Projekty
Government Bodies
Flag Sobota, 5 Października 2024
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
01 Września 2024, 15:00

"Wioska jest zszokowana: syn dyrektora szkoły idzie do zawodówki". "Dziekan z TikTok" zmienia pogląd na nie prestiżową pracę rolników

Dziekan wydziału mechanizacji rolnictwa Białoruskiej Państwowej Akademii Rolniczej Władimir Gusarow nie jest teoretykiem. Przez wiele lat z rzędu zmieniał salę lekcyjną na pole, a garnitur biznesowy na kombinezon roboczy i wyjeżdżał na żniwa. Robiąc wszystko "według podręcznika", pokazywał takie wyniki, że doświadczeni kombajniści prosili: "Naucz!", a studenci przyznawali: "A nasz wykładowca jednak może!".

Jedziemy do Gorek na spotkanie z "dziekanem z TikTok", jak nazywa siebie Władimir Gusarow. W swoich kolorowych filmach przełamuje wszystkie stereotypy na temat tego, co to znaczy być rolnikiem.

"W naszej rodzinie nie baliśmy się pracy"

Odkąd Władimir Gusarow pamięta, jego życie było związane z pracą na wsi. Urodził się i wychował w wiosce Pyszno w obwodzie witebskim. Od 10 roku życia pomagał w gospodarstwie nie tylko rodzicom, ale także babci, która miała 15 owiec, 2 krowy, świnie, konia i 30 rodzin pszczół.

- Z bratem spędzaliśmy u niej całe lato. Podczas gdy inne dzieci kąpały się w jeziorze, dorośli i ja zbieraliśmy siano, drewno opałowe, zbieraliśmy stonki ziemniaczane na polach ziemniaczanych, opiekowaliśmy się pasieką pszczół... Pracowaliśmy bardzo ciężko! W naszej rodzinie nikt nie stronił od pracy. Prawdopodobnie dlatego tata, który przyszedł do kołchozu jako zwykły kierowca, urósł do przewodniczącego, a matka - od zwykłego nauczyciela do dyrektora szkoły" - zauważa Władimir Władimirowicz.

W wieku 17 lat po raz pierwszy okazał się na żniwach jako asystent kombajnisty i zakochał się w pracy hodowców chleba. Dziekan wciąż z przyjemnością pamięta zapach pola, na którym pracuje sprzęt – nie można go pomylić z niczym.

- Ten zapach jest osobliwy, fajny! Już na pierwszych zbiorach zdałem sobie sprawę, że zbierać zboże to ciężka praca, ale szlachetna. Wyładowałeś pierwszy bunkier zboża - możesz liczyć, że twoja rodzina nie pozostanie głodna. Wyładowałeś drugi - nakarmiłeś sąsiada. Tak powoli w okresie żniwa zabezpieczyłeś całą wioskę - to przecież wielka sprawa!" - jest pewien Władimir Gusarow.

Z żalem stwierdza: teraz nie wszyscy rozumieją cenę chleba. Dziekan wyjaśnia to tak:

- Nasi dziadkowie przeżyli powojenny głód, ojcowie - deficyt w latach 1990. Młodzież tego wszystkiego nie widziała, dlatego nie zdaje sobie sprawy z wartości chleba. Pamiętam, że był przypadek na żniwach: podczas kolacji asystent kombajnisty, jeszcze prawie chłopiec, odgryzł piętkę chleba, a resztę wyrzucił. Już nie młody kombajnista dał mu takiego klapsa! Uważam, że zasłużenie. Nasze dzieci mają szczęście, że Prezydent w swoim czasie położył nacisk na rozwój wsi. Dzięki temu możemy się dziś wyżywić. No i wioska zmieniła się na lepsze: zastąpiły ją agromiasteczka, gdzie jest więcej mieszkańców i lepsza infrastruktura. A co by się stało, gdyby nie zwrócono takiej uwagi na wioskę?

"Wioska jest zszokowana: syn dyrektora szkoły idzie do zawodówki!

W wieku 18 lat Władimir Gusarow po raz pierwszy został kombajnistą: pracował na starym "Donie-1500" i był szczęśliwy, że sam siedział za kierownicą, zbierał ziarno. W tym i dlatego pytanie, jaki profil uczelni wybrać do nauki, przed nim nie stało. Oczywiście rolniczy! Ojciec doradził Władimirowi Władimirowiczowi, aby przyjrzał się bliżej Białoruskiej Państwowej Akademii Rolniczej. On, już jako przewodniczący kołchozu, przeszedł tutaj kursy podnoszenia kwalifikacji i pozostał pod wielkim wrażeniem. Takim silnym, że młodszy brat naszego bohatera - Iwan - również został wysłany na studia do akademii w Gorkach.

