
Aktualności tematyczne
"Defilada Zwycięzców: historie i twarze "
Z okazji 80. rocznicy Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej BELTA wraz z gazetą „7 Dni” rozpoczyna szeroko zakrojony projekt. Przez cały rok będziemy opowiadać o Białorusinach, którzy wzięli udział w legendarnej Defiladzie Zwycięstwa. Ci ludzie walczyli pod Rżewem i Odessą, wygrali bitwy pod Stalingradem i Kurskiem, wyzwolili Białoruś, zdobyli Berlin. A 24 czerwca 1945 roku przemaszerowali triumfalnie przez Plac Czerwony w Moskwie. Oni są twarzami naszego największego Zwycięstwa!
Tamten deszczowy poranek 24 czerwca 1945 roku uczestnik pierwszej w historii ZSRR Parady Zwycięstwa, Piotr Seliwanow, zapamiętał do końca życia. Młody żołnierz z Polesia zwycięsko przemaszerował przez moskiewski Plac Czerwony w składzie pułku złożonego z żołnierzy Frontu Leningradzkiego. Stojąc pod murami Kremla obok tysięcy żołnierzy frontowych takich jak on, Piotr Kuprijanowicz nie mógł sobie wyobrazić, że ten dzień stanie się początkiem wyjątkowej rodzinnej tradycji: dziesiątki lat później jego syn, a później jego wnuk, przemaszerują przez ten sam plac w mundurze. Obaj są zawodowymi wojskowymi. A także uczestnikami Defilady Zwycięstwa!

„Wydawało mi się, że każdy pocisk może trafić”.
Odnalezienie krewnych Piotra Seliwanowa zajęło nam kilka tygodni. W dziennikarskie śledztwo włączyły się dziesiątki mieszkańców powitu Oktiabrski obwodu homelskiego: lokalni historycy, nauczyciele, pracownicy rejonowego komitetu wykonawczego. Z redakcją skontaktowali się nawet byli mieszkańcy wsi Choromce, gdzie urodził się i przez długi czas mieszkał Piotr Kuprijanowicz.
To dzięki zaangażowanym Białorusinom udało nam się odnaleźć jego córkę Ludmiłę Pietrownę Żukową w Bobrujsku. Po usłyszeniu o projekcie „Defilada Zwycięzców: historie i twarze” rodzina weterana bez wahania zgodziła się wziąć w nim udział.
... Piotr Seliwanow został powołany do wojska w 1935 roku. Po ukończeniu szkoły czołgowej i zdobyciu zawodu kierowcy-mechanika wrócił do swojej rodzinnej wioski Choromcy, która znajduje się w Oktiabrszczynie. Dostał pracę w kołchozie, ożenił się i wkrótce młodej rodzinie urodziły się dwie córki. Nagle - wojna! Wezwanie do wojska otrzymał niemal natychmiast - 7 lipca 1941 roku. Żołnierz został wysłany na dwumiesięczny kurs do miejscowości Krasnoarmiejskoje niedaleko Stalingradu, a po szkoleniu został mianowany dowódcą nowego czołgu T-60.
Dzieci Piotra Kuprijanowicza starannie przechowują zdjęcia ojca w rodzinnym archiwum. Uśmiechnięty, wesoły mężczyzna spogląda na nas z wyblakłych i miejscami zniszczonych przez czas zdjęć. Aż trudno uwierzyć, że ten człowiek ma za sobą dziesiątki operacji bojowych, ran i śmierci swoich towarzyszy. Wśród wspomnień weterana, które Ludmiła Pietrowna zbierała i starannie przechowywała przez całe życie, są również te, które opowiadają o pierwszej bitwie młodego żołnierza. Miała ona miejsce właśnie tam, pod Stalingradem. „Faszyści umocnili się na tym terytorium i musieli walczyć o każdy centymetr ziemi. Ta bitwa trwała kilka godzin. Ciężko było siedzieć w samochodzie rozgrzanym lipcowym słońcem. Jeszcze gorzej było czuć, jak pociski świszczą w powietrzu. Wydawało się, że każdy z nich może trafić w ciebie. Z całej brygady czołgów z tej bitwy wyszło tylko dziewięć czołgów” - opowiadał Piotr Kuprijanowicz.
