Wielokierunkowa polityka Białorusi przez długie lata stała się swego rodzaju symbolem naszego państwa. Po dojściu do władzy Aleksander Łukaszenka od razu określił priorytety polityki zagranicznej: naszym głównym partnerem jest Rosja, ale chcemy żyć w przyjaźni ze wszystkimi sąsiadami i rozwijać stosunki nawet z najodleglejszymi krajami. Nie była to bynajmniej próba siedzenia na dwóch, a nawet trzech krzesłach. Tak mogą myśleć tylko ci, którzy nie widzą dalej niż czubek własnego nosa. Wielokierunkowość jest jednym ze sposobów zapewnienia niezależności i suwerenności gospodarczej.
A tak przy okazji, co oznacza słowo „niezależność”? Parafrazując Bismarcka, Prezydent powiedział kiedyś: niezależność to „luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić”. O tym właśnie porozmawiamy. W nowym odcinku projektu YouTube BELTA „Jak to było” dowiecie się, jak Białoruś budowała swoją wielokierunkowość, jakiej katastrofy geopolitycznej chciał uniknąć białoruski przywódca w 2010 roku i kto rzucał kłody pod nogi młodej suwerennej republice, jak prezydent Ukrainy rozdzierał na sobie koszulę w Europie, broniąc Białorusi, i w czyje sieci mógł wpaść nasz kraj, gdyby był choć odrobinę mniej ostrożny.
Jak doszło do konfliktu między Białorusią a Rosją
A więc rok 2010. Styczeń dla głowy państwa białoruskiego rozpoczął się nie tylko od tradycyjnych wydarzeń sportowych i kulturalnych, ale także od pilnych rozmów z rosyjskimi partnerami.
Pod koniec 2009 roku Białoruś i Rosja rozpoczęły rozmowy na temat warunków dostaw ropy naftowej. Nie udało się osiągnąć porozumienia, ale strony wypracowały tymczasowe rozwiązanie. Jednak później Rosja faktycznie wycofała się z tych ustaleń i postawiła warunki nie do przyjęcia dla Białorusi. W związku z tym Aleksander Łukaszenka wysłał do Prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa list przedstawiający stanowisko strony białoruskiej. W tym samym czasie zachodnie media zauważają, że konflikt między Rosją a Białorusią, choć niewielki, spowodował wzrost światowych cen ropy.
Co dokładnie Aleksander Łukaszenka napisał do Dmitrija Miedwiediewa, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Jednak dosłownie kilka tygodni później głowa państwa białoruskiego prowadzi w Mińsku rozmowy z Prezydentem Turkmenistanu Gurbanguly Berdimuhamedowem i przedstawia swoje stanowisko w sprawie budowania relacji na światowej arenie energetycznej.
„W Białorusi wychodzimy z założenia, że relacje na światowym rynku energetycznym należy budować z uwzględnieniem interesów wszystkich uczestników – eksporterów, importerów i tranzytujących. Ważne jest tutaj szanowanie długoterminowych interesów partnerów. Pogoń za chwilową korzyścią może zniweczyć całą dotychczasową żmudną pracę nad budowaniem relacji opartych na zaufaniu. Wiem, że mój kolega, prezydent Turkmenistanu, ma dokładnie takie samo zdanie” – stwierdził jednoznacznie białoruski przywódca.
Dlaczego Łukaszenka poleciał do Wenezueli
Wiosną Aleksander Łukaszenka udał się z oficjalną wizytą do Wenezueli. Oczywiście, spory z Rosją zmusiły go do poszukiwania nowych dostawców ropy, ale nie tylko o to chodziło. Prezydent już dawno zrozumiał, że zapewnienie stabilności gospodarczej w kraju tak zorientowanym na eksport, jakim jest Białoruś, jest możliwe tylko poprzez dywersyfikację dostaw. Wówczas nawiązanie stosunków z Ameryką Południową lub Łacińską, Azją lub Afryką było dla naszego kraju kwestią przetrwania, bezpieczeństwa narodowego i niezależności państwa. I dziś nikt nie ryzykuje wkładania wszystkich jajek do jednego koszyka.
