Historię "Młodej Gwardii" w Związku Radzieckim znało prawie każde dziecko . Ale o tym, że na terytorium BSRR podczas okupacji przez ponad rok działała własna podziemna organizacja młodzieżowa, przez długi czas prawie nic nie było wiadomo. Tymczasem młodzi antyfaszyści z Kalinkowiczów dokonywali prawdziwych wyczynów: ryzykując życiem, przygotowywali dywersje na kolei, zdobywali broń, niszczyli punkty żywnościowe, rozprowadzali ulotki. Od słowa "Smugnar" hitlerowcy czuli się przytłoczeni. Nie mogli uwierzyć, że za tymi wszystkimi dywersjami stoją wczorajsze dzieci w wieku szkolnym.
"Przyniósł partyzantom ponad milion Reichsmarek"
Po zajęciu Kalinkowiczów 22 sierpnia 1941 roku hitlerowcy natychmiast przystąpili do eksterminacji miejscowych Żydów. Pierwsze masowe rozstrzeliwanie miało miejsce miesiąc później. Po wykopaniu ogromnej fosy w okolicy przejścia do wioski Dudzicze przywieziono tu kilkaset kobiet, dzieci i starców.
Żydów mordowano w całej okolicy: nie tylko rozstrzeliwano, ale także topiono, wieszano, palono w domach, zakopywano żywcem w ziemi. Nie oszczędzono ani ludzi, ani miejscowości. W powiecie kalinkowickim z rąk nazistów ucierpiało ponad 50 wiosek, niektóre zostały zmiecione z powierzchni ziemi wraz z ich mieszkańcami. Na przykład w Łozkach pięćdziesięciu miejscowych mężczyzn zostało schwytanych i zabranych pod Wasilewicze na rozstrzelanie, pozostałych wieśniaków zapędzono do trzech domów i spalono. A potem, zabierając wszystko, co cenne, hitlerowcy podpalili samą wioskę.
Widząc to, mieszkańcy Kalinkowiczów od pierwszych tygodni okupacji odważyli się stawić opór. Już we wrześniu 1941 roku na węźle kolejowym działała podziemna organizacja, na czele której stał czekista Piotr Anufrijew i starszy mistrz kolejowy Iwan Zmuszko. Faszyści wiedzieli, że Iwan Wasiljewicz był doświadczonym mistrzem, więc sami polecili mu wybrać dobrych specjalistów i rozpocząć pracę nad odbudową kolei. Zgodził się - i postawił swoich ludzi na najbardziej odpowiedzialnych miejscach. W latach okupacji dokonali setek sabotaży. Według informacji pracowników Kalinkowickiego Muzeum Krajobrazowego, tylko od stycznia do września 1943 roku działacze podziemia pod kierownictwem Iwana Zmuszko zorganizowali 36 wykolejeń lokomotyw!
Iwan Zmuszko nie był jedynym, któremu udało się przekonać faszystów o swoim oddaniu nowemu reżimowi. Stanowisko burgomistrza zajmował również radziecki patriota - główny lekarz węzła kolejowego Wasilij Garaszczuk, pozostawiony do organizacji podziemia. W archiwum rodzinnym jego siostrzenicy Ludmiły Nikołajewnej starannie przechowywane są zdjęcia i listy wuja, wycinki z gazet, w których opowiada się o jego wyczynach. A było ich wielu: Wasilijowi Garaszczukowi udało się uratować wielu rodaków i żołnierzy, którzy wyszli z otoczenia, uwolniał aresztowanych patriotów, zaopatrywał w broń działaczy podziemia i domanowickich partyzantów.
- Kiedy wybuchła wojna, Wasilij Michajłowicz mógł ewakuować się z rodziną na tyły i pracować w szpitalu. Rzeczy zostały już zebrane, żona i troje dzieci przygotowywały się do wyjazdu - ale potem do domu przyszło do nich trzech pracowników NKWD. Po rozmowie z nimi wujek podjął decyzję o pozostaniu w Kalinkowiczach. Nic nie wyjaśnił, powiedział tylko, że tak trzeba. Pozostała cała jego rodzina - mówi Ludmiła Nikołajewna. - Moja mama, jego siostra, ewakuowała się wtedy do Orska, więc przez długi czas nic nie wiedziała o losie brata.