Żołnierz spędził trzy tygodnie na linii frontu pod Stalingradem. Tam otrzymał swoją pierwszą ranę.
- Podczas jednego z nalotów wroga czołg taty został uszkodzony. Jego towarzysze wyciągnęli go z płonącej maszyny rannego i nieprzytomnego. Oprzytomniał dopiero w szpitalu, gdzie spędził trzy miesiące” - powiedziała jego córka.
Na bezimiennej wysokości
Po zakończeniu leczenia Piotr Seliwanow został wysłany na Syberię Wschodnią. Tutaj młody żołnierz zmienił się z dowódcy czołgu w „łowcę” tych pojazdów bojowych. Z armatą przeciwpancerną pokonał drogę z Kańska aż do Leningradu. Za bohaterstwo wykazane w walkach na obrzeżach tego miasta otrzymał swoje pierwsze odznaczenie - medal "Za odwagę". Wkrótce potem otrzymał drugie odznaczenie. Order Czerwonej Gwiazdy starszy sierżant Seliwanow otrzymał w styczniu 1944 r. już w rejonie Pskowa za zdobycie wzgórza „Bezymiannaja". Został przyznany osobiście przez dowódcę dywizji. Naszym żołnierzom udało się wybić wroga z tego punktu dopiero trzeciego dnia, ale w nocy Niemcy ponownie przeszli do ofensywy. W tej bitwie Piotr Kuprijanowicz trafił z armaty przeciwpancernej trzy działa samobieżne wroga.
W marcu 1944 roku został ponownie ranny (ręka złamana przez odłamek przypominała weteranowi wojny przez długi czas). Ale nawet to nie osłabiło jego wiary w szybkie Zwycięstwo. Gdy tylko rana się zagoiła, Piotr Kuprijanowicz powrócił do swojej macierzystej 182 Dywizji.
- Mój ojciec otrzymał trzecie odznaczenie bojowe - Order Chwały III stopnia - za bitwę na stacji Dno. Wtedy żołnierzom udało się zdobyć pociąg wroga i wziąć do niewoli 180 niemieckich żołnierzy i oficerów - mówi Ludmiła Pietrowna. - A za forsowanie rzeki Wielikaja, która znajduje się w obwodzie leningradzkim, został odznaczony Orderem Chwały II stopnia. Po umocnieniu się na drugim brzegu radzieccy żołnierze odparli ponad siedem ataków dziennie.
Żołnierz został również odznaczony Orderem Wojny Ojczyźnianej. Otrzymał go na Łotwie po ciężkim przejściu przez tyły wroga. Wówczas przez jedną noc żołnierze 182. dywizji strzeleckiej wzięli do niewoli ponad 500 niemieckich żołnierzy i oficerów oraz zdołali zdobyć około 20 dział samobieżnych i inną broń.
Piotr Kuprijanowicz walkami wyzwalał Łotwę i Litwę. Wojnę zakończył w marcu 1945 roku w Prusach Wschodnich. Starszy sierżant został zabrany na studia oficerskie w kwaterze głównej frontu leningradzkiego. W czerwcu postanowiono wysłać go jako jednego z najlepszych żołnierzy do Moskwy, aby wziął udział w Defiladzie Zwycięstwa na Placu Czerwonym.
„My, uczestnicy Defilady Zwycięstwa, byliśmy bardzo podekscytowani. Każdego z nas przepełniało uczucie radości. Wiedzieliśmy, że bierzemy udział w historycznym wydarzeniu. Nigdy nie zapomnimy momentu, gdy przechodziliśmy przez plac, a tłum ludzi biegł w naszą stronę! Trudno było przejść przez ten tłum. Mnóstwo kwiatów, radosne uśmiechy na twarzach” - tak o tym historycznym wydarzeniu mówił sam weteran.
