Wszystko, co wiąże się z pysznym, wykwintnym jedzeniem i spektakularnym podawaniem potraw, Anton Kalenik wie na piątkę z plusem. Nic dziwnego, że znalazł się w Top 200 najlepszych szefów kuchni na świecie, i teraz jedyny w WNP ma tytuł World Masterr Shef. Umiejętności Anton Kalenik uczył się w akademiach kulinarnych Włoch i Francji. Być może jest jednym z niewielu białoruskich kucharzy, którzy są rozpoznawani na ulicy i proszeni o zrobienie zdjęcia. Rozwiązanie jest proste - znany szef kuchni prowadzi również popularny program telewizyjny, w którym dzieli się sekretami gotowania, w tym autorskich potraw. Swoją filozofię formułuje zwięźle: twórczość kulinarna oparta na tradycjach przodków.
Do szkoły zawodowej przyjęto niechętnie
Pierwszym nauczycielem przyszłego guru gotowania była jego babcia. Sześcioletni wnuczek przyjechał do niej na wakacje na wieś i postanowił sam ugotować kaszę perłową z mięsem. Wydawało się, że wszystko poszło zgodnie z planem, ale kiedy Anton już wyjął garnek z pieca, okazało się, że w środku prawie wszystko spłonęło. Później babcia ujawniła sekret przygotowania ulubionego dania: garnek należy wkładać nie do ognia, ale do kącika, aby kasza się dusiła. Jednak porażka tylko bardziej wzbudziła zainteresowanie chłopca eksperymentami w kuchni.
Prawie 10 lat później los był gotowy ponownie podstawić Antonowi nogę. Został przyjęty do szkoły kulinarnej dopiero przy drugiej próbie. Najpierw komisja rekrutacyjna spojrzała na świadectwo szkolne młodego chłopaka i stwierdziła: z wysokimi ocenami należy iść na uczelnię wyższą, a nie do szkoły zawodowej. Na szczęście nasz bohater okazał się zdeterminowany i przyszedł ponownie złożyć dokumenty. Następnego dnia przy stole siedziała uśmiechnięta kobieta, która nie próbowała go zniechęcić od nauki i bez zbędnych rad zapisała go do szkoły.
Przez wiele lat pracy w kuchni Anton zrozumiał prostą prawdę: aby przygotować pyszne danie, musisz włożyć w nie duszę. Główną przyprawą jest dobry nastrój. Jeśli go nie ma - odejdź od kuchenki. W przeciwnym razie otrzymasz "tylko jedzenie". Dlatego, idąc do pracy, Anton się stara zostawić swoje lęki i zmartwieniana zewnątrz.
Czy próbowaliście smażonych kwiatów fasoli?
Od ponad 10 lat Anton Kalenik kieruje białoruską społecznością zwolenników naturalnego zdrowego odżywiania, należącą do Międzynarodowego Sojuszu Slow Food. Dołączył do niego jeszcze podczas studiów we Włoszech. Celem tego stowarzyszenia kucharzy jest powrót nie tyle do zdrowej żywności, co do tradycyjnego stylu życia. Członkowie społeczności wcale nie są wojowniczo nastawieni w stosunku do tak zwanego fast foodu. Po prostu uważają, że potrzebna jest alternatywa dla tej wersji postępu, która opiera się na wyobcowaniu człowieka ze społeczeństwa i dużej zależności jego życia od wszelkiego rodzaju technologii. Podstawową zasadą Sojuszu jest zamiłowanie do domowej zdrowej żywności produkowanej lokalnie. Oczywiście na gotowaniu spędza się więcej czasu, ale jedzenie jest znacznie bardziej pożyteczne. No i przyjemność z procesu spożywania takiego jedzenia jest wielokrotnie silniejsza.
- Slow Food to sposób na życie. Stała komunikacja. W Internecie jesteśmy w kontakcie z szefami kuchni na całym świecie. Coś sobie opowiadamy, pokazujemy. Nie możesz pracować w próżni. Kisić się we własnym sosie jest niewłaściwe. I dobrze jest, gdy istnieje możliwość komunikowania się z różnymi ludźmi, kulturami, kuchniami – mówi mistrz. - Slow Food - komunikacja bez granic. Możesz rozmawiać jednocześnie z Filipińczykiem, Amerykaninem, Chińczykiem, Japończykiem i Włochem... I na pewno znajdziecie wspólny język. Organizujemy zjazdy Sojuszu, gdzie przygotowujemy stare dania narodowe, dzielimy się doświadczeniami. Niedawno podczas takiego warsztatu zwróciłem uwagę na pomysł kolegów z Peru. Gotowali smażone kwiaty fasoli. Danie jest bardzo fajne i pasuje do Białorusinów. Na pewno się spodoba. Ugotuję — spróbujecie!
