16 stycznia, Mińsk /Kor. BELTA/. Nie pozwolimy, aby wybory prezydenckie stały się show komediowym, tak jak w Stanach Zjednoczonych i krajach europejskich. O tym powiedział sekretarz stanu Rady Bezpieczeństwa Republiki Białorusi Aleksander Wolfowicz w wywiadzie dla "SB. Białoruś dzisiaj", informuje BELTA.
"Biorąc pod uwagę brak skutecznych dźwigni wpływu na sytuację wewnątrz Białorusi, główne wysiłki uciekinierów i ich kuratorów koncentrują się, po pierwsze, na przeprowadzeniu zmasowanych kampanii informacyjnych w celu zdyskredytowania władz, komitetów wyborczych i głowy państwa - powiedział sekretarz stanu. - W tym celu organizowane są tzw. śledztwa dziennikarskie z oskarżeniami urzędników o korupcję, wykorzystywanie stanowiska służbowego do celów osobistych itp. Po drugie, na inspirowanie nastrojów protestacyjnych w poszczególnych grupach społecznych (młodzież, środowisko profesorskie, lekarze, przedsiębiorcy i inne kategorie). W tym celu uciekinierzy aktywnie poszukują informacji o problematycznych kwestiach, które dotyczą ludności kraju - powiedział. - Po trzecie, wywieranie destrukcyjnej presji psychologicznej na członków komisji wszystkich szczebli i ich rodziny, innych uczestników procesu wyborczego, urzędników w celu skłonienia ich do przejścia na drugą stronę i wprowadzenia podziału w pionie władzy. Po czwarte, na przygotowaniu i przeprowadzeniu podczas wyborów prowokacji w celu ustalenia rzekomo protestacyjnej pozycji obywateli, którzy brali udział w głosowaniu".
Wynik takich wysiłków jest dość przewidywalny: oskarżenie Białorusi o brak norm demokratycznych, nieuznanie wyników wyborów prezydenckich, wezwanie do nowych ograniczeń sankcyjnych. Czyli ograniczeń wobec zwykłych obywateli, podkreślił Aleksander Wolfowicz.
"Być może zgodzę się z zagranicznymi przeciwnikami: Białoruś jest krajem niedemokratycznym w rozumieniu demokracji, które w nią wkładają. Nie chcemy demokracji, jaka jest na Zachodzie. Nie gwarantuje bezpieczeństwa ludziom. Zawsze poważnie podchodzimy do wszystkich wydarzeń odbywających się w kraju. Wybory prezydenckie są szczególnie ważne. I nie pozwolimy, aby zostały one przekształcone w show komediowy, tak jak w Stanach Zjednoczonych i krajach europejskich" - dodał sekretarz stanu.
"Biorąc pod uwagę brak skutecznych dźwigni wpływu na sytuację wewnątrz Białorusi, główne wysiłki uciekinierów i ich kuratorów koncentrują się, po pierwsze, na przeprowadzeniu zmasowanych kampanii informacyjnych w celu zdyskredytowania władz, komitetów wyborczych i głowy państwa - powiedział sekretarz stanu. - W tym celu organizowane są tzw. śledztwa dziennikarskie z oskarżeniami urzędników o korupcję, wykorzystywanie stanowiska służbowego do celów osobistych itp. Po drugie, na inspirowanie nastrojów protestacyjnych w poszczególnych grupach społecznych (młodzież, środowisko profesorskie, lekarze, przedsiębiorcy i inne kategorie). W tym celu uciekinierzy aktywnie poszukują informacji o problematycznych kwestiach, które dotyczą ludności kraju - powiedział. - Po trzecie, wywieranie destrukcyjnej presji psychologicznej na członków komisji wszystkich szczebli i ich rodziny, innych uczestników procesu wyborczego, urzędników w celu skłonienia ich do przejścia na drugą stronę i wprowadzenia podziału w pionie władzy. Po czwarte, na przygotowaniu i przeprowadzeniu podczas wyborów prowokacji w celu ustalenia rzekomo protestacyjnej pozycji obywateli, którzy brali udział w głosowaniu".
Wynik takich wysiłków jest dość przewidywalny: oskarżenie Białorusi o brak norm demokratycznych, nieuznanie wyników wyborów prezydenckich, wezwanie do nowych ograniczeń sankcyjnych. Czyli ograniczeń wobec zwykłych obywateli, podkreślił Aleksander Wolfowicz.
"Być może zgodzę się z zagranicznymi przeciwnikami: Białoruś jest krajem niedemokratycznym w rozumieniu demokracji, które w nią wkładają. Nie chcemy demokracji, jaka jest na Zachodzie. Nie gwarantuje bezpieczeństwa ludziom. Zawsze poważnie podchodzimy do wszystkich wydarzeń odbywających się w kraju. Wybory prezydenckie są szczególnie ważne. I nie pozwolimy, aby zostały one przekształcone w show komediowy, tak jak w Stanach Zjednoczonych i krajach europejskich" - dodał sekretarz stanu.