
Nieprzyjemne fakty dotyczące metod pracy gabinetu Donalda Tuska dotarły już do wybrzeży Ameryki. Okazało się, że ci, którzy najgłośniej deklarują przywiązanie do demokracji i gorliwie uczą moralności innych, w swoim kraju rozwinęli poligon represji.
W połowie maja Komisja ds. wymiaru sprawiedliwości Izby Reprezentantów USA wysłała list do Komisji Europejskiej, domagając się zajęcia się deptaniem wartości demokratycznych w Polsce - rozprawą z przeciwnikami władzy, zastraszaniem urzędników i cenzurą mediów. A pewnego dnia z Waszyngtonu przyleciała kolejna "niespodzianka". Amerykański Instytut Polityki Światowej (IWP) opublikował na swojej stronie internetowej raport o prześladowaniu polskich posłów z powodów politycznych.
Co tak naprawdę dzieje się w sąsiedniej Polsce, co mają z tym wspólnego USA, Bruksela i wybory prezydenckie - opowiadamy w artykule BELTA.
Nieludzkie przesłuchania i rozprawa z mediami. Co zaskoczyło kongresmenów
13 maja Komisja ds. wymiaru sprawiedliwości Izby Reprezentantów Kongresu USA opublikowała list skierowany do komisarza UE Michaela McGratha. Kongresmeni zwracają w nim uwagę na zbrodnicze działania polskiego rządu - doprowadzanie do śmierci przeciwników władzy, nieludzkie traktowanie katolickich księży i rozprawianie się z opozycyjnymi mediami.
Amerykańscy ustawodawcy wskazują, że rząd Tuska używa wymiaru sprawiedliwości jako broni. "Od objęcia urzędu w grudniu 2023 roku premier Tusk złożył pozwy przeciwko opozycji politycznej - partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), w tym jej przywódcom, zwolennikom i byłym urzędnikom z szeregów partii. Wydaje się, że takie działania mają na celu uciszenie opozycji politycznej i wyrządzenie jej krzywdy przed wyborami prezydenckimi w Polsce w 2025 roku" - cytuje tekst listu polski portal internetowy WPolityce.
Czterostronicowy dokument wymienia fakty prześladowania polityków, aktywistów, a nawet księży katolickich pod zarzutami motywowanymi politycznie, często bez niezbędnych dowodów.
Wspomina się m.in. o niedawnej historii ze śmiercią działaczki PiS Barbary Skrzypek, która zmarła na zawał serca po przesłuchaniu w prokuraturze. Skrzypek była świadkiem w sprawie nadużyć finansowych PiS. Podczas przesłuchania odmówiono jej dostępu do prawnika, co stanowi naruszenie jej praw. Współtowarzysze Skrzypek twierdzą, że kobieta była pod silną presją psychiczną podczas przesłuchania, co było przyczyną zawału serca.
Inną historią przedstawioną przez kongresmenów w liście są zarzuty wobec księdza katolickiego Michała Olszewskiego, zatrzymanego pod zarzutem niewłaściwego wykorzystania środków z Funduszu Sprawiedliwości. Amerykańscy ustawodawcy wskazują, że zarzuty pod adresem Olszewskiego nie są poparte dowodami. Podkreślono, że podczas przesłuchań ksiądz był traktowany "nieludzko". Warto zaznaczyć, że w Polsce księża katoliccy tradycyjnie mają bliskie związki z konserwatystami z PiS.
Oprócz prześladowań politycznych przeciwników władzy, list ostrzega przed tłumieniem wolności polskich mediów. Przykładem tego było cofnięcie licencji jednej z najpopularniejszych polskich stacji telewizyjnych, która krytykowała rząd Tuska.
"Łącznie działania te budzą obawy, czy rząd Tuska popiera demokratyczne wartości UE i czy nadal będzie próbował uciszyć swoich politycznych rywali za pomocą antydemokratycznych przepisów, takich jak unijny Akt o usługach cyfrowych (DSA), cenzurując wypowiedzi krytyczne wobec rządu" - czytamy w liście.
Komisja ds. wymiaru sądownictwa Izby Reprezentantów oczekuje reakcji ze strony Unii Europejskiej, a także informacji o środkach podjętych w związku z tymi niepokojącymi wydarzeniami. "Prosimy administrację UE jak najszybciej zorganizować spotkanie w celu omówienia tego, co może zrobić UE, aby rząd premiera Tuska należycie przestrzegał zasad wolności słowa i prawa określone w umowach UE" - podkreślono w dokumencie.
