Aktualności tematyczne
"Defilada Zwycięzców: historie i twarze "
Nikołaj Frolkin-Czepurnow trafił na front dopiero w sierpniu 1944 roku. Ale liczba wyczynów, które udało mu się wykonać przed Zwycięstwem, byłaby godna pozazdroszczenia nawet przez doświadczonych pilotów. Podczas 103 lotów bojowych zniszczył 12 czołgów i pojazdów samobieżnych, ponad 200 hitlerowców i faszystowski myśliwiec. Brał udział w operacji „Bagration”, rozgromił wroga na Bałtyku i w Prusach Wschodnich. W ciągu roku działań bojowych awansował do stopnia dowódcy jednostki, a wojnę zakończył w stopniu kapitana jako zastępca dowódcy eskadry.
"Ukrywanie się na tyłach? Nie!"
Ten artykuł pojawił się zięki Wiktorowi Piniginowi, zastępcy przewodniczącego Rady Weteranów Łunińca. Dowiedziawszy się o naszym projekcie, sam skontaktował się z redakcją, aby opowiedzieć nam o losach tego legendarnego uczestnika Defilady Zwycięstwa.
Miłość Nikołaja do lotnictwa zaczęła się w dzieciństwie. Wiosną 1941 roku młody człowiek ukończył aeroklub z wyróżnieniem i wstąpił do Szkoły Lotniczej w Czkałowie. A potem - wojna! Jak wielu kadetów, natychmiast napisał raport do generała z prośbą o wysłanie go na front. Ale odpowiedź była taka sama dla wszystkich: "Front nie potrzebuje surowych pilotów. Uczcie się."
Nikołaj Feofanowicz ukończył studia w maju 1944 roku. Kiedy studentowi z wyróżnieniem zaproponowano pracę jako instruktor i nauczanie młodych kadetów, kategorycznie odmówił: "Towarzysze będą bić nazistów, a ja - chować się na tyłach? Nie!" Otrzymawszy przydział do 1 Gwardyjskiego Czerwonego Sztandaru Orderu Lenina, Kutuzowa i Chmielnickiego Stalingradzkiej Powietrznej Dywizji Szturmowej 1 Armii Powietrznej 3 Frontu Białoruskiego, od sierpnia 1944 roku zaczął miażdżyć wroga na ziemi i na niebie. Niemal natychmiast młody pilot udowodnił w praktyce, że jest w stanie z powodzeniem wykonać każde zadanie.
W jednym z odznaczeń czytamy, że już 9 sierpnia młodszy lejtnant został wyróżniony przez dowódcę armii. Tego dnia trzykrotnie latał w składzie sześciu IŁ-2, aby zniszczyć czołgi i piechotę wroga. "Wykonując od czterech do siedmiu podejść do celu w każdym locie, pomimo ciężkiego ognia przeciwlotniczego i obecności myśliwców wroga w powietrzu, umiejętnie wyszukiwał czołgi i artylerię, a po ataku niszczył je. Tego dnia osobiście zniszczył jeden czołg i działo artylerii polowej, stłumił ogień baterii małokalibrowej artylerii przeciwlotniczej i zniszczył do 10 żołnierzy wroga".
Mówi się, że piloci to przesądni ludzie. Nikołaj Frolkin-Czepurnow miał swój specjalny talizman: małą ikonę, błogosławieństwo od swojej babci Nastii. Nosił ją w sekretnej kieszeni od pierwszego lotu bojowego. Podobno jego babcia modliła się do Boga z samego początku, ponieważ w wielu bitwach nasz bohater przeżył tylko dzięki cudowi.
Pewnego razu samolot z numerem 13 został przywieziony z naprawy. Frolkin- Czepurnow był jedynym, który odważył się usiąść za sterami. Był to jego szesnasty lot bojowy w ramach szóstki atakującej czołgi wroga. Po kilku podejściach i atakach - bezpośrednie trafienie w samolot szturmowy. Samolot zaczął płonąć, gryzący dym wypełnił kokpit. W tym momencie myślał tylko o tym, jak przelecieć nad linią frontu. W pobliżu zobaczył eskortę myśliwców z czerwonymi gwiazdami, które witały go, potrząsając skrzydłami. Ale płonący samolot mógł eksplodować w każdej chwili.