Podobnie jak Iwan Zmuszko, Wasilij Garaszczuk był w stanie umieścić na kluczowych stanowiskach zaufanych ludzi, którzy pomagali ruchowi oporu. Na przykład dyrektor lokalnego banku Dylewski udał się do partyzantów, zabierając ze sobą milion trzysta tysięcy Reichsmarek, a kierownik stołówki Starowojtowa wraz z woźnicą pod pozorem zakupu żywności przeprawiała broń, leki i raporty do podziemia.
- Wujek uratował wielu ludzi. Po wojnie często o tym pisali, dziękowali. Na przykład na nauczycielkę Ninę Szaraj trzykrotnie otrzymywano donosy i za każdym razem Wasilij Michajłowicz jej pomagał. Co więcej, udało się dowiedzieć, że pisał je jeden z uczniów Niny Nikonorowny na rozkaz ojca-policjanta - mówi Ludmiła Zubko.
Latem 1942 roku hitlerowcy aresztowali Wasilija Michajłowicza i po długich torturach w więzieniu mozyrskim rozstrzelali razem z przywódcami podziemia Mozyra.
- Wasilij Michajłowicz mógł spokojnie ewakuować się do Orska i tam przeżyć całą wojnę. Ale zamiast tego wybrał pozostanie i zorganizowanie podziemia, chociaż prawdopodobnie rozumiał, do czego ostatecznie doprowadzi ten wybór. Zmarł, gdy miał zaledwie 29 lat. Zginął bohaterem - jest pewna jego siostrzenica.
"Hitlerowcy powystrzelali się nawzajem"
Do walki z wrogiem dołączali nie tylko dorośli, ale także nastolatkowie. Jesienią 1941 roku przyjaciele z dzieciństwa dziewięcioklasiści Leonid Lobanow, Piotr Jeriomienko i Sienia Szewczenko zorganizowali własny oddział, do którego wkrótce dołączyło kilka innych osób. Ich kwaterą główną był dom Lobanowych, a w warsztacie Pieti Jeriomienko naprawiali broń zebraną na polach bitew, uczyli się strzelać. Po znalezieniu radia w jednym z zniszczonych domów, według raportów z frontu, sporządzano ulotki i przyklejano je po mieście. Podpisywano je "Smugnar", skracając do jednego słowa frazę "Śmierć gnębicielom narodów".
W przeciwieństwie do młodych chłopaków i dziewczyn z "Młodej Gwardii" o podziemnych antyfaszystach z Kalinkowiczów przez długi czas niewiele było wiadomo. A potem brat smugnarowca, Sieni Szewczenko, postanowił samodzielnie znaleźć informacje o ich wyczynach. Siergiej Siemionowicz dużo komunikował się z krewnymi nastolatków, a także był w stanie odkryć dziennik tej podziemnej organizacji. Dziś o bohaterstwie smugnarowców wiedzą nie tylko na Białorusi, ale także poza jej granicami, poświęcono im część ekspozycji Kalinkowickiego Muzeum Krajobrazowego.
- W maju 1942 roku, za pośrednictwem Pieti Jeriomienko, chłopcy poznali Kostię Jermiłowa, który wraz ze swoimi kolegami z klasy w Domanowickiej szkole również walczył z okupantem. Chłopaki postanowili połączyć grupy w jedną, nazywając ją "Smugnar". Słowo to było już dobrze znane Niemcom, którzy czuli się przytłoczeni, widząc ulotki przyklejone po mieście. Szefem został wybrany Kostia Jermiłow - opowiada Siergiej Szewczenko.
Młodzi mściciele w znacznym stopniu przyczynili się do zbliżającego się Zwycięstwa: to właśnie oni ostrzelali niemiecki patrol, wysadzili Czerwony most i tym samym na jeden dzień zablokowali dwie gałęzie kolei, zniszczyli kilka punktów zbiórki żywności dla armii niemieckiej, a co najważniejsze - ich ulotki dawały mieszkańcom Kalinkowiczów pewność zwycięstwa nad hitlerowcami, nie pozwalały hitlerowcom czuć się panami na tej ziemi.
