Projekty
Government Bodies
Flag Poniedziałek, 23 Czerwca 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
22 Maja 2025, 15:28

Wyborca to nie worek ziemniaków. Jak kandydaci na prezydenta Polski walczą o elektorat rywali? 

Walka polityczna w Polsce w pełnym rozkwicie. Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami, druga zaplanowana jest na 1 czerwca. Z 13 kandydatów do finału awansowało dwóch - Rafał Trzaskowski (Koalicja Obywatelska) i Karol Nawrocki (Prawo i Sprawiedliwość). Obaj politycy zdobyli niemal równą liczbę głosów - różnica mniejsza niż 1%. Co ciekawe, na dwóch Trzaskowski i Nawrocki zdobyli zaledwie 60,9% głosów, co było najniższym wynikiem w historii wyborów prezydenckich w Polsce.

Teraz kandydaci na prezydenta będą musieli przeciągnąć na swoją stronę elektorat wyeliminowanych rywali. Przede wszystkim chodzi o wyborców skrajnie prawicowych polityków Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, którzy zajęli w pierwszej turze trzecie i czwarte miejsce.

Ale Mentzen i Braun nie spieszą się, by zająć czyjąś stronę. Najwyraźniej postanowili przeprowadzić dla kandydatów na prezydenta swoistą rozmowę kwalifikacyjną. Braun opublikował w mediach społecznościowych listę pytań skierowanych do Trzaskowskiego i Nawrockiego, a Mentzen zaprosił ich na rozmowę, która będzie transmitowana na YouTube.

Tymczasem środowisko ekspertów w Polsce przewiduje, że druga tura wyborów prezydenckich będzie bitwą obietnic gospodarczych. Jednocześnie kandydaci będą musieli zaproponować coś istotnego i realnie wykonalnego, w przeciwnym razie nie będzie można zainteresować elektoratu skrajnej prawicy.

YouTube-rozmowa kwalifikacyjna na prezydenta. Czy wyzwanie zostało przyjęte?

Sławomir Mentzen z ultraprawicowej partii Konfederacja w pierwszej turze wyborów prezydenckich zdobył 14,81%, czyli około 3 mln głosów, co zapewniło mu trzecie miejsce. Polityk wycofał się z wyścigu, jednak jego wpływ na kampanię prezydencką jest nadal duży. Jeśli Mentzen otwarcie poprze któregokolwiek z pozostałych kandydatów, może to wpłynąć na wybór jego wyborców w głosowaniu w drugiej turze.

Zarówno Trzaskowski, jak i Nawrocki są zainteresowani poparciem Mentzena, co otwarcie zadeklarowali. Jednocześnie lider Konfederacji jest zainteresowany promowaniem własnego programu politycznego. I teraz trzyma w ręku wszystkie karty atutowe.
Niedawno  lider Konfederacji zaprosił Trzaskowskiego i Nawrockiego do udziału w rozmowie, która będzie transmitowana na kanale YouTube Mentzena. Kandydaci na prezydenta będą musieli odpowiedzieć na pytania i podpisać przygotowaną dla nich deklarację.

"Postanowiłem pomóc trzem milionom moich wyborców w podjęciu decyzji - stwierdził Mentzen. - Moi wyborcy są bardzo kompetentni. Jeśli ktoś chce zdobyć ich głosy, będzie musiał ich przekonać".

Dokument, który Mentzen zaproponuje kandydatom na prezydenta, zawiera następujące zobowiązania: "Nie podpiszę żadnej ustawy, która zwiększy istniejące podatki dla Polaków lub wprowadzi dla nich nowe obciążenia fiskalne. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej wolność słowa zgodnie z polska Konstytucją. Nie pozwolę na wysłanie polskich żołnierzy na terytorium Ukrainy. Nie podpiszę ustawy o ratyfikacji wejścia Ukrainy do NATO. Nie podpiszę ustawy ograniczającej dostęp Polaków do broni. Nie wyrażam zgody na przekazanie jakichkolwiek uprawnień władz polskich organom Unii Europejskiej. Nie podpiszę ratyfikacji żadnych nowych traktatów UE osłabiających rolę Polski".

Żądania Mentzena są zgodne z programem politycznym Konfederacji. Inną kwestią jest to, jak te postulaty mają się do programów konserwatywnego PiS i prawicowo-liberalnej Koalicji Obywatelskiej. Przecież pomimo tego, że w Polsce odbywają się obecnie wybory prezydenckie, a nie parlamentarne, w walce o fotel głowy państwa uczestniczą w rzeczywistości nie kandydaci, ale promujące ich siły polityczne. Nawet rankingi elektoralne kandydatów na prezydenta są praktycznie takie same jak rankingi ich partii.