- Trafiłem do BPAR po zawodówce. Kiedy rodzice mnie tam oddali, cała wioska była w szoku: syn dyrektora szkoły idzie do zawodówki! Ale mama wiedziała, co robi. W tym roku w szkole zawodowej nr 175 po raz pierwszy otwarto liceum fizyczno-matematyczne. Nasza 20-osobowa grupa była tak gorliwie nauczana, że wygrywaliśmy republikańskie olimpiady. A z całej klasy tylko dwóch nie dostało się na uczelnię – na własne życzenie od razu poszli do wojska" - wspomina dziekan.

Władimir Gusarow nie planował pozostać w Akademii Rolniczej po jej ukończeniu. Był pewien, że pójdzie jako młody specjalista do jednego z przedsiębiorstw rolniczych w powiecie połockim. Udało mu się nawet tam pojechać i poznać wszystkich.

- Ale kiedy nadszedł dzień podziału miejsc pracy, nieżyjący już profesor Aleksander Kłoczkow oświadczył, że zostawia mnie w Akademii. Kierownik przedsiębiorstwa rolniczego, do którego miałem się udać, był oburzony, mówiąc, że zabieracie specjalistę! Ale Aleksander Wiktorowicz zaproponował: "Zamiast Gusarowa dam wam trzech absolwentów". Więc, jak sądzę, zostałem wykupiony" - śmieje się dziekan.

Władimir Władimirowicz jest zadowolony z kariery. Mówi, że w 2006 roku swoim przybyciem na katedrę maszyn rolniczych spełnił życzenia obojga rodziców: tata chciał widzieć inżyniera, mama - nauczyciela. Władimir Gusarow zdołał to połączyć.

"Wszystko robiłem "według podręcznika", i wynik zaskoczył"

Do 2018 roku, kiedy nasz bohater został dziekanem wydziału mechanizacji rolnictwa, koniecznie uczestniczył w kampanii żniwnej. I bardzo udane: dwukrotnie wyprowadził swoją młodzieżową załogę do liderów powiatowych. Ale nowy status przyniósł Władimirowi Gusarowowi wiele dodatkowej pracy, więc teraz absolutnie nie może znaleźć czasu na żniwa.

- Wyjątek zrobiłem tylko raz – w 2022 roku. Ale tam sytuacja była nadzwyczajna. Termin zbiorów już się kończył, a w gospodarstwie zachorował czołowy specjalista. Kierownik poprosił mnie, abym usiadł za kierownicą kombajnu. I zgodziłem się. W tym czasie nasi chłopcy pracowali w drużynach studenckich na żniwach w całym kraju. Napisałem do nich na czacie: "Dołączam do was!". Zapytali: "Przyjedzie pan z inspekcją?". Kiedy wysłałem im zdjęcie z kabiny kombajnu "Polesie GS12", byli zaskoczeni: "Dziekan na kombajnie? Nie do wiary!" - wspomina Władimir Władimirowicz.

Swoją decyzję tłumaczy nie tylko chęcią pomocy przedsiębiorstwu rolniczemu, ale także pokazaniem studentom, że nawet doświadczonym kombajnistom można utrzeć nosa, jeśli wykorzystasz wiedzę teoretyczną.

- Przychodzą do nas młodzi ludzie, którzy mają już doświadczenie na żnniwach. Dlatego niektórzy z nich patrzą na wykładowców z uśmiechem, jakby mówiąc, po co opowiadacie nam tutaj teorię, czy możecie pokazać wynik na polu? A ja udowodniłem: mogę! Użyłem tej samej teorii i wymłociłem 1,5 tysiąca ton zboża. I studenci zastanawiali się: może warto słuchać tego, co mówią na sali lekcyjnej, jeśli to działa?" - wspomina Władimir Gusarow.

Początkowo tendencyjni wobec dziekana na polu byli też kombajniści. Wzruszali ramionami: "Czego możesz nas nauczyć, białorączko? I tak wszystko wiemy". Jeden dzień wystarczył, aby zrozumieć: bardzo się mylą.

- W jednym gospodarstwie stracili podczas zbioru połowę grochu: leżał na ziemi - nikt nie chciał się z nim męczyć. Zrobiłem wszystko "wedug podręcznika". Wynik: zasypali bunkier grochu, ja - dwa, oni - bunkier, ja - dwa. Pod koniec dnia nie wytrzymali, podeszli: "Jak ci się to udaje?" Pokazałem, spróbowali. Tak niespodziewanie plon grochu w gospodarstwie wzrósł dwukrotnie" - uśmiecha się dziekan.

