Projekty
Government Bodies
Flag Niedziela, 27 Października 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Polityka
24 Października 2024, 10:35

"Dziękujemy, że nas nie zostawiono". Rodzina uratowana ze Strefy Gazy o koszmarze i nadziejach na przyszłość

Samolot z uratowanymi ze Strefy Gazy obywatelami Białorusi wylądował tej nocy bezpiecznie na Narodowym Lotnisku Mińsk. Tatiana Abualkas z trójką dzieci praktycznie straciła nadzieję na spokojne życie. Kiedy nie musisz chować się w piwnicach, mieszkać w namiotach, zasypiać pod eksplozjami pocisków, za każdym razem zastanawiając się, czy ta noc nie będzie ostatnią. Trudno wyrazić słowami, jakie próby musiała przejść rodzina Abualkas. Ale teraz to już przeszłość, a przed nimi - nowe życie pod spokojnym niebem, którego Tatiana i jej dzieci nie widziały od ponad roku.

Droga na Białoruś nie była łatwa. Białoruscy dyplomaci, przy wsparciu Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, wykonali naprawdę kolosalną pracę. Trudności zaczęły się już na początkowym etapie: ewakuacja prostą drogą przez lotnisko w Tel Awiwie nie powiodła się. Nie udało się również zabezpieczyć drogi przez egipsko-palestyńskie i egipsko-izraelskie przejścia graniczne.

Dyplomaci zorganizowali przejście granicy izraelsko-jordańskiej przez punkt kontrolny "Allenby". Tatiana z dziećmi została umieszczona w Jordanii i po krótkim czasie poleciały do Mińska.

"W ciągu roku omal nie oszaleliśmy"

Na lotnisku rodzinę Abualkas powitali rodzice i najbliżsi ludzie. Rozmawiając z dziennikarzami, ojciec Tatiany Aleksander Bartosz z trudem powstrzymywał łzy. Mężczyzna przyznaje: on i jego żona omal nie oszaleli w ciągu roku. Nie było prawie żadnego kontaktu z Tatianą, i rodzice po prostu nie wiedzieli, czy ich córka żyje, czy zobaczą swoje wnuki.

"Oczywiście teraz czuję radość, ulgę. Ale w ciągu roku omal nie oszaleliśmy. Kiedy jechaliśmy na lotnisko, powiedziałem wnukowi: zobacz, jak Białoruś spotyka swoich obywateli. Bardzo się cieszę, że pomogli nasi konsulowie" - powiedział dziennikarzom Aleksander Bartosz.

W Grodzieńskim Obwodowym Komitecie Wykonawczym mężczyźnie poradzono zwrócić się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Na apel mężczyźni zareagowali natychmiast i zorganizowali ewakuację ze Strefy Gazy czterech obywateli Białorusi.

"Szczerze mówiąc, czekaliśmy na nich w zeszłym roku, kiedy Białorusini zostali ewakuowani ze Strefy Gazy. Myśleliśmy, że przywiezią także naszych. A potem oglądamy telewizję - i informacja: w Palestynie na własne życzenie zostało sześciu Białorusinów. Myślę, że cztery z nich są nasi" - wspomina Aleksander Bartosz.

"Najważniejszy jest pokój, wszystko inne da się rozwiązać"

Dziś obawy i niepokoje krewnych Tatiany Abualkas rozproszyły się. Kobieta z dziećmi bezpiecznie dotarła do Mińska, chociaż ta droga nie była łatwa. Rodzina spędziła prawie trzy dni na nogach. Mimo to, mówi Tatiana, białoruscy dyplomaci udzielali pomocy i wsparcia, bez których powrót na Białoruś nie był możliwy.

"Chciałabym wyrazić ogromną wdzięczność naszym dyplomatom, którzy zapewnili nam pomoc i wsparcie. Czuliśmy to przez cały czas. Dzieci przesyłają ogromne pozdrowienia i podziękowania naszym dyplomatom" - powiedziała Tatiana Abualkas.

Kobieta zauważyła, że droga na Białoruś była trudna. Rodzina podróżowała przez trzy dni. Pierwszą rzeczą, jaką Tatiana planuje zrobić, jest zapisanie dzieci do szkoły: „Dzieci nie uczyły się w ogóle od roku. Trzeba poprawić umiejętności językowe. Przede wszystkim dzieci".

Tatiana jest pewna: najważniejszy jest pokój. Kiedy masz pewność, że obudzisz się rano, kiedy nie musisz chować się w piwnicy i martwić się o swoje życie i życie swoich dzieci. "Najważniejszy jest pokój, wszystko inne da się rozwiązać" - powiedziała.

"Przeżyliśmy tam horror. Wszystko jest w ruinie"

O próbach, przez które rodzina przechodziła przez cały rok, Tatiana opowiada jako o koszmarze, który, jak się wydawało, nigdy się nie skończy. "Ten region ciągle się trzęsie, są ciągłe wojny. Ale to mogło trwać dziesięć dni. Najdłuższa wojna w mojej pamięci trwała 53 dni. Nikt nie spodziewał się, że obecna wojna potrwa tak długo" - przyznaje Tatiana.

Miejscowość, w której mieszkała rodzina Abualkas, została zalecona do opuszczenia jako niebezpieczna dzielnica. Tak naprawdę nie było czasu na zbieranie, i ludzie zabierali ze sobą tylko to, co niezbędne, w strachu opuszczając swoje domy i mieszkania.

"Mieszkaliśmy u krewnych, a potem w namiotach. Nasz namiot stoi do dziś. Przeżyliśmy tam horror. Wszystko jest w ruinie. Przejeżdżaliśmy obok jednego z osiedli i nie mogłam sobie nawet wyobrazić, ile czasu zajmuje przywrócenie tego wszystkiego, aby życie tam wróciło. Wszystko jest w ruinie, nie było ani jednego całego budynku" - wspomina Tatiana.

"Dzięki Bogu jesteśmy teraz w domu. Dziękujemy, że nas nie zostawiono. Bardzo dziękujemy za zrozumienie i wsparcie" - podsumowała kobieta.
Świeże wiadomości z Białorusi