Gdy tylko przekroczył linię frontu, Frolkin- Czepurnow rozkazał strzelcowi-radiowcowi wyskoczyć. A gdy tylko opuścił płonący samolot, sam skoczył. Lądowanie zakończyło się pomyślnie, ale dotarcie na lotnisko polowe zajęło całą noc. Przez cały ten czas załoga samolotu nr 13 była uważana za zabitych, więc witano ich ciepłymi uściskami, przepowiadając im długie życie.
Weteran również wspominał taki przypadek. "Lotnisko polowe pod Mińskiem, gdzie stacjonowały samoloty szturmowe, znajdowało się obok lasu. Według informacji wywiadu, Niemcy dowiedzieli się o miejscu lotniska, chociaż byliśmy bardzo ostrożni w kamuflażu. Nie było czasu na wzywanie pomocy, musieliśmy polegać tylko na personelu latającym i technicznym. Natychmiast zaczęliśmy przygotowywać się do obrony okrężnej. Używając improwizowanego drewna, każdy samolot zamienił się w naziemny punkt ostrzału, który miał swój własny sektor ognia. Do wieczora byliśmy gotowi zniszczyć atakującego wroga na ziemi przy użyciu całej siły ognia, której używaliśmy w powietrzu".
Bitwy w pobliżu Lidy również zapadły w pamięć weterana. Wywiad doniósł, że w jednym z powiatów zgromadziła się duża liczba czołgów wroga. Sześć samolotów szturmowych otrzymało konkretne zadanie: wykryć i zniszczyć pojazdy opancerzone wroga. Ale zbliżając się do obszaru docelowego, nie znaleźli czołgów. Wkrótce otrzymali wiadomość od służby naprowadzania: uderzać w przydrożne drzewa i krzaki!
"Gdy samoloty zniżały lot, widoczne stały się poszarpane ślady gąsienic, kończące się na drzewach i krzakach. Załogi ustawiły się w szeregu bojowym i otworzyły miażdżący ogień. Nie ulega wątpliwości, że były to starannie zamaskowane czołgi. Już w wyniku pierwszego ataku kilka z nich natychmiast stanęło w płomieniach. Szturmowcy wykonali około dziesięciu serii, aż skończyła im się amunicja. Prawie wszystkie pojazdy pancerne wroga zamieniły się w stosy zmasakrowanego metalu. Wszystkie załogi wróciły na lotnisko. Niemcy nazywali nasze samoloty IŁ-2 „czarną śmiercią” - wspomina weteran.
Pewnego razu nasz bohater musiał lądować na lotnisku w płonącym samolocie. Wypuścił podwozie myśląc: "Co będzie, to będzie. Może nie wybuchnie!". Dałem 12 atmosfer hamulca - sam limit. Przejechawszy przez błoto bezwładnie (była wiosna i pole się rozlewało), IŁ-2 zatrzymał się. Podjechał pułkownik, zostawiając samochód w bezpiecznej odległości, podbiegł do samolotu. Pomógł załodze wydostać się z kokpitu i szybko wyprowadził ich z płonącego samolotu. Dopiero później Nikołaj Frolkin-Czepurnow dowiedział się, że to nikt inny jak Aleksiej Aleliuchin, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego.
„Ludzie podnosili nas na rękach”
Weteran ze szczególną dumą wspominał swój udział w Paradzie Zwycięstwa w Moskwie w 1945 roku: "Pociąg zatrzymał się. Na stolicę padały jasne promienie słońca. Gdy tylko wyszliśmy na peron, ludzie chwycili nas w objęcia, zaczęli podrzucać, radośnie krzycząc: „Hurra!”. A dookoła śmiech, kwiaty, radość!".
Przygotowania do defilady trwały miesiąc. "Ćwiczyliśmy krok formacyjny, ustawienie. Każdy na specjalne zamówienie uszył sobie wspaniały mundur, na którym lśniły wypolerowane na połysk nasze odznaczenia" - wspominał pilot.
Weteran zmarł 9 stycznia 2010 roku. Odeszła jego ukochana żona Walentyna Pietrowna, odeszli także jego dwaj starsi synowie Igor i Jurij. Ale młodszy, nazwany na cześć bohatera, nadal mieszka w Łunińcu. Nikołaj Nikołajewicz przechowuje wspomnienia, zdjęcia i odznaczenia bojowe ojca, którego uważa za swój najważniejszy przykład.