"Możemy wyżywić nie tylko siebie"

Władimir Władimirowicz zgadza się z powszechnym twierdzeniem, że wszystkie zawody są potrzebne, ale zauważa: dla takiego kraju agrarnego jak Białoruś szczególnie ważni są specjaliści o profilu rolniczym. Szkoda tylko, że teraz praca na ziemi nie jest tak prestiżowa jak kiedyś.

- Ostatnio zastanawialiśmy się nad tym z teściem – jest przewodniczącym kołchozu. Doszliśmy do wniosku, że wcześniej szli do rolnictwa, ponieważ wiedzieli: tutaj stabilne wynagrodzenie, mieszkanie, gwarancje socjalne. To już nie wystarczy. Młodzież uważa to za coś oczywistego, ponieważ nie żyła na początku lat 90. z ich deficytem, groszowymi zarobkami i niezrozumieniem tego, co będzie jutro. W naszym kraju nie było tak krytycznej sytuacji, żeby ludzie nagle ponownie docenili pracę rolników, jak w pandemię - lekarzy. Ale to dobrze. Oznacza to, że półki w naszych sklepach nie są puste. Możemy wyżywić nie tylko siebie, ale także sąsiadów" – zauważa Władimir Gusarow.

Jego zdaniem, specjalności rolnicze można uczynić bardziej prestiżowymi i mniej ekstremalnymi sposobami. Na przykład przez pokazanie znaczenia pracy rolników w mediach. Wspomina, jak kilka lat temu tylko jeden taki reportaż z pól odegrał dużą rolę w życiu pracowitego nastolatka.

- Na tych samych żniwach co i ja pracowali na kombajnie ojciec i syn. W nocy uporządkowywali swój sprzęt, naprawiali go, a o 5 rano wyjeżdżali na pole. Przy czym 14-letni Artem pracował na równi z dorosłymi. Później dowiedziałem się, że pochodzi z dużej rodziny i najlepiej, jak potrafi, pomagał tacie zarabiać pieniądze. Ale koledzy z klasy naśmiewali się z chłopaka, nawet wymyślili obraźliwe przezwisko - Artem-mazut. Na tych zbiorach stałem się pierwszym tysięcznikiem, więc na pole przyjechał dziennikarz z lokalnej gazety - chciał przygotować o mnie artykuł. Poprosiłem o napisanie o Artemie i o tym, jak wielką sprawę robi. Po opublikowaniu materiału o tym małym pracowniku koledzy z klasy zmienili stosunek do niego, zaczęli go szanować. W przyszłym roku ten facet kończy 11 klasę i pójdzie do BPAR. Z takich zmotywowanych abiturientów, którzy potrafią pracować na ziemi i to kochają, bardzo się cieszę" - przyznaje dziekan.

"W swoich filmach przełamuję stereotypy"

Aby przyciągnąć więcej uwagi potencjalnych studentów, Akademia Rolnicza przyjęła zasady gry młodzieży i zaczęła promować się za pośrednictwem sieci społecznościowych. W szczególności przez TikTok. Władimir Władimirowicz przyznaje: początkowo nie było łatwo, ponieważ wcześniej korzystał głównie z "Odnoklassników" i uważał, że prowadzenie konta swojej uczelni na Instagramie jest szczytem zaawansowania. I nie byłoby żadnego "dziekana z TikTok", gdyby nie przypadek.

- Młodzi ludzie, którzy przychodzą na studia na moim wydziale technicznym, chcą tutaj nie tylko pisać notatki, ale także coś kręcić-naprawiać. Postanowiliśmy więc wraz ze studentami przywracać sprzęt. Do 2020 roku naprawiliśmy ciągnik, który stał na cokole od 55 lat. W dniu obchodów jubileuszu Akademii uruchomiono silnik tej maszyny. Jeden z naszych fachowców nagrał ten moment na wideo i umieścił go w TikTok. Natychmiast uzyskał 100 tysięcy wyświetleń! I zwrócili uwagę, że można promować Akademię Rolniczą w tej sieci społecznościowej. A potem trafiłem do szpitala z covid. Czasu wolnego - ile chcesz! Pobrałem TikTok, zacząłem się uczyć. Zrozumiałem, że możesz tam porozmawiać o zawodzie współczesnego inżyniera, pokazać naszą bazę materialno-techniczną. W końcu niektórzy myślą: jeśli nie mamy stolicy, to nie ma się czym chwalić. W swoich filmach przełamuję ten stereotyp" - zauważa dziekan.

W rzeczywistości bazie materialno-technicznej jego wydziału można pozazdrościć: tylko w ciągu ostatnich pięciu lat zainwestowano w jej rozwój około trzech milionów dolarów. W centrum szkoleniowo-wystawienniczym, do którego zaprasza nas Władimir Gusarow, zebrano próbki najnowszego sprzętu rolniczego o łącznej wartości około 1,5 miliona dolarów.

