
Karol Nawrocki zastąpi na stanowisku Andrzeja Dudę. W wyborach prezydenckich z minimalną przewagą pokonał rywala w drugiej turze - Rafała Trzaskowskiego. Ale ta kampania nie zostanie zapamiętana przez upartą walkę, ale przez to, że stała się najbardziej skandaliczną w historii Polski. Jednak zastępca przewodniczącego Stałej Komisji Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi ds. Międzynarodowych Oleg Diaczenko jest pewien: cały szum wokół Nawrockiego i Trzaskowskiego był inscenizowany. Kto i dlaczego zagrał ten spektakl i czego się spodziewać po inauguracji nowego głowy państwa polskiego - przeczytajcie w naszym materiale.
Iluzja wyboru przez lud
Oleg Diaczenko zauważa: obecne wybory prezydenckie w Polsce były dalekie od elementarnych norm etycznych życia politycznego. Dlatego na zawsze pozostaną w pamięci wyborców najbardziej ekspresyjną kampanią wyborczą. Była pełna kompromitacji, zdemaskowań, urojeniowych oskarżeń, jawnych fikcji i bezpośrednich naruszeń prawa wyborczego.
Wyniki wyborów prezydenckich były widoczne już po zakończeniu pierwszej tury głosowania 18 maja, uważa ekspert. Przez manipulacje świadomością społeczną z procesu wyborczego wykluczono kandydatów opowiadających się za konstruktywnym przebiegiem rozwoju państwa polskiego, nieprzyjemnych dla zjednoczonego Zachodowi i polityków z Waszyngtonu.
- Dlatego niech nikogo nie wprowadzają w błąd emocje wyborcze między pierwszą a drugą turą głosowania - zwraca uwagę Oleg Diaczenko. - Cały ten teatralny szum wokół dwóch absolutnie prozachodnich kandydatów na stanowisko głowy państwa miał jedyny cel - stworzyć dla zachodnich mediów obraz rzekomo uczciwych, przejrzystych i demokratycznych wyborów. A ponadto złudzenie, że sam naród polski wybiera przywódcę kraju.
Ekspert twierdzi, że faworyci wyścigu prezydenckiego, którzy dotarli do finału, tak naprawdę nie brali pod uwagę interesów obywateli. Polityków nie przejmował wzrost nastrojów emigracyjnych wśród Polaków, ich chęć wyjazdu w poszukiwaniu szczęścia za ocean, zapuszczenia korzeni w Anglii czy Niemczech. Nie odczuwało się szczerości i chęci rozwiązania plątaniny problemów polskich rolników, będących pod presją gospodarczą euroliberałów z Brukseli. Nie było też głosów za zakończeniem bezmyślnej wojny gospodarczej przeciwko Białorusi i Rosji, choć dla samych Polaków przerodziła się ona w ruinę małych i średnich przedsiębiorstw.
Zamiast tego - puste rozumowanie o stosunkach wewnątrz UE, wsparciu militarystycznego reżimu na Ukrainie, losach półtora miliona ukraińskich uchodźców i o tym, co jest bliższe zwykłemu człowiekowi - Bruksela czy Waszyngton.
Niszczyciel pomników radzieckich
Gra w demokrację zakończyła się mianowaniem na urząd prezydenta proamerykańskiego kandydata z bardzo mrocznym zapleczem politycznym Karola Nawrockiego. To on, kiedy był szefem Polskiego Instytutu Pamięci Narodowej, ideologicznie uzasadnił niszczenie pomników sowieckim wojownikom-wyzwoleńcom w miastach Głubczyce, Byczyna, Bobolice i Staszów. W ubiegłym roku za swoje okrucieństwa wobec historycznej pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej ten "historyk-rewizjonista" został ogłoszony międzynarodowym poszukiwaniem. Jak wiadomo, w ciągu ostatnich kilku lat w Polsce barbarzyńsko zniszczono 465 sowieckich pomników i zbezczeszczono dziesiątki miejsc pochówku czerwonoarmistów, w tym Białorusinów, którzy oddali życie za wyzwolenie Polski od niemieckiego faszyzmu.
