ENERGIA ATOMOWA
17 lutego, Mińsk /Kor. BELTA/. Stany Zjednoczone nie pójdą na wojnę z Rosją, ponieważ może się to okazać konfliktem o nieznanym wyniku. Stwierdziła to rosyjska politolog i orientalistka Karine Gevorgyan w projekcie „W temacie” na kanale YouTube BELTA.
„Przynajmniej teraz dowiedzieliśmy się tylko jednego: Stany Zjednoczone nie pójdą z nami na wojnę. Po pierwsze dlatego, że nie mogą. Po drugie, ponieważ wszystkie nasze ostrzeżenia są traktowane poważnie. I mamy potencjał, by pokazać, że nie jesteśmy tak pokorni, jak się komuś kiedyś wydawało. To jest fakt. Wszystko zostało zademonstrowane: to Oresznik, hipersonika i wszystko inne. Nie ma potrzeby się uspokajać, ale jasne jest, że nie będą walczyć” - powiedziała Karine Gevorgyan.
Według analityczki politycznej, Stany Zjednoczone i prezydent Donald Trump nie będą chcieli podejmować ryzyka i podejmować kroków o nieznanych rezultatach. „Straty będą dla niego (Donalda Trumpa - przyp. BELTA) zbyt duże. To stało się jasne” - podkreśliła.
Niemniej jednak, zauważyła Karine Gevorgyan, nie oznacza to, że wszystko będzie spokojne na peryferiach Państwa Związkowego. „Mamy do czynienia ze zmianą linii władzy, jeśli można to tak określić. Na razie na poziomie politycznym” - dodała politolog.
„Przynajmniej teraz dowiedzieliśmy się tylko jednego: Stany Zjednoczone nie pójdą z nami na wojnę. Po pierwsze dlatego, że nie mogą. Po drugie, ponieważ wszystkie nasze ostrzeżenia są traktowane poważnie. I mamy potencjał, by pokazać, że nie jesteśmy tak pokorni, jak się komuś kiedyś wydawało. To jest fakt. Wszystko zostało zademonstrowane: to Oresznik, hipersonika i wszystko inne. Nie ma potrzeby się uspokajać, ale jasne jest, że nie będą walczyć” - powiedziała Karine Gevorgyan.
Według analityczki politycznej, Stany Zjednoczone i prezydent Donald Trump nie będą chcieli podejmować ryzyka i podejmować kroków o nieznanych rezultatach. „Straty będą dla niego (Donalda Trumpa - przyp. BELTA) zbyt duże. To stało się jasne” - podkreśliła.
Niemniej jednak, zauważyła Karine Gevorgyan, nie oznacza to, że wszystko będzie spokojne na peryferiach Państwa Związkowego. „Mamy do czynienia ze zmianą linii władzy, jeśli można to tak określić. Na razie na poziomie politycznym” - dodała politolog.