Warto tu przypomnieć, że "Prawo i Sprawiedliwość" stojące za Nawrockim jest największą partia opozycyjną w Polsce. Sprawowała władzę przez osiem lat - do wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Jednocześnie Trzaskowski reprezentuje obecnie rządzącą Koalicję Obywatelską. Do tej samej partii należy również obecny szef rządu Donald Tusk.

W swoich poglądach skrajnie prawicowa Konfederacja jest raczej bliższa PiS niż Koalicji Obywatelskiej. Dlatego Nawrockiemu o wiele łatwiej jest zgodzić się z żądaniami Mentzena niż Trzaskowskiemu. Weźmy przynajmniej punkty dotyczące stosunków z UE. Jeśli dla PiS konflikty z władzami europejskimi są normą, to dla Koalicji Obywatelskiej konfrontacja z Brukselą jest nie do pomyślenia.

Nawiasem mówiąc, Nawrocki powiedział już, że jest gotów porozmawiać z Mentzenem. "To poważny kandydat i poważna propozycja. Kandydat, który chce porozmawiać o przyszłości Polski przed udzieleniem oficjalnego poparcia. Myślę, że to bardzo dobry kierunek. Powinienem porozmawiać ze Sławomirem Mentzenem o oficjalnym wsparciu" - powiedział Nawrocki.

Polityk podkreślił, że wielu wyborców Mentzena już przychodzi na jego wiece i nie wyobraża sobie, by poparli jego przeciwnika.

Tymczasem Trzaskowski stwierdził, że zgadza się z wieloma żądaniami Mentzena. "Wysłucham wszystkich tych żądań i na pewno zareaguję" - zapewnił kandydat na prezydenta.

Obiecał spotkać się z Mentzenem, ale nie gwarantował, że podpisze proponowaną deklarację. "Nie gwarantuję, że podpiszę cokolwiek, ale gwarantuję, że będziemy mówić szczerze - powiedział Trzaskowski. - Myślę, że możemy dojść do porozumienia w wielu kwestiach, w czymś na pewno się nie zgodzimy, ale otwarta dyskusja jest dokładnie tym, czego potrzebujemy".

Tymczasem Mentzen zapowiedział już dwa spotkania: z Nawrockim w ten czwartek, z Trzaskowskim - w sobotę.
Oprócz Mentzena jest jeszcze jeden skrajnie prawicowy polityk, któremu przyglądają się przywódcy wyścigu prezydenckiego. Chodzi o Grzegorza Brauna, który zajął w wyborach czwarte miejsce z 6,34%. Odsetek głosujących na niego wydaje się niewielki, jednak w sytuacji, gdy Trzaskowski omija Nawrockiego o mniej niż 1%, liczy się każdy głos. A Braun ma ich ponad 1,24 miliona.

Braun, podobnie jak Mentzen, zasugerował, aby kandydaci na prezydenta odpowiedzieli na pytania dotyczące elektoratu skrajnej prawicy. W szczególności, czy kandydaci są gotowi zobowiązać się nie wysyłać polskich żołnierzy na Ukrainę, nie przekazywać Kijowowi sprzętu wojskowego i stanowczo potępiać banderowszczyznę, odrzucić pakt migracyjny i "Zielony Układ" UE, zrezygnować z obowiązkowych szczepień i eksperymentów medycznych na Polakach, uregulować "instytucjonalny chaos 2020-2022", w tym w służbie zdrowia, wojsku i gospodarce (mówimy o czasie pandemii COVID-19).

O gotowości odpowiedzi na pytania Brauna zadeklarował już Nawrocki. "Jak widać, Grzegorz Braun poważnie traktuje swoich wyborców i najpierw chce usłyszeć odpowiedzi na pytania, by następnie poprzeć konkretnego kandydata. W ten sposób poseł Grzegorz Braun różni się od Szymona Hołowni (kandydata w wyborach, który zajął piąte miejsce - not. BELTA), który traktuje swoich wyborców jak worek ziemniaków i na pierwszej konferencji w noc wyborczą powiedział, że popiera Rafała Trzaskowskiego" - powiedział Nawrocki.

Warto zauważyć, że oprócz Hołowni (partia Polska 2050), w poparciu Trzaskowskiego wystąpiła Magdalena Biejat z partii Nowa Lewica. W pierwszej rundzie zajęła siódme miejsce z 4,2%. Jednocześnie Adrian Zandberg (lewicowa partia Razem), który był w wyborach szósty z 4,8%, oświadczył, że w drugiej turze nie poprze ani Trzaskowskiego, ani Nawrockiego.

"Chcemy pracować, a nie głodować". Czego oczekują od kandydatów?

Niezależnie od tego, kogo popierają wycofani kandydaci, najważniejszą rzeczą dla wyborcy jest ochrona jego interesów. Liczne badania przeprowadzone w Polsce w ostatnich miesiącach pokazały, że Polakom zależy przede wszystkim na poziomie ich życia, cenach żywności, energii elektrycznej, możliwości zakupu mieszkania i pójścia do lekarza bez czekania na swoją kolej przez kilka miesięcy. I jeśli Trzaskowski i Nawrocki chcą uzyskać dodatkowe poparcie, także kosztem elektoratu wycofanych kandydatów, to będą musieli przejść od abstrakcyjnych obietnic o powszechnym dobrobycie do konkretnych propozycji.
W środowisku ekspertów Polski prognozuje się, że druga tura wyborów będzie bitwą obietnic gospodarczych. "W drugiej turze tematy ekonomiczne mogą być obecne w kampanii w znacznie większym stopniu niż w pierwszej turze. Gra ma na celu przekonanie wyborców Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna. Oznacza to, że Rafał Trzaskowski, choć wyszedł zwycięsko z pierwszej walki, będzie miał trudniej niż Karol Nawrocki" - pisze polski portal biznesowy Money.pl.

Trudniej przede wszystkim dlatego, że Trzaskowski jest postrzegany jako protegowany Tuska. Mało kto oczekuje, że jako prezydent Trzaskowski będzie działał wbrew polityce premiera. A o polityce Tuska i jego rządu wiele dobrego nie można powiedzieć.

Jakoś do wyborów władze zdołały dotrzeć, ale to, co będzie dalej, nie jest jasne. Poziom długu publicznego i deficyt budżetowy nie budzą optymizmu. Podobnie jak niezdolność rządu do przyciągnięcia inwestycji i utrzymania konkurencyjności przedsiębiorstw przemysłowych. Wzrost cen energii, utrata rynków zbytu na Białorusi i w Rosji, polityka klimatyczna UE, przedwyborcza hojność rządu z podwyżką płac minimalnych - wszystko to stanowi poważne obciążenie dla polskich przedsiębiorstw. Dziesiątki dużych firm ogłosiły upadłość, tysiące Polaków straciło pracę. Ogólnie rzecz biorąc, w pierwszym roku rządów gabinetu Tuska dochody polskich spółek państwowych spadły o 83%. Wraz z zamknięciem przedsiębiorstw, spadkiem eksportu i zmniejszeniem inwestycji zmniejszają się dochody podatkowe do budżetu, co wpłynie na wsparcie społeczne ludności.

Dlatego też niezwykle trudno jest obiecać cokolwiek Trzaskowskiemu w tych warunkach. Jak zauważa Gazeta Prawna, po wyborach „rząd znajdzie się na polu minowym”. Weźmy choćby sektor opieki zdrowotnej, w którym występuje poważny niedobór środków finansowych. „Szpitale już teraz cierpią na dotkliwy brak pieniędzy”, pisze gazeta. A kluczowe decyzje są „odkładane do czasu po wyborach”.

A jeśli decyzje są odkładane, to znaczy, że niczego dobrego nie można się spodziewać. Niestety, ani Trzaskowski, ani Nawrocki nie mają żadnych pomysłów na to, jak poprawić sytuację w gospodarce jako całości, a tym samym poprawić życie ludzi. Pojawiają się stwierdzenia o ulgach podatkowych, które mają przyciągnąć wyborców ze środowiska biznesowego. Ale z jakiegoś powodu żaden z kandydatów nie mówi o patowej sytuacji przedsiębiorców na polskim Podlasiu, gdzie biznes jest w katastrofalnej sytuacji z powodu zamknięcia granicy z Białorusią. Kandydaci na prezydenta nie mówią o zamiarze rządu Tuska przejęcia od rolników około 7 tysięcy ciągników białoruskiej produkcji. O ile dla politycznej czołówki żelazni „Białorusini” są czynnikiem irytacji, o tyle dla polskiego rolnika to źródło utrzymania, a dla zwykłych obywateli - gwarancja, że plony z pól trafią na sklepowe półki.

