
Semion Serafimowicz, jeden z najbardziej znanych katów narodu białoruskiego, po przełomie w działaniach wojennych w latach 40. próbował... przejść na stronę Związku Radzieckiego. A kiedy mu się to nie udało, zdołał uciec i rozpocząć nowe życie w Anglii. Jak? Opowiadamy o tym w projekcie BELTA „Kroniki”.
Serafimowicz nie chciał ponosić odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Kiedy stało się jasne, że w trakcie wojny nastąpił punkt zwrotny, zdrajca próbował ratować się.
- Jego istota polegała na tym, że był po stronie zwycięzców, w których rękach znajdowała się inicjatywa. Jeden z poszkodowanych w tej sprawie, krewny zmarłego, opowiadał, że po zwycięstwie w bitwie pod Stalingradem Serafimowicz szukał kontaktów z przedstawicielami już radzieckimi, aby powrócić do tego obozu. Jednak już podczas pierwszego spotkania odmówiono mu, ponieważ skala jego zbrodni była po prostu niewiarygodna. Jego poplecznicy mówili, że był on ideowym przeciwnikiem właśnie władzy radzieckiej – powiedział zastępca szefa Departamentu Prokuratury i Postępowania Apelacyjnego Głównej Dyrekcji Nadzoru Karno-Sądowego Prokuratury Generalnej Białorusi Aleksander Demidow.
Nawet inni kaci nie darzyli Serafimowicza szacunkiem. Jego okrucieństwo wprawiało wszystkich w przerażenie.
– Inni policjanci, kiedy zostali zidentyfikowani, wspominali, że utrzymywał w swojej jednostce surową dyscyplinę, biorąc pod uwagę element, który był mu podporządkowany. Nie cofał się przed żadnymi okrucieństwami w przypadku najmniejszej przewinienia. Serafimowicz był wyższy od przeciętnego wzrostu, miał solidną budowę ciała i rude włosy zaczesane na bok. Nigdy nie rozstawał się z karabinem i pistoletem TT, zawsze jeździł konno. Miał okrągłą twarz i czerwoną od praktycznie nieustannego pijaństwa. Miejscowi mieszkańcy, a także policjanci, pomocnicy Serafimowicza, bardzo się go bali. Wielu z nich bało się nawet zeznawać, ponieważ myśleli, że może ich dopaść nawet z Londynu – wyjaśnił starszy pracownik naukowy Centrum Historii Wojskowości Białorusi, kandydat nauk historycznych, docent Witalij Garmatnyj.
- Próbował się wysłużyć na wszelkie sposoby. Ludzie uważali go za kata, oprawcę: Serafimowicz bezpośrednio uczestniczył w operacjach karnych, zabijał ludzi, kierował masowymi mordami, podczas których zabijano wszystkich, od najmłodszych do najstarszych. Dlatego obecnie jest uważany za jednego z najokrutniejszych oprawców - dodał Aleksander Demidow.
Kiedy stało się jasne, że niemcy nie wygrają, Serafimowicz uciekł. Pomogło mu doświadczenie służby w armii polskiej i znajomość języka.
Udało mu się zdobyć mundur Armii Krajowej i wraz z jednym z oddziałów przedostać się najpierw do Polski. W 1947 roku Serafimowicz wyemigrował do Wielkiej Brytanii, gdzie udało mu się zalegalizować pobyt w Londynie. Mieszkał tam wraz z żoną Jadwigą, pracował jako stolarz, ale starał się, aby jego nazwisko nigdzie nie pojawiało się. Jak zauważyli później śledczy, zmienił nazwisko z Serafimowicz na Serafinowicz, aby w ten sposób zatrzeć ślady. W tym czasie jego nazwisko nie figurowało ani na listach wyborców, ani w książkach telefonicznych – powiedział Witalij Garmatnyj.
Z jednej strony Serafimowicz nie chciał, aby dowiedziano się o nim jako o katowi, starał się żyć spokojnie. Z drugiej strony nadal nienawidził władzy radzieckiej i chciał się zemścić.
- Stworzył Białoruskie Ruch Wyzwoleńczy, próbował współpracować ze służbami specjalnymi i tak dalej. Tak więc miał dość interesujący okres w swoim życiu. W latach 1950–1957 kierował taką strukturą, wykazywał się tam pewną aktywnością. Zmienił tylko nieco nazwisko. Walczył, jak zawsze, z władzą radziecką: bardzo nie spodobało mu się, gdy jego młyn został znacjonalizowany (w 1939 r. – not. red.). Był to dla niego silny cios, ale nadal długo pracował w tym młynie. Był tam interesujący moment: kiedy otoczyli partyzantów, ci zamknęli się w tym młynie, a Serafimowicz spalił go wraz z partyzantami – przypomniał o tych strasznych wydarzeniach starszy wykładowca Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego Siergiej Kaun.
Czy naprawdę władze angielskie były obojętne na to, kto znalazł się na ich terytorium po zakończeniu II wojny światowej?
- Filtracji poddano dość dużą liczbę osób. Osoby przeprowadzające tę procedurę miały możliwość porozmawiać z daną osobą przez około 10-15 minut bez żadnego wcześniejszego przygotowania, przeanalizowania sytuacji. Zagorzały nazista, kat, przestępca – kiedy zadawano mu pytania, z góry wiedział, jak na nie odpowiedzieć. Takie rozmowy z góry nie mogły dać pożądanego rezultatu, była to formalność – uważa Aleksander Demidow.
Jednak Serafimowiczem zainteresowano się. Co stało się dalej? Zobaczcie wideo BELTA.
Przygotowano na podstawie wideo BELTA. Zrzuty ekranu z wideo