odcięły Niemcy od rosyjskich zasobów energetycznych. Tym samym najsilniejsza gospodarka Europy straciła oparcia. A "Północne strumienie" najwyraźniej zostały wysadzone w powietrze w celu utrwalenia wyniku i powstrzymania Berlina przed rozmyślaniem.

Dziś kraj znajduje się w stanie kryzysu gospodarczego. Oczekuje się, że na koniec roku PKB Niemiec spadnie o 0,1%. Będzie to drugi rok z rzędu bez realnego wzrostu PKB. Indeks klimatu biznesowego spadł w tym roku do najniższego poziomu od maja 2020 roku. Dotyczy to wszystkich sektorów gospodarki.

Coraz więcej niemieckich firm boryka się z bankructwem. W tym roku ich liczba osiągnie 22,4 tys. Według tego wskaźnika Niemcy zbliżają się do wskaźników z 2009 i 2010 roku, kiedy kraj przeżywał skutki światowego kryzysu finansowego.

Bankructwa prowadzą do zwolnień. Tylko w tym roku pod groźbą zwolnienia w Niemczech jest około 320 tys. osób. Najbardziej patowa sytuacja - w niemieckim przemyśle samochodowym. Weźmy przynajmniej koncern Volkswagen, który jesienią ogłosił plany zamknięcia co najmniej trzech fabryk i redukcji dziesiątek tysięcy miejsc pracy.

Upadek gospodarki wywołał kryzys polityczny. Ten rok dla Niemiec upłynął pod znakiem rozpadu koalicji rządzącej, wotum nieufności dla kanclerza Olafa Scholza, rozwiązania parlamentu i wyznaczenia przedterminowych wyborów do Bundestagu. W kraju rozpoczyna się wewnętrzna walka polityczna. Jednak siły polityczne muszą nie tylko znaleźć sposób wyrwać się w tym wyścigu do przodu, ale także wymyślić, jak wyciągnąć kraj z kryzysu gospodarczego. A przecież tworzenie jest o wiele trudniejsze niż niszczenie.

W tym roku w obliczu kryzysu politycznego stanęła także Francja. Pod pewnymi względami sytuacja jest podobna do wydarzeń w Niemczech. Francuzi od dawna są w sprzeczności ze swoim prezydentem i rządem. To nie przypadek, że w kraju co jakiś czas wybuchają masowe protesty - czy to akcje "żółtych kamizelek", marsze przeciwko reformie emerytalnej, dyskryminacji rasowej czy nadmiernemu okrucieństwu ze strony policjantów. Ale Macron ma jedną odpowiedź na wszystko - tłum jest nielegalny.

Sposób, w jaki francuski przywódca traktuje swoich ludzi, można było zaobserwować podczas wyborów parlamentarnych, jak wspomniano powyżej. Nie dopuszczając do władzy "Zjednoczenia Narodowego" Marine Le Pen, Macron porzucił także swoich sojuszników - Sojusz sił lewicowych. Po manipulacji odwołaniem kandydatów Lewica zajęła pierwsze miejsce w wyborach parlamentarnych. Macron na fotelu premiera umieścił jednak centroprawicowego Michela Barniera. Oburzenie lewicy nie miało granic. A kiedy Barnier, omijając parlament, próbował przepchnąć projekt ustawy budżetowej, oburzyła się partia Le Pen. Wszystko to zaowocowało wotum nieufności i rezygnacją premiera. Dziś wezwania do dymisji padają również pod adresem Macrona. Ale prezydent Francji jest przyzwyczajony. Wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nie planuje rozstać się z władzą.

Oczywiście w tej sytuacji ani Francja, ani Niemcy nie mogą pozostać liderami dla innych krajów Unii Europejskiej. Jak trafnie zauważył dziennik Politico, za francuskim prezydentem "nie podążają inni", a kanclerz Niemiec jest "bardzo słabym przywódcą".

Wykorzystać tę sytuację próbują takie kraje jak Polska, które nie ukrywają swoich ambicji i dążenia do dominacji w Unii Europejskiej. Od 1 stycznia rozpoczyna się okres prezydencji Polski w UE. Możemy z góry zakładać, że Warszawa wykorzystuje tę okazję, by umocnić swoje wpływy w Europie. Inna sprawa, że w swojej polityce polskie władze działają całkowicie w kierunku interesów USA. Oznacza to, że polityka proamerykańska będzie nadal wypierać politykę proeuropejską.

Społeczność przyszłości. Co pokazał szczyt BRICS w Kazaniu?