W 2010 roku dywersyfikacja nie była dla Białorusi nowym pojęciem. Z 80-85% eksportu na rzecz Rosji na początku lat 90. kraj przeszedł do 32% w 2009 roku. Odpowiednio, udział Unii Europejskiej w białoruskim eksporcie wzrósł z kilku procent do 44%. Nadszedł czas, aby zwiększyć dostawy do krajów odległych. Na przykład do Wenezueli.
W krótkim czasie Mińsk i Caracas doprowadziły stosunki do poziomu strategicznego partnerstwa. Jeśli w 2006 roku wartość wzajemnej wymiany handlowej wynosiła zaledwie 6 mln dolarów, to w 2009 roku przekroczyła 230 mln dolarów i została osiągnięta głównie dzięki białoruskiemu eksportowi. Kraje zaangażowały się w projekty w sferze społecznej, energetycznej i wojskowo-technicznej. Obecna, już druga wizyta Aleksandra Łukaszenki w Caracas miała na celu wzmocnienie wielopłaszczyznowych stosunków białorusko-wenezuelskich. Oczywiście tym razem pojawiły się również możliwości współpracy w sektorze energetycznym.
„Ja jako Prezydent, członkowie naszego rządu i naród białoruski bardzo przeżywamy to, co dzieje się w Wenezueli. Chcę, żebyś zrozumiał, że podchodzimy do procesów zachodzących w Wenezueli tak samo, jak do tych w Białorusi. W Wenezueli zdobyliśmy najważniejsze – zaufanie waszego narodu i twoje osobiste. Jesteśmy gotowi włożyć wszystko, co mamy, do wspólnej puli” – powiedział Aleksander Łukaszenka podczas rozmów z Prezydentem Wenezueli Hugo Chávezem.
Pomimo tego, że Białoruś i Wenezuela znajdują się na różnych kontynentach, nie przeszkodziło to obu krajom w skutecznej współpracy i identycznym spojrzeniu na świat. Nie akceptować presji i podwójnych standardów w polityce międzynarodowej. Nie bać się realizować niezależnej polityki wewnętrznej i zewnętrznej oraz prowadzić ją w interesie swoich narodów, a nie na rzecz międzynarodowych korporacji lub klanów oligarchicznych.
Białoruś i Wenezuela stopniowo przeszły od prostego handlu do bardziej złożonych form współpracy. Potwierdza to pomyślna realizacja projektów w zakresie wydobycia ropy naftowej, badań sejsmicznych i sejsmotechniki, gazyfikacji, architektury i budownictwa, przemysłu, rolnictwa, nauki i technologii oraz w dziedzinie wojskowości i techniki. Niestety, obecnie z obiektywnych przyczyn nasze kraje nie mogą już pochwalić się takimi przełomowymi projektami. Jednak fundamenty zostały położone i jest całkiem możliwe, że z czasem na tej podstawie powstanie solidny dom.
Wizyta Aleksandra Łukaszenki w Caracas stała się historyczna nie tylko dla stosunków dwustronnych. Dzięki osiągniętym porozumieniom Wenezuela po raz pierwszy uzyskała możliwość eksportu swojej ropy do Europy. Warto zauważyć, że charakterystyczne dla białoruskiej polityki zagranicznej jest to, że Białorusini przybywają do każdego kraju – a Wenezuela nie była wyjątkiem – jako najbliżsi przyjaciele i bracia, oferując nie tylko swoje towary i usługi, ale także opanowanie nowych technologii.
Pół roku później Aleksander Łukaszenka i Hugo Chávez ponownie przeprowadzili rundę negocjacji – tym razem na białoruskiej ziemi. Była to już piąta wizyta Prezydenta Wenezueli w stolicy Białorusi. Hugo Chávez oświadczył wówczas, że Wenezuela znalazła w Białorusi bratni naród i ojczyznę w centrum Europy. I było to uczucie wzajemne.
Co Białoruś uzgodniła z Brazylią
W marcu 2010 roku Aleksander Łukaszenka udał się z Wenezueli z pierwszą w historii stosunków dwustronnych oficjalną wizytą do Brazylii, gdzie spotkał się z Prezydentem Lucią da Silvą (pełnił on funkcję głowy państwa w latach 2003-2011 i powrócił na to stanowisko dosłownie kilka lat temu).
