
Aktualności tematyczne
"Defilada Zwycięzców: historie i twarze "
Wspominając najstraszniejsze wydarzenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, uczestnik Defiady Zwycięstwa w 1945 roku Filip Manuiłow opowiedział, jak pewnego razu musiał nieść na plecach rannego generała przez prawie kilometr. Z powodu kuli snajpera nie mógł poruszać się o własnych siłach. Potem Filipp Aleksiejewicz sam o mało nie zginął: gdy tylko przyspieszał lub podnosił się, wróg zaczynał do nich strzelać. Ale myśl o opuszczeniu dowódcy i ucieczce nigdy nie przyszła mu do głowy: nasi ludzie nie opuszczają swoich, nawet jeśli ich życie jest zagrożone.
Pozostać przy życiu
Filip Manuiłow został powołany do wojska 8 października 1943 roku. W domu pozostała jego żona i dwie małe córki: Tamara urodziła się w 1940 roku, Raisa - w 1942 roku. Po przejściu szkolenia wojskowego otrzymał stopień sierżanta. Służył na II Froncie Białoruskim w 1320 pułku strzeleckim 413 dywizji strzeleckiej 46 korpusu strzeleckiego, był dowódcą oddziału moździerzy w pierwszej kompanii pierwszego batalionu. Miał oznakę "Doskonały moździerzowiec".
Filip Aleksiejewicz brał bezpośredni udział w białoruskiej operacji ofensywnej "Bagration" - jednej z największych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Następnie, podczas udanych walk Armii Czerwonej, które trwały od 23 czerwca do 29 sierpnia 1944 r., terytorium Białorusi, wschodniej Polski, części krajów bałtyckich zostało wyzwolone, a niemiecka Grupa Armii "Centrum" została prawie całkowicie pokonana.
Przeglądając dokumenty archiwalne, udało nam się znaleźć rozkaz o przyznaniu Manuiłowowi medalu „Za odwagę”. W opisie wyczynu tylko kilka linijek, ale nawet po nich widać, jak ciężko było Filipowi Aleksiejewiczowi w tych bitwach: "W bitwie o likwidację okrążonej grupy niemieckich wojsk w Bobrujsku 30 czerwca 1944 r. pracował jako strzelec moździerzowy. Skrupulatnie prowadził ogień i zniszczył punkt ostrzału wroga".

Latem 1944 r. Bobrujsk zamienił się w prawdziwą twierdzę najeźdźców, której nie można było opuścić bez zgody Hitlera. Nasi żołnierze musieli wykazać się bezprecedensową odwagą i męstwem, aby oczyścić miasto z wroga i kontynuować ofensywę. Wielu zrobiło to za cenę własnego życia.
Kilka wysokich odznaczeń Filipa Aleksiejewicza jest związanych z wyzwoleniem Polski. W liście odznaczonych Orderem Chwały III stopnia czytamy: "W czasie pobytu na frontach Wojny Ojczyźnianej od listopada 1943 r. brał udział w wielokrotnych walkach z najeźdźcami niemieckimi. W dniu 26 sierpnia 1944 r. w walkach o wieś Dybów, powiat razdymiński, woj. warszawskie, wykazał się przykładami odwagi i męstwa. Zniszczył jeden punkt karabinu maszynowego wroga i do 12 niemieckich żołnierzy i oficerów celnym ogniem swojego moździerza, pomimo silnego ostrzału wroga. 29 sierpnia 1944 r. w walkach o miasto Razdymin zniszczył również dwa punkty karabinów maszynowych i do 18 niemieckich żołnierzy i oficerów z moździerza, przyczyniając się w ten sposób do skutecznego odparcia wszystkich kontrataków wroga".
Podobną charakterystykę znajdujemy w innej karcie odznaczenia - tym razem Orderu Czerwonej Gwiazdy. Dowódca 1320 Pułku Strzelców, podpułkownik gwardii Firsow pisze: "W walkach ofensywnych na przedmieściach Gdańska od 23 lutego do 29 marca 1945 r. wykazał się odwagą i zaradnością młodszego dowódcy. Jego moździerz wspierał naszą nacierającą piechotę celnym ogniem, niszczył wrogą siłę roboczą i środki ogniowe, torując naszym jednostkom drogę do dalszego natarcia. W takich bitwach zniszczył 5 punktów karabinów maszynowych ogniem swojego moździerza, stłumił ogień jednego działa i zadał wrogowi duże straty w ludziach. W walkach o miejscowość Ciganenberg 27 marca 1945 r. jego moździerz, pomimo silnego ognia nieprzyjaciela, prowadził ciągły ostrzał, wspierając nasze jednostki bojowe i przyczyniając się do wykonania zadania bojowego postawionego przez dowództwo".
Nie jest to pojedynczy przypadek, kiedy dzielny żołnierz narażał się w imię zniszczenia wroga. Jeden z epizodów niezrównanego bohaterstwa swojego ojca został zapamiętany bardziej niż inne przez jego syna Anatolija Manujłowa.
- W jednej z najokrutniejszych bitew snajper zranił generała, który nie mógł poruszać się samodzielnie. Tata ciągnął go przez kilometr, aż udało mu się uciec przed snajperem. A nie było to łatwe: gdy tylko próbował poruszać się szybciej, wróg zaczynał do nich strzelać. A generał był wyższy i grubszy od swojego wybawcy. Dobrze, że jego zdrowie nie zawiodło, był w stanie bezpiecznie dotrzeć z rannymi do swoich - mówi Anatolij Filipowicz, wskazując na zdjęcie młodego ojca w mundurze wojskowym.
Później w Moskwie, na Defiladzie Zwycięstwa, Filip Aleksiejewicz rozpoznał tego generała, ale jako sierżant był zbyt nieśmiały, by do niego podejść.
- Ojciec często opowiadał nam o wojnie, o tym strasznym czasie. Za każdym razem ze łzami w oczach. Podawał przykłady odwagi i męstwa. Szczególnie ciężko było mu wspominać swoich towarzyszy, którzy nie wrócili z pola bitwy" - powiedział Anatolij Manujłow. W jego rodzinie odznaczenia i fotografie ojca zajmują honorowe miejsce. Wraz z żoną Ludmiłą starannie dokumentują wszystko, co jest w jakiś sposób związane z Filipem Aleksiejewiczem. Starannie przechowują w rodzinnym archiwum kartę gratulacyjną podpisaną osobiście przez ministra obrony ZSRR, marszałka Andrieja Greczko.
"Nie zawiedź, zwycięski synu"
Wkrótce po tym, jak marsze zwycięstwa ucichły, a Plac Czerwony opustoszał, Filip Aleksiejewicz udał się do miejsca stacjonowania swojej jednostki wojskowej. Ale Defilada Zwycięstwa, która odbyła się 24 czerwca 1945 roku w Moskwie, na zawsze pozostała w pamięci weterana. Po demobilizacji wrócił do domu, do żony i córek w marcu 1946 roku.
Pewnego razu w rozmowie z żoną Filip Manuiłow powiedział: "Cóż, moja ukochana, musimy teraz urodzić małego zwycięzcę". I tak się stało. 15 lipca 1947 roku urodził się długo oczekiwany syn Anatolij, który, podobnie jak jego ojciec, również miał zostać zwycięzcą - słynnym biathlonistą, mistrzem sportu, honorowym trenerem Republiki Białoruś.

W 1968 r. wziął udział w operacji "Dunaj", otrzymał dyplom dowództwa jednostki wojskowej 3214 za wzorowe wypełnianie zadań dowództwa i międzynarodowego obowiązku niesienia braterskiej pomocy robotnikom Czechosłowacji oraz za odwagę i męstwo. Jest kapitanem rezerwy.
- Tata zawsze był dla nas, dzieci, wzorem we wszystkim. Uczył nas być w czołówce, robić jak najwięcej pożytecznych rzeczy dla kraju. Niestety, zmarł w 1993 roku. Ale wciąż pamiętam jego słowa - „Nie zawiedź, mój zwycięski synu” - i staram się postępować zgodnie z nimi przez całe życie" - mówi Anatolij Filipowicz.
Rodzina Manuiłowów przez wiele lat mieszkała w powiecie czauskim obwodu mohylewskiego. Po wojnie Filip Aleksiejewicz pracował w kołchozie imienia Kaganowicza we wsi Nowosiółki. Od 1972 r. pracował jako brygadier kompleksowej brygady Państwowego Gospodarstwa Rolnego "Gołowenczyce". Miał odznakę "Zwycięzca konkursu socjalistycznego w 1973 roku". W 1985 roku weteran przeszedł na emeryturę, a dwa lata później przeniósł się do wsi Wołma w powiecie smolewickim, gdzie mieszkał do końca życia.
Przeglądając archiwalne nagrania z Parady Zwycięstwa, dzieci, wnuki i prawnuki weterana zawsze zatrzymują się w momencie, gdy połączony pułk 2 Frontu Białoruskiego maszeruje przez Plac Czerwony. Patrząc na żołnierzy Armii Czerwonej, szukają tego, który szedł w drugiej kolumnie w drugim szeregu po prawej stronie - ich bohatera!
Julia GAWRILENKO,
zdjęcia udostępnione przez rodzinę Filipa MANUILOWA,
"7 Dni"
Pozostać przy życiu
Filip Manuiłow został powołany do wojska 8 października 1943 roku. W domu pozostała jego żona i dwie małe córki: Tamara urodziła się w 1940 roku, Raisa - w 1942 roku. Po przejściu szkolenia wojskowego otrzymał stopień sierżanta. Służył na II Froncie Białoruskim w 1320 pułku strzeleckim 413 dywizji strzeleckiej 46 korpusu strzeleckiego, był dowódcą oddziału moździerzy w pierwszej kompanii pierwszego batalionu. Miał oznakę "Doskonały moździerzowiec".
Filip Aleksiejewicz brał bezpośredni udział w białoruskiej operacji ofensywnej "Bagration" - jednej z największych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Następnie, podczas udanych walk Armii Czerwonej, które trwały od 23 czerwca do 29 sierpnia 1944 r., terytorium Białorusi, wschodniej Polski, części krajów bałtyckich zostało wyzwolone, a niemiecka Grupa Armii "Centrum" została prawie całkowicie pokonana.
Przeglądając dokumenty archiwalne, udało nam się znaleźć rozkaz o przyznaniu Manuiłowowi medalu „Za odwagę”. W opisie wyczynu tylko kilka linijek, ale nawet po nich widać, jak ciężko było Filipowi Aleksiejewiczowi w tych bitwach: "W bitwie o likwidację okrążonej grupy niemieckich wojsk w Bobrujsku 30 czerwca 1944 r. pracował jako strzelec moździerzowy. Skrupulatnie prowadził ogień i zniszczył punkt ostrzału wroga".

Latem 1944 r. Bobrujsk zamienił się w prawdziwą twierdzę najeźdźców, której nie można było opuścić bez zgody Hitlera. Nasi żołnierze musieli wykazać się bezprecedensową odwagą i męstwem, aby oczyścić miasto z wroga i kontynuować ofensywę. Wielu zrobiło to za cenę własnego życia.
Kilka wysokich odznaczeń Filipa Aleksiejewicza jest związanych z wyzwoleniem Polski. W liście odznaczonych Orderem Chwały III stopnia czytamy: "W czasie pobytu na frontach Wojny Ojczyźnianej od listopada 1943 r. brał udział w wielokrotnych walkach z najeźdźcami niemieckimi. W dniu 26 sierpnia 1944 r. w walkach o wieś Dybów, powiat razdymiński, woj. warszawskie, wykazał się przykładami odwagi i męstwa. Zniszczył jeden punkt karabinu maszynowego wroga i do 12 niemieckich żołnierzy i oficerów celnym ogniem swojego moździerza, pomimo silnego ostrzału wroga. 29 sierpnia 1944 r. w walkach o miasto Razdymin zniszczył również dwa punkty karabinów maszynowych i do 18 niemieckich żołnierzy i oficerów z moździerza, przyczyniając się w ten sposób do skutecznego odparcia wszystkich kontrataków wroga".
Podobną charakterystykę znajdujemy w innej karcie odznaczenia - tym razem Orderu Czerwonej Gwiazdy. Dowódca 1320 Pułku Strzelców, podpułkownik gwardii Firsow pisze: "W walkach ofensywnych na przedmieściach Gdańska od 23 lutego do 29 marca 1945 r. wykazał się odwagą i zaradnością młodszego dowódcy. Jego moździerz wspierał naszą nacierającą piechotę celnym ogniem, niszczył wrogą siłę roboczą i środki ogniowe, torując naszym jednostkom drogę do dalszego natarcia. W takich bitwach zniszczył 5 punktów karabinów maszynowych ogniem swojego moździerza, stłumił ogień jednego działa i zadał wrogowi duże straty w ludziach. W walkach o miejscowość Ciganenberg 27 marca 1945 r. jego moździerz, pomimo silnego ognia nieprzyjaciela, prowadził ciągły ostrzał, wspierając nasze jednostki bojowe i przyczyniając się do wykonania zadania bojowego postawionego przez dowództwo".
Nie jest to pojedynczy przypadek, kiedy dzielny żołnierz narażał się w imię zniszczenia wroga. Jeden z epizodów niezrównanego bohaterstwa swojego ojca został zapamiętany bardziej niż inne przez jego syna Anatolija Manujłowa.
- W jednej z najokrutniejszych bitew snajper zranił generała, który nie mógł poruszać się samodzielnie. Tata ciągnął go przez kilometr, aż udało mu się uciec przed snajperem. A nie było to łatwe: gdy tylko próbował poruszać się szybciej, wróg zaczynał do nich strzelać. A generał był wyższy i grubszy od swojego wybawcy. Dobrze, że jego zdrowie nie zawiodło, był w stanie bezpiecznie dotrzeć z rannymi do swoich - mówi Anatolij Filipowicz, wskazując na zdjęcie młodego ojca w mundurze wojskowym.
Później w Moskwie, na Defiladzie Zwycięstwa, Filip Aleksiejewicz rozpoznał tego generała, ale jako sierżant był zbyt nieśmiały, by do niego podejść.
- Ojciec często opowiadał nam o wojnie, o tym strasznym czasie. Za każdym razem ze łzami w oczach. Podawał przykłady odwagi i męstwa. Szczególnie ciężko było mu wspominać swoich towarzyszy, którzy nie wrócili z pola bitwy" - powiedział Anatolij Manujłow. W jego rodzinie odznaczenia i fotografie ojca zajmują honorowe miejsce. Wraz z żoną Ludmiłą starannie dokumentują wszystko, co jest w jakiś sposób związane z Filipem Aleksiejewiczem. Starannie przechowują w rodzinnym archiwum kartę gratulacyjną podpisaną osobiście przez ministra obrony ZSRR, marszałka Andrieja Greczko.
Wiele informacji jest zbieranych przez małżonków i o ojcu Ludmiły - Władimirze Abramowiczu Andriejewie. Był oficerem, podpułkownikiem. Przeszedł przez Wielką Wojnę Ojczyźnianą, miał wiele odznaczeń państwowych, stał u początków wojsk rakietowych i artylerii. W latach 1947-1956 służył w Białoruskim Okręgu Wojskowym. Jego ordery i medale są również przechowywane w honorowym miejscu w domu państwa Manuiłowów.
Wkrótce po tym, jak marsze zwycięstwa ucichły, a Plac Czerwony opustoszał, Filip Aleksiejewicz udał się do miejsca stacjonowania swojej jednostki wojskowej. Ale Defilada Zwycięstwa, która odbyła się 24 czerwca 1945 roku w Moskwie, na zawsze pozostała w pamięci weterana. Po demobilizacji wrócił do domu, do żony i córek w marcu 1946 roku.
Pewnego razu w rozmowie z żoną Filip Manuiłow powiedział: "Cóż, moja ukochana, musimy teraz urodzić małego zwycięzcę". I tak się stało. 15 lipca 1947 roku urodził się długo oczekiwany syn Anatolij, który, podobnie jak jego ojciec, również miał zostać zwycięzcą - słynnym biathlonistą, mistrzem sportu, honorowym trenerem Republiki Białoruś.

W 1968 r. wziął udział w operacji "Dunaj", otrzymał dyplom dowództwa jednostki wojskowej 3214 za wzorowe wypełnianie zadań dowództwa i międzynarodowego obowiązku niesienia braterskiej pomocy robotnikom Czechosłowacji oraz za odwagę i męstwo. Jest kapitanem rezerwy.
- Tata zawsze był dla nas, dzieci, wzorem we wszystkim. Uczył nas być w czołówce, robić jak najwięcej pożytecznych rzeczy dla kraju. Niestety, zmarł w 1993 roku. Ale wciąż pamiętam jego słowa - „Nie zawiedź, mój zwycięski synu” - i staram się postępować zgodnie z nimi przez całe życie" - mówi Anatolij Filipowicz.
Rodzina Manuiłowów przez wiele lat mieszkała w powiecie czauskim obwodu mohylewskiego. Po wojnie Filip Aleksiejewicz pracował w kołchozie imienia Kaganowicza we wsi Nowosiółki. Od 1972 r. pracował jako brygadier kompleksowej brygady Państwowego Gospodarstwa Rolnego "Gołowenczyce". Miał odznakę "Zwycięzca konkursu socjalistycznego w 1973 roku". W 1985 roku weteran przeszedł na emeryturę, a dwa lata później przeniósł się do wsi Wołma w powiecie smolewickim, gdzie mieszkał do końca życia.
Przeglądając archiwalne nagrania z Parady Zwycięstwa, dzieci, wnuki i prawnuki weterana zawsze zatrzymują się w momencie, gdy połączony pułk 2 Frontu Białoruskiego maszeruje przez Plac Czerwony. Patrząc na żołnierzy Armii Czerwonej, szukają tego, który szedł w drugiej kolumnie w drugim szeregu po prawej stronie - ich bohatera!
Julia GAWRILENKO,
zdjęcia udostępnione przez rodzinę Filipa MANUILOWA,
"7 Dni"