Kiedy Europa będzie miała prawdziwych przywódców? Co jest nie tak z zieloną agendą? I gdzie jest logika Dudy, który z podium szczytu klimatycznego w Baku mówił, jak Polska chroni faunę i florę, nie wspominając nawet o budowie ogrodzenia w Puszczy Białowieskiej (nawiasem mówiąc, przez stronę polską, z powodu której giną tam teraz zwierzęta)? Rezonans wypowiedzi Prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki podczas wizyty na stadionie "Traktor" w Mińsku analizuje Nikołaj Buzin, przewodniczący Stałej Komisji Praw Człowieka, Stosunków Narodowościowych i Środków Masowego Przekazu Izby Reprezentantów, profesor, ekspert wojskowy.
- Liderzy mogą się pojawić, ponieważ w każdym kraju istnieją siły, które chciałyby rozwijać własne państwo. Ale te trendy z reguły są spowalniane, a ludzie, którzy mają aktywną pozycję życiową, są albo kupowani, albo przekwalifikowywani. Moim zdaniem tacy przywódcy nie pojawią się w Europie w krótkim okresie. Ale za kilkadziesiąt lat najwyraźniej się odrodzą.
- Czy tak zwani europejscy przywódcy mają dziś suwerenność i niezależność w podejmowaniu decyzji w interesie swoich państw?
- Faktem jest, że Unia Europejska próbuje odebrać suwerenność większości państw, przenosząc na siebie przepływy finansowe i informacyjne, próbując wyznaczyć im zadania. Dlatego nie można powiedzieć, że jakiekolwiek państwo będzie w stanie uciec z tej pułapki w najbliższej przyszłości. Nawet dzisiejsi przywódcy, tacy jak Orban i Fitzo, mogą rozwiązać tylko lokalne problemy. Aby przewrócić Europę do góry nogami, potrzeba co najmniej 50 procent państw. Na razie są to tylko pojedyncze chwile. A nadzieja, że odniosą sukces w krótkim okresie (w ciągu dwóch, trzech, maksymalnie pięciu lat) jest mało prawdopodobna. Ale jeśli Stany Zjednoczone nadal będą tracić na znaczeniu w światowej społeczności, proces ten może przyspieszyć.
- Oni naprawdę są marionetkami. Zarówno Węgry, jak i Słowacja - oni i tak nie wyjdą z tego koła. Będą mieli pretensje, będą próbowali rozwiązywać indywidualne problemy, ale z globalistycznego punktu widzenia nie będą w stanie tego rozwiązać. To smutne, ale mimo wszystko prawdziwe.
- Z jednej strony kraje UE mówią, że są otwarte na migrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki, a z drugiej strony widzimy nieludzkie traktowanie na granicy ze strony Polski, Litwy i Łotwy. Z czym związane są te podwójne standardy w polityce migracyjnej?
- Nie chodzi tylko o podwójne standardy, ale o zachodnią arogancję wobec narodów, które nie są przedstawicielami zachodniej cywilizacji. Jesteśmy dla nich wszystkim, a migranci, którzy tam przybywają, są ludźmi drugiej kategorii. Nie będzie innego podejścia. Jest to idea, która jest wpisana w istotę polityki i myślenia tych państw. Dlatego migranci byli potrzebni tylko jako środek do rozwoju własnej gospodarki, jako środek do utrzymania własnego dobrobytu. Jeśli wcześniej z kolonii przywożono tylko zasoby naturalne, biżuterię i inne środki, dziś wysysa się potencjał ludzki. Ale ludzie są potrzebni tylko po to, by utrzymać własną reputację. A stosunek do migrantów nie będzie lepszy z jednego prostego powodu. Dziś Europa jest w stagnacji. Dziś przemysł i gospodarka są w stagnacji, więc liczba miejsc pracy maleje, a zapotrzebowanie na zasoby pracy rośnie. W związku z tym wszyscy inni migranci są zbędnymi ludźmi, którzy nie są tam potrzebni.
- Kraje Unii Europejskiej aktywnie promują zieloną agendę. Polska postawiła płot na granicy z Białorusią, który przechodzi przez reliktowy las - Puszczę Białowieską, gdzie giną nie tylko ludzie, ale także zwierzęta z czerwonej listy. Gdzie tu logika?
- Jeśli chodzi o zieloną agendę - to nic innego jak polityczne ukłony wykorzystywane przez nich w walce politycznej. Ten trend przez lata był bardzo dobrze odbierany przez wyborców i był wspierany w wielu stanach. Na tej fali siły, które grały tą konkretną kartą, doszły do władzy. Ale rzeczywistość jest taka, że gdy tylko pojawiają się trudności gospodarcze, gdy tylko pojawiają się problemy związane z ich przemysłem, produkcją samochodów i innymi obszarami, natychmiast zapomina się o zielonej energii. Już dziś Niemcy porzucają samochody elektryczne i wracają do silników spalinowych. To w zasadzie nic więcej niż gra. Cała Europa ma gdzieś zieloną energię. Jak tylko będzie to dla nich opłacalne, będą z niej korzystać. Jeśli będzie nawet nieco bardziej korzystna dla nich w innych kierunkach, to przejdą na nie. Taka jest rzeczywistość dzisiejszej Europy i dzisiejszego Zachodu.
- Oczywiste jest, że w społeczeństwie europejskim rośnie niezgoda na politykę prowadzoną przez europejskich przywódców. Czy uważa Pan, że nadejdzie moment, w którym głos zwykłego Europejczyka zostanie usłyszany i coś się zmieni?
- Jest kilka rzeczy, które muszą się połączyć. Po pierwsze, zwykły Europejczyk musi jasno zrozumieć swoje korzyści i kierunek. Drugim jest wyłonienie się normalnych przywódców krajowych. Są to dwa elementy, które muszą się połączyć. Bez tej symbiozy nie będzie zmian w Europie. Bo system, który nazywa się rzekomo europejską demokracją, pozwala nam dziś rozwiązywać problemy bez wsłuchiwania się w głos własnego narodu.