
Aktualności tematyczne
"Białorusini w kadrze "
Zasłużona mistrzyni sportu w zapasach w stylu wolnym Irina Kuroczkina ma wiele nagród, w tym najwyższego stopnia. W końcu jest srebrną medalistką Igrzysk Olimpijskich 2020, brązową medalistką mistrzostw świata 2017, 2019 i 2024, trzykrotną mistrzynią Europy. A teraz także laureat specjalnej nagrody Prezydenta "Białoruski Olimp Sportowy". Spotkaliśmy się z Iriną w Stajkach i dowiedzieliśmy się, dlaczego w młodości chciała rzucić sport i co ją powstrzymało, dlaczego słynnej zawodniczki nie można znaleźć w sieciach społecznościowych oraz walkę z którym największym rywalem nie może jeszcze wygrać, chociaż bardzo się stara.
"Moje siostry i ja w dzieciństwie nigdy nie dostawałyśmy nic za darmo"
Irina Kuroczkina dorastała w wiosce Rakuszewo na Mohylewszczyźnie. Wielodzietna rodzina utrzymywała duże gospodarstwo, więc przyszła mistrzyni i jej pięć sióstr miały więcej niż wystarczająco pracy. Przede wszystkim lubiła pracować obok ojca: często jeździła z nim traktorem, pomagała naprawiać sprzęt. Wspominając dzieciństwo, dziękuje rodzicom za ważne lekcje, które pomogły jej w życiu.
- Nie dostawałyśmy nic za darmo: ciągle byłyśmy w polu, a potem na działce, było wystarczająco dużo do zrobienia w domu. Swoje osiągnięcia zawdzięczam w dużej mierze rodzicom, którzy przyzwyczaili mnie do pracy, nauczyli mnie doceniać i szanować ludzi przychodzących z pomocą - mówi Irina Kuroczkina.
Pierwsze kroki w sporcie zaczęła od lekkiej atletyki. Wspomina, że rekrutacja do Bobrujskiej Szkoły Rezerwy Olimpijskiej odbyła się przypadkowo. Jedna z kandydatek zrezygnowała z dalszego szkolenia, i na jej miejsce zapisano Irinę. Teraz przyznaje: nie było chęci do intensywnego trenowania w tym sporcie, więc często opuszczała zajęcia. A potem doznała urazu ścięgna Achillesa. Proces powrotu do zdrowia trwał długo, ale przyszła mistrzyni się nie poddała: zdała sobie sprawę, że chce wrócić do sportu.
- Ale nie w lekkoatletyce - nie zachwycała mnie. Bardziej podobały mi się ćwiczenia siłowe: pompki, wyciskanie sztangi. Dziewczyny z zapasów w stylu wolnym stworzyły jakąś własną atmosferę, były nastawione na zwycięstwo i wysokie wyniki. Dlatego w wieku 16 lat przeszłam do nich, trenowała mnie jedna z zawodniczek. Później zajął się mną Artur Zajcew i doprowadził na światowy poziom - wspomina srebrna medalistka olimpijska. - Nawiasem mówiąc, rodzice poparli mój wybór. Zawsze mówili: twój sport to twoje życie.
Osiąganie wyników w nowym sporcie często odbywało się poprzez łzy i ból. Na początek Irina musiała zdobyć odpowiednią formę fizyczną, dogonić innych zapaśników, nauczyć się technik i skutecznie z nich korzystać.
- Miałam dwa treningi dziennie. Podczas gdy pozostałe juniorki pokazywały wynik, dopiero rozwijałam bazę techniczną. Bez niej nigdzie - to podstawa. Po pewnym czasie zaczęto dopuszczać mnie do zawodów. Na początku często przegrywałam, ale się nie poddawałam. Po trzech latach intensywnych treningów zwyciężyłam jednak w zawodach regionalnych, co bardzo dodało mi pewności siebie. Potem był brązowy medal w republikańskich zawodach - mówi Irina Kuroczkina. - Dorastałam z jednej walki do drugiej. Ale ostatecznie uwierzyłam w swoje siły po zwycięstwie w turnieju republikańskim wśród młodzieży. Zrozumiałam: osiągnę swoje cele, jeśli będę ciężko pracować. Każdy medal to cena za pracę.
"Nie jestem przyzwyczajona do tolerowania bezczelności"
Na swoim pierwszym międzynarodowym starcie w Rydze Irina Kuroczkina zdobyła srebro. Nie powstrzymało jej nawet to, że rywalka zastosowała zakazaną technikę.
- Każdy chce wygrać! To, co w innym sporcie jest uważane za niegrzeczne, w zapasach w stylu wolnym jest normą. Ale mam charakterek i nie jestem przyzwyczajona do tolerowania bezczelności, więc kiedy rywalka, idąc na chwyt, złapała mnie za włosy, a sędziowie nie zauważyli naruszenia, odpowiedziałam w ten sam sposób. Po prostu nie było innych opcji. Natychmiast puściła rękę i kontynuowałyśmy uczciwą walkę - mówi Irina.

W 2018 roku została mistrzynią Europy w wadze 55 kg, następnie przeszła do kategorii Olimpijskiej i zaczęła występować w wadze 57 kg. Przeszła selekcję na II Igrzyska Europejskie w 2019 roku w Mińsku, gdzie zdobyła złoto. I z zachwytem wspomina tę atmosferę:
- To były moje pierwsze zawody na tak wielką skalę. Obok się okazało tak wielu wspaniałych sportowców, którzy wcześniej wydawali się nieosiągalni! To bardzo motywowało do sukcesu, zrobiłam wszystko, by wygrać. Dzięki temu i starannemu przygotowaniu, w zaciętej walce złoty medal przypadł mi - uśmiecha się mistrzyni.
Po wygraniu Mistrzostw Świata w 2018 roku zakwalifikowała się na udział w Igrzyskach Olimpijskich 2020 w Tokio. Były to wyjątkowe Igrzyska: z powodu pandemii koronawirusa musiały zostać przesunięte o rok, zachowując datę 2020. Irina Kuroczkina wspomina: napięcie sportowców nie spadło wtedy również dlatego, że przez długi czas nie było jasne, czy te zawody w ogóle się odbędą.
- Prawdopodobieństwo odwołania Igrzysk Olimpijskich było wysokie. Warunki treningowe stały się trudniejsze - nie mogliśmy trenować w salach. Kontynuowaliśmy więc przygotowania na świeżym powietrzu poza miastem: biegaliśmy po lasach, pchaliśmy bele słomy i rzucaliśmy oponami. Nie przestawaliśmy trenować ani na jeden dzień i bardzo się cieszyliśmy, że Igrzyska Olimpijskie w Tokio jednak będą - mówi rozmówczyni. Zauważa, że Narodowy Komitet Olimpijski dołożył wszelkich starań, aby sportowcy czuli się komfortowo w stolicy Japonii: zostali powitani przy rampie samolotu, zakwaterowani w Wiosce Olimpijskiej, zorganizowano posiłki…
W Tokio Irina Kuroczkina zdobyła srebro, przegrywając z Japonką w finałowym pojedynku na punkty.
- Zdenerwowałam się, oczywiście, że nie mogłam zdobyć złota. Ale zrobiłam, co mogłam, a siły były nierówne - rywalka dogoniła wagę przed walką, nie było wystarczającej mocy, aby ją pokonać. Na rozdaniu nagród rozpłakałam się. Potem pomyślałam: jeśli tym razem się nie udało, spróbuję następnego - mówi zawodniczka.
Bilet na Olimpiadę 2024 otrzymała na turnieju kwalifikacji europejskiej w Baku, ale nie mogła tam być z powodu sankcji - nie została dopuszczona do Igrzysk w Paryżu. Taka niesprawiedliwość ze strony MKOl była dla Iriny szokiem.
- Po zdobyciu nagrody na Igrzyskach Olimpijskich planowałam zakończyć karierę w zapasach w stylu wolnym, zająć się pracą trenerską lub odkryć dla siebie coś nowego, pójść na studia, na przykład. NKO walczył za nas do końca. Kiedy z powodu sankcji nie pozwolono mi uczestniczyć w Igrzyskach Olimpijskich, nie było chęci przyjścia na salę i kontynuowania ćwiczeń. Wtedy bardzo wspierała rodzina, trenerzy, sportowcy i wiele innych nieobojętnych osób - zaznacza mistrzyni świata. - Kiedy emocje ucichły, wróciłam do sali. I zdałam sobie sprawę, że nie jestem gotowa, aby z niej odejść. Nie do końca się zrealizowałam, jest mnóstwo ambicji i chęć zdobywania nagród. Za to specjalne podziękowania dla wszystkich pracowników Centrum Szkolenia Olimpijskiego "Stajki" i Siergieja Chmielkowa, którzy nie dali się tak po prostu poddać.
O przyznaniu specjalnej nagrody "Białoruski Olimp Sportowy" Irina Kuroczkina dowiedziała się po telefonie z Ministerstwa Sportu i Turystyki.
- Ta nagroda jest dla mnie wielkim zaszczytem, zachętą do dalszego rozwoju, podboju sportowego Olimpu dla dobra naszej ojczyzny. Wyobraźcie sobie, że sam głowa państwa ocenił moją pracę. I to jak! A jakie wsparcie daje nasze państwo rozwojowi sportu! Nie każdy kraj może się tym pochwalić. To kosztuje dużo! - mówi z dumą.
"Nauczyłam się traktować siebie ze zrozumieniem"
W zwykłym życiu niewiele osób rozpoznaje mistrzynię olimpijską bez warkoczy-kłosków na głowie. W sieciach społecznościowych Iriny Kuroczkinej nie można znaleźć: nie należy do tych, którzy lubią odsłaniać życie osobiste. Ale na nasze bardzo osobiste pytanie - dotyczące małżeństwa - jednak odpowiada:
- Teraz nie jestem gotowa wyjść za mąż i mieć dzieci. Nie spieszę się w tej sprawie, jestem pewna, że z czasem wszystko przyjdzie samo. W tej chwili mam harmonogram treningów i turniejów, do których jestem przyzwyczajona. Będzie bardzo trudno połączyć go z rodziną, trzeba będzie wybrać jedną rzecz - mówi. - Zawsze podziwiam zawodniczki, które po urodzeniu dziecka wracają do sportu i osiągają wysokie wyniki.
W wolnym czasie Irina słucha muzyki, spaceruje na świeżym powietrzu i czyta książki. Gusta literackie zależą od nastroju i harmonogramu treningów: jeśli napięty harmonogram - preferuje bajki i lekkie historie, gdy jest nieco swobodniejszy - zanurza się w uniwersyteckich podręcznikach psychologii. Niedawno skończyła czytać książkę "Regeneracja sportowców".
- Ale ulubionym dziełem jest "Mistrz i Małgorzata". Podoba mi się w powieści satyra na społeczeństwo, podobieństwo zachowań bohaterów do prawdziwych ludzi. Kilka razy czytałam, zapisywałam w zeszycie najciekawsze momenty - mówi. - Interesują mnie też czasopisma o światowych wydarzeniach historycznych.
Ale na na obozie treningowym nie do książek, przyznaje zawodniczka. Tam zabiera tablet, na którym po treningu ogląda wywiady z utytułowanymi sportowcami. Lubi uczyć się, jak rozwijają się różne sporty.
- Walka mężczyzn jest interesująca, a walka kobiet emocjonalna. Wielu nie może sobie wyobrazić, jaką pracę wykonują sportowcy, aby osiągnąć wysokie wyniki! Lubię oglądać walkę Japonki Yui Susaki, pięknie kiedyś występował Rosjanin Arsen Fadzajew. Z pewnością podziwiam niezrównaną technikę Aleksandra Wasiljewicza Miedwiedzia. Dla mnie dumą jest walka w turnieju, który został nazwany na jego cześć - zauważa Irina Kuroczkina.
Mamy pytanie do zawodniczki: czy udało jej się pokonać głównego przeciwnika?
- Siebie? Nadal nad tym pracuję. To trudna droga. Dopiero niedawno nauczyłam się traktować siebie ze zrozumieniem, dumą i szacunkiem. Wcześniej wewnętrzny krytyk, nie licząc się z moim stanem, ciągle podpuszczał: rób, rób, rób. Teraz znajduję kompromis ze sobą w kontrowersyjnych momentach. Musisz stale trenować nie tylko w sporcie, ale także w życiu: w czymś pokonać siebie, aby wygrać - uśmiecha się Irina Kuroczkina.
Wadim KONDRATIUK,
gazeta "7 dni".