Iluzja wyboru przez lud
Oleg Diaczenko zauważa: obecne wybory prezydenckie w Polsce były dalekie od elementarnych norm etycznych życia politycznego. Dlatego na zawsze pozostaną w pamięci wyborców najbardziej ekspresyjną kampanią wyborczą. Była pełna kompromitacji, zdemaskowań, urojeniowych oskarżeń, jawnych fikcji i bezpośrednich naruszeń prawa wyborczego.
Wyniki wyborów prezydenckich były widoczne już po zakończeniu pierwszej tury głosowania 18 maja, uważa ekspert. Przez manipulacje świadomością społeczną z procesu wyborczego wykluczono kandydatów opowiadających się za konstruktywnym przebiegiem rozwoju państwa polskiego, nieprzyjemnych dla zjednoczonego Zachodowi i polityków z Waszyngtonu.
- Dlatego niech nikogo nie wprowadzają w błąd emocje wyborcze między pierwszą a drugą turą głosowania - zwraca uwagę Oleg Diaczenko. - Cały ten teatralny szum wokół dwóch absolutnie prozachodnich kandydatów na stanowisko głowy państwa miał jedyny cel - stworzyć dla zachodnich mediów obraz rzekomo uczciwych, przejrzystych i demokratycznych wyborów. A ponadto złudzenie, że sam naród polski wybiera przywódcę kraju.
Ekspert twierdzi, że faworyci wyścigu prezydenckiego, którzy dotarli do finału, tak naprawdę nie brali pod uwagę interesów obywateli. Polityków nie przejmował wzrost nastrojów emigracyjnych wśród Polaków, ich chęć wyjazdu w poszukiwaniu szczęścia za ocean, zapuszczenia korzeni w Anglii czy Niemczech. Nie odczuwało się szczerości i chęci rozwiązania plątaniny problemów polskich rolników, będących pod presją gospodarczą euroliberałów z Brukseli. Nie było też głosów za zakończeniem bezmyślnej wojny gospodarczej przeciwko Białorusi i Rosji, choć dla samych Polaków przerodziła się ona w ruinę małych i średnich przedsiębiorstw.
Zamiast tego - puste rozumowanie o stosunkach wewnątrz UE, wsparciu militarystycznego reżimu na Ukrainie, losach półtora miliona ukraińskich uchodźców i o tym, co jest bliższe zwykłemu człowiekowi - Bruksela czy Waszyngton.
Niszczyciel pomników radzieckich
Gra w demokrację zakończyła się mianowaniem na urząd prezydenta proamerykańskiego kandydata z bardzo mrocznym zapleczem politycznym Karola Nawrockiego. To on, kiedy był szefem Polskiego Instytutu Pamięci Narodowej, ideologicznie uzasadnił niszczenie pomników sowieckim wojownikom-wyzwoleńcom w miastach Głubczyce, Byczyna, Bobolice i Staszów. W ubiegłym roku za swoje okrucieństwa wobec historycznej pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej ten "historyk-rewizjonista" został ogłoszony międzynarodowym poszukiwaniem. Jak wiadomo, w ciągu ostatnich kilku lat w Polsce barbarzyńsko zniszczono 465 sowieckich pomników i zbezczeszczono dziesiątki miejsc pochówku czerwonoarmistów, w tym Białorusinów, którzy oddali życie za wyzwolenie Polski od niemieckiego faszyzmu.
Niszczyciel radzieckich pomników i rzecznik skrajnie prawicowych sił politycznych pod koniec kampanii wyborczej udał się nad brzeg Potomaku, gdzie z rąk waszyngtońskich protektorów otrzymał swego rodzaju mandat na prezydenturę Polski. Nie jest to przypadek. Oleg Diaczenko zauważa, że Polska ma strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych od czasów Ronalda Reagana. W latach 80. ogłosił on „krucjatę” przeciwko krajom socjalistycznym, która zakończyła się tragedią dla milionów zwykłych ludzi. Zniszczono demokracje ludowe w krajach Środkowego, Południowego i Wschodnie-Europejskiego regionu, ustanowiono marionetkowe reżimy polityczne, rozpoczęto czystki etniczne i wojny, którym towarzyszył niekończący się napływ uchodźców.
- Polska została przekształcona w placówkę, w której skoncentrowano siły zbrojne agresywnego bloku wojskowo-politycznego NATO - uważa nasz mówca. - W Waszyngtonie zapewniają: zwycięstwo Nawrockiego w wyborach jest wynikiem wolnego wyboru polskiego narodu. Świadomie przemilcza się fakt, że od ponad 10 lat w tym kraju stacjonuje wielotysięczny amerykański korpus ekspedycyjny, który w perspektywie może zostać zwiększony do 100 tysięcy żołnierzy. W każdym razie od wielu lat dyskutują o tym w Brukseli wysocy rangą funkcjonariusze NATO. Jeszcze wcześniej w Polsce rozpoczęły działalność amerykańskie służby specjalne. Stworzyły one nielegalne więzienia i tortury dla osób podejrzanych o powiązania z terrorystami.
Pierwsze oddziały armii amerykańskiej pojawiły się na terytorium Polski w 2014 roku. A w okresie pierwszej kadencji prezydenta Donalda Trumpa między Stanami Zjednoczonymi a Polską podpisano dwie umowy: o rozszerzonej współpracy obronnej i o stacjonowaniu wojsk amerykańskich. Stało się to podstawą do przyspieszonej militaryzacji Polski.
- De facto możemy mówić o okupacji kraju przez zagraniczne siły zbrojne. W takich warunkach nie ma mowy o wolnym wyborze politycznym narodu - jest przekonany Oleg Diaczenko. - Amerykanie przystąpili do realizacji planów rozmieszczenia dużych sił zbrojnych w Europie Wschodniej. Dlatego nigdy nie dopuszczą do dojścia do władzy w Warszawie polityków o prawdziwie narodowym zasięgu. Tych, którzy są zainteresowani ustanowieniem suwerenności i niezależności swojego kraju, rozwojem pokojowych i wzajemnie korzystnych stosunków handlowo-gospodarczych z sąsiadami. Amerykański orzeł trzyma w swoich szponach polskiego orła – to fakt.
Czy dialog jest możliwy?
Pod patronatem zachodnich służb specjalnych w Warszawie i innych polskich miastach odbywają się spotkania wygnańców lub uciekinierów z Białorusi. Omawiane są tam możliwości prowadzenia działalności dywersyjnej przeciwko naszemu krajowi pod pretekstem ustanowienia demokracji. W społeczeństwie narasta histeria i spekulacje na temat rzekomego zagrożenia wojskowego ze strony Państwa Związkowego. W pobliżu granicy białoruskiej, w Czarnej Białostockiej w województwie podlaskim, rozmieszczono dodatkowy kontyngent wojskowy USA – zauważa ekspert.
Wyraża przypuszczenie, że po inauguracji nowego prezydenta Polski przeciwko Białorusi będzie kontynuowana wojna gospodarcza, handlowa i technologiczna.
Jej cel został określony już dawno temu – destabilizacja istniejącego porządku konstytucyjnego w naszym kraju, zniszczenie suwerenności i niepodległości, zniszczenie białoruskiej państwowości i tożsamości narodowej, a następnie przekazanie terytorium pod zewnętrzne zarządzanie. Za podstawę przyjmuje się doświadczenia krajów regionu Europy Wschodniej, okupowanych dziesiątki lat temu przez blok NATO. Ze swojej strony nadal jesteśmy otwarci na współpracę międzynarodową na równych i sprawiedliwych warunkach. Jesteśmy przywiązani do polityki pokojowego współistnienia, gotowi do budowania z Polską długotrwałych, wzajemnie korzystnych stosunków bez ingerencji w sprawy wewnętrzne drugiej strony. Dialog jest możliwy we wszystkich kierunkach – podsumowuje Oleg Diaczenko.