W październiku w Kazaniu odbył się trzydniowy szczyt BRICS. W ubiegłym roku szczyt "piątki" (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA) był przełomowy. Liczba uczestników BRICS podwoiła się, a dziesiątki państw wyraziły chęć przyłączenia się do zjednoczenia. Ale najważniejsze jest to, że BRICS głośno zadeklarował się jako najważniejsza platforma dialogu i współpracy państw Globalnego Południa. I jeśli szczyt w 2023 roku postawił poprzeczkę wysoko, to obecne spotkanie w Kazaniu pokazało, że BRICS nadal porusza się w ustalonym kursie, nie zwalniając obrotów.

Głównym tematem szczytu w Kazaniu, zgodnie z oczekiwaniami, była kwestia dalszej rozbudowy BRICS. Wiele krajów na świecie chciałoby dziś dołączyć do zjednoczenia. Jednocześnie jego atrakcyjność polega nie tylko na możliwościach gospodarczych i handlowych. Dziś BRICS jest postrzegany jako siła napędowa na drodze do nowego wielobiegunowego porządku świata, gdzie jest miejsce na takie pojęcia, jak wzajemny szacunek, równość i sprawiedliwość.

Jednak opinie na temat dalszej rozbudowy BRICS były różne. W szczególności zauważono, że przyjmowanie nowych członków powinno odbywać się stopniowo. Najpierw konieczne jest, aby kraje, które już weszły, przeszły "dostosowywanie się". Z drugiej strony, biorąc pod uwagę wzrost popularności zjednoczenia, sztuczne hamowanie jego rozwoju byłoby niewłaściwe. W rezultacie na szczycie w Kazaniu podjęto decyzję o przyznaniu kilku krajom statusu państw partnerskich. Ta lista obejmuje 13 krajów, w tym Białoruś.

Drugim najważniejszym tematem była interakcja krajów BRICS w sferze finansowej. Sankcje Zachodu wobec Rosji skłoniły kraje Globalnego Południa do poszukiwania alternatywnych mechanizmów rozliczeniowych. Widząc, jak dolar staje się bronią sankcyjną, i zdając sobie sprawę, że jutro broń ta może zostać przekierowana z Rosji do dowolnego innego kraju na świecie, państwa BRICS starają się zabezpieczyć swoją gospodarkę. Dlatego kwestia wykorzystania walut krajowych we wzajemnych rozliczeniach oraz uruchomienia instrumentów płatniczych i platform opartych na walutach krajowych jest priorytetem.

W Kazaniu przywódcy BRICS poparli stosowanie alternatywnych walut w ramach puli rezerw walutowych, zgodzili się uprościć procedury handlu między krajami, przeciwstawić się jednostronnym środkom protekcjonistycznym niezgodnym z WTO. Kraje BRICS z zadowoleniem przyjęły również utworzenie nowej platformy inwestycyjnej, która będzie wspierać rozwój krajów Afryki i Azji Południowej.

Znaczną uwagę podczas szczytu w Kazaniu poświęcono sytuacji na świecie, w tym konfliktowi na Ukrainie i eskalacji na Bliskim Wschodzie. Przywódcy krajów BRICS opowiedzieli się za pokojowym rozwiązaniem sporów i poparli wszystkie wysiłki na rzecz pokojowego rozwiązania kryzysów.

Oczywiście przed krajami BRICS jest jeszcze wiele do zrobienia. Im więcej krajów, tym więcej opinii i stanowisk do rozważenia przy podejmowaniu decyzji. Ale nie bez powodu mówią, że ten, kto idzie, opanuje drogę. Już teraz jasne jest, że BRICS to społeczność przyszłości. Nowy wielobiegunowy świat będzie potrzebował nowych instytucji i stowarzyszeń, na podstawie których będą podejmowane wspólne decyzje, opracowywane nowe zasady i podejścia. I dziś to BRICS staje się platformą, na której kształtuje się głos światowej większości.

Walka o miejsce pod słońcem. Jak zmienia się oblicze Bliskiego Wschodu?

Ten rok przyniósł wiele wyzwań dla regionu Bliskiego Wschodu. Sytuacja nie raz eskalowała do takiego poziomu, że wydawało się, że jeszcze trochę i nie będzie już żadnych czynników ograniczających, a region pogrąży się w wojnie na pełną skalę.

Działania wojskowe armii izraelskiej w Strefie Gazy i Libanie, wymiana ciosów między Izraelem a Iranem, zabójstwo przywódców Hamasu i Hezbollahu, operacja Mossad z obaleniem pagerów i wreszcie obalenie rządu Baszara al-Assada w Syrii i rozmieszczenie Sił Obronnych Izraela wzdłuż granicy z Syrią.