- Wysadzenie Czerwonego mostu, który znajdował się nad torami kolejowymi, stało się jedną z ich największych dywersji - mówi Siergiej Szewczenko. - Chłopaki zebrali w mieście i okolicach kilka kilogramów tolu i umieścili go przy moście, w pobliżu zawiesili taśmy z amunicją. Jako sznur bickford użyto łatwopalnej taśmy filmowej. Paliła się przez długi czas, więc chłopaki byli już w domu, kiedy usłyszeli eksplozję. Zbiegiem okoliczności, kiedy to się stało, pod mostem przechodził pociąg z niemieckimi żołnierzami. Nastąpiła eksplozja, konstrukcja przelotu spadła na lokomotywę. Most płonął, taśmy nabojów strzelały na chybił trafił... W nocnym zamieszaniu hitlerowcy ze stacji Kalinkowicze, pewni, że to partyzanci, ruszyli do ataku w kierunku pociągu. A w końcu powystrzelali się nawzajem.
Niemal równocześnie z grupą Kosti Jermiłowa w Kalinkowiczach zaczęła działać młodzież z ulicy Krestjańskiej. A kiedy smugnarowcy zostali zdemaskowani i po okrutnych torturach zamordowani, młodzież z ulicy Krestjańskiej kontynuowała ich działalność, podpisując już swoje ulotki tym samym słowem "Smugnar", które było nienawistne dla hitlerowców.
O największych sabotażach dokonywanych przez młodzież z ulicy Krestjańskiej opowiedział nam syn Aleksandra Mużenko, jednego z uczestników tej grupy.
- Konspiratorzy zdołali wyśledzić mieszkanie policjanta Kozłowskiego i wrzucili do niego dwa granaty. Wtedy nie tylko policjant i jego syn zostali ranni, ale także dwóch innych niemieckich oficerów - mówi Siergiej Mużenko. - W tym samym czasie młodzieży z ulicy Krestjańskiej udało się zdemaskować szkołę, w której szkolono niemieckich dywersantów. Przez długi czas działała w Kalinkowiczach pod szyldem urzędu drogowego.
"Dzielną partyzantkę Niemcy zakopali żywcem"
Na terytorium powiatu kalinkowickiego w okresie okupacji powstały i aktywnie działały cztery brygady partyzanckie. Pierwszymi, którzy zaczęli walczyć z faszystami, byli patrioci z Domanowiczów. Już we wrześniu 1941 roku stworzyli szeroką sieć organizacji podziemnych, grupy i kryjówki znajdowały się we wszystkich wioskach w okolicy. Początkowo ludzie działali w ten sposób: planowali operację bojową, w nocy przeprowadzali ją i rozchodzili się do domów. Do kwietnia 1942 roku utworzono Domanowicki oddział partyzantów, który później został przekształcony w 101. Domanowicką brygadę partyzancką. Komisarzem oddziału została młoda nauczycielka Nadieżda Denisowicz.
- Kiedy wybuchła wojna, dziewczyna miała zaledwie 22 lata. Wraz z innymi partyzantami zbierała amunicję i leki, drukowała ulotki. Opór wzrastał z każdym dniem, wzrastała też liczba dywersji. Gestapo podejmowało wszelkie środki, by odnaleźć inicjatorów, przede wszystkim przywódców oddziału. Nadieżdę Denisowicz schwytano 12 lipca 1942 roku, dopadli ją obok domu rodzinnego. Wraz z nią aresztowano jej 16-letnią siostrzenicę Mirę Burakową , która również pomagała mścicielom ludowym - opowiada Pawlina Dietina, krajoznawca ze wsi Zołotucha, pedagog z 50-letnim doświadczeniem, która jest również jednym z twórców muzeum w Zołotuszskiej szkole średniej.
Tego dnia aresztowano 37 osób. Większość z nich została rozstrzelana. A Nadieżda Denisowicz, według jednego ze świadków, została zakopana żywcem. Niemcy nie oszczędzili także jej rodziców: zostali rozstrzelani we własnym domu, po czym budynek podpalono.
