Projekty
Government Bodies
Flag środa, 4 Grudnia 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
30 Października 2024, 20:00

"Było z nimi trudno, ale ciekawie". Kto przyszedł pracować do BELTA zaraz po wojnie? 

Pierwsze kroki odrodzonej po wojnie BELTA są ściśle związane z… Archangielskiem. Jak do tego doszło – w trzecim szkicu cyklu z okazji 105-lecia BELTA. Zamykam oczy i widzę ich – wychudzonych, w gimnastiorkach – w przymglonym świetle dogasającej świecy otaczających mnie ze wszystkich stron. Wysoki, z  wyglądu jak chorujący na suchoty, Paweł Nikołajewicz Tormosow z pierwszymi siwymi pasmami w rudawych, kręconych włosach. Chudy jak nastolatek Trofimow z wystającą grdyką i papierosem w nerwowych palcach. Odpowiedzialny kierownik BELTA, Aleksander Michajłowicz Tretiakow…

… Tretiakow – niemłody, stateczny, z zaczesanymi do tyłu bezbarwno-jasnymi włosami.

"Ale ż Trofimow! – oburza się w myślach. – Zerwał obudowę z radia "Pionier" i spalił na podpałkę. O mało co nie poraził go prąd, bo bateria jest przecież domowej roboty!" A bez radia, jak w tej piosence, "ani w tę, ani w drugą stronę", przecież innego połączenia z Moskwą właściwie nie ma.

Pod koniec zwycięskiego, ale głodnego roku 1945 na miejsce Tretiakowa przybył, skierowany przez TASS, Michaił Wasiliewicz Morozow. Od 1932 roku kierował agencjami informacyjnymi w Kirgizji i Kazachstanie. Teraz jego zadaniem było odrodzenie Białoruskiej Agencji Telegraficznej po prawie trzyletniej przerwie – od 28 czerwca 1941 roku, kiedy Mińsk został okupowany, aż do 22 lutego 1944 roku, kiedy Rada Komisarzy Ludowych BSRR, przebywając już w Homlu, przyjęła uchwałę "O wznowieniu działalności Białoruskiej Republikańskiej Agencji Telegraficznej "BELTA".
Była próba wznowienia pracy w lipcu 1942 roku w Moskwie. Rada Komisarzy Ludowych, która wróciła z Kazania, zatwierdziła nawet skład osobowy liczący 14 osób, nie mianując jednak kierownika. Próba się nie udała. Dopiero na początku 1944 roku TASS zlecił swojemu korespondentowi archangielskiemu, Aleksandrowi Tretiakowowi, wznowienie działalności BELTA.

Archangielczanie

"…Był rok 1944. Pracowałem wtedy w Archangielsku, w okręgowej gazecie wojskowej,” - opowiadał wiele lat później dziennikarz Paweł Nikołajewicz Tormosow. - Pewnego dnia zwołano nas i powiedziano, że potrzebni są ludzie do pracy na wyzwalanych terenach. W tym samym czasie były korespondent TASS w obwodzie archangielskim, A. M. Tretiakow, formował grupę dziennikarzy dla Białorusi. Tak znalazłem się wśród tych, którym powierzono wznowienie działalności BELTA, przerwanej okupacją republiki. Otrzymałem stanowisko redaktora."