Spadkobiercy zwycięzcy
Piotr Kuprijanowicz powrócił do Choromiec w listopadzie 1945 roku. Jednak z wioski, którą weteran zapamiętał, gdy szedł na front, nie pozostało prawie nic. W czasie wojny faszyści dwukrotnie podpalili wioskę. Podczas jednego z nalotów, 3 marca 1944 r., zagnali mieszkańców do stodoły i spalili. Wśród nich były dwie córki Piotra Kuprijanowicza i jego matka - wszystkie zginęły. Jego żona Eugenia Andriejewna i ojciec Kuprijan Trofimowicz cudem przeżyli w obozie koncentracyjnym w Ożarowie.

Przeszedłszy przez okropności wojny, Seliwanowowie znaleźli siłę, by żyć dalej: zbudowali nowy dom, wychowali dwóch pięknych synów i dwie córki. Prawie wszystkie dzieci, idąc za przykładem ojca, związały swoje życie z obroną Ojczyzny.
- Mój ojciec często opowiadał o wojnie. Słuchając tych opowieści, ja również postanowiłem kontynuować jego pracę. Wstąpiłem do Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej im. Dzierżyńskiego w Leningradzie, a po jej ukończeniu służyłem na atomowych okrętach podwodnych w byłym Związku Radzieckim. Podobnie jak mój ojciec, podczas służby otrzymałem wiele medali. Ale mój ojciec, niestety, nie doczekał mojego najważniejszego odznaczenia - Orderu Odwagi. Zmarł 5 lipca 1980 roku - mówi Leonid Petrovich Selivanov. - Zostałem odznaczony tym orderem za odwagę i bezinteresowność wykazaną podczas wykonywania obowiązków wojskowych i służbowych. Borys Jelcyn osobiście wręczył mi go na Kremlu. Szkoda, że mój ojciec wtedy nie żył, byłby ze mnie bardzo dumny.
Odznaczenia wojskowe Piotra Kuprijanowicza są przechowywane w Petersburgu w domu jego syna Leonida. Oficer często na nie patrzy, wspominając wojskowe wyczyny ojca.
- Tata zawsze z dumą opowiadał, za jaką cenę dostał te ordery i medale. Z moimi synami nadal często wspominamy jego wyczyny i czasy wojny” - powiedział mężczyzna.
Podobnie jak jego ojciec w 1945 roku, Leonid Pietrowicz wiele lat później również wziął udział w Defiladzie Zwycięstwa. A kilka lat później syn Leonida Pietrowicza maszerował w szeregu defiladowym na Placu Czerwonym. To wyjątkowa tradycja rodzinna Seliwanowów.
Tamten deszczowy poranek 24 czerwca 1945 roku uczestnik pierwszej w historii ZSRR Parady Zwycięstwa, Piotr Seliwanow, zapamiętał do końca życia. Młody żołnierz z Polesia zwycięsko przemaszerował przez moskiewski Plac Czerwony w składzie pułku złożonego z żołnierzy Frontu Leningradzkiego. Stojąc pod murami Kremla obok tysięcy żołnierzy frontowych takich jak on, Piotr Kuprijanowicz nie mógł sobie wyobrazić, że ten dzień stanie się początkiem wyjątkowej rodzinnej tradycji: dziesiątki lat później jego syn, a później jego wnuk, przemaszerują przez ten sam plac w mundurze. Obaj są zawodowymi wojskowymi. A także uczestnikami Defilady Zwycięstwa!
„Wydawało mi się, że każdy pocisk może trafić”.
Odnalezienie krewnych Piotra Seliwanowa zajęło nam kilka tygodni. W dziennikarskie śledztwo włączyły się dziesiątki mieszkańców powitu Oktiabrski obwodu homelskiego: lokalni historycy, nauczyciele, pracownicy rejonowego komitetu wykonawczego. Z redakcją skontaktowali się nawet byli mieszkańcy wsi Choromce, gdzie urodził się i przez długi czas mieszkał Piotr Kuprijanowicz.
To dzięki zaangażowanym Białorusinom udało nam się odnaleźć jego córkę Ludmiłę Pietrownę Żukową w Bobrujsku. Po usłyszeniu o projekcie „Defilada Zwycięzców: historie i twarze” rodzina weterana bez wahania zgodziła się wziąć w nim udział.