Już teraz widać, że oblicze Bliskiego Wschodu radykalnie się zmienia. I to nie tylko pod wpływem sił wojskowych i politycznych w regionie, ale także pod wpływem zewnętrznych graczy. Dziś na Bliskim Wschodzie koncentruje się uwaga całego świata. Toczy się walka o władzę, o obecność wojskową, o zasoby naturalne i szlaki handlowe.

Widzimy znaczne wzmocnienie pozycji Izraela i Turcji, rozumiemy, że administracja Trumpa będzie zaciekle bronić swoich interesów w regionie. Ale są też inni gracze - Iran, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar, które również będą miały wpływ na kształtowanie nowego wyglądu regionu.

W rzeczywistości te kataklizmy, które dziś mają miejsce na Bliskim Wschodzie, w pełni odzwierciedlają to, jak zmienia się i odbudowuje nasz świat. Walka o miejsce w tym nowym świecie trwa właśnie teraz. Do czego to doprowadzi, pokaże tylko czas.

Ludzi rozstrzeliwano z bliskiej odległości. Przypomnijmy o tragedii w "Crocus City Hall"

Niestety, miniony rok również zostanie zapamiętany przez tragiczne wydarzenia. Było wiele klęsk żywiołowych: powodzie w Hiszpanii i Birmie, trzęsienie ziemi na Morzu Japońskim, huragan Helen w USA... Pod koniec roku doszło do dwóch poważnych katastrof lotniczych - najpierw samolotu azerbejdżańskich linii lotniczych AZAL, a następnie południowokoreańskiego samolotu Jeju Air. Ale atak terrorystyczny w Crocus City Hall zajmuje szczególne miejsce na tej liście. W końcu nie był to przypadek, nie zbieg okoliczności, ale celowy, przemyślany atak, uderzający swoją brutalnością.

Wieczorem 22 marca grupa uzbrojonych mężczyzn otworzyła ogień w sali koncertowej Crocus City Hall. Żadnych żądań, ultimatum, politycznych czy religijnych haseł. Ludzie zostali zastrzeleni z bliskiej odległości - zabici dla samego zabijania. To był zamach.

Atak terrorystyczny miał miejsce kilka minut przed rozpoczęciem koncertu zespołu Piknik. Ludzie w kamuflażu uzbrojeni w karabiny automatyczne wtargnęli do budynku, strzelając do każdego, kto spotkał ich po drodze. Następnie podpalili salę koncertową wypełnioną widzami.

Ofiarami ataku terrorystycznego w „Crocusie” było 145 osób, ponad 550 zostało rannych. Wśród zabitych i rannych były dzieci, obywatele innych krajów, w tym Białorusi.

Do rana 23 marca w Briańsku zatrzymano czterech sprawców ataku terrorystycznego. Później zatrzymano i wysłano do aresztu ich wspólników.

Rosyjskie służby specjalne ujawniły ukraiński ślad w ataku. Według śledztwa, terroryści próbowali uciec w kierunku granicy z Ukrainą. Później rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa oświadczyła, że rosyjskie służby specjalne udowodniły udział ukraińskiego wywiadu wojskowego w ataku. Na dzień dzisiejszy jasne jest, że atak terrorystyczny w Crocus miał charakter międzynarodowy. Jego organizator i wspólnicy nadal ukrywają się za granicą.

Atak terrorystyczny w Crocus City Hall to ohydne przestępstwo, które nie ulega przedawnieniu. Śledztwo w tej sprawie trwa, pojawiają się nowe nazwiska. Pozostaje wierzyć, że sprawcy prędzej czy później odpowiedzą za swoje czyny, a ofiary i ich bliscy odnajdą spokój i ukojenie.

Cerkiew pod brezentowym namiotem. Jak Ukraina zalegalizowała prześladowania religijne?

W tym roku ukraińskie władze faktycznie zalegalizowały prześladowania kanonicznej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. W sierpniu Rada Najwyższa przyjęła w ostatnim czytaniu ustawę zezwalającą na zakaz działalności UCP na terytorium kraju. Kijów stwierdził, że ustawa ta promuje „duchową niezależność” Ukrainy. Kilka dni później ustawa zezwalająca na delegalizację kanonicznej Cerkwi prawosławnej została podpisana przez Wołodymyra Zełenskiego.

