17 grudnia, Mińsk /Kor. BELTA/. Film „Czas nas wybrał” na kanale telewizyjnym „Białoruś 1” opowiedział o strasznej tragedii na stacji metra „Niemiga”, która wydarzyła się w 1999 roku i pochłonęła życie 53 osób, donosi BELTA.
30 maja w pobliżu Pałacu Sportu odbyła się duża impreza, która zgromadziła ponad 2,5 tysiąca osób na świeżym powietrzu. Odbył się tam wielki koncert na cześć dwuletniej rocznicy stacji radiowej „Mir”. Ale o 20:00 na Mińsk spadł ulewny deszcz i grad. Ogromny tłum pobiegł do najbliższego schronienia - na stację metra „Nemiga”. W straszliwym tłoku zginęły 53 osoby. 1 i 2 czerwca zostały ogłoszone dniami żałoby w kraju.
Trzy lata później przy wejściu do stacji metra "Nemiga" pojawił się pomnik w postaci kwiatów z brązu: 40 róż i 13 tulipanów - na pamiątkę liczby mężczyzn i kobiet, którzy zginęli.
Gdy rozpoczęła się klęska żywiołowa, przy wejściu do metra było tylko pięciu milicjantów. Zgodnie z instrukcjami ustawili się w szeregu i próbowali rozdzielić tłum, wpuszczając ludzi do metra częściami. Jednak napływ ludzi zmiótł stróżów prawa. Dwóch z nich zginęło.
Po otrząśnięciu się z początkowego szoku spowodowanego burzą i gradem, tłum zatrzymał się. W ciągu kilku minut ci, którzy tak bardzo chcieli dostać się do podziemi, zaczęli nieść rannych na rękach do karetek pogotowia.
Incydent niemal natychmiast zrodził w ludziach masę wersji na temat tego, co było przyczyną tej niewyobrażalnej tragedii. Plotka szukała winnych w szeregach stróżów prawa - mówiono, że nie dopracowali. Ostatecznie jednak okazało się, że ludzie w mundurach zapobiegli śmierci wielu innych osób.
Mogłoby się wydawać, że efektem takiego zachowania był alkohol. Badanie ekspertów wykazało jednak, że prawie wszyscy zmarli byli trzeźwi. Tylko trzy osoby miały nieznaczną zawartość alkoholu, której nie można przypisać nawet lekkiemu stopniowi upojenia.
Wtedy Białorusini mogli zobaczyć Prezydenta, któremu po raz pierwszy trudno było znaleźć słowa.
„Chciałbym złożyć najgłębsze kondolencje tym ludziom. Chociaż jest to pierwszy raz, kiedy trudno mi cokolwiek tutaj powiedzieć. Tragedia jest taka, że nie czas na składanie kondolencji. Niemniej jednak musimy żyć, życie toczy się dalej. Oczywiście zrobimy wszystko, aby pomóc rodzinom i bliskim tych ludzi” - powiedział Aleksander Łukaszenka po złożeniu kwiatów na miejscu tragedii.