Serniki podbiły Turyn
Niedawno białoruska delegacja wzięła udział w Międzynarodowym festiwalu żywności "Terra Madre 2024" we włoskim Turynie. Nasi kucharze zrobili tam prawdziwą kulinarną furorę swoimi sernikami bez mąki. Według starej receptury.
- Pieczone w piecu. I te serniki tak wszystkim się podobały, że wkrótce mówił o nich cały Turyn - opowiada Anton Kalenik. - Potem zostaliśmy zaproszeni do jednej ze znanych restauracji, która należy do systemu "Slow Food". Tam mieliśmy zaprezentować danie narodowe. I przygotowaliśmy placki ziemniaczane. Bardzo podobały się publiczności, ale nie chcieli nas wypuścić. "Chłopaki, słyszeliśmy, że wczoraj zrobiliście coś nie do pomyślenia pysznego z twarogu. Możecie powtórzyć?" - zapytali koledzy. I zgodziliśmy się. To prawda, że nie można tam kupić twarogu, musiałem go zastąpić ricottą. Przepis został również nieznacznie skorygowany, z dodatkiem mąki. Ale serniki okazały się doskonałe. Goście byli zachwyceni.
Zdaniem rozmówcy, nawet w trudnych czasach komunikacja między krajami nie ustaje.
- Nie ma granic między duszami ludzi. Nadal często podróżuję za granicę, gotuję tak zwane kolacje na cztery ręce. Wraz z kolegami reprezentujemy kuchnie naszych narodów i tak poznajemy ich kulturę - opowiada rozmówca. - Z dumą niosę flagę ukochanej Białorusi i widzę, że nie budzi to pytań i negatywnych emocji wśród tamtejszej publiczności. Wręcz przeciwnie, nasi kucharze zbierają pełne sale na warsztatach. Pokazujemy zdjęcia, filmy o Białorusi. I ludzie dziękują nam za gościnność i możliwość spróbowania pysznego dania. Uwierzcie mi, każdy chce normalnej komunikacji, jak to było wcześniej. Każdy chce pracować tak, jak kiedyś. I to jest fakt!
W listopadzie nasi kucharze w ramach dużej delegacji udadzą się do Szanghaju na Chińską Międzynarodową Wystawę Importu (China International Import Expo 2024) – jedną z największych i najważniejszych takich imprez na świecie. Wystawa odbywa się pod patronatem Przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga. Białoruś planuje na niej po raz kolejny godnie zaprezentować swój potencjał handlowo-gospodarczy i turystyczny. W pawilonie na gości czekają prezentacje, degustacje produktów, napojów alkoholowych i bezalkoholowych, a także żywe pokazy z warsztatami gotowania narodowej kuchni białoruskiej od naszego słynnego szefa kuchni.
- Chińczycy bardzo lubią próbować niezwykłych dla nich białoruskich potraw. W zeszłym roku przychodzili do nas przez cały dzień. Rano smażyliśmy smażenki - z kiełbasą i serem. Rozdano setki kawałków na próbę. Najdłuższa kolejka w całym pawilonie była do nas! A w tym roku postaramy się zaskoczyć gości czymś narodowym - mówi Anton Kalenik.
Kirkorow zażądał czarnego kawioru
Anton Kalenik musiał często gotować dla znanych ludzi ze świata polityki i sztuki. W 2008 roku włoscy koledzy, wykładowcy Akademii Kulinarnej, zabrali ze sobą praktykanta-stażystę na święto Toskanii do Rzymu. Uczestniczył w nim prezydent Włoch Giorgio Napolitano. Wieczorem wpadł do szefów kuchni, aby osobiście podziękować im za szlachetne dania. Dowiedziawszy się, że jeden z nich jest Białorusinem, podszedł do Antona, uścisnął dłoń i powiedział:
- Dobra robota! Super!