... Piotr Seliwanow został powołany do wojska w 1935 roku. Po ukończeniu szkoły czołgowej i zdobyciu zawodu kierowcy-mechanika wrócił do swojej rodzinnej wioski Choromcy, która znajduje się w Oktiabrszczynie. Dostał pracę w kołchozie, ożenił się i wkrótce młodej rodzinie urodziły się dwie córki. Nagle - wojna! Wezwanie do wojska otrzymał niemal natychmiast - 7 lipca 1941 roku. Żołnierz został wysłany na dwumiesięczny kurs do miejscowości Krasnoarmiejskoje niedaleko Stalingradu, a po szkoleniu został mianowany dowódcą nowego czołgu T-60.
Dzieci Piotra Kuprijanowicza starannie przechowują zdjęcia ojca w rodzinnym archiwum. Uśmiechnięty, wesoły mężczyzna spogląda na nas z wyblakłych i miejscami zniszczonych przez czas zdjęć. Aż trudno uwierzyć, że ten człowiek ma za sobą dziesiątki operacji bojowych, ran i śmierci swoich towarzyszy. Wśród wspomnień weterana, które Ludmiła Pietrowna zbierała i starannie przechowywała przez całe życie, są również te, które opowiadają o pierwszej bitwie młodego żołnierza. Miała ona miejsce właśnie tam, pod Stalingradem. „Faszyści umocnili się na tym terytorium i musieli walczyć o każdy centymetr ziemi. Ta bitwa trwała kilka godzin. Ciężko było siedzieć w samochodzie rozgrzanym lipcowym słońcem. Jeszcze gorzej było czuć, jak pociski świszczą w powietrzu. Wydawało się, że każdy z nich może trafić w ciebie. Z całej brygady czołgów z tej bitwy wyszło tylko dziewięć czołgów” - opowiadał Piotr Kuprijanowicz.
Żołnierz spędził trzy tygodnie na linii frontu pod Stalingradem. Tam otrzymał swoją pierwszą ranę.
- Podczas jednego z nalotów wroga czołg taty został uszkodzony. Jego towarzysze wyciągnęli go z płonącej maszyny rannego i nieprzytomnego. Oprzytomniał dopiero w szpitalu, gdzie spędził trzy miesiące” - powiedziała jego córka.
Na bezimiennej wysokości
Po zakończeniu leczenia Piotr Seliwanow został wysłany na Syberię Wschodnią. Tutaj młody żołnierz zmienił się z dowódcy czołgu w „łowcę” tych pojazdów bojowych. Z armatą przeciwpancerną pokonał drogę z Kańska aż do Leningradu. Za bohaterstwo wykazane w walkach na obrzeżach tego miasta otrzymał swoje pierwsze odznaczenie - medal "Za odwagę". Wkrótce potem otrzymał drugie odznaczenie. Order Czerwonej Gwiazdy starszy sierżant Seliwanow otrzymał w styczniu 1944 r. już w rejonie Pskowa za zdobycie wzgórza „Bezymiannaja". Został przyznany osobiście przez dowódcę dywizji. Naszym żołnierzom udało się wybić wroga z tego punktu dopiero trzeciego dnia, ale w nocy Niemcy ponownie przeszli do ofensywy. W tej bitwie Piotr Kuprijanowicz trafił z armaty przeciwpancernej trzy działa samobieżne wroga.
W marcu 1944 roku został ponownie ranny (ręka złamana przez odłamek przypominała weteranowi wojny przez długi czas). Ale nawet to nie osłabiło jego wiary w szybkie Zwycięstwo. Gdy tylko rana się zagoiła, Piotr Kuprijanowicz powrócił do swojej macierzystej 182 Dywizji.
- Mój ojciec otrzymał trzecie odznaczenie bojowe - Order Chwały III stopnia - za bitwę na stacji Dno. Wtedy żołnierzom udało się zdobyć pociąg wroga i wziąć do niewoli 180 niemieckich żołnierzy i oficerów - mówi Ludmiła Pietrowna. - A za forsowanie rzeki Wielikaja, która znajduje się w obwodzie leningradzkim, został odznaczony Orderem Chwały II stopnia. Po umocnieniu się na drugim brzegu radzieccy żołnierze odparli ponad siedem ataków dziennie.