W 2018 r. Ukraina utworzyła własną, „poprawną” Cerkiew. Ukraińska Cerkiew Prawosławna (UCP) powstała z dwóch schizmatyckich struktur religijnych. Dziś schizmatycy, za cichą zgodą organów ścigania, a czasem we współpracy z nimi, przeprowadzają naloty na cerkwie UCP, zabierają ikony i naczynia kościelne, przejmują katedry i atakują księży. Wszystko to jest wspierane przez Kijów.

W grudniu Wołodymyr Zełenski powiedział w wywiadzie dla CBN, że Ukraina jest bardzo wierzącym i religijnym krajem. Ludzie „walczą i modlą się” i bardzo potrzebują wiary.

Tymczasem imponującą relacją o tym, jak i gdzie modlą się dziś prawosławni w Ukrainie, podzielił się Flavius Mihayes, dziennikarz The American Conservative. Odwiedził on dziesiątki parafii prawosławnych w Ukrainie, obserwując, jak księża i parafianie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej są siłą wyrzucani z kościołów, a parafie są siłą przekazywane schizmatykom.

Zdarzały się przypadki, gdy parafianie próbowali bronić świątyń. Dochodziło do przepychanek, wiele osób zostało rannych. Próby szukania pomocy u organów ścigania nie przyniosły rezultatu. Sprawy sądowe były oddalane, odraczane, ignorowane lub po prostu zamykane.

Ukraińskie władze wywierają presję nie tylko na UCP i duchowieństwo, ale także na zwykłych wiernych. Oficerowie wojskowi często przychodzą na nabożeństwa, aby wręczyć wezwania do wojska. Ludzie mówią, że w ten sposób pobór do wojska jest teraz selektywny.

Ale wierzący nie poddają się. W pewnym sensie Zełenski miał rację - ludzie potrzebują modlitwy. Dlatego, pomimo prześladowań, nadal gromadzą się na nabożeństwach - w sklepach, prywatnych domach, zrujnowanych budynkach przypominających stodoły lub po prostu w namiotach. Ma to szczególne znaczenie. Bo jeśli ludzie, pomimo potrzeb i prześladowań, spotykają się, by modlić się pod brezentowym namiotem, to znaczy, że jest nadzieja i przyszłość.

Druga strona medalu. Co odzwierciedlały Igrzyska Olimpijskie w Paryżu?

Nasz przegląd światowych wydarzeń mijającego roku chcielibyśmy zakończyć Igrzyskami Olimpijskimi w Paryżu, które niestety przejdą do historii nie tylko ze względu na swoje sportowe osiągnięcia.

Francja pokazała swoje prawdziwe oblicze. To słowa Macrona na temat ceremonii otwarcia igrzysk. Trudno się z nimi nie zgodzić. Warto jednak dodać, że Francja pokazała swoje oblicze nie tylko podczas ceremonii otwarcia, ale również w procesie przygotowań do głównego startu czterolecia, a także w procesie jego organizacji.

Dzięki Olimpiadzie cały świat mógł zobaczyć, jak francuskie władze walczą z biedą, wyrzucając ubogich ze stolicy, byle tylko nie narobić sobie wstydu przed zagranicznymi gośćmi. W ciągu roku przygotowań do igrzysk ponad 12 000 osób zostało „społecznie oczyszczonych”. Władze starały się przedstawić Paryż jako sterylne „miasto światła”, prawie bez ubóstwa, z „czystymi” dzielnicami, bez żebractwa, narkotyków i usług seksualnych.

Bezdomni byli wysyłani do regionów i umieszczani w ośrodkach tymczasowego zakwaterowania. Okres pobytu w tych ośrodkach był jednak ograniczony. Po tym czasie ludzie wracali na ulice. I z powrotem do Paryża. Dlatego na początku Igrzysk Olimpijskich ulice stolicy Francji powróciły do swojego zwykłego wyglądu - z namiotami i schroniskami z kartonu.

Ale podczas gdy władze mogły załadować biednych do autobusów i usunąć ich z pola widzenia, nie mogły tego zrobić z mordercami, złodziejami i gwałcicielami. Tak więc pomimo armii żandarmów na ulicach Paryża, wskaźnik przestępczości w mieście był oszałamiający. Sportowcy, turyści i celebryci, którzy odwiedzili Paryż podczas Igrzysk Olimpijskich, publikowali w sieciach społecznościowych historie o napadach i przemocy. Na przykład legendarny brazylijski piłkarz Zico został okradziony ze swojej teczki z biżuterią i zegarkami Rolex. Wiceminister sportu Sudanu Południowego został okradziony z torby zawierającej pieniądze delegacji olimpijskiej. Pecha mieli również kolarze słowackiej reprezentacji narodowej. W wiosce olimpijskiej skradziono im dziesięć opon, części rowerowe i kilka przerzutek.