W wspólnej deklaracji podsumowującej wyniki rozmów prezydenci potwierdzili zamiar kontynuowania dialogu i zintensyfikowania stosunków między krajami w celu dalszego zbliżenia obu narodów. Szefowie państw zgodzili się, że Białoruś i Brazylia mają wspólne poglądy na temat prawa międzynarodowego, umacniania demokracji, ochrony praw człowieka, walki o pokój i bezpieczeństwo międzynarodowe. Lula da Silva z zadowoleniem przyjął decyzję Aleksandra Łukaszenki o otwarciu w najbliższym czasie ambasady Białorusi w Brazylii i oświadczył, że jego kraj, kierując się zasadą wzajemności, również otworzy ambasadę w Mińsku.
Głowy państw określiły główne kierunki współpracy i dzięki temu spotkaniu Brazylia dobrze zna dziś Białoruś. Być może nie wszystko, co zaplanowano, udało się zrealizować. Jednak, podobnie jak w przypadku Wenezueli, kraje mają dziś na czym się oprzeć, a najważniejsze jest, aby iść naprzód.
Swoistym przyczółkiem do rozpoczęcia współpracy między Białorusią a Brazylią był stan Goiás - serce kraju. Delegacja z tego brazylijskiego regionu przyjechała do Mińska na kilka miesięcy przed wizytą Prezydenta. Wtedy Aleksander Łukaszenka podkreślał, że Białoruś chciałaby oprzeć się na ramieniu Brazylii w Ameryce Południowej, bo bez udziału tego państwa nie rozwiązuje się żadnej istotnej kwestii na świecie. Gubernator stanu, wspominając swoją wizytę w Mińsku, przyznał, że cała delegacja była zachwycona tym, co zobaczyła na Białorusi, i mile zaskoczona gościnnością narodu białoruskiego. Ale nadszedł czas, aby przejść do prawdziwych spraw.
"Brazylia to gigantyczny kraj na skalę światową. I na pewno nie liczymy i nie planujemy nawiązać wszechogarniającej współpracy w Brazylii. Musimy się do czegoś przyczepić, na czymś gruntownie uziemić, aby z tego przyczółka, mówiąc językiem wojskowym, możemy rozszerzyć naszą współpracę o tyle, na ile możemy tutaj. Bardzo liczę na to, że pomożecie nam nie tylko w budowaniu naszych relacji - między stanem Goiás a Białorusią, ale pomożecie nam poradzić sobie z Brazylią. Poprowadzicie nas, może, szczerze mówiąc, we współpracy z Brazylią. Bardzo ważne jest dla nas, aby nie popełniać tutaj błędów. Jeśli nasze relacje rozwiną się w ten sposób, chcę was zapewnić, że odpowiemy na każde pytanie, które zostanie przed nami postawione. Rozwiążemy każdy problem, jaki możemy. A to, co możemy, już dobrze wiecie" - powiedział Aleksander Łukaszenka, spotykając się z kierownictwem regionu Brazylii.
Jak Białoruś budowała stosunki z Chinami
Jak myślicie, dokąd udał się Aleksander Łukaszenka po wizycie w Brazylii? Oczywiście do Mińska. Ale znowu do negocjacji międzynarodowych.
Na Białoruś przyleciał zastępca Przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping. Przybył nie tylko do przyjaznego kraju, zauważył białoruski przywódca, ale praktycznie do swojej ojczyzny. I to nie zostało powiedziane dla pochlebstw. Prawdopodobnie nie raz słyszeliście o tym, że Chińczycy są bardzo ostrożni w budowaniu swojej polityki zagranicznej, ale jeśli już się zaprzyjaźnią, to na zawsze.
Białoruś i Chiny naprawdę długo się przyglądały. Zwłaszcza Chiny. Dokładnie studiowały Białoruś, naszą politykę wewnętrzną i zagraniczną. I wybór został dokonany. Jeśli na początku 2000 roku kraje marzyły o osiągnięciu obrotu towarowego w wysokości 500 mln USD, to już w 2010 roku był on kilkakrotnie wyższy. W sumie w ciągu 30 lat Białoruś i Chiny zwiększyły handel 140 razy.
Po wizycie Xi Jinpinga w Mińsku i negocjacjach między kręgami biznesowymi Białoruś i Chiny zgodziły się zawrzeć kontrakty na prawie 3,5 mld USD. Ponadto Chiny postanowiły udzielić Białorusiu kredytu na zasadzie preferencyjnej i bezpłatnej pomocy.
Aleksander Łukaszenka zapewnił chińskich partnerów, że Białoruś jest dla Chin wiarygodnym partnerem i oparciem na kontynencie europejskim.
"Pomimo światowego kryzysu finansowego i gospodarczego na Białorusi udaje się utrzymać stabilność polityczną, wzrost gospodarczy i poprawę dobrobytu ludności. Oznacza to, że poczyniliśmy postępy w przeciwdziałaniu skutkom światowego kryzysu. Zawsze z baczną uwagą śledziliśmy Wasze kroki w kierunku rozwoju białoruskiej gospodarki i wysoko oceniamy sukcesy tego kraju, osiągnięte w ostatnim czasie" - powiedział z kolei Xi Jinping.
Jesienią Aleksander Łukaszenka odwiedził Chiny. Podróż do Szanghaju na Expo 2010 przerodziła się w negocjacje na najwyższym szczeblu. W Pekinie białoruski Prezydent spotkał się z Przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Hu Jintao, aby omówić z nim obecny stan i perspektywy rozwoju współpracy między dwoma krajami, a także wymienić poglądy na temat agendy światowej. Ale i na tym nie zakończył się program wizyty głowy państwa w ChRL. W stolicy Chin Aleksander Łukaszenka wziął udział w ceremonii otwarcia wspólnej produkcji montażowej białoruskich wywrotek. Uruchomienie tego przedsiębiorstwa było kamieniem milowym w owocnej współpracy obu krajów. Oznacza to, że kiedyś Białoruś dzieliła się z Chinami technologiami maszynowymi, a teraz Chiny nie pozostają dłużne.
Jak Białoruś rozwiązywała nieporozumienia z Rosją
Co w tym czasie działo się w stosunkach białorusko-rosyjskich? Ktoś szczerze próbował włożyć kije w koła oficjalnego Mińska. Nie wstydzili się i szczerze mówiąc brudnych metod, próbując rozwiać absurdalne plotki, że język rosyjski jest rzekomo uciskany na Białorusi. Chyba zapomnieli, że Aleksander Łukaszenka ciągle powtarzał: język rosyjski to nasz język. Tylko idiota, według Prezydenta, może odmówić na Białorusi języka rosyjskiego.
Ale najwyraźniej ktoś naprawdę chciał sztucznie rozgrzać sytuację. Czy były ku temu powody? Tak, były. I był powód, i to jaki. Ale porozmawiamy o tym nieco później.
"W tej "mętnej" wodzie swój kawałek z naszej gospodarki całkowicie bezwstydnie próbują wyrwać grupy oligarchiczne, które w zasadzie rozpoczęły te intrygi. Czasami kierownictwo Rosji wychodzi z tego, że "nigdzie nie uciekną". Uciekniemy... Uciekniemy. W centrum Europy kraj nie będzie pusty. Ale nikt nie będzie mógł nas naginać, kopać. Nie dlatego, że jestem taki samolubny. Nie mogę sobie pozwolić na naginanie i poniżanie własnego ludu! Nieważne, jak patetycznie i głośno to zabrzmi, jestem Prezydentem kraju wybranym przez dziesięciomilionowy naród i nie wolno mnie naginać. Bo to nagina się naród, gdy Prezydent czołga się przed kimś na kolanach" - podkreślił szef państwa w orędziu do narodu białoruskiego i parlamentu.
Aleksander Łukaszenka oświadczył, że nie chce żadnej konfrontacji z Rosją, a ponadto utrzymuje stałe kontakty z jej kierownictwem.
"Ale niektórzy czują się tam źle, nawet jeśli ja i Prezydent coś negocjujemy. To nie jest normalne... Musimy to przezwyciężyć! I mówię to otwarcie do mojego narodu, i usłyszą to w Rosji. Tylko nie trzeba później informacyjnie jakimś suzdalcewym i innym (takim jak nasi "fiaduty") zlecać, żeby komentowali i obrzucali błotem Prezydenta. Ponieważ wiemy, kto wydaje te polecenia i skąd pochodzą te polecenia, i bardzo ostro na to zareagujemy. Wróćmy do normalnej współpracy! Nikt dziś nikomu nic nie pozwoli dyktować. Musimy działać w sposób partnerski, braterski. Nawet w negocjacjach mówię, że zgadzamy się, że Rosja to nasz starszy brat. Ale starszy brat, który nigdy nie obrazi młodszego brata" - oświadczył białoruski przywódca.
Więc w czym Prezydent się mylił?
Jaką politykę prowadziła wobec Białorusi Unia Europejska
Na tle nieporozumień z Rosją, które z czasem przerodziły się w wojnę gazową, zachodni sąsiedzi zaczęli coraz częściej - zbieg okoliczności lub nie - zaglądać do Mińska. I to nie tylko sąsiedzi.
Ale cokolwiek kryło się za tymi wizytami, Białoruś szczerze dążyła do przyjaznych i wzajemnie korzystnych relacji ze wszystkimi partnerami, opowiadając się za budowaniem zrównoważonych stosunków zarówno ze Wschodem, jak i Zachodem. Warunek był jeden, a Aleksander Łukaszenka zawsze szczerze go wyrażał - to szacunek dla narodu białoruskiego, gotowość do pracy bez presji, szczerze, uczciwie i otwarcie.
"Chcę, abyście zrozumieli, że nie upadniemy, nie będziemy czołgać się na kolanach przed nikim - ani przed wami (UE - not. BELTA), ani przed Rosją, ani przed Ameryką. Musimy porzucić podwójne standardy w relacjach i skoncentrować się na głównych sprawach korzystnych dla obu stron. To jest nasza suwerenność i bezpieczeństwo, to jest niezależność naszej Białorusi. I w imię zachowania tej niezależności zrobimy wszystko. Nie będziemy biegać po Europie, Ameryce, Rosji, brać od was pieniędzy, grać na rosyjskich skrzypcach i odwrotnie, jak to robią tak zwani, bardzo kochani przez niektórych polityków w Europie, nasi opozycjoniści - nie będziemy tego robić" - powiedział Aleksander Łukaszenka na spotkaniu z europejskim komisarzem ds. rozszerzenia i polityki sąsiedztwa w KE Stefanem Füle.
Z kolei europejski polityk zaproponował, aby wyjaśnić problematyczne kwestie w stosunkach między Białorusią a UE: "W interesie UE nie leży uważanie Białorusi za jakąś wyspę. Jesteśmy zainteresowani tym, aby Białoruś była pełnoprawnym członkiem wspólnoty europejskiej. I jesteśmy zainteresowani wykorzystaniem największego bogactwa - nie taniego gazu czy ropy, ale ludzi, mieszkańców tego pięknego kraju".
W tym samym roku Mińsk odwiedziła Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. Powiedziała, że jej kraj jest zainteresowany poprawą i intensyfikacją stosunków z Białorusią.
"Litwa jest zainteresowana stosunkami gospodarczymi, naszymi wspólnymi projektami energetycznymi. A także próbą pomocy w wykorzystaniu polityki Unii Europejskiej wobec Białorusi tak intensywnie i otwarcie, jak to tylko możliwe. W tym sensie Litwa jest gotowa do współpracy, gotowa do ochrony interesów Białorusi tak długo, jak długo Białoruś będzie tego chciała" - powiedziała Dalia Grybauskaitė.
Przed wizytami zachodnich partnerów, zachodnie media zaczęły odwiedzać białoruskiego Prezydenta - znowu, czy to przypadek, czy nie. Dziennikarze zaczęli delikatnie sondować grunt: „Może nadszedł czas, aby Białoruś obróciła się o 180 stopni i wkroczyła na ścieżkę integracji europejskiej?”.