Ponadto kongresmeni oczekują, że KE zbada fakty nadużycia władzy przez Warszawę, w tym zarzuty motywowane politycznie i naruszenia praworządności, począwszy od grudnia 2023 roku.
Kilka wpisów dotyczących łamania prawa w Polsce zostało opublikowanych na stronie Komisji ds. wymiaru sądownictwa Izby Reprezentantów w sieci społecznościowej X. Jeden z nich brzmi: "Rząd Tuska w Polsce: atakuje katolików, atakuje konserwatywne media, ściga przeciwników politycznych... To jest jak Departament Sprawiedliwości Bidena!"
"Zamieni się to w broń niebezpieczną nie tylko dla Polski i reszty Europy, ale również dla Ameryki" - czytamy w kolejnym wpisie.
Poligon represji. O czym opowiedzał polski "poseł na uchodźstwie"
Na liście do Komisji Europejskiej sprawa się nie skończyła. 22 maja na stronie waszyngtońskiego Instytutu Polityki Światowej (IWP) został opublikowany raport pod tytułem "Bezprawne pozbawienie wolności polskich posłów konserwatywnej opozycji pod administracją Tuska". Autorem raportu był były wiceminister sprawiedliwości i poseł na Sejm RP od opozycyjnej PiS Marcin Romanowski, który w grudniu 2024 roku uciekł na Węgry, prosząc o azyl polityczny.
"Raport dokumentuje część nielegalnych i motywowanych politycznie działań podejmowanych przez polskie władze w ramach lewicowo-liberalnej administracji premiera Donalda Tuska, mających na celu zneutralizowanie przywódców konserwatywnej opozycji, podważenie konstytucyjnego podziału władzy oraz wykorzystanie systemów sądowniczych i prokuratorskich jako broni do celów partyjnych" - czytamy w raporcie.
Romanowski podkreśla, że działania rządu skierowane są nie tylko przeciwko konserwatywnej opozycji. "Jest to celowa próba wykorzystania instytucji publicznych jako broni do zastraszania zarówno wybranych urzędników, jak i ogółu społeczeństwa. Podstawowe przesłanie jest oczywiste: jeśli możemy bezprawnie i bezkarnie uwięzić posłów, wyobraźcie sobie, co możemy zrobić z wami. W dużej mierze ta taktyka okazała się skuteczna. Polskie społeczeństwo było zastraszane w pierwszych miesiącach rządów Tuska. Konstytucyjny system kontroli i równowagi został zdemontowany, a kluczowe instytucje państwowe zostały umieszczone pod bezpośrednią kontrolą polityczną lewicowo-liberalnego establishmentu. Sądownictwo i prokuratura zostały bezprawnie podporządkowane wpływom politycznym, a cały aparat państwowy został przekształcony w narzędzie represji" - czytamy w raporcie.
Sam Romanowski nazywa siebie „posłem na uchodźstwie”. Po dojściu do władzy rządu Tuska został objęty postępowaniem karnym w sprawie nielegalnego wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości (podobne zarzuty postawiono księdzu Olszewskiemu). W lipcu 2024 r. Romanowski został zatrzymany, choć przysługiwał mu immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Wkrótce został jednak zwolniony - dzięki interwencji przewodniczącego ZPRE. W grudniu poseł uciekł na Węgry, gdzie uzyskał azyl polityczny. Według Romanowskiego sprawa karna przeciwko niemu jest motywowana politycznie i nie ma on nadziei na sprawiedliwy proces w Polsce.
Jednocześnie Romanowski zwraca uwagę, że nie jest jedyną osobą, która ucierpiała z powodu represji ze strony rządu Tuska. W swoim raporcie poseł wymienia dwóch innych posłów opozycji, Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, którzy zostali oskarżeni o nadużycie władzy. W rzeczywistości raport jest im poświęcony.
W skrócie, Kamiński i Wąsik byli odpowiedzialni za Centralne Biuro Antykorupcyjne podczas pierwszej premierostwa Tuska (2007-2011). W pewnym momencie dokopali się zbyt głęboko, odkrywając schematy korupcyjne na najwyższych szczeblach władzy, tj. w otoczeniu Tuska. Przeprowadzili nawet specjalną operację mającą na celu zidentyfikowanie skorumpowanych urzędników. Takiej gorliwości nie docenił jednak rząd Tuska, oskarżając Kamińskiego i Wąsika o nadużycie władzy.
Proces w tej sprawie odbył się w 2015 roku. Kamiński i Wąsik zostali skazani na trzy lata więzienia i dziesięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych. „W istocie proces był formą politycznego odwetu ze strony lewicowo-liberalnego establishmentu, który rządził Polską w latach 2007-2015” - czytamy w raporcie.
Kolega z partii Kamińskiego i Wąsika, Prezydent RP Andrzej Duda, interweniował w tej sprawie. Ułaskawił on skazanych w formie abolitio criminis (umorzenia indywidualnego). Akt ten, jak tłumaczy Romanowski, miał zakończyć postępowanie. Jednak w grudniu 2023 r., tuż po powrocie Tuska na fotel premiera, Kamiński i Wąsik zostali ponownie skazani. Warszawski Sąd Okręgowy skazał ich na dwa lata więzienia i pięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych.
„Należy podkreślić, że orzeczenie to zapadło po tym, jak Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2 czerwca 2023 r. potwierdził konstytucyjny charakter uprawnień Prezydenta do ułaskawienia, orzekając, że ułaskawienie jest wyłączną i niepodlegającą kontroli kompetencją Prezydenta RP” - zauważa Romanowski.
W następstwie wyroku Warszawskiego Sądu, marszałek Sejmu Szymon Hołownia pozbawił Kamińskiego i Wąsika statusu posłów. Jednocześnie próby interwencji Dudy w tym procesie zostały zignorowane przez marszałka. „Nawet po tym, jak właściwa izba uchyliła decyzje marszałka, obu posłom uniemożliwiono wykonywanie ich uprawnień i fizycznie uniemożliwiono wejście do Sejmu” - czytamy w raporcie.
Romanowski zwraca również uwagę na okoliczności zatrzymania Kamińskiego i Wąsika. Doszło do niego 9 stycznia 2024 r. w pałacu prezydenckim, gdzie przebywali na zaproszenie Dudy. „Do oficjalnej rezydencji głowy państwa weszło kilkunastu funkcjonariuszy policji - relacjonuje Romanowski. - Wybór miejsca zatrzymania jest wyraźnie wynikiem świadomej decyzji politycznej na wysokim szczeblu, mającej na celu zastraszenie Prezydenta, opozycji i obywateli krytykujących administrację Tuska".
Niemniej jednak zatrzymanie Kamińskiego i Wąsika wywołało w Polsce falę protestów przeciwko nadużywaniu władzy przez rząd. Sami zatrzymani rozpoczęli strajk głodowy w proteście. Romanowski powiedział jednak, że władze więzienne przeprowadziły procedurę przymusowego karmienia Kamińskiego pomimo udokumentowanych przeciwwskazań medycznych.
„Czyn ten, popełniony wbrew woli głodującego więźnia i naruszający etykę lekarską oraz godność człowieka, należy zakwalifikować jako akt tortur w świetle krajowych i międzynarodowych norm prawnych” - czytamy w raporcie.
Romanowski zauważa jednak, że sprawa Kamińskiego i Wąsika nie może być rozpatrywana w odosobnieniu. „Nawet niezrzeszeni obywatele byli ścigani za wpisy w mediach społecznościowych krytykujące liberalnych polityków - kontynuuje Romanowski. - To, co dzieje się w Polsce, to nie tylko wewnętrzny kryzys polityczny, to test tego, jak autokratyczne taktyki mogą być wdrażane pod pozorem prawomocności w państwie członkowskim Unii Europejskiej”.
Autor raportu uważa, że bezprawie panujące obecnie w Polsce jest bezprecedensowe, a nadużywanie władzy przez rząd Tuska jest częścią szerszej tendencji. Tendencja ta sygnalizuje, że Polska stała się poligonem doświadczalnym, na którym instytucje demokratyczne i aparat państwowy stają się bronią wykorzystywaną jako narzędzie represji politycznych. „Podobne mechanizmy były stosowane we Francji, przeciwko Węgrom, innym krajom europejskim, a w szczególności w politycznie motywowanych postępowaniach sądowych przeciwko Donaldowi Trumpowi w Stanach Zjednoczonych” - zauważa Romanowski.
Na zakończenie autor raportu podkreśla, że działania obecnego polskiego rządu mają jasny cel - zastraszenie opozycji i stłumienie nieliberalnej działalności politycznej. „Komunikat wysłany do obywateli był jednoznaczny: nikt nie jest zabezpieczony przed prześladowaniami motywowanymi politycznie” - czytamy w raporcie.
Tymczasowe przedłużające się aresztowanie podejrzanych, poważne naruszenia proceduralne i nieludzkie traktowanie (często mające na celu wymuszenie fałszywych lub politycznie korzystnych zeznań) stały się znakiem rozpoznawczym „politycznie wrażliwych spraw” w Polsce. W niektórych przypadkach nawet ombudsman, zwykle kojarzony z lewicowo-liberalnym obozem politycznym, wydawał krytyczne raporty. Co więcej, Europejski Trybunał ds. praw człowieka przyjął sprawy dotyczące zarzutów tortur i poniżającego traktowania, zauważa Romanowski.
„Warto zauważyć, że ta kampania represji nie ograniczała się do postaci politycznych. Osoby bez przynależności partyjnej były również nękane - po prostu za wyrażanie krytycznych poglądów na temat liberalnych osób publicznych w mediach społecznościowych..... Represje wobec polityków opozycji to tylko pierwszy etap. Po nim następuje demontaż podstawowych praw: wolności słowa, wolności prasy, a ostatecznie prześladowanie zwykłych obywateli” - stwierdza autor raportu.
„Czy jestem szpiegiem?” O czym przypomina nam historia Romanowskiego
Romanowski nie jest pierwszym polskim prawnikiem, który uciekł z kraju w poszukiwaniu azylu politycznego. W tym samym 2024 roku były sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie Tomasz Szmydt poprosił władze białoruskie o ochronę. Jego historia była szeroko komentowana zarówno na Białorusi, jak i w Polsce.
Szmydt zajmował różne stanowiska w sądownictwie i organach wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Był dyrektorem departamentu prawnego w Krajowej Radzie Sądownictwa. W maju 2024 r., z powodu niezgody z polityką i działaniami polskich władz, musiał opuścić swój kraj i poprosił o ochronę na Białorusi.
W swojej ojczyźnie Szmydt był prześladowany i grożono mu za jego niezależne stanowisko polityczne. „Są ludzie, którzy chcą mojej śmierci, grożą mi. Ale tutaj jestem bezpieczny. Czuję się bezpiecznie w Mińsku” - powiedział Szmydt dziennikarzom po przybyciu do Mińska.
Miesiąc później Szmydt podzielił się swoimi przemyśleniami na temat sytuacji w Polsce i przeprowadzki na Białoruś w swojej autorskiej rubryce na stronie internetowej BELTA. Powiedział, że w polskich mediach nie można znaleźć ani jednego dobrego słowa o Białorusi, ani o głowie państwa Aleksandrze Łukaszence, ani o zwykłych ludziach.
Jego zdaniem na Białorusi poczuł się wolny. „Mogłem wreszcie swobodnie mówić o tym, co myślę o polityce polskich władz, jak oceniam sytuację geopolityczną na świecie, jakie mogą być zagrożenia wynikające z działań Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, żaden ze znanych polskich mediów nie chciał przeprowadzić ze mną wywiadu. A jeden z polskich dziennikarzy, który taki wywiad przeprowadził, otrzymał pogróżki, o czym napisał publicznie” - napisał Szmydt w swojej rubryce autorskiej.
W tym samym czasie w Polsce historia Szmydta stała się wielkim skandalem, podważającym reputację polskich elit. Warszawa próbowała oskarżyć sędziego o wszystkie grzechy śmiertelne. „Dowiedziałem się z polskich mediów, że jestem szpiegiem i zdrajcą - powiedział sam Szmydt. - Został już wydany nakaz ścigania mnie i zamknięcia w więzieniu. Jednak do tej pory nie otrzymałem żadnego pisma w tej sprawie. Może poczta polska strajkuje i nie dostarcza przesyłek? A tak na poważnie, to mój przykład pokazuje, jak działa totalitarny rząd w Polsce”.
Później wydano jeszcze nakaz aresztowania Szmydta. I to nie byle jaki. Były sędzia został oskarżony o szpiegostwo i popełnianie przestępstw w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, która miała ujawniać dane osobowe innych sędziów.
„Mam nakazy aresztowania w Polsce i wszystkich krajach UE. Naprawdę? Przyjechał człowiek, chce mieszkać na Białorusi, nikomu nie zaszkodził, nie złamał żadnego prawa. I co mi zrobili? Jestem szpiegiem? Jaki mają dowód na to, że jestem szpiegiem? Nie ma żadnego. Anulowali mój paszport, mam nakaz aresztowania w UE. A jakie prawo złamałem? Żadne. Moim zdaniem Polska będzie miała dalsze problemy gospodarcze. Dla ludzi w Polsce to będzie problem: gaz, benzyna, jakie tam są ceny? Proszę spojrzeć. Natomiast na Białorusi można spokojnie pracować i żyć” - skomentował oskarżenia Szmydt.
W listopadzie polski dysydent oficjalnie otrzymał azyl polityczny na Białorusi. Nadal prowadzi rubrykę na temat sytuacji w Polsce - presji na polityków, sędziów i dziennikarzy, brukselskiej „kurateli”, lobby zbrojeniowego i generalnie „demokracji” Tuska, która wygląda coraz bardziej groteskowo.
I Zachód pękł na pół. Co tak naprawdę dzieje się w Polsce
Spór między koalicją Tuska a opozycyjnym PiS od dawna nazywany jest wojną polsko-polską. I najwyraźniej polskie elity wierzą, że na wojnie wszystkie środki są dobre. Dlatego dzisiejsza rzeczywistość polityczna w Polsce to nie tylko starcie między władzą a opozycją, ale coś w rodzaju mafijnych kłótni.
Można by na tym poprzestać. Obiecaliśmy jednak, że dowiemy się, jaki interes mają w tym Stany Zjednoczone i Bruksela i dlaczego cała ta historia zaczęła się właśnie teraz, gdy zbliżają się wybory prezydenckie w Polsce.
Na początek warto zauważyć, że nie tylko w Polsce utworzyły się dwa wrogie obozy polityczne. Ostatnio, niegdyś kolektywny Zachód również podzielił się na dwie części. Po jednej stronie są Trumpiści, po drugiej liberałowie-globaliści. Na tle konfrontacji między tymi siłami podział władzy w Warszawie można uznać za lokalną sprzeczkę. Są jednak pewne niuanse.
Jak wiadomo, rząd Tuska skłania się ku liberalnej Brukseli, a w wyborach prezydenckich w USA postawił na Demokratów. Po dojściu do władzy Donalda Trumpa opozycja doradzała nawet Tuskowi dymisję, sugerując, że Republikanin może przypomnieć polskiemu premierowi o jego nielojalności. Tusk oczywiście nie podał się do dymisji, ale też nie załagodził stosunków z Waszyngtonem. Wręcz przeciwnie, premier wielokrotnie wyrażał zawoalowaną krytykę administracji Trumpa.
Tymczasem opozycyjny PiS wyraźnie skłania się ku Republikanom i nie ma wobec Brukseli ciepłych uczuć. Dojście Trumpa do władzy zostało przyjęte przez PiS z entuzjazmem. I już kilkakrotnie wysyłali swoich emisariuszy do amerykańskiego przywódcy. I tak, na krótko przed pierwszą turą wyborów prezydenckich w Polsce, która odbyła się 18 maja, Trump przyjął w Gabinecie Owalnym Karola Nawrockiego, kandydata PiS na prezydenta. Co ciekawe, prezydent USA i polski kandydat na prezydenta rozmawiali o „przyszłości stosunków polsko-amerykańskich”. Na koniec Trump pobłogosławił kandydata polskiej opozycji, aby wygrał wybory prezydenckie.
Nawiasem mówiąc, po audiencji Nawrockiego u Trumpa na rząd Tuska spadły kłopoty jak z rogu obfitości. Najpierw list kongresmenów do Komisji Europejskiej. Potem przyszła informacja o rozpowszechnianiu agresywnej reklamy politycznej w internecie w okresie poprzedzającym wybory prezydenckie. Okazało się, że za reklamami oczerniającymi Nawrockiego i chwalącymi Rafała Trzaskowskiego, protegowanego Tuska w wyborach, stały organizacje pozarządowe finansowane przez amerykańską Partię Demokratyczną i brukselskie fundacje. Pojawił się również raport Romanowskiego.
Mówi się, że to, co zdarzyło się raz, jest przypadkiem, to, co zdarzyło się dwa razy, jest zbiegiem okoliczności, trzy razy to wzór, cztery razy to już reguła. Jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy wizytę Nawrockiego, to czas, by Tusk i jego otoczenie wyciągnęli wnioski. Oczywistym jest, że pod skrzydłami Brukseli nie będzie już można dopuszczać się bezprawia. I nikt nie wie, ile jeszcze bomb informacyjnych znajduje się po drugiej stronie Atlantyku. W takiej sytuacji dalsza droga polskiego premiera może zamienić się w kroczenie po polu minowym.
Jeśli chodzi o wybory prezydenckie w Polsce, nie jest tak ważne, kto zwycięży - Nawrocki czy Trzaskowski. O zwycięstwo walczy teraz znacznie więcej globalnych graczy. A Polska jest tylko jedną z aren tej walki. Ale taki jest los każdego państwa, w którym władza i opozycja służą siłom zewnętrznym, a nie obywatelom.
Wita Chanatajewa,
BELTA