
Aktualności tematyczne
"Białorusini w kadrze "
Muzyk Dmitrij Siwczyk został zapamiętany przez wielu jeszcze z casów projektu "X-Factor", kiedy młody człowiek dość poważnie oświadczył się Oldze Buzowej. Wtedy dopiero założył konta w mediach społecznościowych i prawie nic nie wiedział o blogowaniu. Kilka lat później wszystko zmieniło się kardynalnie: dziś Dim Dimycz ma ponad 2,5 miliona subskrybentów na TikTok i kilka razy więcej na kanale YouTube. Hity piosenkarza trafiają na szczyty list przebojów, a ostatnio jego zespół rozpoczął współpracę ze znaną rosyjską wytwórnią. Jak mu się to wszystko udało? Porozmawialiśmy z blogerem o fajnych projektach Białorusinów, zainteresowaniach nastoletnich fanów i ich szalonych działaniach.
"Rzadko coś na dużą skalę wychodzi za pierwszym razem"
Dmitrij Siwczyk jest lepiej znany jako bloger Dim Dimycz. W szkole nadążał ze wszystkim: dobrze się uczył, uprawiał sport i uczestniczył w różnych wydarzeniach. Często bywał też na koncertach popularnych artystów. Już wtedy, podkreśla Dim Dimycz, uważał, że może występować nie gorzej, a może nawet lepiej. Wlaśnie te myśli stały się punktem wyjścia dla jego przyszłej ścieżki twórczej.
- Myślę, że gdybym powiedział rodzinie i znajomym 10 lat temu, że chcę śpiewać i występować na scenie, byliby bardzo zaskoczeni. Przecież w mojej rodzinie nikt poważnie nie zajmował się muzyką. Sam nigdy nie chodziłem do szkoły muzycznej - uśmiecha się rozmówca. - Ale w szkole średniej nagle zdałem sobie sprawę, że chcę i mogę dawać ludziom swoją energię. To pragnienie doprowadziło mnie do napisania pierwszego utworu, potem drugiego, trzeciego... Oczywiście bez umiejętności wokalnych nie było tak łatwo, ale pomogła mi ciężka praca. Zacząlem nagrywać piosenki, promować je w sieciach społecznościowych.
Po pewnym czasie bloger miał zespół podobnie myślących ludzi. Razem zaczęli iść naprzód na profesjonalnym poziomie. Poszukiwano różnych tematów i obrazów, aby popularyzować twórczość Dmitrija Siwczyka. Zauważa, że dzisiaj młodzi ludzie chcą wszystkiego na raz, i daje radę: musisz zacząć od małego i krok po kroku zbliżać się do wymarzonego celu.
- Rzadko coś na dużą skalę wychodzi za pierwszym razem. Sukces zawsze wiąże się z dużym wysiłkiem. Trzeba się ciągle doskonalić, dzień po dniu stawać się swoją najlepszą wersją - wyjaśnia. - Uwierzyłem w siebie, zacząłem nagrywać utwory. Równolegle studiowałem na uniwersytecie i dorabiałem na budowie. Odkładałem pieniądze, aby zainwestować je w kreatywność. Dlatego mogę śmiało powiedzieć: wszystko jest możliwe, byłoby pragnienie.

Rodzice nie od razu poważnie potraktowali hobby syna. Uznali, że to tymczasowe zainteresowanie. Kiedy zobaczyli, z jakim entuzjazmem Dima zajmuje się muzyką, pisze i wydaje utwór po utworze, poparli jego chęć rozwoju w show-biznesie.
- Dowiedzieli się, że moje klipy zyskują miliony wyświetleń. Odwiedzili koncert solowy, zobaczyli emocje publiczności, poczuli je u siebie. Więc zrozumieli: syn dokonał właściwego wyboru - mówi z dumą Dmitrij.
"Media społecznościowe potrzebują kreatywnego, wysokiej jakości materiału"
Duża popularność przyszła do niego po udziale w projekcie "X-Factor". Piosenka "Kubiki-Rubiki" dosłownie natychmiast, jak to się mówi, trafiła do publiczności. Jury i publiczność byli zaskoczeni odważnym aktem młodego wykonawcy, który wręczył Oldze Buzowej kwiaty i pierścionek w kształcie kostki Rubika, oświadczając się małżeństwu. Piosenkarka, choć się roześmiała, przyjęła prezent, a o odważnym Białorusinie dowiedzieli się daleko poza granicami naszego kraju. Jednak Dmitrij zawdzięcza sławę nie tylko ekstrawaganckiemu czynowi: jeszcze przed nim jury programu wysoko oceniło dane wokalne uczestnika. To prawda, że nie dostał się do finału projektu, ale zapadł widzom w pamięć.
- Bardzo zabawna historia okazała się z Olgą Buzową, fajnie odegraliśmy scenkę z oświadczeniem - uśmiecha się Dmitrij.

Kolejnym dużym projektem, w którym chętnie wziął udział, była Republikańska akcja "Maraton jedności". Dim Dimycz występował nie tylko jako piosenkarz, ale także jako bloger, ponieważ z czasem zdał sobie sprawę: TikTok i inne młodzieżowe sieci społecznościowe są dobrym narzędziem do promowania siebie. Emocje z tego wydarzenia pozostały u niego jak najbardziej pozytywne .
- Nie trzeba tu inwestować dużych pieniędzy. Media społecznościowe potrzebują kreatywnego, wysokiej jakości materiału. Po projekcie "X-Factor" moja piosenka "Kubiki-Rubiki " zaczęła podbijać TikTok. Zauważyłem, że pod nią kręcą filmy dzieci, i pomyślałem: dlaczego nie nadawać na tej samej fali z nastolatkami, młodzieżą? I to się udało - mówi. - Wymyśliłem fajny nick - Dim Dimycz. Szybko został popularny wśród ludzi. Cały obraz jest zbudowany na tym nicku. Tak, krok po kroku, rok po roku pracowałem nad swoim wizerunkiem, i teraz jestem idolem młodzieży, z czego jestem bardzo dumny.
Bycie przykładem dla młodszego pokolenia to także wielka odpowiedzialność. Na koncertach Dmitrij stara się uczyć dzieci właściwych wartości: mówi, jak ważne jest kochać rodziców, uprawiać sport, dążyć do osiągnięcia celu, marzyć i nie bać się iść z duchem czasu.
- Od niedawna mój zespół współpracuje z jedną z wiodących wytwórni muzycznych w Rosji - Black Star. Niektórzy myślą: a co tu takiego, chyba przynieśli pieniądze, zapłacili i pracują. W rzeczywistości tak nie jest. W takim show-biznesie można coś osiągnąć tylko dzięki ciężkiej pracy, talentowi, chęci pójścia naprzód - wyjaśnia Dmitrij. - Wychodzimy na poważny poziom, robimy różne projekty, współpracujemy z rosyjskimi gwiazdami.

Według Dmitrija Siwczyka, dziś wielu białoruskich artystów znajduje się na listach przebojów. Mówią o nich w rosyjskim show-biznesie, zapraszają do udziału w różnych wydarzeniach w całym WNP. Pod tym względem Białoruś zrobiła duży krok naprzód.
- Na "Maratonie jedności" zespół blogerów na koncertach gromadził po 3-5 tys. widzów. Sukces został zauważony w Rosji. Kiedy przyjeżdżałem do Moskwy i innych miast, słyszałem, jak mówią o tej wielkiej akcji, mówią, że Białorusini wzięli tak potężny wektor - mówi z dumą Dmitrij. - Chcę nadal uczestniczyć w fajnych projektach, aby było ich jak najwięcej. W naszym kraju jest wielu utalentowanych, kreatywnych ludzi. Nie jesteśmy gorsi od rosyjskich gwiazd. Musimy wierzyć w swoich wykonawców i, jak mówi nasz Prezydent, pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Wtedy wszystko się ułoży!
"Potrafię łączyć różne pokolenia"
Większość fanów Dim Dimycza to nastolatki. Ale wśród jego widzów są również dorośli, którzym się podoba twórczość blogera i muzyka.
- Na koncertach widzę, jak w rytm piosenki "Kubiki-Rubiki" lub "Pinokia" śpiewają i tańczą babcie. Fajnie, że jako wszechstronnemu graczowi udaje mi się łączyć różne pokolenia - mówi i zauważa, że nasi rodzice i dziadkowie czasami sceptycznie podchodzą do treści w mediach społecznościowych. - Oprócz dobrych, miłych piosenek, takich jak moje, mają w sobie minusy, które nie są zalecane do oglądania przez nastolatków. Wychowanie jest tutaj najważniejsze: ważne jest, aby dziecku w rodzinie poprawnie wyjaśniano, co jest dobre, a co złe.
Jako przykład Dmitrij przytacza swojego młodszego brata i siostrę, którzy, podobnie jak tysiące ich rówieśników, spędzają czas w Internecie. Znają wszystkie trendy młodzieżowe, mogą siedzieć godzinami w TikTok, ale doskonale rozumieją, jakiego blogera mogą oglądać i słuchać, a kto jest zabroniony, ponieważ nie może dać nic pożytecznego.

Sam Dim Dimycz ma wokół siebie pełno fanów. O swoich wielbicielach opowiada z uśmiechem i ciepłem:
- Jeśli zobaczą mnie gdzieś w mieście, natychmiast zadzwonią do znajomych, kolegów z klasy i powiedzą, gdzie i kiedy spotkali Dim Dimycza. Oczywiście taka życzliwa miłość fanów jest dla mnie przyjemna. Chociaż są tacy, którzy próbują zakłócić moją osobistą przestrzeń. Ale nie jestem na nich zły, nie obrażam się. Mam nadzieję, że w przyszłości zrozumieją, że trzeba być kulturalnym ze wszystkimi - uważa muzyk. - Na jednym z występów nastolatek próbował mnie oblać jakimś źle pachnącym płynem. Do dziś nie rozumiem, co to było. Chociaż takie przypadki są pojedyncze. Dobrych jest znacznie więcej. Często pukają do moich drzwi mieszkania i proszą mamę, żeby Dim Dimycz wyszedł. Jakoś śledzą, dowiadują się, gdzie mieszkam. Mama na fanów nie narzeka, nawet częstuje cukierkami.
Dmitrij zajmuje się blogowaniem od czterech lat i wie z pierwszej ręki, że ważne jest, aby się rozwijać w tej sprawie. Publiczność zawsze czeka na coś nowego, więc nie można zwalniać tempa, podążając za trendami.
- Moi pierwsi subskrybenci, którzy jeszcze trzy lub cztery lata temu byli dziećmi, już stali się nastolatkami, mają zupełnie inne zainteresowania. I to też trzeba wziąć pod uwagę - zauważa bloger. - W wieku 24 lat nie jestem superużytkownikiem TikTok, ale staram się być na tej samej stronie z młodzieżą, wiem, czym oddycha nasze młodsze pokolenie.
Patrząc w przyszłość na około 25 lat, Dmitrij Siwczyk widzi siebie jako producenta, który może zauważyć prawdziwe talenty i je wspierać.
- Młodym talentom trzeba pomagać. Często wspominam, jak trudno mi było jako nastolatkowi rozpocząć tę podróż. Wiele przeszedłem, zdając sobie sprawę, że muszę pokazać ludziom: w życiu wszystko jest możliwe. Nie jest tak ważne, czy ukonczyłeś szkolę muzyczną czy nie - podsumowuje Dmitrij Siwczyk. - Jak mówi Olga Buzowa, nie mów nikomu, że nie umiesz śpiewać, najważniejsze jest, aby być pewnym siebie, iść do celu i osiągnąć sukces. Tego wszystkim życzę.
Marina WAŁACH,
zdjęcia z otwartych źródeł internetowych,
gazeta "7 dni".