Jeśli jesteś krewnym lub znajomym żołnierza frontowego, który brał udział w Defiladzie Zwycięstwa na Placu Czerwonym w Moskwie w czerwcu 1945 roku i jesteś gotowy podzielić się z nami jego historią i zdjęciami, zadzwoń pod numer 8 (017) 311-33-17; 8 (033) 613-03-45 lub wyślij e-mail na adres ygavrilenko@belta.by. Opowiedzmy razem historię naszych Zwycięzców!
Julia Gawrilenko,
zdjęcia dostarczone przez syna Nikołaja Frolkina-Czepurnowa,
"7 dni".
"Ukrywanie się na tyłach? Nie!"
Ten artykuł pojawił się zięki Wiktorowi Piniginowi, zastępcy przewodniczącego Rady Weteranów Łunińca. Dowiedziawszy się o naszym projekcie, sam skontaktował się z redakcją, aby opowiedzieć nam o losach tego legendarnego uczestnika Defilady Zwycięstwa.
"Nikołaj Feofanowicz Frolkin-Czepurnow był nie tylko genialnym pilotem bojowym i posiadaczem sześciu orderów. Był niezwykłym człowiekiem. Osobiście znałem jego i jego syna Nikołaja i wielokrotnie byłem świadkiem, jak mieszkańcy miasta, widząc weterana z daleka, spieszyli go powitać - opowiada Wiktor Pinigin. - Jestem bardzo dumny, że jedna z ulic w Łunińcu została nazwana na jego cześć.
Nikołaj Feofanowicz ukończył studia w maju 1944 roku. Kiedy studentowi z wyróżnieniem zaproponowano pracę jako instruktor i nauczanie młodych kadetów, kategorycznie odmówił: "Towarzysze będą bić nazistów, a ja - chować się na tyłach? Nie!" Otrzymawszy przydział do 1 Gwardyjskiego Czerwonego Sztandaru Orderu Lenina, Kutuzowa i Chmielnickiego Stalingradzkiej Powietrznej Dywizji Szturmowej 1 Armii Powietrznej 3 Frontu Białoruskiego, od sierpnia 1944 roku zaczął miażdżyć wroga na ziemi i na niebie. Niemal natychmiast młody pilot udowodnił w praktyce, że jest w stanie z powodzeniem wykonać każde zadanie.
W jednym z odznaczeń czytamy, że już 9 sierpnia młodszy lejtnant został wyróżniony przez dowódcę armii. Tego dnia trzykrotnie latał w składzie sześciu IŁ-2, aby zniszczyć czołgi i piechotę wroga. "Wykonując od czterech do siedmiu podejść do celu w każdym locie, pomimo ciężkiego ognia przeciwlotniczego i obecności myśliwców wroga w powietrzu, umiejętnie wyszukiwał czołgi i artylerię, a po ataku niszczył je. Tego dnia osobiście zniszczył jeden czołg i działo artylerii polowej, stłumił ogień baterii małokalibrowej artylerii przeciwlotniczej i zniszczył do 10 żołnierzy wroga".
Szczęśliwy numer 13
Pewnego razu samolot z numerem 13 został przywieziony z naprawy. Frolkin- Czepurnow był jedynym, który odważył się usiąść za sterami. Był to jego szesnasty lot bojowy w ramach szóstki atakującej czołgi wroga. Po kilku podejściach i atakach - bezpośrednie trafienie w samolot szturmowy. Samolot zaczął płonąć, gryzący dym wypełnił kokpit. W tym momencie myślał tylko o tym, jak przelecieć nad linią frontu. W pobliżu zobaczył eskortę myśliwców z czerwonymi gwiazdami, które witały go, potrząsając skrzydłami. Ale płonący samolot mógł eksplodować w każdej chwili.
Gdy tylko przekroczył linię frontu, Frolkin- Czepurnow rozkazał strzelcowi-radiowcowi wyskoczyć. A gdy tylko opuścił płonący samolot, sam skoczył. Lądowanie zakończyło się pomyślnie, ale dotarcie na lotnisko polowe zajęło całą noc. Przez cały ten czas załoga samolotu nr 13 była uważana za zabitych, więc witano ich ciepłymi uściskami, przepowiadając im długie życie.