- Nadieżda Denisowicz została pośmiertnie odznaczona Orderem Czerwonej Gwiazdy. A jej rodzinną wioskę Bludim przemianowano na Denisowicze. Pamiętamy o wyczynach tej odważnej dziewczyny, która stała przy tworzeniu Domanowickiego oddziału partyzanckiego, szanujemy jej pamięć do dziś - mówi krajoznawca.
Pomimo aresztowań, partyzanci i działacze podziemia z powiatu kalinkowickiego nadal gromili wroga: niszczyli mosty i drogi, unieruchamiali sprzęt i broń, kradli konie. To właśnie opór wysadził zakład mięsny, w którym produkowano kiełbasy do zaopatrzenia armii niemieckiej. A raz nawet ukradli trzy lokomotywy bezpośrednio spod nosa wroga, a następnie wykoleili je. To dzięki opornym Niemcom nie udało się odbudować linii kolejowej Kalinkowicze - Żłobin. Przez całą wojnę w tym kierunku nie ruszyła żadna nieprzyjacielska lokomotywa.
Powiat został wyzwolony w trakcie operacji Kalinkowicko-Mozyrskiej, która trwała od 8 stycznia do 8 lutego 1944 roku. Były szef sztabu 346. pułku artylerii 81. dywizji strzeleckiej, pułkownik Władimir Muchajew, napisał: "Im bliżej zbliżaliśmy się do Kalinkowiczów, tym z każdym dniem walki były bardziej napięte i zacięte. Podjazdy do miasta zostały mocno wzmocnione, zbudowano punkty oporowe, które mają między sobą ogniową łączność. Niemieccy żołnierze i oficerowie otrzymali rozkaz utrzymania Kalinkowiczów i Mozyrza za wszelką cenę".
Wojska 65. armii we współpracy z wojskami 61. armii całkowicie wyzwoliły miasto Kalinkowicze o 6 rano 14 stycznia 1944 roku.
Ul. Daniłowa
Strzelec 221. gwardyjskiego pułku strzeleckiego, partorg kompanii szeregowy Aleksiej Daniłow wyróżnił się w 1943 roku w bitwie o Dniepr. Podczas przekraczania rzeki uratował dwóch rannych żołnierzy z rozbitej łodzi. Brał udział w walce ręcznej o przyczółek. Odbijając wrogie kontrataki, zniszczył około 50 hitlerowców. Tyuł Bohatera Związku Radzieckiego przyznano mu 15 stycznia 1944 roku. Niestety, Aleksiej Daniłow nigdy się o tym nie dowiedział: zginął dwa dni wcześniej, 13 stycznia 1944 roku, w walce o wyzwolenie Kalinkowiczów. Pochowany tutaj. Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic miasta.
Ul. Kniaziewa
Komandor oddziału kompanii karabinów maszynowych 215. gwardyjskiego pułku strzeleckiego 77. gwardyjskiej dywizji strzeleckiej 61. armii starszy sierżant Aleksiej Kniaziew wyróżnił się 3 grudnia 1943 roku w bitwie o wioskę Wielikije Awtiuki w powiecie kalinkowickim podczas odpierania ataków czołgów i piechoty wroga. Kiedy czołg wroga zmiażdżył jego karabin maszynowy, walczył granatami. Zginął w tej walce. Pochowany w grobie braterskim w wiosce Wielikije Awtiuki. Tytuł Bohatera Związku Radzieckiego przyznano 3 czerwca 1944 roku pośmiertnie. Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic w mieście Kalinkowicze.
Ul. Kriwcowa
Komandorowi 54. Klinskiego pułku lotnictwa bombowego Michaiłowi Kriwcowowi 12 stycznia 1944 roku postawiono zadanie wylecieć do powiatu kalinkowickiego i zlikwidować węzeł kolejowy. Zbliśając się do stacji, piloci napotkali potężny ogień wroga. Jeden z pocisków trafił w samolot Michaiła Kriwcowa, na którym znajdował się ładunek bomb. I wtedy skierował płonącą maszynę na pociąg wroga. Wraz z nim w załodze byli szturman gwardii major Iwan Somow i strzelec-radiolog starszyna Nikołaj Pawłow. Wszyscy zginęli jako bohaterowie. Na miejscu tragedii umieszczony jest obelisk, a imię Kriwcowa nosi jedna z ulic miasta powiatowego.
Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego.
Julia GAWRILENKO,
zdjęcia - Tatiana MATUSIEWICZ,
gazeta "7 dni".
"Przyniósł partyzantom ponad milion Reichsmarek"
Po zajęciu Kalinkowiczów 22 sierpnia 1941 roku hitlerowcy natychmiast przystąpili do eksterminacji miejscowych Żydów. Pierwsze masowe rozstrzeliwanie miało miejsce miesiąc później. Po wykopaniu ogromnej fosy w okolicy przejścia do wioski Dudzicze przywieziono tu kilkaset kobiet, dzieci i starców.
Żydów mordowano w całej okolicy: nie tylko rozstrzeliwano, ale także topiono, wieszano, palono w domach, zakopywano żywcem w ziemi. Nie oszczędzono ani ludzi, ani miejscowości. W powiecie kalinkowickim z rąk nazistów ucierpiało ponad 50 wiosek, niektóre zostały zmiecione z powierzchni ziemi wraz z ich mieszkańcami. Na przykład w Łozkach pięćdziesięciu miejscowych mężczyzn zostało schwytanych i zabranych pod Wasilewicze na rozstrzelanie, pozostałych wieśniaków zapędzono do trzech domów i spalono. A potem, zabierając wszystko, co cenne, hitlerowcy podpalili samą wioskę.
Widząc to, mieszkańcy Kalinkowiczów od pierwszych tygodni okupacji odważyli się stawić opór. Już we wrześniu 1941 roku na węźle kolejowym działała podziemna organizacja, na czele której stał czekista Piotr Anufrijew i starszy mistrz kolejowy Iwan Zmuszko. Faszyści wiedzieli, że Iwan Wasiljewicz był doświadczonym mistrzem, więc sami polecili mu wybrać dobrych specjalistów i rozpocząć pracę nad odbudową kolei. Zgodził się - i postawił swoich ludzi na najbardziej odpowiedzialnych miejscach. W latach okupacji dokonali setek sabotaży. Według informacji pracowników Kalinkowickiego Muzeum Krajobrazowego, tylko od stycznia do września 1943 roku działacze podziemia pod kierownictwem Iwana Zmuszko zorganizowali 36 wykolejeń lokomotyw!
Iwan Zmuszko nie był jedynym, któremu udało się przekonać faszystów o swoim oddaniu nowemu reżimowi. Stanowisko burgomistrza zajmował również radziecki patriota - główny lekarz węzła kolejowego Wasilij Garaszczuk, pozostawiony do organizacji podziemia. W archiwum rodzinnym jego siostrzenicy Ludmiły Nikołajewnej starannie przechowywane są zdjęcia i listy wuja, wycinki z gazet, w których opowiada się o jego wyczynach. A było ich wielu: Wasilijowi Garaszczukowi udało się uratować wielu rodaków i żołnierzy, którzy wyszli z otoczenia, uwolniał aresztowanych patriotów, zaopatrywał w broń działaczy podziemia i domanowickich partyzantów.
- Kiedy wybuchła wojna, Wasilij Michajłowicz mógł ewakuować się z rodziną na tyły i pracować w szpitalu. Rzeczy zostały już zebrane, żona i troje dzieci przygotowywały się do wyjazdu - ale potem do domu przyszło do nich trzech pracowników NKWD. Po rozmowie z nimi wujek podjął decyzję o pozostaniu w Kalinkowiczach. Nic nie wyjaśnił, powiedział tylko, że tak trzeba. Pozostała cała jego rodzina - mówi Ludmiła Nikołajewna. - Moja mama, jego siostra, ewakuowała się wtedy do Orska, więc przez długi czas nic nie wiedziała o losie brata.
Podobnie jak Iwan Zmuszko, Wasilij Garaszczuk był w stanie umieścić na kluczowych stanowiskach zaufanych ludzi, którzy pomagali ruchowi oporu. Na przykład dyrektor lokalnego banku Dylewski udał się do partyzantów, zabierając ze sobą milion trzysta tysięcy Reichsmarek, a kierownik stołówki Starowojtowa wraz z woźnicą pod pozorem zakupu żywności przeprawiała broń, leki i raporty do podziemia.
- Wujek uratował wielu ludzi. Po wojnie często o tym pisali, dziękowali. Na przykład na nauczycielkę Ninę Szaraj trzykrotnie otrzymywano donosy i za każdym razem Wasilij Michajłowicz jej pomagał. Co więcej, udało się dowiedzieć, że pisał je jeden z uczniów Niny Nikonorowny na rozkaz ojca-policjanta - mówi Ludmiła Zubko.
Latem 1942 roku hitlerowcy aresztowali Wasilija Michajłowicza i po długich torturach w więzieniu mozyrskim rozstrzelali razem z przywódcami podziemia Mozyra.
- Wasilij Michajłowicz mógł spokojnie ewakuować się do Orska i tam przeżyć całą wojnę. Ale zamiast tego wybrał pozostanie i zorganizowanie podziemia, chociaż prawdopodobnie rozumiał, do czego ostatecznie doprowadzi ten wybór. Zmarł, gdy miał zaledwie 29 lat. Zginął bohaterem - jest pewna jego siostrzenica.
"Hitlerowcy powystrzelali się nawzajem"
Do walki z wrogiem dołączali nie tylko dorośli, ale także nastolatkowie. Jesienią 1941 roku przyjaciele z dzieciństwa dziewięcioklasiści Leonid Lobanow, Piotr Jeriomienko i Sienia Szewczenko zorganizowali własny oddział, do którego wkrótce dołączyło kilka innych osób. Ich kwaterą główną był dom Lobanowych, a w warsztacie Pieti Jeriomienko naprawiali broń zebraną na polach bitew, uczyli się strzelać. Po znalezieniu radia w jednym z zniszczonych domów, według raportów z frontu, sporządzano ulotki i przyklejano je po mieście. Podpisywano je "Smugnar", skracając do jednego słowa frazę "Śmierć gnębicielom narodów".
W przeciwieństwie do młodych chłopaków i dziewczyn z "Młodej Gwardii" o podziemnych antyfaszystach z Kalinkowiczów przez długi czas niewiele było wiadomo. A potem brat smugnarowca, Sieni Szewczenko, postanowił samodzielnie znaleźć informacje o ich wyczynach. Siergiej Siemionowicz dużo komunikował się z krewnymi nastolatków, a także był w stanie odkryć dziennik tej podziemnej organizacji. Dziś o bohaterstwie smugnarowców wiedzą nie tylko na Białorusi, ale także poza jej granicami, poświęcono im część ekspozycji Kalinkowickiego Muzeum Krajobrazowego.
- W maju 1942 roku, za pośrednictwem Pieti Jeriomienko, chłopcy poznali Kostię Jermiłowa, który wraz ze swoimi kolegami z klasy w Domanowickiej szkole również walczył z okupantem. Chłopaki postanowili połączyć grupy w jedną, nazywając ją "Smugnar". Słowo to było już dobrze znane Niemcom, którzy czuli się przytłoczeni, widząc ulotki przyklejone po mieście. Szefem został wybrany Kostia Jermiłow - opowiada Siergiej Szewczenko.
Młodzi mściciele w znacznym stopniu przyczynili się do zbliżającego się Zwycięstwa: to właśnie oni ostrzelali niemiecki patrol, wysadzili Czerwony most i tym samym na jeden dzień zablokowali dwie gałęzie kolei, zniszczyli kilka punktów zbiórki żywności dla armii niemieckiej, a co najważniejsze - ich ulotki dawały mieszkańcom Kalinkowiczów pewność zwycięstwa nad hitlerowcami, nie pozwalały hitlerowcom czuć się panami na tej ziemi.
- Wysadzenie Czerwonego mostu, który znajdował się nad torami kolejowymi, stało się jedną z ich największych dywersji - mówi Siergiej Szewczenko. - Chłopaki zebrali w mieście i okolicach kilka kilogramów tolu i umieścili go przy moście, w pobliżu zawiesili taśmy z amunicją. Jako sznur bickford użyto łatwopalnej taśmy filmowej. Paliła się przez długi czas, więc chłopaki byli już w domu, kiedy usłyszeli eksplozję. Zbiegiem okoliczności, kiedy to się stało, pod mostem przechodził pociąg z niemieckimi żołnierzami. Nastąpiła eksplozja, konstrukcja przelotu spadła na lokomotywę. Most płonął, taśmy nabojów strzelały na chybił trafił... W nocnym zamieszaniu hitlerowcy ze stacji Kalinkowicze, pewni, że to partyzanci, ruszyli do ataku w kierunku pociągu. A w końcu powystrzelali się nawzajem.
Niemal równocześnie z grupą Kosti Jermiłowa w Kalinkowiczach zaczęła działać młodzież z ulicy Krestjańskiej. A kiedy smugnarowcy zostali zdemaskowani i po okrutnych torturach zamordowani, młodzież z ulicy Krestjańskiej kontynuowała ich działalność, podpisując już swoje ulotki tym samym słowem "Smugnar", które było nienawistne dla hitlerowców.
O największych sabotażach dokonywanych przez młodzież z ulicy Krestjańskiej opowiedział nam syn Aleksandra Mużenko, jednego z uczestników tej grupy.
- Konspiratorzy zdołali wyśledzić mieszkanie policjanta Kozłowskiego i wrzucili do niego dwa granaty. Wtedy nie tylko policjant i jego syn zostali ranni, ale także dwóch innych niemieckich oficerów - mówi Siergiej Mużenko. - W tym samym czasie młodzieży z ulicy Krestjańskiej udało się zdemaskować szkołę, w której szkolono niemieckich dywersantów. Przez długi czas działała w Kalinkowiczach pod szyldem urzędu drogowego.
"Dzielną partyzantkę Niemcy zakopali żywcem"
Na terytorium powiatu kalinkowickiego w okresie okupacji powstały i aktywnie działały cztery brygady partyzanckie. Pierwszymi, którzy zaczęli walczyć z faszystami, byli patrioci z Domanowiczów. Już we wrześniu 1941 roku stworzyli szeroką sieć organizacji podziemnych, grupy i kryjówki znajdowały się we wszystkich wioskach w okolicy. Początkowo ludzie działali w ten sposób: planowali operację bojową, w nocy przeprowadzali ją i rozchodzili się do domów. Do kwietnia 1942 roku utworzono Domanowicki oddział partyzantów, który później został przekształcony w 101. Domanowicką brygadę partyzancką. Komisarzem oddziału została młoda nauczycielka Nadieżda Denisowicz.
- Kiedy wybuchła wojna, dziewczyna miała zaledwie 22 lata. Wraz z innymi partyzantami zbierała amunicję i leki, drukowała ulotki. Opór wzrastał z każdym dniem, wzrastała też liczba dywersji. Gestapo podejmowało wszelkie środki, by odnaleźć inicjatorów, przede wszystkim przywódców oddziału. Nadieżdę Denisowicz schwytano 12 lipca 1942 roku, dopadli ją obok domu rodzinnego. Wraz z nią aresztowano jej 16-letnią siostrzenicę Mirę Burakową , która również pomagała mścicielom ludowym - opowiada Pawlina Dietina, krajoznawca ze wsi Zołotucha, pedagog z 50-letnim doświadczeniem, która jest również jednym z twórców muzeum w Zołotuszskiej szkole średniej.
Tego dnia aresztowano 37 osób. Większość z nich została rozstrzelana. A Nadieżda Denisowicz, według jednego ze świadków, została zakopana żywcem. Niemcy nie oszczędzili także jej rodziców: zostali rozstrzelani we własnym domu, po czym budynek podpalono.
- Nadieżda Denisowicz została pośmiertnie odznaczona Orderem Czerwonej Gwiazdy. A jej rodzinną wioskę Bludim przemianowano na Denisowicze. Pamiętamy o wyczynach tej odważnej dziewczyny, która stała przy tworzeniu Domanowickiego oddziału partyzanckiego, szanujemy jej pamięć do dziś - mówi krajoznawca.
Pomimo aresztowań, partyzanci i działacze podziemia z powiatu kalinkowickiego nadal gromili wroga: niszczyli mosty i drogi, unieruchamiali sprzęt i broń, kradli konie. To właśnie opór wysadził zakład mięsny, w którym produkowano kiełbasy do zaopatrzenia armii niemieckiej. A raz nawet ukradli trzy lokomotywy bezpośrednio spod nosa wroga, a następnie wykoleili je. To dzięki opornym Niemcom nie udało się odbudować linii kolejowej Kalinkowicze - Żłobin. Przez całą wojnę w tym kierunku nie ruszyła żadna nieprzyjacielska lokomotywa.
Powiat został wyzwolony w trakcie operacji Kalinkowicko-Mozyrskiej, która trwała od 8 stycznia do 8 lutego 1944 roku. Były szef sztabu 346. pułku artylerii 81. dywizji strzeleckiej, pułkownik Władimir Muchajew, napisał: "Im bliżej zbliżaliśmy się do Kalinkowiczów, tym z każdym dniem walki były bardziej napięte i zacięte. Podjazdy do miasta zostały mocno wzmocnione, zbudowano punkty oporowe, które mają między sobą ogniową łączność. Niemieccy żołnierze i oficerowie otrzymali rozkaz utrzymania Kalinkowiczów i Mozyrza za wszelką cenę".
Wojska 65. armii we współpracy z wojskami 61. armii całkowicie wyzwoliły miasto Kalinkowicze o 6 rano 14 stycznia 1944 roku.
Ul. Daniłowa
Strzelec 221. gwardyjskiego pułku strzeleckiego, partorg kompanii szeregowy Aleksiej Daniłow wyróżnił się w 1943 roku w bitwie o Dniepr. Podczas przekraczania rzeki uratował dwóch rannych żołnierzy z rozbitej łodzi. Brał udział w walce ręcznej o przyczółek. Odbijając wrogie kontrataki, zniszczył około 50 hitlerowców. Tyuł Bohatera Związku Radzieckiego przyznano mu 15 stycznia 1944 roku. Niestety, Aleksiej Daniłow nigdy się o tym nie dowiedział: zginął dwa dni wcześniej, 13 stycznia 1944 roku, w walce o wyzwolenie Kalinkowiczów. Pochowany tutaj. Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic miasta.
Ul. Kniaziewa
Komandor oddziału kompanii karabinów maszynowych 215. gwardyjskiego pułku strzeleckiego 77. gwardyjskiej dywizji strzeleckiej 61. armii starszy sierżant Aleksiej Kniaziew wyróżnił się 3 grudnia 1943 roku w bitwie o wioskę Wielikije Awtiuki w powiecie kalinkowickim podczas odpierania ataków czołgów i piechoty wroga. Kiedy czołg wroga zmiażdżył jego karabin maszynowy, walczył granatami. Zginął w tej walce. Pochowany w grobie braterskim w wiosce Wielikije Awtiuki. Tytuł Bohatera Związku Radzieckiego przyznano 3 czerwca 1944 roku pośmiertnie. Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic w mieście Kalinkowicze.
Ul. Kriwcowa
Komandorowi 54. Klinskiego pułku lotnictwa bombowego Michaiłowi Kriwcowowi 12 stycznia 1944 roku postawiono zadanie wylecieć do powiatu kalinkowickiego i zlikwidować węzeł kolejowy. Zbliśając się do stacji, piloci napotkali potężny ogień wroga. Jeden z pocisków trafił w samolot Michaiła Kriwcowa, na którym znajdował się ładunek bomb. I wtedy skierował płonącą maszynę na pociąg wroga. Wraz z nim w załodze byli szturman gwardii major Iwan Somow i strzelec-radiolog starszyna Nikołaj Pawłow. Wszyscy zginęli jako bohaterowie. Na miejscu tragedii umieszczony jest obelisk, a imię Kriwcowa nosi jedna z ulic miasta powiatowego.
Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego.
Julia GAWRILENKO,
zdjęcia - Tatiana MATUSIEWICZ,
gazeta "7 dni".