Sportowcy byli wściekli z powodu złej organizacji igrzysk i warunków życia. Pływanie w Sekwanie, którą Paryżanie nazywają brudną i śmierdzącą, okazało się dla sportowców infekcją jelitową. Część pływaków postanowiła nie ryzykować i wycofała się z kolejnych startów. Dodatkowo organizatorzy zaskoczyli sportowców kartonowymi łóżkami, na których nie dało się spać.

Ze względu na szkodliwy wpływ na środowisko organizatorzy igrzysk początkowo odmówili nawet zainstalowania klimatyzatorów w wiosce olimpijskiej. Dopiero po protestach delegacji niektórych krajów Komitet Organizacyjny zgodził się na zakup urządzeń chłodzących powietrze.

Ale być może jednym z najbardziej skandalicznych momentów Igrzysk Olimpijskich w Paryżu była ceremonia otwarcia Igrzysk. Ceremonia, która według Macrona pokazała oblicze Francji. Faktem jest, że podczas pokazu pokazano prowokacyjną parodię LGBT słynnego obrazu Leonarda da Vinci „Ostatnia Wieczerza”, który przedstawia Jezusa Chrystusa i jego 12 apostołów podczas ostatniego posiłku przed ukrzyżowaniem.

Gdy tylko wybrzmiały ostatnie akordy ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich, światowa społeczność eksplodowała. Wielu sportowców, polityków, osób religijnych i publicznych nazwało parodię „Ostatniej Wieczerzy” obrazą dla milionów chrześcijan na świecie. Co ważne, potępienie przyszło z krajów muzułmańskich, gdzie Jezus Chrystus jest czczony jako prorok.

Pod wpływem krytyki, organizatorzy Igrzysk Olimpijskich się wycofali. Stwierdzili, że nie było żadnej parodii, a autor produkcji inspirował się mitologią grecką. Jednak niewiele osób w to uwierzyło. W rezultacie pojawiły się groźby pod adresem organizatorów igrzysk. Komitet organizacyjny musiał przeprosić. Wideo z fragmentami ceremonii otwarcia zniknęło ze strony MKOl. Ale posmak pozostał.

Jednak Igrzyska Olimpijskie w Paryżu nie zakończyły się na tym limicie skandali. W jednym z dni turnieju bokserskiego na ring weszły Iman Khelif z Algierii i Angela Carini z Włoch. Walka zakończyła się dość szybko - w 46 sekund - złamanym nosem i łzami Włoszki. Wtedy okazało się, że Khelif nie jest zwykłą zawodniczką. W zeszłym roku otrzymała zakaz startów w kobiecych imprezach bokserskich, ponieważ nie przeszła testu determinacji płci. Co ciekawe, Helif nie jest jedyną taką zawodniczką. Tajwańska Lin Yueting została wykluczona z Mistrzostw Świata 2023 z tych samych powodów, ale pozwolono jej rywalizować na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu.

Sytuacja ta wywołała lawinę oburzenia. Odbyły się gorące debaty na temat płci Helif, dyskryminacji ze względu na płeć i braku konkurencyjności.

Po walce Carini powiedziała, że odchodzi ze sportu. Khelif powiedziała, że spotkała się z falą krytyki i zastraszania. Kto ma rację, a kto jest winny w tej sytuacji?

Oczywiście działacze sportowi, popierając „nową normalność” promowaną przez Zachód z trzecią płcią i paradami gejów, postanowili przymknąć oko na fakt, że sportowiec z męskim kariotypem wychodzi na ring i pokonuje kobietę. Płeć pozostaje bardzo wrażliwym tematem. Problem polega na tym, że zachodnie elity zmieniły ten temat z osobistego na publiczny, próbując zdobyć punkty dla siebie. Mogliśmy zobaczyć, co się stanie w odbiciu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.

Taki właśnie był miniony rok, pod wieloma względami wymagający, niejednoznaczny, a nawet bolesny. Świat zmienia się na naszych oczach, a wielkie zmiany i transformacje przypominają kataklizmy. Wiele wydarzeń tego roku przesądziło o tym, jak sytuacja na świecie rozwinie się w najbliższej przyszłości. A jednak warto przypomnieć, że każdy pisze swoją własną historię. I to w naszej mocy jest wybrać własną drogę w tym ogromnym, różnorodnym świecie, bronić naszych tradycji i podążać za naszymi ideałami.
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi