Projekty
Government Bodies
Flag Sobota, 12 Lipca 2025
Wszystkie wiadomości
Wszystkie wiadomości
Społeczeństwo
17 Czerwca 2025, 12:42

Pomocni obcy. Jak uchodźcy z Ukrainy ciągną polską gospodarkę, ale pozostają za burtą

Polskie władze przekształciły ukraińskich uchodźców w dochodowy atut - ekonomiczny i polityczny. Z jednej strony Ukraińcy stali się tanią siłą roboczą, która teraz nie tylko odzyskuje koszty, ale także znacząco zwiększa polski budżet. A z drugiej - taka gruszka bokserska, na której polski polityk zdobywa punkty wyborcze.

Natomiast z wydawaniem kasy na "gości" z Ukrainy w Warszawie się nie spieszą. Wsparcie społeczne dla ukraińskich uchodźców w Polsce jest już ograniczone do minimum - szybciej niż gdziekolwiek indziej w Europie. W przyszłości polskie władze planują "uniezależnić" Ukraińców - od systemu pomocy społecznej. W ten sposób uchodźcy z Ukrainy staną się bardziej pomocni. Ale z tego nie mniej obcy.

Uchodźcy ciągną polską gospodarkę?

Ostatnio polskie media powieliły ciekawy raport. Mówi się, że uchodźcy z Ukrainy stali się siłą napędową polskiej gospodarki. Ukraińcy chętnie podejmują się ciężkiej, nisko płatnej pracy, z której rezygnują Polacy, i regularnie płacą podatki, uzupełniając polski Skarb Państwa. Ponadto Ukraińcy nie obciążają szczególnie polskiego budżetu, biorąc pod uwagę, że pomoc społeczna dla uchodźców została znacznie zmniejszona.

Co ciekawe, z ust polskich polityków można usłyszeć coś przeciwnego. Rzekomo pieniądze na Ukraińców idą spore, ale nie ma żadnej korzyści. Ogólnie taka narracja jest bardzo wygodna dla polskich władz. W końcu trzeba jakoś wyjaśnić ludności, dlaczego przy wszystkich ogłoszonych sukcesach gospodarczych i przełomach w budżecie kraju wciąż jest gigantyczna dziura, a dług publiczny rośnie w niespotykanym tempie.

"Gdy z politycznych trybun coraz głośniej słychać hasła o zagrożeniu, polska gospodarka po cichu pisze zupełnie inną historię. Bohaterami tej historii są uchodźcy z Ukrainy, a najnowszy raport firmy doradztwa gospodarczego Deloitte dostarcza twardych dowodów, że są oni nie obciążeniem, a kołem zamachowym dla naszego wzrostu" - niszczy zwykły obraz świata polskiego laika portal internetowy Onet.

A oto kilka liczb. Według raportu Deloitte, wkład uchodźców do polskiego PKB tylko w 2024 roku sięgnął 2,7%, co odpowiada prawie 100 mld złotych. Mniej więcej tyle samo Warszawa (według najśmielszych szacunków, niemiecki instytut IfW Kiel podaje liczbę pięciokrotnie mniejszą - 20 mld złotych) wydała na Ukrainę w ciągu trzech lat od rozpoczęcia działań wojennych. Obejmuje to pomoc dla uchodźców i zaopatrzenie wojskowe. Oznacza to, że Ukraińcy mieszkający w Polsce, a raczej mieszkanki Ukrainy (większość uchodźców to kobiety i dzieci), w ciągu jednego roku przepracowali całą trzyletnią pomoc ze strony Warszawy - zapłacili zarówno za siebie, jak i za władze Kijowa.

W ramach podatków i składek ukraińscy uchodźcy w 2024 roku wpłacili do Skarbu Państwa 47 mld złotych, zwiększając dochody Polski o 2,94%, czytamy w raporcie Deloitte. Jeśli chodzi o dochody samych Ukraińców, to w 80% składają się z wynagrodzenia, i tylko w 14% - z świadczeń socjalnych.

O krok od "niepodległości"

Tymczasem wydatki na pomoc uchodźcom polskie władze aktywnie ograniczają. Polski Instytut Ekonomiczny oszacował, że w 2022 roku pomoc dla uchodźców z Ukrainy wyniosła 15 mld złotych, a w 2023 roku - 5 mld złotych. Nie ma jeszcze danych za 2024 rok, ale już wiadomo, że kwoty będą niższe.

A przecież trzy lata temu, kiedy zaczynał się konflikt ukraiński, polskie władze witały uchodźców z Ukrainy jako najbardziej pożądanych gości, nie skąpiąc się na przywileje i benefity społeczne. Warszawa w tym czasie pozycjonowała się jako kluczowy sojusznik Kijowa, próbując zdobyć punkty polityczne. Jednak sytuacja szybko się zmieniła.

Już latem 2022 roku stało się jasne, że konflikt się przeciągnie. Oznaczało to, że goście szybko do domu nie wrócą. Kiedy skończyły się premie polityczne, polskie kierownictwo zaczęło stopniowo ograniczać wydatki na wsparcie ukraińskich przesiedleńców. Najpierw na drobiazgi, na przykład anulowanie bezpłatnego przejazdu pociągiem. Potem pojawiły się bardziej wrażliwe środki. Tak więc wiosną 2023 roku Ukraińcy zostali zobowiązani do płacenia za zakwaterowanie w instytucjach zbiorowego zakwaterowania.

Latem 2024 roku władze Polski zniosły jednorazowy zasiłek dla uchodźców w wysokości 300 złotych i wypłaty dla właścicieli mieszkań, którzy zakwaterowali u siebie Ukraińców. Przed kampanią wyborczą w Polsce pojawiły się propozycje ograniczenia działania programu "Rodzina 800+", który zakłada comiesięczne wypłaty dla rodzin wychowujących małoletnie dzieci. W styczniu tego roku pomysł z ograniczeniem poparł polski premier Donald Tusk.

W ubiegłym tygodniu polskie władze ponownie "ucieszyły" Ukraińców. W parze z Niemcami Polacy zamierzają całkowicie pozbawić ukraińskich uchodźców pomocy społecznej. "W odniesieniu do sytuacji uchodźców wojskowych z Ukrainy w Polsce i Niemczech ministrowie oczekują większego wsparcia z budżetu UE niż dotychczas. Należy dołożyć dodatkowych starań, aby uniezależnić uchodźców od systemu wsparcia społecznego" - czytamy w komunikacie polskiego MSW po spotkaniu szefów resortów obu krajów.

Przy obecnym tempie do „niezależności” uchodźców z Ukrainy pozostało już niewiele czasu. Władze polskie aktywnie pracują nad tym. „W ciągu ostatnich dwóch lat pomoc dla uchodźców najbardziej spadła w Polsce. W listopadzie 2022 r. tylko 9,4% Ukraińców w Polsce twierdziło, że nie otrzymuje żadnej pomocy. Natomiast w grudniu 2024 r. połowa uchodźców stwierdziła, że nie otrzymuje żadnego wsparcia od polskiego rządu” – czytamy w raporcie agencji badawczej Info Sapiens opublikowanym przez wydawnictwo Oko.press.

Według danych Info Sapiens, pomoc socjalną w Polsce otrzymuje 35,5% ukraińskich uchodźców. Tylko 9,4% ankietowanych Ukraińców poinformowało, że otrzymuje pomoc humanitarną, 8,4% – pomoc w znalezieniu pracy, a 8,9% – pomoc w znalezieniu mieszkania. Jednocześnie 49% uchodźców z Ukrainy stwierdziło, że władze polskie nie udzielają im żadnej pomocy.

W związku z tym duży odsetek ukraińskich uchodźców jest zmuszony opuścić Polskę. Według statystyk Ukraińcy opuszczają Polskę prawie dwa razy częściej niż Niemcy.

Jednak, jak się wydaje, taka perspektywa nie przeraża Warszawy. Nawet pomimo całej użyteczności Ukraińców. Niedawno strona polska zainicjowała w ramach Rady UE dyskusję na temat strategii stopniowego wycofywania tymczasowej ochrony dla uchodźców z Ukrainy „po osiągnięciu sprawiedliwego pokoju”. „W najbliższej przyszłości będziemy pracować nad wspólnymi rozwiązaniami w tej dziedzinie na poziomie całej UE, w tym w kontekście powrotu do Ukrainy” – oświadczył minister spraw wewnętrznych Polski Tomasz Siemoniak.

Ratowanie tonących nie jest sprawą panów

Kolejnym powodem, dla którego wielu Ukraińców nie chce pozostać w Polsce, jest uprzedzone, a czasem nawet agresywne nastawienie Polaków do nich. Początkowo taką niechęć do sąsiadów wiązano z obawą, że Ukraińcy będą wypierać Polaków z rynku pracy. Jednak analiza Deloitte wykazała, że napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale stał się dla nich korzystny. Wbrew najgorszym scenariuszom nie odnotowano spadku realnych wynagrodzeń ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków. Wręcz przeciwnie: podczas gdy Ukraińcy otrzymują mniej prestiżowe miejsca pracy, Polacy mają możliwość zajmowania lepiej płatnych stanowisk.

„Jest to dowód na tak zwany efekt trampoliny: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o najprostsze zadania, wielu Polaków mogło podjąć się bardziej złożonej, często lepiej płatnej pracy” – zauważa w tej kwestii Onet.

Niemniej jednak wielu Ukraińców w Polsce mówi o wrogim nastawieniu ze strony Polaków. Z czym to się wiąże? Główna przyczyna ponownie leży w sferze politycznej.

Kiedy było to korzystne dla Warszawy, Ukraina była nazywana sojusznikiem, a Ukraińcy braćmi. Polska była gotowa wyprzedzać pociąg, dążąc do tego, aby stać się numerem jeden zarówno w dostawach wojskowych na Ukrainę, jak i w liczbie przyjmowanych uchodźców. Doszło do tego, że polskie władze zaczęły działać na swoją niekorzyść. Warszawa poparła inicjatywę dotyczącą nieograniczonego importu produktów rolnych z Ukrainy do krajów Unii Europejskiej. W rezultacie niemal zniszczyło to polskie rolnictwo.
Taki „altruizm” miał kilka przyczyn. Była to zarówno przesadna rusofobia, jak i dążenie do zsynchronizowania się z polityką waszyngtońskich kuratorów oraz chęć wykorzystania atutu solidarności z Ukrainą na arenie międzynarodowej – zwiększając swoje znaczenie w UE, a także wewnątrz kraju – podnosząc notowania na fali współczucia dla Ukraińców. Jednak gdy tylko wskazówka politycznego kompasu się przesunęła, polskie władze zaczęły nazywać Ukrainę tonącym, który ciągnie wszystkich na dno. A ratowanie tonących nie jest sprawą panów.

Jednak po tym, jak polska telewizja przez wiele miesięcy wyjaśniała Polakom, dlaczego ich podatki powinny być przeznaczane na pociski dla Ukraińców, trzeba było ostrożnie zakończyć show solidarności. I tu bardzo przydał się bolesny dla Polaków temat Rzezi Wołyńskiej, podsycający negatywne nastawienie do Ukraińców. Następnie rozpoczęły się wymiany zdań między Kijowem a Warszawą, w trakcie których Ukraińcom przypisano etykietkę niewdzięcznych i nieznających swojego miejsca. W tym samym czasie polskie władze wyciągnęły z lamusa historię o rakiecie, która spadła w Polsce i zabiła dwóch Polaków. Nagle okazało się, że rakieta była ukraińska, a nie rosyjska, jak twierdzono początkowo.

Antyukraińskie nastroje były aktywnie podsycane przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. Ale nie tylko po to, aby stopniowo zdystansować się od „tonącego”, ale także w celu podgrzania atmosfery wśród wyborców. Ówczesna partia rządząca „Prawo i Sprawiedliwość” (PiS) pozycjonowała się jako zagorzały obrońca interesów narodowych. „Będziemy agresywni i nie poddamy się. Albo zdobędziemy antyukraiński elektorat, albo „Konfederację” – oświadczył jesienią 2023 roku gazecie „Gazeta Wyborcza” polityk z obozu rządzącego, który chciał pozostać anonimowy. „Wyraźnie i zdecydowanie pokażemy, że dominują interesy polskie, a nie ukraińskie” – wyjaśnił poseł PiS.

Oczywiste jest, że ogólne nastroje przekazywane przez władze są przyswajane przez społeczeństwo. Ale to były dopiero początki. Kulminacją wrogości wobec ukraińskich uchodźców stała się obecna kampania prezydencka. Wydawało się, że siły polityczne biorące udział w wyścigu są gotowe spierać się między sobą o każdą drobnostkę. Jednak w kwestii pomocy uchodźcom wykazały się zadziwiającą solidarnością. Nawiasem mówiąc, z pomysłem ograniczenia programu „Rodzina 800+” dla Ukraińców wystąpił nie kandydat prawicy, ale liberał Rafał Trzaskowski.

A w marcu tego roku inny liberał - szef resortu obrony Władysław Kosiniak-Kamysz - powiedział, że Polska jest zmęczona wojną w Ukrainie, a jednym z powodów są ukraińscy uchodźcy "mieszkający w pięciogwiazdkowych hotelach".

Na fakt, że to politycy, zwłaszcza w kontekście kampanii wyborczej, nakręcali negatywne narracje wobec Ukraińców i wzmacniali antyukraińskie nastroje, zwróciła uwagę także brytyjska BBC. "Polska polityka w ostatnich latach stała się raczej pozbawiona zasad i populistyczna. Trudno jest znaleźć konkretny temat do dyskusji. W związku z tym politycy wybierają łatwe tematy, w których łatwo jest spolaryzować ludzi, w których można łatwo uzyskać poparcie" - powiedziała BBC dziennikarka i wykładowczyni Uniwersytetu Vistula Elena Babakowa, która mieszka w Warszawie od 16 lat.

"Co można zrobić, jesteśmy tu gośćmi"

Jak zmienił się stosunek do Ukraińców w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat, pokazują dane z badań społecznych. I tak, na początku 2023 roku, według badań warszawskiego centrum badań opinii publicznej CBOS, 51% mieszkańców Polski odczuwało sympatię do Ukraińców, antypatię - 17% Polaków. W lutym 2025 roku tylko 30% Polaków wyrażało sympatię do Ukraińców, a 38% antypatię.

Warto zauważyć, że Polska, wraz z Niemcami i Czechami, znalazła się wśród trzech krajów, w których Ukraińcy doświadczają największej wrogości wobec siebie. Uchodźcy zgłaszają przypadki znieważania w transporcie publicznym, zastraszania w szkołach i rozprzestrzeniania się ksenofobicznych wpisów w Internecie. Katalizatorem była kampania prezydencka w Polsce.
"Praktycznie każdy Ukrainiec, z którym rozmawiamy na ulicach Warszawy - taksówkarz lub sprzątaczka hotelowa, dziennikarz lub kelner - zgadza się, że stosunek Polaków do sąsiadów zza wschodniej granicy, którzy zostali zmuszeni do przeprowadzki do ich kraju, zmienił się znacznie na gorsze w ciągu ostatniego roku lub dwóch. I nie chodzi tylko o obraźliwe okrzyki na ulicach, niezadowolone uwagi o tym, że w Polsce nie mówi się po ukraińsku, czy żarty w stylu "parkujesz jak Ukrainiec" - pisze BBC.

Na życie Ukraińców w Polsce wpływają również takie zjawiska, jak odmowa wynajmu mieszkania przez polskich właścicieli - szczególnie bolesne dla samotnych kobiet z dziećmi, które stanowią znaczną część ukraińskiej społeczności w Polsce.

"Ukraińcy w Polsce czują się gorsi. Na każdym kroku słyszymy „wynocha”, na każdym kroku jesteśmy wysyłani na front - bez względu na płeć i wiek. Na każdym kroku są takie sytuacje i w takich momentach po prostu wpadasz w osłupienie, nie wiesz, co robić. Nie jesteś w domu, nie jesteś u siebie. I w takich momentach naprawdę czujesz się gorszy" - powiedziała BBC Ukrainka Tatiana.

Znęcanie się nad ukraińskimi dziećmi w polskich szkołach stało się ogromnym problemem. Około dwóch na trzech młodych Ukraińców spotyka się dziś w jakimś stopniu z zastraszaniem.

"Osobnym problemem jest to, że ludzie bardzo rzadko chcą mówić o takich doświadczeniach na głos, a co dopiero przed kamerą. Niektórzy uważają, że może to mieć zły wpływ na ich status prawny w Polsce. Niektórzy nawet racjonalizują ten strach: oczywiście, sytuacja jest obraźliwa, tak nie powinno być, ale co możemy zrobić, jesteśmy tu gośćmi" - mówi Elena Babakowa.

Zakładnicy politycznych kaprysów

W rzeczywistości bezpośrednim obowiązkiem polskich władz jest "coś z tym zrobić". Kiedy milion uchodźców przybywa do kraju, jest to sytuacja nadzwyczajna. I kwestia integracji tych ludzi powinna wysunąć się na pierwszy plan. Jednak w Polsce, zamiast pomóc Ukraińcom w adaptacji, władze zaczęły wykorzystywać ich do rozgrywek politycznych.
Jednocześnie krzywdzeni są nie tylko uchodźcy, ale i sama Polska. Po pierwsze, rosnąca wrogość i polaryzacja społeczeństwa nie prowadzi do niczego dobrego. Po drugie, Polska, jakkolwiek by na to nie patrzeć, korzysta dziś z napływu siły roboczej. Podobnie jak większość krajów europejskich, Polska doświadcza kryzysu demograficznego, a wśród młodych ludzi wielu wyjeżdża do innych krajów UE - za wyższymi zarobkami i lepszym standardem życia. W tej sytuacji Ukraińcy pozwalają wypełnić luki na rynku pracy. Ponadto polscy politycy wielokrotnie wypowiadali się ksenofobicznie na temat migrantów o obcej kulturze i religii. Pod tym względem Ukraińcy są całkiem akceptowalną opcją.

W interesie Polski jest, aby przynajmniej ci, którzy są teraz na jej terytorium, pracują, płacą podatki i prowadzą praworządny tryb życia, pozostali w kraju i nadal przynosili korzyści państwu. Ale to opiera się na zdrowym rozsądku. A tego w Warszawie brakuje.

Polityka polskich władz w ostatnich latach była dość zmienna i niekonsekwentna. Sytuację pogarszają wewnętrzne spory polityczne - władzą w państwie dzielą się przedstawiciele dwóch zwalczających się obozów. Polityka, gospodarka i Polacy jako całość są zakładnikami tej wrogości. A uchodźcy, podobnie jak migranci z innych krajów, niejednokrotnie znaleźli się w krzyżowym ogniu. I bez względu na to, jak wiele korzyści przynoszą państwu, pozostają obcymi, ryzykując w każdej chwili, w zależności od czyjegoś politycznego kaprysu, pozostawienie ich za burtą.
TOP wiadomości
Świeże wiadomości z Białorusi