
7 lutego, Mińsk /Kor. BELTA/. Mieszkaniec Baranowiczów Aleksander Wołczek, pokrzywdzony w sprawie Siemiona Serafimowicza, który w swoim czasie był funkcjonariuszem milicji w powiecie korelickim, powiedział w Sądzie Najwyższym, jak policjanci z Londynu w latach 90. zbierali dowody winy Serafimowicza, donosi korespondent BELTA.
Aleksander Wołczek powiedział, że w 1993 roku wraz z detektywami ze Scotland Yardu pracował nad oskarżeniem o przestępczą działalność Serafimowicza.
"Byłem wtedy inspektorem powiatowym. Na polecenie szefa został, można powiedzieć, oddelegowany do tej grupy detektywów. Było dwóch detektywów, mieszkali w hotelu w Koreliczach i pracowali we wszystkich wioskach: pracowali w Mirze, w Pogorielce. Niestety, nic za nimi nie powielaliśmy, nic nie zebraliśmy" - powiedział pokrzywdzony, wyjaśniając, że miał wtedy 23 lata.
Według Aleksandra Wołczka, w tamtych czasach jeszcze żyli niektórzy policaje, którzy na wyrok sądu otrzymali po 25 lat. Odsiedzieli i wyszli. Policjanci z Londynu również się z nimi spotykali.
W tym samym czasie ujawniono tak ważnego świadka, jak Aleksander Warfalamejewicz Cariuk, który wskazywał na zbrodnie Serafimowicza.
Policjanci dokonali identyfikacji na podstawie zdjęć. Proces został nakręcony kamerą. Byli z nimi rosyjskojęzyczni tłumacze. Rozpoznanie trwało dłużej niż jeden dzień - przez długi czas. Ci, którzy zidentyfikowali Serafimowicza na podstawie zdjęć, polecieli następnie do Londynu, aby zeznawać.

Aleksander Wołczek wspomina, że detektywi wyjaśnili wtedy, że niedawno u nich wydali prawo, zgodnie z którym stało się możliwe pociągnięcie Serafimowicza do odpowiedzialności, dlatego zbierają materiał do sprawy karnej. Następnie Prokurator Królewski przez długi czas podejmował decyzję o aresztowaniu Serafimowicza i tak się stało.
"Zebrali wystarczająco dużo materiału, aby go aresztować" - powiedział pokrzywdzony.
Odpowiadając na pytania prokuratora, poinformował, że policjanci z Londynu sami przeprowadzili niezbędne czynności kontrolne, śledcze. Sami z tłumaczem przesłuchiwali świadków. Białoruskie organy ścigania nie interweniowały w ten proces. "Powiedziano nam, aby nie przeszkadzać, niech pracują" - powiedział Aleksander Wołczek, dodając, że strona białoruska była jak najbardziej otwarta.

Wcześniej prokurator Aleksander Demidow w komentarzu do dziennikarzy wyjaśnił, że oskarżony o ludobójstwo Siemion Serafimowicz był sądzony w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Stanął jednak przed sądem po ponad 50 latach.
"Polityka prowadzona przez sojuszników koalicji antyhitlerowskiej w latach powojennych pozwoliła Serafimowiczowi nie obawiać się ujawnienia przez długi czas. Pomimo faktu, że nawet na początkowym etapie, już w latach 1940-1950, istniały informacje o zaangażowaniu Serafimowicza w operacje karne przeciwko ludności cywilnej, informacje te pozostały bez odpowiedniej i niezbędnej reakcji ze strony właściwych władz Wielkiej Brytanii" - zaznaczył prokurator.

Powiedział, że sprawa ruszyła do przodu wraz z przyjęciem ustawy o ściganiu zbrodniarzy wojennych w 1991 roku. Część czynności śledczych zostały przeprowadzone na początku lat 90. na terytorium Białorusi. Organy ścigania Białorusi udzieliły maksymalnej pomocy w ustaleniu wszystkich okoliczności przestępczej działalności Serafimowicza, w wyniku czego ponad 50 lat później został on postawiony przed sądem w Wielkiej Brytanii. Jednak ten proces znacznie się opóźnił i w styczniu 1997 roku postępowanie zostało zawieszone z powodu choroby oskarżonego. Niedługo później Serafimowicz zmarł, co uniemożliwiło wydanie wyroku przeciwko niemu.
Aleksander Wołczek powiedział, że w 1993 roku wraz z detektywami ze Scotland Yardu pracował nad oskarżeniem o przestępczą działalność Serafimowicza.
"Byłem wtedy inspektorem powiatowym. Na polecenie szefa został, można powiedzieć, oddelegowany do tej grupy detektywów. Było dwóch detektywów, mieszkali w hotelu w Koreliczach i pracowali we wszystkich wioskach: pracowali w Mirze, w Pogorielce. Niestety, nic za nimi nie powielaliśmy, nic nie zebraliśmy" - powiedział pokrzywdzony, wyjaśniając, że miał wtedy 23 lata.
Według Aleksandra Wołczka, w tamtych czasach jeszcze żyli niektórzy policaje, którzy na wyrok sądu otrzymali po 25 lat. Odsiedzieli i wyszli. Policjanci z Londynu również się z nimi spotykali.
W tym samym czasie ujawniono tak ważnego świadka, jak Aleksander Warfalamejewicz Cariuk, który wskazywał na zbrodnie Serafimowicza.
Policjanci dokonali identyfikacji na podstawie zdjęć. Proces został nakręcony kamerą. Byli z nimi rosyjskojęzyczni tłumacze. Rozpoznanie trwało dłużej niż jeden dzień - przez długi czas. Ci, którzy zidentyfikowali Serafimowicza na podstawie zdjęć, polecieli następnie do Londynu, aby zeznawać.


"Zebrali wystarczająco dużo materiału, aby go aresztować" - powiedział pokrzywdzony.
Odpowiadając na pytania prokuratora, poinformował, że policjanci z Londynu sami przeprowadzili niezbędne czynności kontrolne, śledcze. Sami z tłumaczem przesłuchiwali świadków. Białoruskie organy ścigania nie interweniowały w ten proces. "Powiedziano nam, aby nie przeszkadzać, niech pracują" - powiedział Aleksander Wołczek, dodając, że strona białoruska była jak najbardziej otwarta.


"Polityka prowadzona przez sojuszników koalicji antyhitlerowskiej w latach powojennych pozwoliła Serafimowiczowi nie obawiać się ujawnienia przez długi czas. Pomimo faktu, że nawet na początkowym etapie, już w latach 1940-1950, istniały informacje o zaangażowaniu Serafimowicza w operacje karne przeciwko ludności cywilnej, informacje te pozostały bez odpowiedniej i niezbędnej reakcji ze strony właściwych władz Wielkiej Brytanii" - zaznaczył prokurator.

Powiedział, że sprawa ruszyła do przodu wraz z przyjęciem ustawy o ściganiu zbrodniarzy wojennych w 1991 roku. Część czynności śledczych zostały przeprowadzone na początku lat 90. na terytorium Białorusi. Organy ścigania Białorusi udzieliły maksymalnej pomocy w ustaleniu wszystkich okoliczności przestępczej działalności Serafimowicza, w wyniku czego ponad 50 lat później został on postawiony przed sądem w Wielkiej Brytanii. Jednak ten proces znacznie się opóźnił i w styczniu 1997 roku postępowanie zostało zawieszone z powodu choroby oskarżonego. Niedługo później Serafimowicz zmarł, co uniemożliwiło wydanie wyroku przeciwko niemu.