- Baza materialno-techniczna jest bardzo ważna, to uzasadniona inwestycja państwa zainteresowanego tym, aby uczelnia rolnicza produkowała wysokiej klasy specjalistów, zdolnych zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe kraju - podkreśla. - Przedsiębiorstwo, do którego przyjdą młodzi ludzie po ukończeniu studiów, nie powinno szkolić ich do pracy na nowoczesnych maszynach za swoje pieniądze. Dołożyliśmy wszelkich starań, aby nasi absolwenci już w momencie podziału miejsc pracy stali się profesjonalistami.

W centrum szkoleniowo-wystawienniczym BPAR nowości maszyn rolniczych pojawiają się wcześniej, niż są wprowadzane do masowej produkcji. Sekret polega na tym, że tutaj trafiają prototypy - pierwsze próbki agregatów, które właśnie pomyślnie przeszły wszystkie testy.

- Podczas gdy ich rok lub dwa przygotowują  do produkcji seryjnej, nasi studenci już uczą się obsługi tych maszyn - wyjaśnia dziekan.

Teraz kręci filmy dla TikTok również o tym. A pierwsze wideo, w którym dziekan pojawił się w kadrze, dotyczyło dodatkowej rekrutacji do Akademii Rolniczej.

- Kończy się dwa dni później niż na uczelniach Ministerstwa Edukacji. Ale wielu o tym nie wie. Postanowiłem nakręcić film o tym, że nawet ci, którzy nie dostali się gdzieś, mają szansę zostać studentami naszej Akademii. Ten film przyniósł nam siedem osób. Wśród nich była dziewczyna z Orszy, która początkowo miała wątpliwości, czy złożyć tu dokumenty, czy nie. Zadzwoniłem do niej: "Cześć, to dziekan z TikTok". Porozmawialiśmy. I stała się naszą studentką - mówi Władimir Władimirowicz.

Zauważa, że wielu studentów studiów niestacjonarnych przybyło do Akademii Rolniczej dzięki TikTok. Do tej pory zainteresowanie przyjęciem tutaj jest duże: co najmniej 40 osób pytało już dziekana, jak zostać studentem studiów niestacjonarnych.

"Praca w rolnictwie nie jest pieniężna? Nieprawda!"

Pojawienie się Władimira Gusarowa w Tiktoku nie pozostało niezauważone przez media opozycyjne. Bardzo szybko opublikowano na nich wiadomości, że dziekan Akademii Rolniczej zwabia do uczelni za pośrednictwem sieci społecznościowych.

- Jasne, że liczyli na negatywną reakcję czytelników. "Dziekan zwabia" - takie sformułowanie wiele mówi. Ale sytuacja okazała się odwrotna: absolutnie wszystkie komentarze były pozytywne, było w nich wiele dobrych słów pod adresem uczelni - wspomina Władimir Gusarow.

Zauważa, że "zwabia" przyszłych studentów do BPAR tylko prawdą. Na przykład obala mit braku pieniędzy w zawodzie rolniczym.

- W rzeczywistości u nas chłopaki już na praktyce zarabiają dobre pieniądze. Oto prawdziwy przykład: student 2 roku, który dostał się tutaj po zawodówce, odpracował 6 tygodni na siewie w powiecie drybińskim i kupił samochód. Tak, sam zasiał 60% powierzchni gospodarstwa, ale dostał za to dobre pieniądze. Staram się przekazać prostą prawdę: jeśli jesteś łajdakiem i próżniakiem, każdy zawód będzie dla ciebie bez grosza. I na wsi i w mieście. Mówią, że rolnicy zarabiają niewiele. Naprawdę? Otwórzcie dowolną gazetę rejonową, zobaczycie tam w reklamach: "potrzebny jest kierowca ciągnika, wynagrodzenie od 2 tysięcy", "potrzebne dojarki - od 2200". Czy to złe zarobki? Nie sądzę, że nawet w mieście każdy to dostaje. Moim zadaniem jest pomóc ludziom przestać myśleć stereotypowo, że rolnictwo nie jest opłacalne. W rzeczywistości ta praca jest zarówno pieniężna, jak i honorowa - podkreśla Władimir Gusarow.

Białorusini doskonale potrafią pracować na ziemi. Najlepszym tego potwierdzeniem są wyniki naszego zespołu, w skład którego wchodził również Władimir Gusarow, na XI Otwartych mistrzostwach Rosji w orce, które niedawno odbyły się w Saratowie. Nasi rodacy z Gorek - w pierwszej dziesiątce.

Projekt powstał ze środków celowej zbiórki na produkcję kontentu krajowego.

Jelena Iwaszko,
zdjęcia - z otwartych źródeł internetowych,
gazeta "7 dni".
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi