12 września, Mińsk /Kor. BELTA/. Nie ma absolutnie żadnej winy strony białoruskiej w pogorszeniu stosunków z kierownictwem Armenii. Oświadczył o tym Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka na spotkaniu z przedstawicielami różnych narodowości mieszkających na Białorusi, donosi korespondent BELTA.
W wydarzeniu wziął udział przewodniczący publicznego stowarzyszenia Ormiańskie Towarzystwo Kulturalno-Edukacyjne miasta Mińsk „Ajstan” Georgij Jeghiazaryan. Jest on również przewodniczącym Międzyetnicznej Rady Doradczej przy pełnomocniku ds. religijnych i etnicznych. Georgij Jeghiazaryan podziękował Prezydentowi za uwagę, jaką państwo poświęca rozwojowi kultur różnych społeczności narodowych, zachowaniu pokoju i harmonii.
W rozmowie z dziennikarzami po spotkaniu Georgij Jeghiazaryan zauważył, że słabo ocenia obecne stosunki białorusko-ormiańskie na poziomie politycznym, podczas gdy relacje międzyludzkie jak dotąd były dobre i takie pozostaną. Ważne jest również, aby nie odrzucać dawnych przyjaciół w poszukiwaniu nowych partnerów. „Rozumiem: można odwrócić się w stronę Zachodu, Unii Europejskiej (chodzi o Armenię), ale nie można też psuć stosunków z przyjaciółmi. Białoruś i Rosja nie są obcymi krajami. A politycy powinni znaleźć wspólny język. Bo my między ludźmi zawsze znajdziemy wspólny język” - powiedział przewodniczący ormiańskiego stowarzyszenia. - Wielu ludzi przyjmuje (propagandę - przyp. BELTA), że to będzie wspaniała przyszłość i pójdziemy tam, i słońce będzie tam jasno świecić. Uważam, że niech słońce świeci, ale nie można zgaszać światła w innym miejscu. Po co psuć relacje z przyjaciółmi? Myślę, że mimo wszystko konieczne jest przywrócenie przyjaznych stosunków”.
„Pomyślałem, słuchając Pana przemówienia, że dobrze by było, gdybyśmy mieli dobre stosunki z Armenią, tak jak wcześniej, pomimo wszystkich niedociągnięć i niuansów. Proszę mi wierzyć, to absolutnie nie nasza wina” - powiedział szef państwa. - Dziś jest jasne dla każdego, kto śledzi politykę, dlaczego obecne kierownictwo Armenii prowadziło i prowadzi taką politykę. Podjęli decyzję o przeprowadzeniu w Armenii referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej”.
„Oczywiście, to było dawno temu. Ostrzegałem Nikola Paszyniana, że nie powinien tego robić. To było w trybie zamkniętym. Począwszy od Petersburga (spotkania tam - przyp. BELTA), kiedy właśnie został premierem. Powiedziałem: „Jesteś młodym człowiekiem, niedoświadczonym (mamy takiego na południu, przecież wiecie). Nie spiesz się, popracuj, rozejrzyj się”. No i wiadomo, z jakimi pomysłami doszedł do władzy” - powiedział szef białoruskiego państwa.
Zauważył, że „pierwsze ataki” ormiańskich przywódców były skierowane na Białoruś. „To jasne, że celował w nas, ale próbował trafić w Rosję. Putin i ja doskonale to widzieliśmy, rozumieliśmy. Mówiłem Putinowi, a on powiedział mi, że nie powinniśmy pogarszać stosunków. Żeby naród ormiański nie myślał, że jesteśmy przeciwko Ormianom. I, jak widać, nie zareagowaliśmy w żaden sposób, - powiedział Prezydent. - Ale dziś jest już jasne: Europejczycy zażądają czegoś od ormiańskiego przywództwa, zanim tam wejdą. Amerykanie stoją za Europejczykami. Nic nie jest robione na Zachodzie bez Ameryki. Dlatego właśnie zajmują się Armenią.
Aleksander Łukaszenka zwrócił uwagę na niedawną przeszłość, ponieważ to właśnie od tego wszystko się zaczynało w Ukrainie. „Wiecie, w jakiej sytuacji jest Armenia. Staraliśmy się pomóc Ormianom w każdy możliwy sposób, współpracowaliśmy z najbliższymi ludźmi, pomagaliśmy w każdy możliwy sposób. A to, co stało się w Karabachu, to tylko wina ormiańskich przywódców, - podkreślił białoruski lider. - Osobiście ich ostrzegałem, kiedy wszyscy szefowie państw albo milczeli, albo byli temu przeciwni: oddajcie im (Azerbejdżanowi - przyp. BELTA) te terytoria. Co więcej, oni (władze Armenii - przyp. BELTA) przyznali, że to „nie są nasze terytoria”. Nawet ptaki nie lądowały ani nie latały na tych terytoriach, to znaczy nie było tam ludzi, nikt tam nie mieszkał. W tak sprzyjającej naturalnej atmosferze, gdzie ziemia jest również sprzyjająca, ludzie nie mieszkali. Widziałem ponad milion uchodźców w Azerbejdżanie".
Prezydent przypomniał, że wzywał do pokoju w regionie, ale Armenia miała inne stanowisko: „Tak, to nie są nasze ziemie, to ziemie Azerbejdżanu. Ale nie oddamy ich - będziemy walczyć”. „I to była moja linia. Powiedziałem to w Erywaniu w trybie niejawnym. Potem zapytałem Putina. Obaj już zaczęliśmy prosić Paszyniana: „Rozwiążcie ten problem!". - Nie, będziemy walczyć. Dosyć już mają. Po co więc obrażać się na Rosję czy na nas? Sam uznałeś Karabach za terytorium Azerbejdżanu”.
Szef państwa zauważył, że wcześniej on i Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew rozmawiali o tym, jak pokojowo uregulować sytuację w regionie. „Jak możemy, powiedział, uczynić wszystko pokojowym, aby Ormianie tam mieszkali? Niech tam mieszkają, powiedział".
„A potem bum - oświadczenie Paszyniana, że "zgadzamy się na integralność terytorialną Azerbejdżanu, a Karabach jest wasz". Na kogo się obrazić? Kto cię pociągnął za język? Mówię, to chyba nasz „przyjaciel” z południa. Powinieneś być człowiekiem opanowanym, przewodzisz starożytnej cywilizacji, starożytnemu krajowi. Ale widzicie, chce mu sie iść na Zachód, do Unii Europejskiej” - powiedział Prezydent Białorusi.
Prezydent wezwał w każdym razie, aby nie stracić tego, co już istnieje we współpracy z tradycyjnymi partnerami. „Różne rzeczy się zdarzają. Ale nie traćcie tego, co macie. Macie tego wróbla w swoich rękach. Nie gońcie jeszcze gołębia. Niech ten wróbel będzie w waszych rękach - poradził głowa państwa. - Nie traćcie tej przyjaźni, tego braterstwa. To jest jednolity rynek w gospodarce, to jest wzajemna pomoc. Nie traćcie tego, bo jeśli to stracicie, możecie nic na tym nie zyskać".
„Jaki Zachód? Nie jesteśmy przeciwni współpracy z Zachodem, z Amerykanami, ale przecież widzicie ich politykę... Jutro nowe przywództwo dojdzie do władzy w Ameryce, nawet stare-nowe przywództwo (Kamala Harris i tak dalej) - zobaczycie, to będzie zupełnie inna polityka. Mają taki zwyczaj: „Kim jesteście? Nie znamy was”. - Jak nie wiecie, przecież przyjaźniliśmy się z wami, dostarczaliście nam broń... - Nie, to nie my” - powiedział Aleksander Łukaszenka, podając przykład logiki komunikacji amerykańskiego establishmentu. - Taka jest ich polityka. I stale mówiłem o tym waszym przywódcom. Jeśli, mówię, nie rozumiecie, jestem już starszym człowiekiem w polityce. Widziałem wiele rzeczy. Nie można im ufać".
„Myślicie, że na Armenię gdzieś czekają? Ani na nas, ani na Armenię, ani na Ukrainę nikt nie czeka (zobaczycie, to się stanie na naszych oczach). Każdy jest zajęty swoimi sprawami. I chcą rozwiązywać swoje problemy kosztem innych: „Niech Ukraińcy walczą z Rosjanami, zabijają się nawzajem, niech wszyscy zdechną. To właśnie ich sprawa” - zauważył Prezydent.
„Nie tłumaczę się przed wami, ale chcę żebyście zrozumieli, że nie ma absolutnie żadnej naszej winy w pogorszeniu stosunków z ormiańskimi przywódcami. Ormianie to bardzo mądrzy ludzie. Nie będą tolerować nienormalnej polityki, która nie odpowiada mentalności narodu ormiańskiego. W niedalekiej przyszłości sami zdecydują, gdzie leży ich szczęście” - powiedział białoruski przywódca.
Aleksander Łukaszenka podkreślił wyjątkowo dobry stosunek do przedstawicieli ormiańskiej diaspory na Białorusi. „Dla mnie nie jesteście już Ormianami - dla mnie jesteście Białorusinami. Jesteście naszymi ludźmi, naszymi obywatelami” - podkreślił.
W wydarzeniu wziął udział przewodniczący publicznego stowarzyszenia Ormiańskie Towarzystwo Kulturalno-Edukacyjne miasta Mińsk „Ajstan” Georgij Jeghiazaryan. Jest on również przewodniczącym Międzyetnicznej Rady Doradczej przy pełnomocniku ds. religijnych i etnicznych. Georgij Jeghiazaryan podziękował Prezydentowi za uwagę, jaką państwo poświęca rozwojowi kultur różnych społeczności narodowych, zachowaniu pokoju i harmonii.
W rozmowie z dziennikarzami po spotkaniu Georgij Jeghiazaryan zauważył, że słabo ocenia obecne stosunki białorusko-ormiańskie na poziomie politycznym, podczas gdy relacje międzyludzkie jak dotąd były dobre i takie pozostaną. Ważne jest również, aby nie odrzucać dawnych przyjaciół w poszukiwaniu nowych partnerów. „Rozumiem: można odwrócić się w stronę Zachodu, Unii Europejskiej (chodzi o Armenię), ale nie można też psuć stosunków z przyjaciółmi. Białoruś i Rosja nie są obcymi krajami. A politycy powinni znaleźć wspólny język. Bo my między ludźmi zawsze znajdziemy wspólny język” - powiedział przewodniczący ormiańskiego stowarzyszenia. - Wielu ludzi przyjmuje (propagandę - przyp. BELTA), że to będzie wspaniała przyszłość i pójdziemy tam, i słońce będzie tam jasno świecić. Uważam, że niech słońce świeci, ale nie można zgaszać światła w innym miejscu. Po co psuć relacje z przyjaciółmi? Myślę, że mimo wszystko konieczne jest przywrócenie przyjaznych stosunków”.
„Pomyślałem, słuchając Pana przemówienia, że dobrze by było, gdybyśmy mieli dobre stosunki z Armenią, tak jak wcześniej, pomimo wszystkich niedociągnięć i niuansów. Proszę mi wierzyć, to absolutnie nie nasza wina” - powiedział szef państwa. - Dziś jest jasne dla każdego, kto śledzi politykę, dlaczego obecne kierownictwo Armenii prowadziło i prowadzi taką politykę. Podjęli decyzję o przeprowadzeniu w Armenii referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej”.
„Oczywiście, to było dawno temu. Ostrzegałem Nikola Paszyniana, że nie powinien tego robić. To było w trybie zamkniętym. Począwszy od Petersburga (spotkania tam - przyp. BELTA), kiedy właśnie został premierem. Powiedziałem: „Jesteś młodym człowiekiem, niedoświadczonym (mamy takiego na południu, przecież wiecie). Nie spiesz się, popracuj, rozejrzyj się”. No i wiadomo, z jakimi pomysłami doszedł do władzy” - powiedział szef białoruskiego państwa.
Zauważył, że „pierwsze ataki” ormiańskich przywódców były skierowane na Białoruś. „To jasne, że celował w nas, ale próbował trafić w Rosję. Putin i ja doskonale to widzieliśmy, rozumieliśmy. Mówiłem Putinowi, a on powiedział mi, że nie powinniśmy pogarszać stosunków. Żeby naród ormiański nie myślał, że jesteśmy przeciwko Ormianom. I, jak widać, nie zareagowaliśmy w żaden sposób, - powiedział Prezydent. - Ale dziś jest już jasne: Europejczycy zażądają czegoś od ormiańskiego przywództwa, zanim tam wejdą. Amerykanie stoją za Europejczykami. Nic nie jest robione na Zachodzie bez Ameryki. Dlatego właśnie zajmują się Armenią.
Aleksander Łukaszenka zwrócił uwagę na niedawną przeszłość, ponieważ to właśnie od tego wszystko się zaczynało w Ukrainie. „Wiecie, w jakiej sytuacji jest Armenia. Staraliśmy się pomóc Ormianom w każdy możliwy sposób, współpracowaliśmy z najbliższymi ludźmi, pomagaliśmy w każdy możliwy sposób. A to, co stało się w Karabachu, to tylko wina ormiańskich przywódców, - podkreślił białoruski lider. - Osobiście ich ostrzegałem, kiedy wszyscy szefowie państw albo milczeli, albo byli temu przeciwni: oddajcie im (Azerbejdżanowi - przyp. BELTA) te terytoria. Co więcej, oni (władze Armenii - przyp. BELTA) przyznali, że to „nie są nasze terytoria”. Nawet ptaki nie lądowały ani nie latały na tych terytoriach, to znaczy nie było tam ludzi, nikt tam nie mieszkał. W tak sprzyjającej naturalnej atmosferze, gdzie ziemia jest również sprzyjająca, ludzie nie mieszkali. Widziałem ponad milion uchodźców w Azerbejdżanie".
Prezydent przypomniał, że wzywał do pokoju w regionie, ale Armenia miała inne stanowisko: „Tak, to nie są nasze ziemie, to ziemie Azerbejdżanu. Ale nie oddamy ich - będziemy walczyć”. „I to była moja linia. Powiedziałem to w Erywaniu w trybie niejawnym. Potem zapytałem Putina. Obaj już zaczęliśmy prosić Paszyniana: „Rozwiążcie ten problem!". - Nie, będziemy walczyć. Dosyć już mają. Po co więc obrażać się na Rosję czy na nas? Sam uznałeś Karabach za terytorium Azerbejdżanu”.
Szef państwa zauważył, że wcześniej on i Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew rozmawiali o tym, jak pokojowo uregulować sytuację w regionie. „Jak możemy, powiedział, uczynić wszystko pokojowym, aby Ormianie tam mieszkali? Niech tam mieszkają, powiedział".
„A potem bum - oświadczenie Paszyniana, że "zgadzamy się na integralność terytorialną Azerbejdżanu, a Karabach jest wasz". Na kogo się obrazić? Kto cię pociągnął za język? Mówię, to chyba nasz „przyjaciel” z południa. Powinieneś być człowiekiem opanowanym, przewodzisz starożytnej cywilizacji, starożytnemu krajowi. Ale widzicie, chce mu sie iść na Zachód, do Unii Europejskiej” - powiedział Prezydent Białorusi.
Prezydent wezwał w każdym razie, aby nie stracić tego, co już istnieje we współpracy z tradycyjnymi partnerami. „Różne rzeczy się zdarzają. Ale nie traćcie tego, co macie. Macie tego wróbla w swoich rękach. Nie gońcie jeszcze gołębia. Niech ten wróbel będzie w waszych rękach - poradził głowa państwa. - Nie traćcie tej przyjaźni, tego braterstwa. To jest jednolity rynek w gospodarce, to jest wzajemna pomoc. Nie traćcie tego, bo jeśli to stracicie, możecie nic na tym nie zyskać".
„Jaki Zachód? Nie jesteśmy przeciwni współpracy z Zachodem, z Amerykanami, ale przecież widzicie ich politykę... Jutro nowe przywództwo dojdzie do władzy w Ameryce, nawet stare-nowe przywództwo (Kamala Harris i tak dalej) - zobaczycie, to będzie zupełnie inna polityka. Mają taki zwyczaj: „Kim jesteście? Nie znamy was”. - Jak nie wiecie, przecież przyjaźniliśmy się z wami, dostarczaliście nam broń... - Nie, to nie my” - powiedział Aleksander Łukaszenka, podając przykład logiki komunikacji amerykańskiego establishmentu. - Taka jest ich polityka. I stale mówiłem o tym waszym przywódcom. Jeśli, mówię, nie rozumiecie, jestem już starszym człowiekiem w polityce. Widziałem wiele rzeczy. Nie można im ufać".
„Myślicie, że na Armenię gdzieś czekają? Ani na nas, ani na Armenię, ani na Ukrainę nikt nie czeka (zobaczycie, to się stanie na naszych oczach). Każdy jest zajęty swoimi sprawami. I chcą rozwiązywać swoje problemy kosztem innych: „Niech Ukraińcy walczą z Rosjanami, zabijają się nawzajem, niech wszyscy zdechną. To właśnie ich sprawa” - zauważył Prezydent.
„Nie tłumaczę się przed wami, ale chcę żebyście zrozumieli, że nie ma absolutnie żadnej naszej winy w pogorszeniu stosunków z ormiańskimi przywódcami. Ormianie to bardzo mądrzy ludzie. Nie będą tolerować nienormalnej polityki, która nie odpowiada mentalności narodu ormiańskiego. W niedalekiej przyszłości sami zdecydują, gdzie leży ich szczęście” - powiedział białoruski przywódca.
Aleksander Łukaszenka podkreślił wyjątkowo dobry stosunek do przedstawicieli ormiańskiej diaspory na Białorusi. „Dla mnie nie jesteście już Ormianami - dla mnie jesteście Białorusinami. Jesteście naszymi ludźmi, naszymi obywatelami” - podkreślił.