Kim byli ci ludzie, którzy odpowiedzieli na wezwanie Tretiakowa i przenieśli się z Archangielska, oddalonego o dwa tysiące kilometrów od Mińska, do białoruskiej stolicy zniszczonej przez wojnę? Prawdopodobnie nie oczekiwali tam mlekiem i miodem płynących rzek, ale to, co zobaczyli pod koniec lipca 1944 roku, gdy ich pociąg zatrzymał się przy peronie cudem ocalałego dworca, przerosło ich najgorsze oczekiwania. Ulica Sowiecka była cała w ruinach, nie dało się nią przejść. Z budynku, w którym przed wojną mieściła się agencja, pozostały tylko stosy cegieł.
Wojna zniszczyła wszystko, co przedwojenne pokolenie pracowników BELTA tworzyło z niezwykłym wysiłkiem. Według szacunków Nadzwyczajnej Komisji Państwowej przy Radzie Komisarzy Ludowych BSRR, straty materialne BELTA spowodowane przez niemiecko-faszystowskich okupantów wyniosły ponad 800 tysięcy rubli. Zburzono dwupiętrowy budynek, zrabowano dwa samochody osobowe, splądrowano sprzęt fotoreporterski, zniszczono lub wywieziono teletaip, sprzęt radiowy, automatyczną maszynę drukarską, urządzenie reprodukcyjne, siedem maszyn do pisania i dwa sejfy. 28 lutego 1944 roku na wznowienie działalności BELTA przeznaczono 15 tysięcy rubli "ze środków na prasę" – kropla w morzu w porównaniu do poniesionych strat.

"Zebrano nas i powiedziano: potrzebni są ludzie do pracy na wyzwalanych terenach"

Pracowników agencji początkowo umieszczono w ocalałym budynku przy Placu Wolności, w trzech lub czterech pokojach na różnych piętrach. Nieco później przenieśli się na ulicę Republikańską, 30. O teletajpie mogli jedynie marzyć. "Materiały były przekazywane do republiki przez powolne dyktowanie drogą radiową, - napisał Paweł Tormosow, - a do TASS - przez HF (rządowa łączność telefoniczna wysokiej częstotliwości - aut.). Informacje otrzymywano również z Moskwy drogą radiową”.

Paweł Nikołajewicz Tormosow to postać, bez przesady, legendarna. Jego ojciec i dziadek, a być może nawet pradziadek, zajmowali się przemysłem drzewnym, spławiając drewno Padengą i Dwiną Północną aż do Archangielska. Po ukończeniu siedmiu klas latem wypasał bydło, raz w Karelii, innym razem w obwodzie wołogodzkim, a zimą wracał do rodzinnej wsi Gorbaczowskiej, gdzie wraz z ojcem ścinali drzewa. W 1930 roku podjął pracę jako księgowy w Archangielsku i szybko awansował na stanowisko głównego księgowego w komitecie radiowym. "Po długich przygotowaniach w październiku 1938 roku dostałem się na studia zaoczne do Moskiewskiego Instytutu Literackiego Związku Pisarzy ZSRR – pisał w swojej autobiografii zachowanej w archiwum BELTA. – Nauka w instytucie, twórczość literacka i praca zawodowa poważnie nadwyrężyły moje zdrowie, co w efekcie doprowadziło do zachorowania na gruźlicę płuc. Musiałem przerwać naukę i wyjechać na leczenie na Krym".
Do Archangielska Tormosow powrócił z ogromną chęcią pracy jako dziennikarz, jak jego młodszy brat Aleksiej. Los chciał, że w 1940 roku zabrano jego brata do wojska, a Paweł zajął jego miejsce w obwodowej gazecie komsomolskiej. Niedługo potem Tormosowa zaproszono na stanowisko redaktora w gazecie okręgu wojskowego, gdzie pracował do 1944 roku, aż do momentu spotkania z Tretiakowem. Paweł okazał się dla BELTA prawdziwym skarbem. "Tormosow P.N. z powierzoną mu pracą radzi sobie dobrze", – napisał o nim skąpy w pochwałach Tretiakow w jego ocenie zawodowej. Aż do 8 lipca 1951 roku Paweł Nikołajewicz, pomimo słabego zdrowia, samodzielnie redagował materiały dla TASS, a wraz z kolegą Trofimowem przygotowywał większość materiałów do biuletynów informacyjnych BELTA.

Czasami są to entuzjastyczne raporty o sukcesach pracy w republice, bardziej nacechowane pragnieniem ukazania pożądanej rzeczywistości niż prawdziwym obrazem surowych realiów. "Na przykład w informacji "Na nowych budynkach republiki" (15 lipca) podano, że w rejonie Smolewickim budowana jest duża elektrownia wodna, która ma dać pierwszy prąd na 31 rocznicę Rewolucji Październikowej, podczas gdy wiadomo, że elektrownia smolewicka będzie pracować na torfie, a zatem nie można jej nazwać hydroelektrownią, a po drugie, mało prawdopodobne, że dostarczy prąd nawet do końca 1949 roku", – ironizuje z tego powodu rewizor agencji, przyszły odpowiedzialny kierownik, Fiodor Jegorowicz Kłeckow, w przeglądzie republikańskich gazet z końca 1948 roku.
Z tym samym triumfalnym optymizmem Tormosow i Trofimow piszą, że "wkrótce rozpocznie działalność miński zakład produkcji patefonów", o zakończeniu budowy ścian GUM-u, choć ułożono dopiero dwa piętra, betonowaniu koryta Świsłoczy oraz stworzeniu Mińskiego Morza... To wszystko było niesamowicie interesujące i z pewnością inspirowało masy do pracy, ale nie było do końca obiektywne. Skłonność do przesady prawdopodobnie pochodziła w większym stopniu od Trofimowa. Daniil Isajewicz – artysta z zawodu, był zupełnym przeciwieństwem Tormosowa. Rozpieszczony chłopiec, syn petersburskiego fryzjera. W dzieciństwie mieszkał w Archangielsku. Po szkole Trofimow dostał się do Leningradzkiego Instytutu Teatralnego. "Wojna przeszkodziła mi w ukończeniu studiów", – lapidarnie stwierdza w swojej autobiografii, która znajduje się w archiwum BELTA. W sierpniu 1941 roku przyszły dziennikarz ewakuuje się z oblężonego Leningradu i podejmuje studia na kierunku "literatura i muzyka" w Archangielskim Instytucie Pedagogicznym. Wczesne małżeństwo i narodziny syna zmusiły go do porzucenia nauki. Daniil grał w miejscowych teatrach – od dramatycznego po lalkowy, pracował jako redaktor "Ostatnich Wiadomości". W charakterystyce wystawionej przez lokalne radio czytamy: "dał się poznać jako dobry, rozwijający się dziennikarz. Większość audycji radiowych zorganizowanych przez tow. Trofimowa wyróżniała się aktualnością polityczną i wysokim poziomem literackiego opracowania".

To właśnie on jako pierwszy przybył na białoruską ziemię. Relacjonował pochód pierwszomajowy w 1944 roku w Homlu, wyzwolenie miast i wsi. Sądy po zachowanych dokumentach wskazują, że kierownictwo agencji informacyjnej miało z nim trudności. Raz był to uszkodzony odbiornik radiowy, innym razem zgubione dokumenty tożsamości, co na początku 1945 roku mogło mieć fatalne konsekwencje. Wściekły Tretiakow zgłasza mu upomnienie. Było też wiele zastrzeżeń co do jego pracy, mimo że Daniil Isajewicz w całym 1945 roku przodował pod względem liczby materiałów w biuletynach informacyjnych. "Informacja redaktora Trofimowa "Kołchozy i sowchozy obwodu Bobrujskiego zrealizowały roczny plan dostaw zboża", zamieszczona w biuletynie z 10 października, nawet dziś nie odpowiada rzeczywistości, – zjadliwie odnotowuje w zarządzeniu agencji Tretiakow. - Informacja ta była owocem własnej fantazji Trofimowa".

"Przejawiał potrzebną operatywność. Może pracować w prasie"

Odpowiedzialny kierownik BELTA dziwi się: dlaczego Trofimow, osoba o zacięciu artystycznym i redaktor ds. kultury, woli pisać o rolnictwie, a nie zagląda do teatrów, związków twórczych czy Akademii Nauk? Niemniej jednak na październikowe święta w 1945 roku bez słowa przyznaje "uczciwemu, sumiennemu, oddanemu sprawie" dziennikarzowi premię w wysokości 400 rubli. "W czasie pracy w BELTA tow. Trofimow D.I. okazał się dobrze znającym zasady tworzenia informacji i prasy partyjno-radzieckiej. Przejawiał potrzebną operatywność. Może pracować w prasie", – taką charakterystykę wystawił mu Morozow przy jego odejściu z BELTA w lutym 1952 roku.
Najwyraźniej Daniil Isajewicz kontynuował swoją karierę w dziennikarstwie, podobnie jak Tormosow, który w lipcu 1951 roku został korespondentem "Gazety Medycznej" na szczeblu związkowym. Nie pracowali już w BELTA, ale pozostawili znaczący ślad w historii agencji.

Dywersanci i partyzanci

Większość pracowników powojennej BELTA to osoby walczące na froncie. Większość z nich trafiła do agencji na polecenie KC KP(b)B, byli to już zasłużeni i szanowani ludzie, mimo swojego młodego wieku.

Korespondent z obwodu Witebskiego, Jewgienij Andriejewicz Apetow, był porucznikiem i politrukiem, który wyróżnił się w 1944 roku w walkach nad jeziorem Ilmień. "Osobistym przykładem męstwa i odwagi tow. Apetow dodawał żołnierzom ducha do walki przeciw niemieckim faszystowskim najeźdźcom, inspirując do heroicznych ataków, – czytamy w liście nagrodowym. I żołnierze szli i walczyli na śmierć, odpierając brutalne kontrataki i przechodząc od jednego ataku do drugiego, zmotywowani rozmowami i osobistym przykładem męstwa Apetowa. Za dokładne i terminowe przekazywanie informacji o czynach bojowych żołnierzy i dowódców w walce z niemieckimi faszystowskimi najeźdźcami, za męstwo i odwagę wykazane będąc w szeregach bojowych, za przeprowadzone rozmowy z żołnierzami pod ciągłym ogniem artyleryjskim i moździerzowym wroga, tow. Apetow zasługuje na nagrodę państwową, medal "Za odwagę".
Kapitan gwardii, zastępca odpowiedzialnego kierownika BELTA, Piotr Wasiljewicz Bykowski, kierował działem gazety armijnej "Bojowy Sztandar". "Aby dostarczyć do gazety aktualny, prawdziwy materiał, tow. Bykowski niejednokrotnie brał udział w walkach razem z jednostkami 2 Dywizji Gwardii. Pod miastem Rżew latem tego roku od pierwszych dni ofensywy naszych jednostek dostarczył do gazety szereg interesujących materiałów z 56 i 85 Dywizji Gwardii. W tych walkach również wykazał inicjatywę i odwagę", – to fragment z jego listu nagrodowego. Po odejściu z BELTA w 1955 roku Bykowski, człowiek wykształcony, nauczyciel języka białoruskiego, został przewodniczącym kołchozu.

Starszy porucznik, korespondent z obwodów Mołodeczańskiego i Mohylewskiego, Władimir Łazariewicz Bielenki, podczas przerwania blokady Leningradu zapewniał szyfrowaną łączność ze sztabem 14 Armii Powietrznej. Starszy sierżant, korespondent Arkadij Siemionowicz Bruskin – absolwent szkoły specjalnej Ludowego Komisariatu Obrony ZSRR, radiotelegrafista przy pełnomocniku KC KP(b)B i Centralnym Sztabie Ruchu Partyzanckiego, "pokazał się jako specjalista w swoim fachu, zapewniając regularną i nieprzerwaną łączność w warunkach głębokiego zaplecza wroga. Przemierzając trudny marsz przez głębokie tyły wroga do obwodu białostockiego o długości 1300 km, brał aktywny udział we wszystkich działaniach bojowych. Wniknąwszy w głąb obwodu, tow. Bruskin A.S. nieustannie utrzymywał łączność, zapewniając przekazywanie najważniejszych komunikatów państwowych".
Oprócz Bruskina w BELTA pracowało jeszcze kilku dziennikarzy, którzy w czasie wojny byli wysyłani na tyły wroga ze specjalnymi zadaniami. Jednym z nich był redaktor działu przemysłu i transportu, Wasilij Andriejewicz Miłowanow. Doniecki Kozak, absolwent pedagogicznego kolegium w Szachtach, przed wojną nie zdążył zostać historykiem. Walczył na Przesmyku Karelskim, wstąpił do partii, ukończył kursy politruków. W czerwcu 1941 roku wraz z oddziałami Armii Czerwonej wycofał się z Brześcia. W jego dokumentach partyzanckich jest zapis, że był w niewoli, a w marcu 1943 roku dołączył do oddziału partyzanckiego im. Kutuzowa brygady "Za Radziecką Białoruś" Bazyłewicza. W krótkim czasie wysadził 7 lokomotyw, 62 wagony, 10 platform z ładunkami wojskowymi i żołnierzami wroga. Niszczył wrogie bunkry, zdobywał jeńców. Udało mu się przy tym wydawać partyzancką gazetę i magazyn oraz prowadzić kronikę brygady.

"Ostatnie zadanie było niemożliwe do wykonania. Rozpoczęła się wojna"

28 lipca 1944 roku Miłowanow z rekomendacją z Wydziału Agitacji i Propagandy KC KP(b)B przychodzi do BELTA, gdzie od razu zostaje mianowany na stanowisko redaktorskie. Na początku nowemu pracownikowi nie było zbyt wygodnie. Musiał nie tylko pisać sam, ale także redagować niezbyt poprawne wiadomości od korespondentów, które napływały telefonicznie. Niemniej jednak to właśnie Miłowanow razem z Morozowem i Trofimowem pojechał do Witebska i Homla, aby relacjonować proces nad niemiecko-faszystowskimi zbrodniarzami. Były to długie, wyczerpujące delegacje z wielogodzinnymi sesjami w sądzie, nocnym opracowywaniem i przesyłaniem informacji. W tamtych czasach nie było przenośnych teletypów. Trudno dziś powiedzieć, jak przekazywali dziesiątki stron tekstu.
Nikołaj Jefimowicz Oryszczuk "odziedziczył" po Tormosowie redakcję informacji dla TASS. Przepracował na tym stanowisku wiele lat. Kawalerzysta, uczestnik marszu Armii Czerwonej do Iranu, walczył z bezgraniczną odwagą pod Moskwą. W 1942 roku zaginął bez wieści, a "odnalazł się" w partyzanckim oddziale imienia Szchorsa z brygady majora Szestopałowa. "Towarzysz Oryszczuk N.J. jest jednym ze starych partyzantów, – czytamy w przedstawieniu go do medalu "Partyzant Wojny Ojczyźnianej" I stopnia. – Brał udział we wszystkich walkach, jakie prowadził oddział i brygada z niemiecko-faszystowskimi okupantami. Na swoim osobistym koncie ma około 20 zabitych Niemców i policjantów. W walkach wykazał wysokie umiejętności dowodzenia jednostką na polu bitwy, odwagę i męstwo. Jako komisarz partyzanckiego oddziału imienia Szchorsa wiele pracował nad organizacją jedności i politycznym wychowaniem personelu oddziału.”

Nikołaj Michajłowicz Butrimowicz – literat BELTA od 1939 roku. To właśnie on był dziennikarzem, który w straszny dzień 22 czerwca na polecenie kierownika działu Czausskiego udał się, by relacjonować otwarcie jeziora Komsomolskiego.
"Rano, w drodze nad jezioro, przyjechałem do BELTA, – wspominał Nikołaj Michajłowicz wiele lat później. – Tam już był Czausski. Choć do oficjalnego przemówienia Mołotowa zostało jeszcze kilka godzin, Czausski powiedział, że tej nocy Niemcy podobno zbombardowali Brześć. Wydaje się, że wojna. Kiedy jechałem nad jezioro, usłyszałem to pamiętne przemówienie Mołotowa w radiu. Ale rozkaz to rozkaz. Nad brzegiem jeziora grała orkiestra dęta, nie było żywej duszy, ostatniego zadania nie dało się wykonać. Wojna się zaczęła".

24 czerwca Butrimowicz był już w szeregach armii, jako dowódca plutonu zmotoryzowanego. Po odniesieniu rany ukończył specjalną szkołę Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego. Od czerwca 1943 roku dowodził specjalną grupą desantową "Kwadrat" i był szefem wydziału specjalnego Bielniczowskiego Zjednoczenia Partyzanckiego. Partyzanci i członkowie podziemia nazywali go "Wujek Kola". Wraz ze swoją grupą zdobywał cenne informacje wywiadowcze dla frontu dotyczące przemieszczania wojsk wroga, umocnień w Mohylewie oraz linii obrony nad Dnieprem. Od września 1943 roku na mocy decyzji Mohylewskiego Podziemnego Komitetu Obwodowego KP(b)B został mianowany szefem wydziału NKWD przy Bielniczowskim Podziemnym Komitecie Rejonowym. W tym okresie, pod jego kierownictwem, zdemaskowano około 180 agentów Gestapo, t. Butrimowicz stworzył rozległą siatkę agentów w Mohylewie, Bielniczach i Szkłowie, skąd zdobywał cenne informacje wywiadowcze. Osobiście brał udział w likwidacji wielu niemieckich garnizonów policyjnych oraz w wojnie torowej", – zanotowano w liście nagrodowym.

W późniejszych latach Butrimowicz niechętnie dzielił się swoimi partyzanckimi wyczynami. "Zamknięty charakter tematu w czasach radzieckich nie pozwalał uczestnikom mogilewskiego podziemia na bardziej szczegółowe omówienie go", – pisze Aleksander Kosterow w artykule "Niewidzialny front" na tyłach wroga na Mogilewszczyźnie" ("Mogilewski Wiadomości Poszukiwawcze", nr 12, 2018). Zawiera on szereg niezwykle interesujących informacji na temat działalności wywiadowczej dziennikarza BELTA w podziemiu. Na przykład bezpośredni uczestnik tamtych wydarzeń, W.W. Bielokurow, wspomina: "W czerwcu 1943 roku nawiązaliśmy kontakt ze specjalną grupą desantowo-wywiadowczą Białoruskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego pod dowództwem Nikołaja Butrimowicza. Wszyscy przeszliśmy na wykonywanie rozkazów "Wujka Koli" i zajęliśmy się przede wszystkim zbieraniem danych wywiadowczych. "Umieściliśmy" wszystkie miny magnetyczne, które otrzymaliśmy od partyzantów: na moście kolejowym przy stacji Łupowo, na samochodzie z żołnierzami niemieckimi, na tablicy rozdzielczej centrali telefonicznej przy dworcu oraz na automatycznej centrali telefonicznej".

"Wszyscy przeszliśmy na wykonywanie rozkazów "Wujka Koli"

We wrześniu 1947 roku Butrimowicz powrócił do BELTA i objął kierownictwo redakcji informacji republikańskiej. Następnie trafił do „Zwiazdy”, a w 1960 roku, aż do emerytury, ponownie pracował w swoim rodzinnym agencji.

W tych samych latach zastępcą dyrektora BELTA był znany pisarz i dziennikarz Napoleon Felicjanowicz Ridewski, autor książki "Spadochrony na drzewach". Opisał w niej heroiczne codzienne życie grupy wywiadowczo-dywersyjnej "Jack", z którą jesienią 1944 roku został zrzutowany do Prus Wschodnich. Ridewski prawie nie wspomina jednak, że wcześniej dowodził grupą wywiadowczo-dywersyjną "Czajka", działającą w okolicach jego rodzinnej wsi Mjakota, 30 kilometrów na południe od Mińska. Grupa saperów, w której była również młodsza siostra Ridewskiego – Bronisława, podejmowała śmiałe marszobiegi do rejonu stacji Fanipol i Kojdanowo, powodując znaczne szkody w niemieckich przewozach kolejowych.

Ci legendarni ludzie byli odważni także w dziennikarstwie. Nie tolerowali kłamstwa, pochlebstw, fałszu. Praca z nimi była trudna, ale ciekawa. Pamięć o nich inspiruje do dziś.

Pisarze

W powojennej BELTA szczególną kastę stanowili pisarze i aktorzy. Frontowcy, którzy być może szukali tu pewnego wytchnienia, cichego zakątka w oczekiwaniu na przyszłe twórcze osiągnięcia.

W ich gronie znajdował się rosyjskojęzyczny poeta Ilja Siemionowicz Kłaz. Podczas wojny był radiotelegrafistą, politrukiem i kronikarzem pułku przeciwlotniczego. W BELTA początkowo pełnił funkcję zastępcy szefa redakcji informacji republikańskiej, a już po tygodniu został korespondentem w obwodzie połockim. Wkrótce jednak został zwolniony "jako osoba, która nie poradziła sobie z obowiązkami". Później Kłaz z powodzeniem pracował w tygodniku "Litaratura i mastactwa" oraz w biuletynie "Pomniki Historii i Kultury Białorusi".
Podobna historia przydarzyła się Borisowi Iwanowiczowi Burianowi. Przyszły pisarz w wieku 14 (!) lat był już aktorem Permskiego Teatru Dramatycznego, zdążył błysnąć talentem w Riazaniu, Kińszemie i Klincach. "Staż aktorski – 8 lat", – napisał w arkuszu BELTA ewidencji kadr. Zgłosił się na ochotnika na front, dosłużył się stopnia gwardyjskiego sierżanta, został dowódcą polowej radiostacji. "Podczas bojowego skoku spadochronowego doznał złamania nogi – kalectwa 9 stycznia 1944 roku", – czytamy w dokumencie archiwalnym.

Stosunki pracy z BELTA nie układały się na tyle, że za "systematyczne spóźnienia do pracy i samowolne opuszczanie stanowiska" Buriana niemal oddano pod sąd. "…Tow. Burian wykazał się jako dziennikarz niedyscyplinowany, nieodpowiedzialny, – bezlitośnie konstatował zastępca redaktora Bykowski. – Żadne zadanie powierzone przez kierownictwo nie zostało przez niego doprowadzone do końca". Burian próbował odejść. "W związku z pojawiającą się możliwością kontynuowania pracy w mojej podstawowej specjalności aktora w jednym z teatrów dramatycznych BSSR, proszę o zwolnienie mnie ze stanowiska i pracy w BELTA. Najmocniej proszę o spełnienie mojej prośby", – napisał 10 listopada 1946 roku do Moroza. Jednak rezolucję podpisał Bykowski: "Z uwagi na brak możliwości zastąpienia tow. Buriana, odmówić jego prośbie o zwolnienie z pracy". Dopiero 1 lutego 1947 roku łaskawy Moroz wyraził zgodę na zwolnienie.

Jednak szkoła BELTA wyraźnie przysłużyła się Burianowi. Na deski teatralne już nie wrócił, poświęcił życie dziennikarstwu, stając się jednym z wybitnych redaktorów tygodnika "Litaratura i mastactwa" i czasopisma "Nioman".

Ta powojenna historia to wymowne świadectwo, że dziennikarzem agencji informacyjnej trzeba się po prostu urodzić. Aby żyć pulsującym rytmem szybko zmieniających się wydarzeń, czerpać satysfakcję z szaleńczego tempa dnia pracy i z pracy ramię w ramię z innymi. Nie każdemu to dane, a kto ma to szczęście – nie potrafi z tego zrezygnować.

Julia ANDREJEWA, magazyn "Biełaruska dumka", 
zdjęcia Maksima GUCZEKA, z archiwum BELTA i otwartych źródeł internetowych

 
Świeże wiadomości z Białorusi