Weteran również wspominał taki przypadek. "Lotnisko polowe pod Mińskiem, gdzie stacjonowały samoloty szturmowe, znajdowało się obok lasu. Według informacji wywiadu, Niemcy dowiedzieli się o miejscu lotniska, chociaż byliśmy bardzo ostrożni w kamuflażu. Nie było czasu na wzywanie pomocy, musieliśmy polegać tylko na personelu latającym i technicznym. Natychmiast zaczęliśmy przygotowywać się do obrony okrężnej. Używając improwizowanego drewna, każdy samolot zamienił się w naziemny punkt ostrzału, który miał swój własny sektor ognia. Do wieczora byliśmy gotowi zniszczyć atakującego wroga na ziemi przy użyciu całej siły ognia, której używaliśmy w powietrzu".
Próbując zdobyć lotnisko, zniszczyć samoloty i magazyny z amunicją i paliwem, piechota wroga ruszyła do ataku. Ale wszystkie ataki zostały odparte. Weteran z dumą zauważył, że tej nocy ani jeden faszysta nie uciekł do samolotów, a ci, którzy przeżyli, musieli się wycofywać, pozostawiając wiele trupów na polu bitwy. Rankiem samoloty szturmowe ponownie wzniosły się w powietrze, by kontynuować atak na wycofującego się wroga.
"Gdy samoloty zniżały lot, widoczne stały się poszarpane ślady gąsienic, kończące się na drzewach i krzakach. Załogi ustawiły się w szeregu bojowym i otworzyły miażdżący ogień. Nie ulega wątpliwości, że były to starannie zamaskowane czołgi. Już w wyniku pierwszego ataku kilka z nich natychmiast stanęło w płomieniach. Szturmowcy wykonali około dziesięciu serii, aż skończyła im się amunicja. Prawie wszystkie pojazdy pancerne wroga zamieniły się w stosy zmasakrowanego metalu. Wszystkie załogi wróciły na lotnisko. Niemcy nazywali nasze samoloty IŁ-2 „czarną śmiercią” - wspomina weteran.
Pewnego razu nasz bohater musiał lądować na lotnisku w płonącym samolocie. Wypuścił podwozie myśląc: "Co będzie, to będzie. Może nie wybuchnie!". Dałem 12 atmosfer hamulca - sam limit. Przejechawszy przez błoto bezwładnie (była wiosna i pole się rozlewało), IŁ-2 zatrzymał się. Podjechał pułkownik, zostawiając samochód w bezpiecznej odległości, podbiegł do samolotu. Pomógł załodze wydostać się z kokpitu i szybko wyprowadził ich z płonącego samolotu. Dopiero później Nikołaj Frolkin-Czepurnow dowiedział się, że to nikt inny jak Aleksiej Aleliuchin, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego.
„Ludzie podnosili nas na rękach”
Weteran ze szczególną dumą wspominał swój udział w Paradzie Zwycięstwa w Moskwie w 1945 roku: "Pociąg zatrzymał się. Na stolicę padały jasne promienie słońca. Gdy tylko wyszliśmy na peron, ludzie chwycili nas w objęcia, zaczęli podrzucać, radośnie krzycząc: „Hurra!”. A dookoła śmiech, kwiaty, radość!".
Przygotowania do defilady trwały miesiąc. "Ćwiczyliśmy krok formacyjny, ustawienie. Każdy na specjalne zamówienie uszył sobie wspaniały mundur, na którym lśniły wypolerowane na połysk nasze odznaczenia" - wspominał pilot.
Historyczna defilada odbyła się 24 czerwca. To było niezapomniane widowisko, mówił weteran. W rytm marsza orkiestry dętej kolumny zwycięzców maszerowały w równym szeregu. W jednym z nich szedł Nikołaj Frolkin-Czepurnow z 3 Frontu Białoruskiego.
Jeśli jesteś krewnym lub znajomym żołnierza frontowego, który brał udział w Defiladzie Zwycięstwa na Placu Czerwonym w Moskwie w czerwcu 1945 roku i jesteś gotowy podzielić się z nami jego historią i zdjęciami, zadzwoń pod numer 8 (017) 311-33-17; 8 (033) 613-03-45 lub wyślij e-mail na adres ygavrilenko@belta.by. Opowiedzmy razem historię naszych Zwycięzców!
Julia Gawrilenko,
zdjęcia dostarczone przez syna Nikołaja Frolkina-Czepurnowa,
"7 dni".

ENERGIA ATOMOWA
