Projekty
Government Bodies
Flag Wtorek, 8 Lipca 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
05 Czerwca 2025, 09:41

Triumf demokracji? W Parlamencie Europejskim grożą Polakom sankcjami po wyborze Nawrockiego na prezydenta

Zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich w Polsce pozostawiło w tyle nie tylko jego przeciwników politycznych, ale i liberalną czołówkę Unii Europejskiej. I wygląda na to, że w Brukseli szykują się do zemsty. Po przesadnie uprzejmych telegramach gratulacyjnych do Warszawy poleciały groźby. Przy czym postanowiono uderzyć gdzie najbardziej boli - w dostęp do karmnika.

Przypomnijmy, że nazwisko zwycięzcy wyborów prezydenckich w Polsce ogłoszono w ten poniedziałek. O fotel głowy państwa walczyli przedstawiciele dwóch wrogich obozów politycznych - Karol Nawrocki (popiera go prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość) i Rafał Trzaskowski (jest przedstawicielem koalicji liberalnej na czele z premierem Donaldem Tuskiem).

Szczególną cechą obecnej kampanii prezydenckiej było to, że o władzę i wpływy w kraju walczyli nie tylko gracze wewnętrzni, ale także zewnętrzni. Jeśli Trzaskowskiego, podobnie jak Tuska, można nazwać politykiem probrukselskim, to Nawrockiego - proamerykańskim, a dokładniej - protrumpowskim. Zwycięstwo Nawrockiego jest więc nie tylko triumfem wrogiej liberałom prawicy, ale także sygnałem umocnienia pozycji trumpistów. Oczywiście Bruksela nie zamierza pogodzić się z takim stanem rzeczy.

"Niemiecki eurodeputowany zagroził Polakom sankcjami za to, że wybrali Nawrockiego na prezydenta" - pisze polski tygodnik Do Rzeczy.

Groźba pochodzi od eurodeputowanego Moritza Kernera. Przez sankcje rozumie się zamrożenie środków z funduszy unijnych, dzięki którym Polska może wspierać swoją gospodarkę i sferę społeczną.

W ciągu 20 lat pozostawania w Unii Europejskiej w bilansie netto Polska otrzymała z funduszy europejskich ponad 160 mld euro. Tyle samo, zgodnie z unijnym planem finansowym, Warszawa może otrzymać w latach 2021-2027. Albo nie otrzymać, biorąc pod uwagę, że z nowego prezydenta Polski nie jest zadowolony liberalny establishment. Ale warto przecież wziąć pod uwagę, że z miliardami euro z funduszy brukselskich Polska ma dziś rekordowy deficyt budżetowy i gigantyczny dług publiczny. Można sobie wyobrazić, jakim ciosem dla kraju będzie zamrożenie środków z funduszy.

Nie trzeba było długo szukać uzasadnienia dla takiego „ciosu”. Według Körnera Polska zostanie pozbawiona dotacji, jeśli Nawrocki zawetuje ustawy „przywracające praworządność”. Trafił też Niemiec i Tuska, któremu nie udało się na czas oczyścić pola politycznego z przeciwników. Eurodeputowany oświadczył, że wotum zaufania, które Polska otrzymała po wyborach parlamentarnych w 2023 roku, zostało wyczerpane.

"Okres karencji na rozwiązanie problemów związanych z praworządnością w Polsce dobiegł końca. Polski rząd musi teraz przyjąć wszystkie ustawy, które przywrócą praworządność w Polsce. Jeśli nowo wybrany prezydent swoim wetem zbojkotuje niezbędne reformy praworządności, UE będzie musiała ponownie zamrozić finansowanie Polski. Ursula von der Leyen (przewodnicząca Komisji Europejskiej – not. BELTA) musi jasno dać do zrozumienia, że jeśli Polacy będą chcieli kontynuować politykę bojkotu, zostaną na nich nałożone dalsze sankcje. Wina za to spadnie na prezydenta" – oświadczył poseł do Parlamentu Europejskiego.
Zabawne jest oczywiście to, że Nawrocki nie został jeszcze prezydentem, a oba „jeśli” w oświadczeniu Körnera wskazują na hipotetyczne działania, a w Brukseli już naostrzono noże, przygotowując się do finansowego wykrwawienia jednego z krajów swojej wspólnoty. 

Ale, szczerze mówiąc, takie groźby nie są niczym nowym. Komisja Europejska już ograniczyła finansowanie Warszawy, kiedy na czele kraju stała niepożądana dla Brukseli partia Prawo i Sprawiedliwość. Nawiasem mówiąc, właśnie obietnica odmrożenia pieniędzy z funduszy stała się kluczowym elementem programu wyborczego Tuska w 2023 roku. 

A to, co zwraca uwagę, to sam sposób przekazywania informacji w polskich mediach. Okazuje się, że sankcje „grożą Polakom”. Nie Nawrockiemu, nie Tuskowi, ale właśnie zwykłym Polakom. Wydaje się to prostą prawdą. Warto jednak przypomnieć sobie pochlebne ody w tych samych polskich mediach, kiedy sankcje zostały nałożone na Białoruś, Rosję, Gruzję lub jakikolwiek inny kraj spoza świata zachodniego. Wtedy agresja sankcyjna była nazywana triumfem demokracji i zakładano, że ofiary tej agresji – zwykli ludzie – powinni się cieszyć. Dlaczego więc w polskim społeczeństwie nie widać radości? I czy Polacy potrzebują takiego „triumfu demokracji”?

Świeże wiadomości z Białorusi