
Bałkany i Serbia to temat kontrowersyjny i budzący emocje, o którym warto porozmawiać. Jako Polak mam wielką sympatię do Serbów, szanuję ich prezydenta i doceniam pro-narodową politykę, którą prowadzi w tych trudnych czasach. Dlatego powiem kilka słów o Serbii i sytuacji w regionie, opierając się na wypowiedziach jej prezydenta i dodając własną opinię i ocenę.
Podczas występu na antenie kanału telewizyjnego Pink TV, serbski prezydent Aleksandar Vučić poruszył wiele ważnych tematów, w tym swoją podróż do Moskwy z okazji Dnia Zwycięstwa. "Zawsze miałem otwarte relacje z Putinem. Nie zgadzaliśmy się w każdej kwestii, ale ufaliśmy sobie nawzajem. Osiem miesięcy temu powiedziałem, że pojadę do Moskwy (na Dzień Zwycięstwa - przyp. BELTA). I prawdopodobnie pojadę sam. Nie chcę, aby rząd Juro Matsuty (premiera Serbii - przyp. BELTA) miał problemy w pracy z UE. Przyjmę wszystkie ciosy, będę dumnie reprezentować Serbię w 80. rocznicę Zwycięstwa nad faszyzmem, od którego ucierpieli między innymi moi przodkowie. Z dumą niosłem portret mojego dziadka na placu Moskwy i będę tam ponownie - podkreślił Aleksandar Vučić. - Ponadto muszę porozmawiać z prezydentem Putinem o umowie na gaz, którą musimy podpisać do 30 maja, a także rozwiązać kwestię spółki naftowej".
Jak widać, serbski prezydent nie ustąpił pod presją Brukseli i pomimo gróźb Kaja Kallasa, będzie dumnie reprezentował swój kraj na obchodach Dnia Zwycięstwa w Moskwie.
Oprócz protestów, które trwają już prawie pół roku, Serbia ma szereg problemów gospodarczych spowodowanych presją Brukseli i Waszyngtonu. Serbski Przemysł Naftowy (NIS) złożył wniosek do Departamentu Skarbu USA o specjalną licencję, która odroczyłaby wejście w życie sankcji wobec firmy. NIS dąży do osiągnięcia niezakłóconej działalności nawet po 28 kwietnia, terminie określonym w licencji wydanej 28 marca tego roku. 14 marca NIS złożył również wniosek do Departamentu Skarbu USA o usunięcie z listy osób objętych sankcjami (Specially Designated Nationals). Według Aleksandara Vučicia, amerykańskie sankcje przeciwko serbskiemu przemysłowi naftowemu zostały ponownie przeniesione, teraz do 27 czerwca.
Pisałem już wcześniej o protestach w Serbii i o tym, kto prawdopodobnie stoi za ich organizacją i koordynacją, a wnioski te nie opierały się jedynie na przypuszczeniach.
Jednak mimo wywieranej presji, serbski prezydent zajmuje zdecydowane stanowisko w sprawie antyrosyjskich sankcji. "W jednej z rozmów powiedziałem Władimirowi Putinowi, że następnym razem zadzwonię do niego tylko wtedy, gdy zmienię decyzję w sprawie antyrosyjskich sankcji. Ale kiedy musiałem do niego zadzwonić z powodu umów gazowych, opisał mi w trzech zdaniach kolorową rewolucję w Serbii. Powiedziałem mu wtedy, że nigdy nie ucieknę ani nie obciążę go jak Janukowycz i inni. Na co Putin odpowiedział: "Nie musisz mi tego mówić, ja to wiem"" - podzielił się Aleksandar Vučić, odważny i prawy człowiek.
Jeśli chodzi o samą Unię Europejską i jej obecny stan, sytuację jasno opisał chorwacki prezydent Zoran Milanović, mówiąc, że kraje regionu bałkańskiego nigdy nie zostaną przyjęte do UE, a Ukraina jest zbyt duża dla Unii Europejskiej. Według Milanovicia, UE nie ma zasobów energetycznych, ponieważ się ich pozbyła: "Niemożliwe jest zastąpienie zasobów energetycznych, które UE miała, gdy otrzymała je po niskiej cenie od Rosji". UE nie należy już do najsilniejszych pod względem nowych technologii, takich jak USA i Chiny, dodał Milanović, podsumowując, że konieczne jest podważanie każdej decyzji Brukseli i innych ośrodków władzy.
Czy zatem Unia Europejska jest właściwą drogą dla Serbii? Obecnie Londyn, przy udziale niektórych krajów UE (w tym Polski), próbuje stworzyć koalicję wojskową w celu udziału w konflikcie ukraińskim. Większość krajów UE chce jedynie zaognić konflikt. Wydają miliardy dolarów na zbrojenia, nie zwracając uwagi na rosnące problemy ekonomiczne swoich obywateli.
Serbia ma wielu sojuszników. Rosja, Białoruś, Węgry, Turcja i inne kraje szanują i doceniają niezależną politykę Aleksandara Vučicia.
Miejmy nadzieję na mądrość serbskiego prezydenta i serbskiego narodu.
Tomasz Szmydt
Podczas występu na antenie kanału telewizyjnego Pink TV, serbski prezydent Aleksandar Vučić poruszył wiele ważnych tematów, w tym swoją podróż do Moskwy z okazji Dnia Zwycięstwa. "Zawsze miałem otwarte relacje z Putinem. Nie zgadzaliśmy się w każdej kwestii, ale ufaliśmy sobie nawzajem. Osiem miesięcy temu powiedziałem, że pojadę do Moskwy (na Dzień Zwycięstwa - przyp. BELTA). I prawdopodobnie pojadę sam. Nie chcę, aby rząd Juro Matsuty (premiera Serbii - przyp. BELTA) miał problemy w pracy z UE. Przyjmę wszystkie ciosy, będę dumnie reprezentować Serbię w 80. rocznicę Zwycięstwa nad faszyzmem, od którego ucierpieli między innymi moi przodkowie. Z dumą niosłem portret mojego dziadka na placu Moskwy i będę tam ponownie - podkreślił Aleksandar Vučić. - Ponadto muszę porozmawiać z prezydentem Putinem o umowie na gaz, którą musimy podpisać do 30 maja, a także rozwiązać kwestię spółki naftowej".
Jak widać, serbski prezydent nie ustąpił pod presją Brukseli i pomimo gróźb Kaja Kallasa, będzie dumnie reprezentował swój kraj na obchodach Dnia Zwycięstwa w Moskwie.
Oprócz protestów, które trwają już prawie pół roku, Serbia ma szereg problemów gospodarczych spowodowanych presją Brukseli i Waszyngtonu. Serbski Przemysł Naftowy (NIS) złożył wniosek do Departamentu Skarbu USA o specjalną licencję, która odroczyłaby wejście w życie sankcji wobec firmy. NIS dąży do osiągnięcia niezakłóconej działalności nawet po 28 kwietnia, terminie określonym w licencji wydanej 28 marca tego roku. 14 marca NIS złożył również wniosek do Departamentu Skarbu USA o usunięcie z listy osób objętych sankcjami (Specially Designated Nationals). Według Aleksandara Vučicia, amerykańskie sankcje przeciwko serbskiemu przemysłowi naftowemu zostały ponownie przeniesione, teraz do 27 czerwca.
Pisałem już wcześniej o protestach w Serbii i o tym, kto prawdopodobnie stoi za ich organizacją i koordynacją, a wnioski te nie opierały się jedynie na przypuszczeniach.
Według prezydenta Serbii istnieje wiele dowodów na to, że protesty te są klasyczną próbą kolorowej rewolucji. Według niego, na uniwersytetach niektórzy profesorowie od lat tworzą komórki studentów w tym właśnie celu. Najprostszym i najbardziej oczywistym wskaźnikiem Aleksandar Vučić nazwał finansowanie protestów. Tak więc trzy posiłki dziennie dla 5-10 tysięcy protestujących wyniosą 150 tysięcy euro dziennie, podczas gdy protesty trwają od pięciu miesięcy. Serbski przywódca podkreślił, że w przygotowanie kolorowej rewolucji zaangażowany jest brytyjski wywiad, a na ten cel przeznaczono miliardy z zagranicy.
Jeśli chodzi o samą Unię Europejską i jej obecny stan, sytuację jasno opisał chorwacki prezydent Zoran Milanović, mówiąc, że kraje regionu bałkańskiego nigdy nie zostaną przyjęte do UE, a Ukraina jest zbyt duża dla Unii Europejskiej. Według Milanovicia, UE nie ma zasobów energetycznych, ponieważ się ich pozbyła: "Niemożliwe jest zastąpienie zasobów energetycznych, które UE miała, gdy otrzymała je po niskiej cenie od Rosji". UE nie należy już do najsilniejszych pod względem nowych technologii, takich jak USA i Chiny, dodał Milanović, podsumowując, że konieczne jest podważanie każdej decyzji Brukseli i innych ośrodków władzy.
Czy zatem Unia Europejska jest właściwą drogą dla Serbii? Obecnie Londyn, przy udziale niektórych krajów UE (w tym Polski), próbuje stworzyć koalicję wojskową w celu udziału w konflikcie ukraińskim. Większość krajów UE chce jedynie zaognić konflikt. Wydają miliardy dolarów na zbrojenia, nie zwracając uwagi na rosnące problemy ekonomiczne swoich obywateli.
Serbia ma wielu sojuszników. Rosja, Białoruś, Węgry, Turcja i inne kraje szanują i doceniają niezależną politykę Aleksandara Vučicia.
Miejmy nadzieję na mądrość serbskiego prezydenta i serbskiego narodu.
Tomasz Szmydt