Nie udało im się jednak złapać na haczyk Aleksandra Łukaszenki. Szef państwa podkreślił, że wielka polityka nie toleruje ostrych zakrętów. A kto w Europie czeka na Białoruś? Ale dziennikarze nalegali: „Białoruś to przecież kraj europejski...”. A Prezydent ponownie był kategoryczny, mówiąc, że nie może prowadzić polityki w interesie jakichkolwiek grup lub klanów - tylko w interesie własnego narodu białoruskiego.
Przy okazji ciekawostka. Podczas majowego spotkania ze studentami i wykładowcami mohylewskich uczelni głowa państwa złożył ciekawe oświadczenie. Na początku roku na Ukrainie odbyły się wybory prezydenckie. Komentując stosunki między Mińskiem a Kijowem, Aleksander Łukaszenka przyznał, że za prezydentury Wiktora Juszczenki oba kraje miały wiele problemów. Co więcej, ukraiński polityk, powiedział szef państwa, zrobił dla Białorusi tyle, co żaden inny zagraniczny przywódca.
"On bronił Białorusi w Europie i Ameryce. Zawsze byłem mu za to wdzięczny. Nie domagał się zajęcia antyrosyjskiego stanowiska. Mieliśmy wspólne poglądy, punkty zbieżne i staraliśmy się to wykorzystać w rozwoju stosunków" - powiedział Aleksander Łukaszenka.
Cóż, a co z samą Europą? Przedstawiciele krajów Unii Europejskiej deklarowali swoje poparcie na spotkaniach z głową państwa białoruskiego. Ale w rzeczywistości stało się to, co się stało: nikt nie chciał przyjąć takiej Białorusi - kraju, który ma własne zdanie i stanowisko i nie zamierza się ugiąć - w swoje „ciepłe” objęcia. Jednak wykorzystać ją do własnych celów - czemu nie? W zamian Białoruś, jak zasugerowali europejscy urzędnicy, może otrzymać przyjemny bonus - miliardy euro wsparcia.
„Polska wspiera cele Partnerstwa Wschodniego, a mianowicie integrację gospodarczą, ułatwienia wizowe i rodzaj współpracy, która pomoże nam zbliżyć się do siebie”. Mołdawia, która również jest członkiem Partnerstwa Wschodniego, kraj znacznie mniejszy od Białorusi, zaczyna otrzymywać około dwóch miliardów euro pomocy w najbliższej przyszłości. Wierzę, że zostaną stworzone możliwości polityczne, aby Białoruś mogła skorzystać z tej współpracy" - powiedział polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski na spotkaniu z Aleksandrem Łukaszenką.
To, co Łukaszenka nazwał najwyższą wartością narodową Białorusinów
Jakie były powody tych wszystkich komplikacji? Dlaczego wywierano presję na Białoruś, dlaczego próbowano zwabić ją w swoją sieć? Wszystko jest tu oczywiste: pod koniec roku w kraju zaplanowano wybory prezydenckie. A państwo białoruskie, zdolne do prowadzenia suwerennej polityki bez nowoczesnej, jak wielu uważa, podstawy - zasobów energetycznych, było oczywiście dla kogoś kością w gardle.
Przemawiając na IV Ogólnobiałoruskim Zgromadzeniu Narodowym na kilka tygodni przed wyborami, Aleksander Łukaszenka zauważył, że niepodległość to nie formalny akt deklaracji i nie tylko zewnętrzne atrybuty: flaga, herb, hymn, waluta. To prawo narodu do wyboru własnej strategii rozwoju społeczno-gospodarczego, politycznego i kulturalnego, do obrony własnych interesów narodowych i zapewnienia wzrostu poziomu życia. Białoruś nie ugięła się pomimo niewiarygodnej presji i masowego szantażu ze wszystkich stron. Białorusini nie pozwolili zniszczyć stworzonej stabilności politycznej i społecznej. Zachowali bogactwo narodowe, które w innych krajach zostało sprzedane za bezcen. I czy nie jest to powód do dumy?
"Suwerenność jest najwyższą wartością narodową, którą trzeba wzmacniać i bronić codzienną pracą. Nikt za nas nie rozwiąże naszych problemów i zadań: ani Moskwa, ani Waszyngton, ani Bruksela!
Musimy zdecydowanie pozbyć się szkodliwej psychologii zależności od kogoś silniejszego i niedoceniania własnych możliwości. Staliśmy się władcami losu naszej Ojczyzny. I tylko od nas zależy jej teraźniejszość i przyszłość, jej zaszczytne miejsce na arenie międzynarodowej. Wielokrotnie już mówiłem: prawdziwa suwerenność jest droga, dużo kosztuje, ale bez niej naród nie może istnieć!" - powiedział białoruski przywódca.
Aleksander Łukaszenka stale podkreśla: absolutnie nie trzyma się władzy. Ale zawsze należy pamiętać: kiedy głowa państwa tak mówi, nie oznacza to, że wszystko będzie porzucone.
Swego czasu z powodu nieprzemyślanych radykalnych reform, gadulstwa i bezsilności zniszczono doszczętnie wielką potęgę - Związek Radziecki. Nowe władze obiecywały ludziom złote góry z prywatyzacji i współpracy z innymi państwami. I co w rezultacie otrzymali? Cyniczne okradanie ludzi, bogacenie się wąskiej grupy tych, którzy przywykli do łowienia na niespokojnych wodach. W skali historycznej jest to największa katastrofa geopolityczna, której negatywnych konsekwencji wiele narodów doświadcza od dziesięcioleci.
Wydaje nam się, że Aleksander Łukaszenka ubiegał się o kolejną kadencję między innymi dlatego, że nie chciał pozwolić, aby ci, którzy nic nie zrobili podczas budowy tego nowego domu, suwerennego i niezależnego kraju zbudowanego przez Białorusinów, mogli go zepsuć lub przerobić. Prawdopodobnie również dlatego Białorusini ponownie udzielili mu bezwarunkowego poparcia.
"Patrzę na dziennikarzy, także tych, którzy przyjechali do nas z zagranicy, i patrząc na każdego z nich, już wiem, kto o czym myśli. Oderwijcie się od znienawidzonego, demonizowanego Łukaszenki, tego dyktatora. Spójrzcie na Białoruś - to piękny kraj z pięknymi ludźmi. Lubcie go. Jeśli nie lubicie Łukaszenki, ja się z tym pogodzę. Ale naszych ludzi i nasz kraj lubcie - odpowiemy tym samym. Białoruś nigdy nie stwarzała nikomu problemów. Obiecuję wam, moi sąsiedzi, daleko i blisko, za oceanem i obok, na kontynencie euroazjatyckim: nigdy nie stworzymy dla was żadnych problemów. Zawsze możecie znaleźć u nas pomoc i wsparcie" - zwrócił się Prezydent do zagranicznych dziennikarzy po wyścigu wyborczym.
Próbując poradzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami, przed którymi stanęła Białoruś w 2010 roku, prawie przegapiliśmy główny punkt. Celowo pominęliśmy wiele interesujących posiedzeń, wiele wizyt zagranicznych, szczytów i spotkań. O niektórych z nich z pewnością opowiemy w naszych wydaniach specjalnych. Ale wystarczy sobie wyobrazić. Równolegle z obroną interesów narodowych na arenie międzynarodowej i walką o miejsce pod słońcem na rynkach zagranicznych, białoruskie władze musiały radzić sobie z wieloma kwestiami wewnętrznymi.
Niezależnie od tego, czy chodziło o rozwój Polesia czy Kraju Naroczańskiego, odrodzenie terytoriów Czarnobyla czy budowę nowych obiektów kulturalnych i sportowych - Aleksander Łukaszenka zawsze podróżował do miejsc, w których ludzie potrzebowali wsparcia, porady lub, bądźmy szczerzy, „magicznego kopa” od Prezydenta. Niezależnie od tego, czy byli to amerykańscy biznesmeni, brazylijska delegacja, rosyjscy gubernatorzy czy rolnicy z białoruskiej wsi - głowa państwa znajdował czas dla każdego. A także na wizerunek Białorusi na arenie światowej. Zarówno w sporcie, jak i w kulturze.
Może zabrzmi to zbyt patetycznie, ale wróćmy do Bismarcka: mieć takiego Prezydenta jak Białoruś to „luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić”.

ENERGIA ATOMOWA