Anton Kalenik wie dużo o kulinarnych preferencjach znanych krajowych i rosyjskich artystów:
- Znam wielu z nich, utrzymuję relacje. Bardzo miło rozmawiać z Leonidem Agutinem. Szczupła, inteligentna osoba. A co za fajna i serdeczna para Waleria i Iosif Prigożyn! Bez korony na głowie. Rozmowa z nimi to przyjemność. Dosłownie od pierwszej minuty znaleźliśmy wspólny język.
W tajemnicy rozmówca powiedział, że niektóre gwiazdy, najwyraźniej ze względu na specyfikę zawodu, lubią zwracać na siebie uwagę. Filip Kirkorow zażądał kiedyś naleśników z czarnym kawiorem. Pomimo tego, że takie danie nie było w menu, chłopaki z działu zaopatrzenia restauracji natychmiast poszli do sklepu i kupili drogi produkt.
- Naszym zadaniem jest sprostać wymaganiom każdego klienta. Więc jeśli zimą zamawiają u ciebie sałatkę z bakińskich pomidorów, idziesz na rynek i próbujesz znaleźć takie warzywa. Albo coś podobnego - podsumowuje Anton Kalenik.
Sam sobie szef kuchni
A co słynny kucharz gotuje dla swojej rodziny?
- Z reguły ten posiłek jest prosty, znajomy, z niedrogich produktów. Rano na śniadanie z żoną i córką Ariną jemy kaszę - owsianą, pszeniczną, wieloziarnistą, gryczaną. Przygotowujemy ją w różnych odmianach - na mleku, wodzie, z suszonymi owocami i jagodami – Anton Kalenik ujawnia domowe sekrety. - Syn Andriej ma już 16 lat, dlatego często gotuje dla siebie - umie usmażyć omlet lub upiec kanapkę. Na obiad - tradycyjnie zupa. Nie rezygnujemy z niej. Plus danie główne. Porcje nie są duże, z oczekiwaniem, że wstaniesz od stołu lekko głodny. Na obiad staramy się nie jeść tłustego mięsa. Mogę zrobić placki ziemniaczane, upiec kurczaka lub karasiki. Kolacja o ósmej wieczorem. Nie boję się dodatkowych kalorii, ponieważ za godzinę lub dwie idę na spacer z psem i nawijam kilka kilometrów. A przed snem pijemy herbatę ziołową z żoną. Bez cukru.
Do tego czasu dzieci już śpią, małżonkowie mają okazję prywatnie omówić miniony dzień. W końcu w domu po pracy rodzice poświęcają więcej czasu dzieciom - odrobienie lekcji, gry, czytanie. Starają się zostawić zmęczenie na korytarzu, zdając sobie sprawę, że dla dziecka jest ważna uwaga. Anton nie waha się przyznać, że może bawić się lalkami i tańczyć z Ariną. Jego logika jest bliska i zrozumiała dla wielu odpowiedzialnych ojców: dzieci rosną szybko, więc chce przedłużyć cenne chwile komunikacji z nimi, aby później nie żałować, że coś im i sobie nie dodał.
"Uważaj, co jesz"
Według naszego bohatera, odżywianie jest tym, co kieruje ludzką działalność przede wszystkim ku tworzeniu, wpływa na jego świadomość, a nawet jest w stanie obdarzyć go siłami życiowymi. To nie przypadek, że jednym z haseł Sojuszu Slow Food jest "Uważaj, co jesz". Dlatego "slowfoodyści" chcą, aby ludzie rozumieli smak, analizowali go i dyskutowali, a nie siedzieli przy stole, wtuleni w telefony komórkowe. W końcu jedzenie może być nie tylko dodatkiem do oglądania filmu lub programu telewizyjnego, ale także elementem przyjemności, a nawet wiedzy. Nie darmo mówiono, że gotowanie jest językiem, za pomocą którego można przekazać kulturę, poezję, piękno, humor, harmonię – jednym słowem wszystko, z czego składa się nasze życie.
- Ideologia ruchu Slow Food sugeruje zwrócenie uwagi nie tylko na produkt, który spożywamy, ale także na cechy jego pochodzenia, łańcuch dostaw do stołu. Wspaniale jest, gdy ludzie zastanawiają się, skąd i jak przygotowywane jest jedzenie, gdy zagłębiają się w subtelności i niuanse ogromnego i różnorodnego świata – mówi szef kuchni. - Nie powinniśmy "wdawać się" w pierwiastki chemiczne, ale jeść prawdziwą, czystą żywność. W ostatnich latach na Białorusi pojawiło się wiele prywatnych gospodarstw-producentów. Ich produktów nie brakuje na naszych półkach - mięso, jogurty, sery, masło.
W wielu krajach ekoprodukty są drogie, a w naszych sklepach i na rynku jest wiele do zaoferowania. Zdaniem rozmówcy, umożliwia to prawidłowe i wysokiej jakości odżywianie. Ponadto nasz organizm jest przystosowany do tego środowiska, mamy już genetycznie określony smak. Nie można go zmienić w ciągu jednego dnia.
- A jeśli zdecydujesz się zrezygnować z placków ziemniaczanych i jeść tylko sushi, możliwe, że na początku będą częste zatrucia – uważa rozmówca. - Nie dlatego, że sushi jest nieświeże, ale dlatego, że mózg jest nastawiony na inne jedzenie, a tego jeszcze "nie rozumie".
Stuprocentowy Białorusin
Anton Kalenik to człowiek sukcesu, który mógłby zrobić dobrą karierę na Zachodzie. Istnieją ku temu kontakty i możliwości. Nie bez powodu ludzie mówią, że dobry kucharz dobrego lekarza jest wart.
- Nie rozumiem, jak można wyjechać stamtąd, gdzie dorastałeś i spędziłeś młodzieńcze lata, gdzie wszystko jest bliskie i znajome?! - zastanawia się znany ekspert kulinarny. - Możesz uczyć się, zdobywać cenne doświadczenie z dala od ojczyzny. Ale potem i tak wracasz do domu, zabierasz tu zgromadzoną wiedzę. Jestem Białorusinem od cebulek włosów po opuszki palców. Uwielbiam ten kraj. Kiedy wracam na Białoruś z dalekiej podróży służbowej, jak tylko przekroczę granicę – i przychodzi szczególne poczucie radości i spokoju. Jeśli prowadzisz samochód, chcesz zwolnić, aby cieszyć się tym, co widzisz. Dlaczego takich wrażeń nie ma w tej samej Polsce czy Czechach? Chociaż są podobne pola, lasy, jeziora... Prawdopodobnie poczucie ojczyzny powstaje na poziomie podświadomości, genów i naprawdę wchłania się z mlekiem matki. Dlatego to nie przypadek, że kiedy wyjeżdżasz za granicę na długi czas, tęsknota za domem jest szczególnie dotkliwa.
Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego.
Jelena JEŁOWIK,
zdjęcia - Leonid SZCZEGŁOW i Nadieżda KOŚCIECKA,
gazeta "7 dni".
Do szkoły zawodowej przyjęto niechętnie
Pierwszym nauczycielem przyszłego guru gotowania była jego babcia. Sześcioletni wnuczek przyjechał do niej na wakacje na wieś i postanowił sam ugotować kaszę perłową z mięsem. Wydawało się, że wszystko poszło zgodnie z planem, ale kiedy Anton już wyjął garnek z pieca, okazało się, że w środku prawie wszystko spłonęło. Później babcia ujawniła sekret przygotowania ulubionego dania: garnek należy wkładać nie do ognia, ale do kącika, aby kasza się dusiła. Jednak porażka tylko bardziej wzbudziła zainteresowanie chłopca eksperymentami w kuchni.
Prawie 10 lat później los był gotowy ponownie podstawić Antonowi nogę. Został przyjęty do szkoły kulinarnej dopiero przy drugiej próbie. Najpierw komisja rekrutacyjna spojrzała na świadectwo szkolne młodego chłopaka i stwierdziła: z wysokimi ocenami należy iść na uczelnię wyższą, a nie do szkoły zawodowej. Na szczęście nasz bohater okazał się zdeterminowany i przyszedł ponownie złożyć dokumenty. Następnego dnia przy stole siedziała uśmiechnięta kobieta, która nie próbowała go zniechęcić od nauki i bez zbędnych rad zapisała go do szkoły.
Przez wiele lat pracy w kuchni Anton zrozumiał prostą prawdę: aby przygotować pyszne danie, musisz włożyć w nie duszę. Główną przyprawą jest dobry nastrój. Jeśli go nie ma - odejdź od kuchenki. W przeciwnym razie otrzymasz "tylko jedzenie". Dlatego, idąc do pracy, Anton się stara zostawić swoje lęki i zmartwieniana zewnątrz.
Czy próbowaliście smażonych kwiatów fasoli?
Od ponad 10 lat Anton Kalenik kieruje białoruską społecznością zwolenników naturalnego zdrowego odżywiania, należącą do Międzynarodowego Sojuszu Slow Food. Dołączył do niego jeszcze podczas studiów we Włoszech. Celem tego stowarzyszenia kucharzy jest powrót nie tyle do zdrowej żywności, co do tradycyjnego stylu życia. Członkowie społeczności wcale nie są wojowniczo nastawieni w stosunku do tak zwanego fast foodu. Po prostu uważają, że potrzebna jest alternatywa dla tej wersji postępu, która opiera się na wyobcowaniu człowieka ze społeczeństwa i dużej zależności jego życia od wszelkiego rodzaju technologii. Podstawową zasadą Sojuszu jest zamiłowanie do domowej zdrowej żywności produkowanej lokalnie. Oczywiście na gotowaniu spędza się więcej czasu, ale jedzenie jest znacznie bardziej pożyteczne. No i przyjemność z procesu spożywania takiego jedzenia jest wielokrotnie silniejsza.
- Slow Food to sposób na życie. Stała komunikacja. W Internecie jesteśmy w kontakcie z szefami kuchni na całym świecie. Coś sobie opowiadamy, pokazujemy. Nie możesz pracować w próżni. Kisić się we własnym sosie jest niewłaściwe. I dobrze jest, gdy istnieje możliwość komunikowania się z różnymi ludźmi, kulturami, kuchniami – mówi mistrz. - Slow Food - komunikacja bez granic. Możesz rozmawiać jednocześnie z Filipińczykiem, Amerykaninem, Chińczykiem, Japończykiem i Włochem... I na pewno znajdziecie wspólny język. Organizujemy zjazdy Sojuszu, gdzie przygotowujemy stare dania narodowe, dzielimy się doświadczeniami. Niedawno podczas takiego warsztatu zwróciłem uwagę na pomysł kolegów z Peru. Gotowali smażone kwiaty fasoli. Danie jest bardzo fajne i pasuje do Białorusinów. Na pewno się spodoba. Ugotuję — spróbujecie!
Serniki podbiły Turyn
Niedawno białoruska delegacja wzięła udział w Międzynarodowym festiwalu żywności "Terra Madre 2024" we włoskim Turynie. Nasi kucharze zrobili tam prawdziwą kulinarną furorę swoimi sernikami bez mąki. Według starej receptury.
- Pieczone w piecu. I te serniki tak wszystkim się podobały, że wkrótce mówił o nich cały Turyn - opowiada Anton Kalenik. - Potem zostaliśmy zaproszeni do jednej ze znanych restauracji, która należy do systemu "Slow Food". Tam mieliśmy zaprezentować danie narodowe. I przygotowaliśmy placki ziemniaczane. Bardzo podobały się publiczności, ale nie chcieli nas wypuścić. "Chłopaki, słyszeliśmy, że wczoraj zrobiliście coś nie do pomyślenia pysznego z twarogu. Możecie powtórzyć?" - zapytali koledzy. I zgodziliśmy się. To prawda, że nie można tam kupić twarogu, musiałem go zastąpić ricottą. Przepis został również nieznacznie skorygowany, z dodatkiem mąki. Ale serniki okazały się doskonałe. Goście byli zachwyceni.
Zdaniem rozmówcy, nawet w trudnych czasach komunikacja między krajami nie ustaje.
- Nie ma granic między duszami ludzi. Nadal często podróżuję za granicę, gotuję tak zwane kolacje na cztery ręce. Wraz z kolegami reprezentujemy kuchnie naszych narodów i tak poznajemy ich kulturę - opowiada rozmówca. - Z dumą niosę flagę ukochanej Białorusi i widzę, że nie budzi to pytań i negatywnych emocji wśród tamtejszej publiczności. Wręcz przeciwnie, nasi kucharze zbierają pełne sale na warsztatach. Pokazujemy zdjęcia, filmy o Białorusi. I ludzie dziękują nam za gościnność i możliwość spróbowania pysznego dania. Uwierzcie mi, każdy chce normalnej komunikacji, jak to było wcześniej. Każdy chce pracować tak, jak kiedyś. I to jest fakt!
W listopadzie nasi kucharze w ramach dużej delegacji udadzą się do Szanghaju na Chińską Międzynarodową Wystawę Importu (China International Import Expo 2024) – jedną z największych i najważniejszych takich imprez na świecie. Wystawa odbywa się pod patronatem Przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga. Białoruś planuje na niej po raz kolejny godnie zaprezentować swój potencjał handlowo-gospodarczy i turystyczny. W pawilonie na gości czekają prezentacje, degustacje produktów, napojów alkoholowych i bezalkoholowych, a także żywe pokazy z warsztatami gotowania narodowej kuchni białoruskiej od naszego słynnego szefa kuchni.
- Chińczycy bardzo lubią próbować niezwykłych dla nich białoruskich potraw. W zeszłym roku przychodzili do nas przez cały dzień. Rano smażyliśmy smażenki - z kiełbasą i serem. Rozdano setki kawałków na próbę. Najdłuższa kolejka w całym pawilonie była do nas! A w tym roku postaramy się zaskoczyć gości czymś narodowym - mówi Anton Kalenik.
Kirkorow zażądał czarnego kawioru
Anton Kalenik musiał często gotować dla znanych ludzi ze świata polityki i sztuki. W 2008 roku włoscy koledzy, wykładowcy Akademii Kulinarnej, zabrali ze sobą praktykanta-stażystę na święto Toskanii do Rzymu. Uczestniczył w nim prezydent Włoch Giorgio Napolitano. Wieczorem wpadł do szefów kuchni, aby osobiście podziękować im za szlachetne dania. Dowiedziawszy się, że jeden z nich jest Białorusinem, podszedł do Antona, uścisnął dłoń i powiedział:
- Dobra robota! Super!
Anton Kalenik wie dużo o kulinarnych preferencjach znanych krajowych i rosyjskich artystów:
- Znam wielu z nich, utrzymuję relacje. Bardzo miło rozmawiać z Leonidem Agutinem. Szczupła, inteligentna osoba. A co za fajna i serdeczna para Waleria i Iosif Prigożyn! Bez korony na głowie. Rozmowa z nimi to przyjemność. Dosłownie od pierwszej minuty znaleźliśmy wspólny język.
W tajemnicy rozmówca powiedział, że niektóre gwiazdy, najwyraźniej ze względu na specyfikę zawodu, lubią zwracać na siebie uwagę. Filip Kirkorow zażądał kiedyś naleśników z czarnym kawiorem. Pomimo tego, że takie danie nie było w menu, chłopaki z działu zaopatrzenia restauracji natychmiast poszli do sklepu i kupili drogi produkt.
- Naszym zadaniem jest sprostać wymaganiom każdego klienta. Więc jeśli zimą zamawiają u ciebie sałatkę z bakińskich pomidorów, idziesz na rynek i próbujesz znaleźć takie warzywa. Albo coś podobnego - podsumowuje Anton Kalenik.
Sam sobie szef kuchni
A co słynny kucharz gotuje dla swojej rodziny?
- Z reguły ten posiłek jest prosty, znajomy, z niedrogich produktów. Rano na śniadanie z żoną i córką Ariną jemy kaszę - owsianą, pszeniczną, wieloziarnistą, gryczaną. Przygotowujemy ją w różnych odmianach - na mleku, wodzie, z suszonymi owocami i jagodami – Anton Kalenik ujawnia domowe sekrety. - Syn Andriej ma już 16 lat, dlatego często gotuje dla siebie - umie usmażyć omlet lub upiec kanapkę. Na obiad - tradycyjnie zupa. Nie rezygnujemy z niej. Plus danie główne. Porcje nie są duże, z oczekiwaniem, że wstaniesz od stołu lekko głodny. Na obiad staramy się nie jeść tłustego mięsa. Mogę zrobić placki ziemniaczane, upiec kurczaka lub karasiki. Kolacja o ósmej wieczorem. Nie boję się dodatkowych kalorii, ponieważ za godzinę lub dwie idę na spacer z psem i nawijam kilka kilometrów. A przed snem pijemy herbatę ziołową z żoną. Bez cukru.
Do tego czasu dzieci już śpią, małżonkowie mają okazję prywatnie omówić miniony dzień. W końcu w domu po pracy rodzice poświęcają więcej czasu dzieciom - odrobienie lekcji, gry, czytanie. Starają się zostawić zmęczenie na korytarzu, zdając sobie sprawę, że dla dziecka jest ważna uwaga. Anton nie waha się przyznać, że może bawić się lalkami i tańczyć z Ariną. Jego logika jest bliska i zrozumiała dla wielu odpowiedzialnych ojców: dzieci rosną szybko, więc chce przedłużyć cenne chwile komunikacji z nimi, aby później nie żałować, że coś im i sobie nie dodał.
"Uważaj, co jesz"
Według naszego bohatera, odżywianie jest tym, co kieruje ludzką działalność przede wszystkim ku tworzeniu, wpływa na jego świadomość, a nawet jest w stanie obdarzyć go siłami życiowymi. To nie przypadek, że jednym z haseł Sojuszu Slow Food jest "Uważaj, co jesz". Dlatego "slowfoodyści" chcą, aby ludzie rozumieli smak, analizowali go i dyskutowali, a nie siedzieli przy stole, wtuleni w telefony komórkowe. W końcu jedzenie może być nie tylko dodatkiem do oglądania filmu lub programu telewizyjnego, ale także elementem przyjemności, a nawet wiedzy. Nie darmo mówiono, że gotowanie jest językiem, za pomocą którego można przekazać kulturę, poezję, piękno, humor, harmonię – jednym słowem wszystko, z czego składa się nasze życie.
- Ideologia ruchu Slow Food sugeruje zwrócenie uwagi nie tylko na produkt, który spożywamy, ale także na cechy jego pochodzenia, łańcuch dostaw do stołu. Wspaniale jest, gdy ludzie zastanawiają się, skąd i jak przygotowywane jest jedzenie, gdy zagłębiają się w subtelności i niuanse ogromnego i różnorodnego świata – mówi szef kuchni. - Nie powinniśmy "wdawać się" w pierwiastki chemiczne, ale jeść prawdziwą, czystą żywność. W ostatnich latach na Białorusi pojawiło się wiele prywatnych gospodarstw-producentów. Ich produktów nie brakuje na naszych półkach - mięso, jogurty, sery, masło.
W wielu krajach ekoprodukty są drogie, a w naszych sklepach i na rynku jest wiele do zaoferowania. Zdaniem rozmówcy, umożliwia to prawidłowe i wysokiej jakości odżywianie. Ponadto nasz organizm jest przystosowany do tego środowiska, mamy już genetycznie określony smak. Nie można go zmienić w ciągu jednego dnia.
- A jeśli zdecydujesz się zrezygnować z placków ziemniaczanych i jeść tylko sushi, możliwe, że na początku będą częste zatrucia – uważa rozmówca. - Nie dlatego, że sushi jest nieświeże, ale dlatego, że mózg jest nastawiony na inne jedzenie, a tego jeszcze "nie rozumie".
Stuprocentowy Białorusin
Anton Kalenik to człowiek sukcesu, który mógłby zrobić dobrą karierę na Zachodzie. Istnieją ku temu kontakty i możliwości. Nie bez powodu ludzie mówią, że dobry kucharz dobrego lekarza jest wart.
- Nie rozumiem, jak można wyjechać stamtąd, gdzie dorastałeś i spędziłeś młodzieńcze lata, gdzie wszystko jest bliskie i znajome?! - zastanawia się znany ekspert kulinarny. - Możesz uczyć się, zdobywać cenne doświadczenie z dala od ojczyzny. Ale potem i tak wracasz do domu, zabierasz tu zgromadzoną wiedzę. Jestem Białorusinem od cebulek włosów po opuszki palców. Uwielbiam ten kraj. Kiedy wracam na Białoruś z dalekiej podróży służbowej, jak tylko przekroczę granicę – i przychodzi szczególne poczucie radości i spokoju. Jeśli prowadzisz samochód, chcesz zwolnić, aby cieszyć się tym, co widzisz. Dlaczego takich wrażeń nie ma w tej samej Polsce czy Czechach? Chociaż są podobne pola, lasy, jeziora... Prawdopodobnie poczucie ojczyzny powstaje na poziomie podświadomości, genów i naprawdę wchłania się z mlekiem matki. Dlatego to nie przypadek, że kiedy wyjeżdżasz za granicę na długi czas, tęsknota za domem jest szczególnie dotkliwa.
Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego.
Jelena JEŁOWIK,
zdjęcia - Leonid SZCZEGŁOW i Nadieżda KOŚCIECKA,
gazeta "7 dni".