Żołnierz został również odznaczony Orderem Wojny Ojczyźnianej. Otrzymał go na Łotwie po ciężkim przejściu przez tyły wroga. Wówczas przez jedną noc żołnierze 182. dywizji strzeleckiej wzięli do niewoli ponad 500 niemieckich żołnierzy i oficerów oraz zdołali zdobyć około 20 dział samobieżnych i inną broń.
Piotr Kuprijanowicz walkami wyzwalał Łotwę i Litwę. Wojnę zakończył w marcu 1945 roku w Prusach Wschodnich. Starszy sierżant został zabrany na studia oficerskie w kwaterze głównej frontu leningradzkiego. W czerwcu postanowiono wysłać go jako jednego z najlepszych żołnierzy do Moskwy, aby wziął udział w Defiladzie Zwycięstwa na Placu Czerwonym.
„My, uczestnicy Defilady Zwycięstwa, byliśmy bardzo podekscytowani. Każdego z nas przepełniało uczucie radości. Wiedzieliśmy, że bierzemy udział w historycznym wydarzeniu. Nigdy nie zapomnimy momentu, gdy przechodziliśmy przez plac, a tłum ludzi biegł w naszą stronę! Trudno było przejść przez ten tłum. Mnóstwo kwiatów, radosne uśmiechy na twarzach” - tak o tym historycznym wydarzeniu mówił sam weteran.
Spadkobiercy zwycięzcy
Piotr Kuprijanowicz powrócił do Choromiec w listopadzie 1945 roku. Jednak z wioski, którą weteran zapamiętał, gdy szedł na front, nie pozostało prawie nic. W czasie wojny faszyści dwukrotnie podpalili wioskę. Podczas jednego z nalotów, 3 marca 1944 r., zagnali mieszkańców do stodoły i spalili. Wśród nich były dwie córki Piotra Kuprijanowicza i jego matka - wszystkie zginęły. Jego żona Eugenia Andriejewna i ojciec Kuprijan Trofimowicz cudem przeżyli w obozie koncentracyjnym w Ożarowie.

Przeszedłszy przez okropności wojny, Seliwanowowie znaleźli siłę, by żyć dalej: zbudowali nowy dom, wychowali dwóch pięknych synów i dwie córki. Prawie wszystkie dzieci, idąc za przykładem ojca, związały swoje życie z obroną Ojczyzny.
- Mój ojciec często opowiadał o wojnie. Słuchając tych opowieści, ja również postanowiłem kontynuować jego pracę. Wstąpiłem do Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej im. Dzierżyńskiego w Leningradzie, a po jej ukończeniu służyłem na atomowych okrętach podwodnych w byłym Związku Radzieckim. Podobnie jak mój ojciec, podczas służby otrzymałem wiele medali. Ale mój ojciec, niestety, nie doczekał mojego najważniejszego odznaczenia - Orderu Odwagi. Zmarł 5 lipca 1980 roku - mówi Leonid Petrovich Selivanov. - Zostałem odznaczony tym orderem za odwagę i bezinteresowność wykazaną podczas wykonywania obowiązków wojskowych i służbowych. Borys Jelcyn osobiście wręczył mi go na Kremlu. Szkoda, że mój ojciec wtedy nie żył, byłby ze mnie bardzo dumny.
Odznaczenia wojskowe Piotra Kuprijanowicza są przechowywane w Petersburgu w domu jego syna Leonida. Oficer często na nie patrzy, wspominając wojskowe wyczyny ojca.
- Tata zawsze z dumą opowiadał, za jaką cenę dostał te ordery i medale. Z moimi synami nadal często wspominamy jego wyczyny i czasy wojny” - powiedział mężczyzna.
Podobnie jak jego ojciec w 1945 roku, Leonid Pietrowicz wiele lat później również wziął udział w Defiladzie Zwycięstwa. A kilka lat później syn Leonida Pietrowicza maszerował w szeregu defiladowym na Placu Czerwonym. To wyjątkowa tradycja rodzinna Seliwanowów.