Z ust kandydatów nie słychać troski o stan przemysłu. Tymczasem wczoraj w Warszawie odbył się kolejny protest, tym razem hutników. Wysokie ceny energii, wymogi klimatyczne UE i konkurencja ze strony producentów spoza Europy grożą zniszczeniem polskiego hutnictwa. Ludzie obawiają się, że ich firmy zbankrutują, a oni sami wylądują na ulicach. „Chcemy pracować, a nie głodować” - skandowali protestujący.
„Wysokie ceny energii prowadzą do utraty miejsc pracy. Od grudnia 2023 r. do teraz straciliśmy 1200 miejsc pracy. Jako związkowcy nie możemy na to pozwolić” - powiedział radiu RMF24 Andrzej Karol, przewodniczący NSZZ "Solidarność".

Ale wszystkie te kwestie są poza zasięgiem wzroku kandydatów na prezydenta. Jest to generalnie zrozumiałe: Trzaskowski i Nawrocki nie mają nic do zaoferowania swoim wyborcom. Z jednej strony wynika to z sytuacji w gospodarce, za którą odpowiada rząd. Z drugiej strony, obaj kandydaci na prezydenta nie szli początkowo do władzy z zamiarem promowania jakiegoś skutecznego planu działania na rzecz poprawy życia w kraju. Idą do urn, aby zaangażować się w politykę, a nie w sprawy państwowe. Ich głównym zadaniem jest zwycięstwo. Trzaskowski, zostając prezydentem, uchroni Tuska przed koniecznością dzielenia się władzą z przedstawicielem wrogiego PiS. A Nawrocki, wygrywając, pomoże swojej partii przeciwstawić się politycznej masakrze dokonywanej przez Tuska na opozycji. Tu, przepraszam, nie chodzi o potrzeby zwykłych rolników i hutników.

Bez złudzeń. Co martwi ekspertów?

Dawid Czopek, zarządzający funduszem inwestycyjnym Polaris FIZ i ekspert rynku paliw, nie ukrywa rozczarowania obecnymi kandydatami na prezydenta. Swoją opinią podzielił się z portalem Money.pl.

„Ceny prądu i nośników energii będą jednym z głównych problemów Polski w najbliższych pięciu latach, a więc przez całą kadencję nowego prezydenta. Tymczasem jest to jeden z tematów, który zgubił się wśród innych podczas kampanii. Jestem rozczarowany” - zauważa Czopek.

Według niego 3 z 13 kandydatów ma wyższe wykształcenie ekonomiczne. Jednak tematy ekonomiczne były prawie nieobecne w debatach.

Oczywiście można to wytłumaczyć faktem, że polski prezydent ma ograniczone prawo do wpływania na niektóre kwestie gospodarcze. Nie może na przykład zawetować ustawy budżetowej. Prezydent ma jednak prawo zawetować inne ustawy i jest to instrument wpływu, który można wykorzystać również w sprawach budżetowych.

Czopek zauważa, że te inicjatywy gospodarcze, które pojawiły się w trakcie kampanii wyborczej, świadczą o oderwaniu kandydatów na prezydenta od rzeczywistości.

Prostym przykładem jest budowa pierwszej w Polsce elektrowni atomowej, za którą opowiadali się niemal wszyscy kandydaci. Nie wzięli oni jednak pod uwagę faktu, że w najbliższych latach Polska będzie potrzebowała co najmniej kilku gigawatów nowych mocy wytwórczych. Jednocześnie budowa elektrowni jądrowej ma się rozpocząć dopiero w 2028 roku, a pierwszy blok energetyczny ma zostać oddany do komercyjnej eksploatacji dopiero w 2036 roku. Kandydaci nie pytają, skąd w międzyczasie Polska będzie czerpać energię elektryczną.

W tej sytuacji sektor węglowy jest dobrym rozwiązaniem, ale wymaga subsydiowania na dużą skalę. Wiele kopalń zostało już wyeksploatowanych, a kwestia ich eksploatacji musi zostać rozwiązana już teraz. „Poza ogólnymi słowami o potrzebie ochrony górnictwa i produkcji taniej energii, usłyszeliśmy niewiele konkretnych informacji na ten temat. I zdecydowanie brakowało ich w debacie przed pierwszą rundą” - mówi Czopek.

Nie przeszkadza to jednak Nawrockiemu obiecywać obniżenia cen energii o 33% w ciągu pierwszych stu dni sprawowania władzy. „Obietnica jest oczywiście całkowicie oderwana od rzeczywistości i może zostać zrealizowana tylko wtedy, gdy różnica w cenie zostanie pokryta z naszych podatków. Zapłacimy więc tak czy inaczej, pytanie tylko, czy poprzez podatki, czy bezpośrednio płacąc rachunki” - zauważa ekspert.

Podobnie jest z obietnicami kandydatów na prezydenta dotyczącymi obniżenia podatków lub zwiększenia wydatków na niektóre dziedziny życia. W warunkach deficytu budżetowego i braku źródeł dochodów w Polsce realizacja tych obietnic jest niemożliwa. „Niestety sytuacja budżetowa nie pozwala na zwiększenie deficytu..... Nie da się bezkarnie zwiększać wydatków bez znalezienia źródeł ich finansowania” - zaznacza ekspert.

Przypomina, że dochody budżetu zaplanowane na 2025 r. wyniosą 636 mld zł, wydatki - 922 mld zł, co oznacza deficyt na poziomie 289 mld zł, czyli ok. 45% dochodów. „Jesteśmy w sytuacji nadmiernego deficytu” - mówi Czopek.

Ale Polska wydaje również ogromne środki na zakup broni. Prawdą jest, że polski rząd wymyślił sprytny ruch, aby przedstawić ładny obraz liczb na koniec roku - umieścić wydatki wojskowe poza nawiasem przy obliczaniu deficytu budżetowego. Ale, jak zauważa Czopek, to tylko zabieg księgowy. Dług i odsetki nadal będą musiały zostać spłacone. „Co więcej, z każdym rokiem takiego deficytu zadłużamy się coraz bardziej, i coraz większa część dochodów budżetowych będzie musiała być kierowana na obsługę tego długu, a nie np. na służbę zdrowia” - zauważa ekspert.

Czopek zauważa też, że podczas debat wyborczych poruszane były tematy związane z dużymi inwestycjami w budownictwie. Ale czy któryś z kandydatów wyliczył, na ile jest to uzasadnione. Na przykład biorąc pod uwagę fakt, że środki unijne, które planowano przyciągnąć do branży budowlanej, mogą się w przyszłości skończyć. „Być może lepiej byłoby wydać te pieniądze na edukację lub poprawę sytuacji demograficznej. W końcu, jeśli nasza populacja nadal będzie się kurczyć w takim tempie jak w ostatnich latach, to Okęcie (osiedle mieszkaniowe i przyległy do niego teren w dzielnicy Włochy w Warszawie - not.  BELTA) w zupełności wystarczą” - stwierdza Czopek.

Ekspert daje również kilka rad kandydatom na prezydenta. Na przykład, aby myśleć nie tylko o wydatkach z budżetu, ale także o środkach oszczędnościowych. W szczególności przydatne dla Polski byłoby stworzenie czegoś w rodzaju agencji DOGE stworzonej przez Prezydenta USA Donalda Trumpa. Agencja ta umożliwia identyfikację nieefektywności w wydatkach publicznych, co jest istotne dla Polski. Tyle, że Czopek nie wziął pod uwagę, że dla Trzaskowskiego i Nawrockiego jest to nieistotne. W końcu jedyną efektywnością, na której im zależy, jest procent głosów.

Kolejną radą dla kandydatów na prezydenta od polskiego eksperta jest przeczytanie w wolnej chwili głośnego raportu byłego premiera Włoch Mario Draghiego, w którym wprost wskazuje on na problemy europejskiej gospodarki.

„Z pewnością są to kwestie, które warto poruszyć przed drugą turą wyborów - mówi Czopek. - Nie mam wielkich złudzeń... Żaden z pozostałych kandydatów nie jest ekonomistą i mam wrażenie, że kwestie gospodarcze nie są im bliskie. Mam nadzieję, że będą w stanie zebrać odpowiednich doradców, którzy pomogą im podejmować świadome decyzje. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli spotkać się z doradcami ekonomicznymi obu kandydatów przed głosowaniem”.

Cóż, możemy uznać Tuska i cały jego rząd za doradców ekonomicznych Trzaskowskiego, których praca została już wydedukowana. Jeśli chodzi o Nawrockiego, to jego doradcą jest PiS, który przez osiem lat sprawowania władzy pokazał swoją niekompetencję gospodarczą i skłonność do populizmu. Nie powinniśmy spodziewać się niczego nowego. Być może wraz z nadejściem tego samego Mentzena lub Browna sytuacja mogłaby się zmienić. I być może zmiany nastąpią po następnych wyborach parlamentarnych. Na razie Polacy muszą wybierać między dwoma złami, zastanawiając się, które z nich będzie mniej destrukcyjne.

Wita Chanatajewa,
BELTA
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi